niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 70

Uwinęłam się hahah
Enjoy: 

Następnego poranka roluję się na łóżku sięgając po telefon. Do tej pory Zayn się do mnie nie odezwał. Sama również do niego nie pisałam, ani nie dzwoniłam. Jak już powiedziałam – potrzebowałam chwili na przemyślenie tego wszystkiego. Decyzja zapadła – koniec z grzebaniem w sprawach Zayn’a, koniec z chorobliwą ciekawością. Cała ta moja obsesja powoli stawała się niezdrowa.
Matt miał jednak rację w jednej sprawie, bardzo zależy mi na Zayn’ie myślę, że ostatecznie chłopak się przede mną otworzy. Miejmy tylko nadzieję, że stanie się to zanim powróci moja stara, ciekawska wersja mnie. Nie wiem na jak długo uda mi się ją upchnąć w cień, aby nie mieszała się w codzienność. Minął dopiero dzień od mojej magicznej przemiany, a już zdążyłam się poczuć dziwnie. Zmuszam się, aby przestać rozmyślać nad Zayn’em. Jeśli tego nie zrobię – ciekawość i żądza poznania całej prawdy powróci.
Przygotowując się na zajęcia, wiem, że Zayn też tam będzie. Przecież wcale się nie pokłóciliśmy – może tylko trochę, jednak z między nami okay. Ogarniają mnie paranoiczne myśli. Wkładam na siebie ciemną, burgundową bluzkę z długim rękawem, ciemne spodnie i botki. Zaraz prze wyjściem ściągam z wieszaka szarą kurtkę, zabieram wszystkie potrzebne rzeczy i wychodzę z pokoju zostawiając w nim wciąż śpiącą Sarę.
Na kampusie panuje ciemność, na całym niebie kręcą się nieprzyjemne chmury. Między drzewami, na wolnej przestrzeni szaleje zimny wiatr powodując ciarki na moim ciele. Szybkim krokiem zbliżam się do sali, zrobię wszystko, by tylko jak najszybciej wydostać się z tego zimna.
Wchodząc do środka zauważam, że Zayn siedzi już przy swoim biurku. Widać po jego zmęczonej twarzy, że nie do końca się wyspał, jednak mimo to wygląda bardzo przystojnie. Siadam na krześle obok niego i uśmiecham się.
- Hej – na moje śmiałe powitanie oczy chłopaka jaśnieją. Widzę, że dręczyła go ta sama myśl – niewiedza, w jakim punkcie zamarliśmy, gdzie się podzialiśmy. Może ta chwila spokoju dała nam jakieś pozytywne rozwiązania.
- Cześć – jego humor od razu się poprawia, a ja nawet wiem dlaczego. Pewnie oczekiwał, że nadal będę na niego zła, smutna o to co się stało ostatnio w jego mieszkaniu.
Nie przyznam mu się do podjętej decyzji – o tym, że przestaję grzebać w jego sprawach. Postaram się mu to jakoś pokazać, przekazać dyskretnie, ale gestami. Słyszałam, że czyny przemawiają do ludzi dużo szybciej, niż słowa. Może nie zawsze wobec Zayn’a, jednak warto próbować. Czasem jego słowa grały ważniejszą rolę, niż czyny.
Kolejni uczniowie pokazują się w klasie, wszyscy są dziwnie milczący. Przyczyną tego może być niezbyt ciekawa pogoda – deszczowa i smętna aura wysysa energię ze wszystkich, nawet najbardziej pozytywnych osób.
- Jak się masz?- pytam go cicho spoglądając na jego twarz kątem oka. Chłopak wzrusza tylko ramionami.
- Świetnie – przytakuje. Zastanawiam się, czy jego zmęczony wyraz twarzy pochodzi od myślenia nad nami, czy po prostu tylko mi się tak wydaje – A ty? – nasza rozmowa zaczyna się robić sztuczna i dziwna, taka naciągana. Zayn spodziewał się ataku milionów pytań i napiętej atmosfery.
