wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 25

Soundtrack:

* Read All About it - Emeli Sande
* Dark Side - Kelly Clarkson
* Everything Has Changed - Taylor Swift ft. Ed Sheeran


* Punkt widzenia Julii*

Podskakuje kiedy Zayn trzaska drzwiami. Wzrok Louis'a, Niall'a i Sary podążał za nim, aż do momentu, w którym wyszedł, teraz spoczął na mnie. Czuję, że moje policzki czerwienią się, wbijam wzrok w ziemię. Nie wiem jak się czuję, chyba zażenowana tym, ze przyłapano nas w takim momencie. Jestem też zakłopotana jego nagłą zmianą nastroju i martwię się co na to powie reszta.

- Cholera, mieliście niezłą kryjówkę - pierwszy odzywa się Niall i dzięki niemu czuję ulge - Ale nadal musimy znaleźć Harry'ego zanim odszukamy Lindsay, Danielle i Liam'a, chodźcie!

- Ruszamy, ty podstępny draniu - Louis uśmiecha sie podążając za Niall'em. Obaj idą korytarzem krzycząc i śmiejąc sie - Harry! Gdzie się podziewasz kolego! - po domu roznosi sie głos Lou, tak samo, jak śmiech blondyna, jednak to wcale nie wywołuje we mnie radości. Wzrok Sary jest we mnie wbity.

Nie mogę z niego wyczytać żadnej emocji, jest zaskoczona, zawiedziona, czy szczęśliwa ? Stoimy tak, dopóki głosy chłopaków znikają gdzieś w głębi domu. Dziewczyna nagle stuka mnie w ramię, a na jej twarzy pojawia sie uśmiech dumy.

- Wiedziałam, ze go lubisz - śmieje sie. Czuje ulgę, że nie jest zawiedziona, czy zła. Teraz nie wiem, jak poradzę sobie z jej docinkami.

- Nie lubię go - Wcale nie...

- Powtarzaj to sobie ile chcesz. Pocałunek był całkiem namiętny - mruga do mnie. Delikatnie trącam ją łokciem, kiedy idziemy korytarzem - Dlaczego wyszedł? - pyta wskazując miejsce, w którym zniknął Zayn. Zatrzymuję się i spoglądam w tamto miejsce. Zaciskam usta i potrząsam głową, tak naprawdę to nie miałam pojęcia dlaczego.

Po prostu mnie odepchnął i wyszedł zachowując się jakby był na mnie zły. Typowy Zayn, typowe koło, tego można się było spodziewać. Pomyślałam, że coś się zmieni, zwłaszcza po tym pocałunku...

- Nie mam pojęcia - odpowiadam powoli. Odwracam się w jej stronę i w zauważam przebłysk emocji w jej oczach, winę? - Dlaczego wyglądasz na winną? - pytam szybko. Dziewczyna spogląda na mnie i zamyka usta przecząco potrząsając głową.

- Nie mogę... ja nie! - poprawia sie.

- Powiedz mi - nalegam rzucając w nią matczynym wzrokiem. Wzdycha.

- Tylko nie waż sie podważać tego co powiem - wskazuje we mnie palcem rozglądając się po korytarzu. Przytakuję, kiedy ona kontynuuje - Harry powiedział mi, ze cię lubi, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że Zayn ma coś do ciebie... on się o ciebie martwi Jula - to przypomina mi dzień, w którym razem z Harry'm jedliśmy obiad. Wtedy powiedział mi, że boi się o mnie, gdy spędzam czas z Zayn'em, lub kiedy on jest w pobliżu... Jedynym tego powodem jest jego brak umiejętności radzenia sobie ze złością.

- Tak, wiem - to tyle co mogę powiedzieć. Wiem, ze się o mnie martwi, ale nie powinien.

- Po prostu, cieszę się, że ty i Zayn robiliście... robiliście cokolwiek razem, ale... Harry ma rację - jej wzrok wpatrzony jest we mnie, widzę, że nie chce powiedzieć czegoś źle.

- A co to ma znaczyć? - buczę obronnie, muszę sie hamować, zanim ja zasmucę.

- Ma racje, ze Zayn jest troszke zbyt nieobliczalny. Moze cię skrzywdzić Jula. Ma temperament, widzę, kiedy jesteś smutna i wiem, że to przez niego, ale zauważam, też że on cię uszczęśliwia. Razem z Harrym zgadzamy się, ze udaje mu się cię kontrolować. - mówi.

Czuję, że się gotuję, on nie ma władzy nad moimi emocjami i nigdy by mnie nie skrzywdził, przynamniej na pewno nie fizycznie. Potrząsam głową biorąc głęboki wdech, ona tylko stara się mi pomóc. Wiem, że ma rację, nieważne jak bardzo chciałabym temu zaprzeczyć. On ma mnie w swojej garści... Nie sądzę, że kiedykolwiek uda mi sie z niej wydostać.

- Coś jeszcze?