- Dobrze, Sara i ja wybrałyśmy się wczoraj na zakupy – oznajmiam spokojnie. Sądzę, że mówienie mu o kupnie nowej sukienki nie koniecznie go zainteresuje. Po chwili ciszy przerywanej przez szuranie wchodzących uczniów, chłopak w końcu się odzywa.
- Julio posłuchaj-
- Dzień dobry klaso! – Pan Collins wita nas głośno wchodząc do klasy. Odniosłam wrażenie, że Zayn chciał mi wyjaśnić tę całą sprawę z soboty – ewentualnie okłamać. W każdym bądź razie, jestem wdzięczna nauczycielowi, że przerwał mu akurat w tym momencie. W chwili, gdy Zayn mówi mi prawdę, bądź kłamie nie jestem w stanie zatrzymać cisnących się na mój język pytań.
Wzrok wykładowcy zatrzymuje się na mnie i Zayn’ie przez dłuższą chwilę, co wzbudza we mnie złe przeczucie. Następnie zwraca się do tablicy z kredą w dłoni i zaczyna kreślić na niej temat dzisiejszego wykładu.
- Dzisiaj poruszymy temat natarczywych związków – wzrok Zayn’a automatycznie przechodzi na pana Collins’a, a ja cała się spinam. Nauczyciel patrzy wprost na naszą dwójkę, a ja wiem czym spowodowany jest ten wzrok. To przez siniaki, rany zadane przez Derek’a. Nie prawda, myślę irracjonalnie, przecież nie poruszałby takiego tematu ze względu na domniemanemu powiązaniu z dwójką studentów – mną i Zayn’ie. To szalone.
Jednak wraz z kontynuacją tematu, moja paranoiczna teoria na ten temat wydaje się być już mniej szalona. Pan Collins wręcza nam artykuły dotyczące dziewczyn będących w związkach, które są zbyt przerażone, by wyznać prawdę o ich agresywnych chłopakach. One boją się wyznać, że są przez nich bite, krzywdzone, boją się stracić ‘miłość życia’.
Następnie wygłasza nam wywód o tym, jak przemoc nie zawsze dotyczy krzywdy fizycznej, napastnicy posuwają się do ataków psychicznych. Dodaje, że dziewczyna często ma nadzieję zmienić chłopaka, który sam zarzeka się osobistej przemiany na lepsze.
Przytacza nawet pewną historię o dziewczynie chowającej rany, siniaki na rękach tłumaczącej się, że to wszystko pochodzi od nieszczęśliwego upadku. Moje policzki natychmiast oblewa krwista czerwień. Ja to zrobiłam, powiedziałam, że to nic takiego, zwykły upadek, przez który nabiłam sobie tyle sińców. Tak naprawdę pochodziły one z rąk Derek’a.
Opowiadając, cały czas przygląda się mnie i Zayn’owi. Widzę, że chłopak to zauważył, jego ciało jest napięte. Zaciskam szczękę modląc się, aby zajęcia skończyły się szybciej, niż mulat straci cierpliwość. Całe szczęście, że te ‘dowody’, w postaci siniaków dawno zniknęły i odeszły w zapomnienie.
Kiedy lekcja się ostatecznie kończy, szybko zbieram swoje rzeczy. Pragnę wydostać się z salki, która nagle stała się ciasna i duszna. Rzucam zawistnym spojrzeniem w stronę pana Collins’a, który stoi wpatrzony w swoje kartki. Zayn podąża za mną powolnym krokiem – nawet bardzo powolnym. Wiem, że chce nawrzucać nauczycielowi, ale tego nie robi. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna.
- Dlaczego on do cholery cały czas na nas spoglądał? – dopytuje się idąc za mną do akademika. Nie oskarża mnie o to, jest po prostu zły, tak jak ja. Zaciskam usta w wąską linię.
- Widział siniaki zadane przez Derek’a – wyjaśniam mu cicho zaciągając w dół rękawy koszulki.
- Widział siniaki? – powtarza, gdy dochodzimy do akademika. Obracam się w jego stronę. Na twarzy chłopaka maluje się złość, doszła do niego rzeczywistość – Cholera, pewnie myśli, że ja ci to zrobiłem, prawda? – chłopak pyta.
- Uspokój się… jest okay, to tylko rozkład wykładów – staram się go uspokoić kładąc dłonie na jego torsie. Przygląda się mi; jego wzrok czeka na więcej, na moją złość, wyrzuty dotyczące dokumentu, który ostatnio znalazłam. Do tej pory Zayn mnie nie zranił – przynajmniej nie fizycznie i nie mam powodu do zmartwień. Nie tworzymy żadnego natarczywego związku, daleko nam do takiego.
- Do cholery, Julio! On uważa, że ja cię pobiłem! – twarzy chłopaka oblewa odraza na samą myśl o czymś takim. Odczuwam ostry ból na sercu – on przenigdy nie położyłby ręki na kobiecie, nie po tym, co przeszedł, i czego był świadkiem w dzieciństwie.
- On jest.. zaniepokojony – kręcę głową.
- Ponieważ chce się dostać do twoich majtek! – krzyczy. Mierzę go spojrzeniem kręcąc głową.
- Nie. To tylko rozkład wykładów. To psychologia, natarczywe relacje są częścią poruszaną przez psychologię – kłócę się – To była tylko zwykła lekcja, akurat o takiej, a nie innej tematyce, przestańmy wchodzić w szczegóły – Czas skończyć z zadawaniem niepotrzebnych pytań.
^^^
- Jak ty i Zayn? – Lindsay uśmiecha się do mnie. Spoglądam na nią zdając sobie sprawę, że wszyscy swobodnie sobie rozmawiają, kiedy pani Parks czyta sobie w spokoju książkę. Wzdycham ciężko, Zayn w końcu się uspokoił.
Kilkakrotnie powtórzyłam mu, że to tylko ogólnie nałożony plan wykładów, zapewnie martwił się o moje samopoczucie. Jednak to nie pomogło mi w uspokojeniu Zayn’a, zaczął mi mówić, jak to pan Collins chce się do mnie dobrać.
Fakt, faktem – udało nam się uniknąć kłótni. Nie mam pojęcia jak, ale ważny jest efekt. Po jakiejś godzinie sprzeczki, poprowadzonej, jak cywilizowani ludzie odprowadził mnie pod salę do Literatury.
- Między nami świetnie – mówię jej – Skończyłam z chorobliwą ciekawością – wzruszam ramionami.
- Ciekawość zabiła kota* - dziewczyna odpowiada mi z lekkim śmiechem.
- Dobra wiadomość jest taka, że skończyłam z tym, zanim coś mnie zabiło – śmieję się trącając dziewczynę w ramię – Wiesz… Powinnyśmy się gdzieś razem spotkać, ostatnio odnoszę wrażenie, że prawie wcale się nie widujemy – twierdzę ze smutkiem.
Zdaję sobie sprawę, że w większości to moje wina – moje życie kręci się wokół Zayn’a i nie pozostaje mi zbyt wiele czasu na inne przyjemności. Natarczywy związek – to taki, w którym jedna osoba zmusza drugą do podporządkowania swojego życia do jej. W razie złego wydarzenia pomiędzy tą dwójką, jednej z nich wydaje się, że świat się zatrzymał, i wszystko straciło sens. Przygryzam wargę starając się wyrzucić tę definicję Pana Collins’a z głowy.
- Miło mi to słyszeć – uśmiecha się. Unoszę brew zaciekawiona podtekstem usłyszanym w jej głosie.
- A to czemu? – śmieję się nie pokazując swojego zdenerwowania.
- Mój brat Joshua przyjeżdża w odwiedziny w następnym tygodniu. Przylatuje tu i zostaje na tydzień, zaraz potem wyjeżdża na święto Dziękczynienia – zapomniałam o nadchodzącej uroczystości. Święto Dziękczynienia już za niecałe dwa tygodnie. Przygryzam wargę zamartwiając się.