- Jego przeszłość jest pobrzeżna. Mało kto wie o nim cokolwiek. Jedno jest wszystkim znane; Zayn to dobry przyjaciel, ale.. wiesz... robi wiele innych rzeczy - mamrocze. Wiem o nim więcej niż ktokolwiek.. oni nie znają jego przeszłości, historii o jego ojcu, rodzinie.. Przyznał mi się, że nie radzi sobie ze złością, wiedziałam to.

- Więc, co o nim sądzisz... czy go nie lubisz? - pytam zaniepokojona. Aprobata Sary była czymś czego potrzebowałam, była moją najlepszą przyjaciółką i zamierzałam ją mieć przy sobie przez dłuższy czas.

- Jeśli pytasz kogo pochwalam, to odpowiem, że obu. Lubię Harry'ego, bo jest miły i się o ciebie troszczy, tak jak robił to Matt. Łatwo się z nim rozmawia i równie prosto go odczytać. Oboje stworzyliście bardzo stabilną relację, zawsze byliście weseli - Było znośnie...

- A Zayn... Mam na myśli to, że skala twoich emocji zmieniła sie. Teraz  zauważam u ciebie raz cichą depresje, a innego dnia pełnię szczęścia i ochotę na nowe życie - wzrusza ramionami - Zayn zmusza cię do bycia sobą, wyzywa cię do ciężkiej pracy, jest tak wiele rzeczy, które w tobie wzbudza... on jest dla ciebie zarówno wybawcą i niszczycielem i... jedynym problemem jest to, że nie mam pojęcia kim zamierza pozostać.

Jestem zaskoczona jej slowami i wnikliwością w tą całą rozmowę, zauważyłam w jaki sposób patrzyła mówiąc 'niszczyciel'... Poczułam to głęboko w sobie, rozumiem co ma na myśli. Zayn, jeśli by tylko chciał, móglby mnie zniszczyć, rozkruszyć na miliony kawałeczków...Ona zauważyła, że w dniach, kiedy sie pokłóciliśmy gnębił mnie więcej niż tylko smutek, denerwowałam się, ponieważ  często zauważam coś w jego wzroku, a Sara o tym wiedziała.

- Nie martw sie o mnie... okay? - dotykam ramienia Sary, która się teraz do mnie uśmiecha.

- Więc, wy dwoje...

- Nie wiem - potrząsam głową. Szczerze nie miałam pojęcia, i odnoszę wrażenie, że tyle samo wiem o swoim życiu, odkąd go poznałam. Jest po prostu pełne 'nie wiem' i zakłopotania.

- Jula powiedz mi, chce usłyszeć jak wyznajesz że od początku miałam rację, o tym, że go lubisz - uśmiecha się do mnie - W końcu zaplanował tą randkę - wytyka. Wzdycham przymrużając oczy.

- Okej, może go lubię... ale Bóg wie, jak daleko to zajdzie! - zaznaczam ze złością.

- Nawet nie zdasz sobie sprawy. Jak to sie mówi... Najlepsze przytrafia się, kiedy tego nie oczekujesz? - uśmiecha sie - Powinnaś z nim pogadać - wskazuje na hol, w którym przed chwila zniknął - Będę cię kryć.

W tym momencie kocham ją najbardziej na świecie, ochoczo akceptuje to co myślę i kryje mój tylek, robi to co ja zrobiłabym dla niej. Uśmiecham się do niej ciepło, ściskamy się i rozchodzimy w przeciwne strony.

Idę tam gdzie Zayn, jestem pełna nadziei, że go znajdę. Zaglądam do kilku pokoi, każdy z nich był całkiem różny. Jeden z nich to pokój zabaw, a w nim ogromny telewizor wiszący na ścianie. Znajdowało się tam też biurko oraz biblioteczki z wieloma książkami dokoła. Drugie pomieszczenie było niezwykle proste. Stały tam tylko dwa krzesła, miał jasne barwy, oraz ogromne okno. Ostatecznie znalazłam pomieszczenie, któremu musiałam przyjrzeć się dokładniej.

Wchodząc do pokoju, którego ściany pomalowane były na szaro zauważam wiele rysunków. Doskonale wiem, kto nad nimi pracował, poznaje te linie prowadzone ołówkiem. Przyjrzałam się jego pracom w dniu, kiedy sie poznaliśmy. Ta jedna noc... Jest też okno, które wpuszcza trochę światła do środka.

W pokoju znajduje się również kanapa, krzesło, biurko, stolik do kawy, garderoba i wysoka szafka wyposażona w przedmioty artystyczne. To miejsce, w którym tworzył i mógł być sobą. Mogłam to wyczuć, że należał do niego, w jakiś sposób do niego pasował, pomieszczenie było tak spokojne. To było jego sanktuarium, mogłam go wyczuć, nawet jeśli znajdował się zupełnie gdzie indziej. Moje nozdrza automatycznie  wypełniał zapach jego perfum.

- Wydaje się, że zawsze jesteś tam gdzie nie powinnaś być - słyszę za sobą jego głos. Uśmiecham się na ten dźwięk i odwracam się. Uśmiech nadal pozostaje na mojej twarzy, kiedy on stoi w progu z założonymi rekami.