Naprawdę chciałabym, aby Zayn poznał moich rodziców. On ma jednak inne zdanie; założę się, że ma z tym coś wspólnego jego przeszłość. Moja mama jest go ogromnie ciekawa, sama ukrywałam fakt o jego istnieniu, tylko dlatego, że on robił to wobec mnie.
Moja matka nie wie o nim nic, poza imieniem, miejscem urodzenia – w zasadzie to tak, jak ja. Biorę głęboki oddech przypominając sobie, że jego zawiłości z przeszłości nie mają najmniejszego dla nas znaczenia. Mimo wszystko będziemy szczęśliwą parą i to wszystko nie ma na nas żadnego wpływu.
Właśnie, że nie prawda. To zawsze będzie miało dla mnie znaczenie – taka już jestem. Pocieram się po szyi, już nigdy się tego nie wyzbędę. Nie potrafię pozbyć się wrodzonej ciekawości dla dobra związku mojego i Zayn’a. Odkąd przestałam go wypytywać, sprawy między nami zaczęły się w końcu układać, jednak… Nie kłóciliśmy się, ale też nie całowaliśmy.. Nic się między nami już nie dzieje.
- Jula? – spoglądam na Lindsay zdając sobie sprawę, że odleciałam.
- Z wielką przyjemnością poznam twojego brata.
- Fantastycznie! – uśmiecha się – On jest przemiłym człowiekiem, wiem, że chciałby zobaczyć, że mam przyjaciół – śmieje się.
- Czy on uważa, że ich nie masz? – to przypomina mi moją matkę, która myślała, że zadaję się tylko i wyłącznie z Sarą.
- Tak, może trochę – przewraca oczami – Zawsze mi powtarza, że jestem zbyt nieśmiała, za bardzo skupiam się na ocenach i siatkówce – wyjaśnia – Nie widzę w tym nic złego – marszczy brwi.
- Jeśli kiedykolwiek będzie się ci to jeszcze wypominał, zgłoś się do mnie. Zadzwonię to Zayn’a, który skopie mu tyłek – uśmiecham się do niej, na co dziewczyna odwzajemnia gest. Obie wybuchamy śmiechem zdając sobie sprawę, że mulat nie miał by z tym wielkiego problemu. Już długi czas w nic nie przyłożył – myślę, że to dobry znak.
^^^

Reszta tygodnia mija mi w identyczny sposób. Zayn’a strasznie ponosi, wiem, że jest na skraju wytrzymałości z powodu wykładu pana Collins’a oraz mnie – dziewczyny, która nagle przestała wtykać nos w jego sprawy. Prawdopodobnie martwi się jak cholera widząc mnie taką cichą i potulną.
Jednakże wychodzi na to, że moja cisza działa odwrotnie, niż się tego spodziewałam. Wydaje mi się, że on uważa, że jestem na niego wściekła. Całowaliśmy się kilka razy po zakończonych zajęciach – tak na pożegnanie, jednak nie doszło do intymniejszych chwil.
Widzę, że nowa wersja mnie go dziwię, a może nawet martwię. Ciężko było mi się przestawić i skończyć z pytaniami, kiedy on jest w złym humorze, albo gdy niespodziewanie otrzymuje telefon, czy wiadomość, a jego aura natychmiast zmienia się w negatywną. Wydawało mi się, że tego właśnie chciał – abym trzymała się z dala od jego spraw. Nadal pragnę się tego dowiedzieć, pozwolić mojej ciekawości ponieść się, ale nie mogę. Tak będzie po prostu lepiej.
Chcę, aby między nami było już tylko lepiej, i lepiej. Skoro to wymagało tego, aby on ukrywał przede mną kilka ‘nieistotnych’ spraw, zgadzam się. Mam nadzieję, że mój plan zadziała – przynajmniej raz spostrzeże, że podporządkowuję się jego słowom.
W końcu nadchodzi piątek. Razem z Sarą od dobrych trzech godzin szykujemy się do wyjścia. W zasadzie to tylko Sara, ja siedziałam na krześle rozmawiając z nią. Cały ten czas jednocześnie gnał do przodu i ciągnął się ociężale – z Zayn’em było prawie normalnie.. Zero sprzeczek, dziwacznych tajemnic, wpadliśmy w wir codzienności.
Ten wir wcale nam nie pasował – ledwie się do siebie odzywaliśmy. Jestem prawie pewna, że on nadal oczekuje potoku pytań dotyczących tego zakazu. Czekam, aż się na mnie zdenerwuje – ale nie dopuszczę do takiego scenariusza.
- Jula! Zayn przybędzie tu za parę godzin! Zabieraj swój tyłek do łazienki! – piszczy na mnie. Śmieję się z niej i słucham jej rozkazu. Dziewczyna sadza mnie na fotelu w łazience i pospiesznie zaczyna kręcić mi włosy. Rozmawiamy na temat naszych wizji dotyczących nadchodzącego wieczoru – domyślamy się jacy będą ci wszyscy absolwenci.
Po jakiejś godzinie Sara kończy robić mi makijaż oraz włosy. Uśmiecha się do mnie dumnie, kiedy ja spoglądam na swoje odbicie w zaskoczeniu. Jak zawsze odwaliła kawał doskonałej roboty. Oczy wymalowane mam cieniem używanym do ‘smokey eye’, na powiece widnieje cienka, czarna kreska, maskara idealnie uwydatnia moje rzęsy. Całość wykończona została delikatną, różową szminką. Z kolei włosy opadają kaskadami wzdłuż jednego ramienia tworząc delikatne fale, z drugiej strony zostały one podpięte.
- Przebierzmy się – uśmiecha się podając mi do ręki suknię, która natychmiast wciągam na siebie opatulając własne ciało. Walczę z zapięciem jej, ale w końcu udaje mi się zaciągnąć maszynkę do samej góry. Sara spogląda na mnie z dumą, obraca się w stronę lustra podziwiając swój idealny makijaż i doskonale ułożone włosy.
Przemierzam jej drobną posturę wzrokiem, nieźle się spisała. Zakryła swe niewielkie niedoskonałości makijażem, sprawiła, że moje niesforne włosy wyglądają nieziemsko, suknia pasuje do mnie, jak ulał. Cieszę się, że ją dla mnie kupiła. Spoglądam na komórkę odczytując wiadomość od Zayn’a z informacją, że przyjedzie za kilka minut.
- Wyjdę do Zayn’a na zewnątrz – mówię zabierając torebkę, po czym mijam się z Sarą.
- Co? Dlaczego? – pyta ze zmarszczonym czołem. Wzruszam ramionami.
- Po prostu… denerwuję się, nie chcę tu na niego czekać – wyjaśniam. Od rana motylki w żołądku nie dają mi już spokoju. Pamiętam, że pytałam go, czy na pewno wychodzimy – w razie, gdyby się jednak rozmyślił.
Aktualnie odnoszę wrażenie, jakbyśmy stąpali po cienkim lodzie. Jest prawie dobrze, ponieważ Zayn nie do końca wie, jak poradzić sobie z nową mną. Mam nadzieję, że ta przemiana pomoże nam obojgu podczas dzisiejszego wieczoru i powrócimy do tego, jak było kiedyś – oby bez kłótni.
- W porządku – odpowiada śpiewnym głosem – Do zobaczenia później moja piękna – mruga do mnie, na co zaczynam się śmiać. Wychodzę z akademika na zimne powietrze. Wzdycham ciężko, dlaczego zapomniałam o kurtce.
Zastanawiam się nad powrotem do akademika, by ją wziąć, jednak zauważam dojeżdżającego na parking Zayn’a. Podchodzę te kilka metrów. Gdy jestem już wystarczająco blisko auta, Zayn wysiada na zewnątrz eksponując swój elegancki ubiór. Chłopak ma na sobie białą koszulę z kołnierzykiem, czarną marynarkę i pasujące czarne spodnie.