- Wydaje się, że zawsze udaje ci się mnie znaleźć, gdzieś, gdzie nie powinnam być - odpowiadam zabawnie. Ciesze się, że to zauważył, bo kącik jego ust unosi się. Opada jednak, kiedy chlopak wchodzi do pokoju zatrzaskując drzwi.

Podchodzi do kanapy i siada na niej gapiąc się w ścianę. Czuję jego niepokój, zmartwienie, zażenowanie... jego złość? Po chwlli podciąga się wyżej, odchrząkuje, chyba jest gotowy coś powiedzieć. Przygotowuję się na kłótnie, która się zaraz odbędzie - wyczekuje wściekłości w jego tonie. Jednak to się nie wydarza.

- Posłuchaj... wiem, że prawdopodobnie żałujesz teraz tego pocałunku - mówi stanowczo nie patrząc na mnie. Nie tego oczekiwałam. Nie żałowałam tego... on tak? Czy próbował mnie od siebie odepchnąć? Czy właśnie wygrał tą swoją grę? - Możemy udawać, że to się nigdy nie wydarzyło, wiem, że nie chcesz, abym zniszczył twoje idealne życie - bełkocze z grymasem na twarzy.

Moje oczy powoli rozszerzaja sie w szoku, na ustach pojawia sie uśmiech niedowierzenia, kiedy drwię lekko. Moja reakcja dziwi go, bo spogląda na mnie. Oddałam się od okna, podchodzę do kanapy i siadam obok niego zachowując bezpieczny odstęp, tak w razie, jakby nagle wybuchł.

- Zayn, ja niczego nie żałuję.

- To dlatego mnie odepchnęłaś? Zarumieniłaś się i wyglądałaś na zażenowaną? - jego ton jest szorstki i dominujący, ale nadal gładki. Unoszę brew w zdziwnieniu, z tego powodu pomyślał, że tego żałuje?

- Zayn - śmieję się lekko - Odskoczyłam i zawstydziłam się, bo zostaliśmy przyłapani na całowaniu się w szafie, kiedy wszyscy inni uważają, ze sie nie znosimy, albo przynajmniej nie dogadujemy - zaznaczam - W całym swoim życiu całowałam się tylko z jednym facetem... nie jestem przyzwyczajona to takich NIESPODZIANEK - wyjaśniam.

Chłopak zaciska szczękę i odwraca wzrok w inną stronę. Widzę, że mi nie wierzy, ale przynajmniej próbuje to sobie poukładać w głowie.

- Nieważne, po prostu o tym zapomnijmy - buczy, czuję buchającą od niego złość.

- Dlatego, że za pierwszym razem poszło tak dobrze, postanowiliśmy o tym zapomnieć - śmieję się odnosząc się do pierwszej nocy, której sie poznaliśmy. On wstaje ze złością.

- Po prostu o tym zapomnij Julio! - kipi wściekłością - Doskonale wiem, że chcesz zatrzymać swoje idelane życie, więc zwyczajnie do niego wróć! - wymachuje rekami dokoła, zaciskam usta w wąską linię.

- Tak myślisz? Nie wiesz nic o moim życiu, ono nie jest tylko czarno-białe! - kłócę się z nim, próbując za wszelką cenę pozostać spokojna, wtedy oboje nie wybuchniemy. Zaciska szczękę i patrzy na mnie spode łba.

- Wyznaj to... nie chcesz mieć ze mną doczynienia.

- To nie tego chce - zaprzeczam mu.

- Skończ z tymi cholernymi kłamstwami! - jego słowa sa ostre, ale w tonie wyczuwam zranienie. Odwrócił sie do mnie plecami i gapi się w okno - Nie stworzymy nic sensownego, nic na papierze, nic w jakimkolwiek świecie. Powinnaś wyjść, póki jeszcze możesz.

- Dlaczego twierdzisz, że powinnam wychodzić? - pytam bardzo zaciekawiona. Jemu zawsze udawało się znaleźć sposób na odepchnięcie mnie, mnóstwo wymówek, był złośliwy, ignorował mnie - to chyba wszystko.

- Bo Julio - kurwa. Ponieważ to nie ma sensu. Istnieją rzeczy, których nie zrozumiesz - Nie zrozumiem? Co naprzykład? Myślałam, że znam go lepiej, niż ktokolwiek, ale znów, niewiele osób wydawało się widzieć o nim cokolwiek - Im szybciej otworzysz oczy, tym lepiej.

- Im szybciej ja otworzę oczy? - czuje rosnącą irytację - Uważasz, że wiesz o mnie wszystko Zayn - naskakuje na niego - Nie wiesz! Moje życie nie jest tak proste jak ci sie wydaje. Może nie jest pełne trudności, ale nadal pojawiają się jakieś kłopoty - przymrużam oczy.

On zawsze myśli, że zna mnie tak dobrze. On nigdy nie zrozumie bólu, którego doznałam przez Matt'a, nigdy nie zrozumie oczekiwań mojej matki, on nie ma pojęcia jak bardzo staram sie w szkole, aby być najlepszą