- Właśnie miałem po ciebie wyjść – wyjaśnia pospiesznie. Przyglądam się mu, gdy obchodzi samochód podchodząc do mnie. Uśmiecham się kręcąc głową.
- W porządku, sama chciałam do ciebie wyjść – wzruszam ramionami. Mój wzrok ponownie go lustruje oceniając jego strój – Nie ubrałeś się, jak należy – uśmiecham się.
- Przecież mam koszulę z kołnierzykiem i eleganckie spodnie – kłóci się. Przyglądam się kręcąc przecząco głową, chłopak otwiera przede mną drzwi pasażera rzucając czarującym uśmiechem.
- A co z krawatem? – nie odpowiada wyczekując, aż wsiądę do środka – To impreza pod krawatem Zayn – wzdycham, a chłopak nadal milczy – Jesteś niemożliwy – kręcę głową chyba po raz dziesiąty tego wieczora wsiadając do samochodu.
Nie jestem tak zła, jak powinnam. On jest taki uparty. W zasadzie to nawet cieszę się z tego, cały ten tydzień był jakiś dziwny, cichy – żadne z nas nie chciało się nawzajem zasmucić. Pierwszy raz od jakiegoś czasu się o coś spieramy – pomijając tego o pana Collins’a. Zaczynam wsiadać do środka, kiedy on chwyta mnie za łokieć tym samym zatrzymując w miejscu.
- Kochanie – obracam się do niego, na jego twarzy widnieje przepiękny uśmiech. Chłopak grzebie w kieszeni i wyciąga z niej czarny krawat. Mierzę go wzrokiem, na co on zaczyna chichotać zadowolony z siebie.
- Jesteś okropny – śmieję się nie będąc już w stanie dłużej mierzyć go spojrzeniem. Odpycham go od siebie, na co on ponownie mnie przyciąga. Chichocze, jego dłoń zmierza w dół po moim ramieniu, od jego dotyku natychmiast czuję rozgrzewające mnie ciepło.
- Wyglądasz przepięknie – schyla się całując mnie czuje w usta. Jego pocałunek jest niezwykle delikatny. Wdycham niesamowity zapach jego perfum zaplatając dłonie na jego szyi. To najintymniejszy moment jaki dzieliliśmy od ostatniej kłótni. Po krótkiej chwili chłopak oddala się spuszczając wzrok na swój krawat.
- Założysz go za mnie? – nie patrzy na mnie podając mi krawat do dłoni. Przytakuję z uśmiechem zabierając go od niego. Zakładam go wokół jego kołnierzyka na szyi, z łatwością wiążę i prostuję delikatny materiał. Chcę, aby wyglądał idealnie. Poprawiam również całą marynarkę wygładzając powstałe już zmarszczki na ramieniu. Moje dłonie spoczywają na jego torsie patrząc mu prosto w oczy. Chłopak przygląda mi się ciepło.
- Elizabeth i Jonah dostaną chyba zawału. Nigdy nie noszę krawatów – odpowiada szeptem. Nie odpowiadam – składam na jego ustach pocałunek wdzięczna, że przystosował się do reguły i charakteru imprezy. Po chwili oboje wsiadamy do samochodu.
Chłopak zapala silnik przekręcając kluczyk w stacyjce. Całą drogę milczymy – cisza nie jest już taka przytłaczająca, jak przez ostatni tydzień.
Nie sądziłam, że moje ciekawskie były głównym tematem do rozmów, aczkolwiek wygląda na to, że się myliłam. Bawiąc się materiałem sukienki powstrzymuję się od zadania ich. W końcu dojeżdżamy pod dom Jonah i Elizabeth.
Na szerokim podjeździe zaparkowane już są samochody, jasne światła prowadzą do wejścia domu. Wraz z zatrzymaniem się auta, w moim żołądku zawiązuje się supeł zdenerwowania.
- Jesteś pewien, że chcesz tam iść? – spoglądam na niego, po czym mój wzrok wraca na potężny dom. Budynek emituje ciepłym światłem, do środka powoli wchodzą strojnie ubrane dziewczyny i mężczyźni ubrani podobnie do Zayn’a. Czuję, jak mój żołądem wykręca się, nie mam pojęcia dlaczego czuję się, aż tak zestresowana.
Myślę, że to przez kłębiącą się we mnie myśl, o tym, że jestem ‘pierwszą’ Zayn’a. On jeszcze nigdy nie zjawił się na takim wydarzeniu, nawet sam, co dopiero z dziewczyną. Czuję ogromną presję, wiem, że pasuje mi pokazać się od jak najlepszej strony.
- Nie mów mi, że masz wątpliwości – śmieje się kładąc swoją dłoń na moich plecach w zachęcającym geście. Jego duża i ciepła dłoń wysyła przyjemnie iskierki przez całe moje ciało – To ty powinnaś być moją zachętą, tylko i wyłącznie dzięki tobie uda mi się przetrwać to gówno – mówi niskim tonem.
Biorę głęboki oddech obracając się z uśmiechem do chłopaka. Wymuszam w sobie najbardziej odważny uśmiech, na jaki mnie stać, po czym wypuszczam powietrze w celu uspokojenia się. Jestem jego zachętą, a on będzie moją.
- Nie jestem – kręcę głową. Zayn spogląda na mnie uważnie podciągając się na fotelu.
- Julio.. czy aby wszystko w porządku? – pyta mnie cicho. Moje brwi łączą się w zaskoczeniu. Jego głos i wyraz twarzy są zbyt zmartwione i ostrożne – patrzy na mnie, jakbym miała stąd zaraz zniknąć.
- W jak najlepszym – przytakuję powoli – Czemu pytasz? – na to pytanie dyskomfort między nami wydaje się być jeszcze większy. Wygląda na to, że to nie była tylko moja wyobraźnia – on też zauważył, że nastał między nami dziwny czas.
- Po prostu.. Byłaś taka cicha przez ten tydzień – wzrusza ramionami – Nawet nie byłem pewien, czy chcesz tu dziś ze mną przyjść – wyjaśnia, a kąciki jego ust opadają momentalnie w dół. Byłam cicho, gdyż nie wiedziałam o czym rozmawiać. Wygląda na to, że nasze rozmowy głównie opierały się na mojej ciekawości.
- Wszystko świetnie – zapewniam go z jasnym uśmiechem – To będzie fantastyczny wieczór – chłopak uśmiech się biorąc do ręki moją dłoń. Kiedy składa na nim buziaka, moje serce natychmiast przyspiesza. Nagle Zayn wyciąga czarny długopis.
- Chcę cię tym upewnić, że naprawdę doceniam, że tu dziś ze mną jesteś, i że mi na tobie zależy – szepcze tak cicho, że nie jestem pewna, czy go dobrze usłyszałam – To będzie idealny wieczór… - wydycha rysując na moim nadgarstku małe serduszko – Zwłaszcza mając ciebie przy mnie.
Kącik jego ust unosi się, chłopak puszcza mój nadgarstek, pochyla się w moją stronę, nie uciekam, jego dotyk jest kojący, delikatniejszy, niż zwykle. Jednak w jego pocałunku wyczuwam niepokojące mnie wahanie.
To będzie idealny wieczór.. Oboje tego pragniemy, czeka nas niesamowity czas razem. Ideały jednak  raczej nie istnieją.


* Jest to przysłowie używane, aby ostrzec przed niebezpieczeństwem swoich czynów, czasem lekkomyślnych działań, nikomu niepotrzebnych badań i eksperymentów.


Ciekawe kolejnych rozdziałów? Ja też! Dziękuję za komentarze i liczę na Wasze opinie!

3 komentarze:

  1. Dziękuje za tłumaczenie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Chyba Zayn i Julia nie potrafią za bardzo funkcjonować bez jej ciekawości i pytań, to niestety widać. Zobaczymy jak to się dalej potoczy. Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział! Nie mogę się już doczekać co się wydarzy ;) dzięki za tłumaczenie :) do następnego!
    pozdrawiam, Natalia :)

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic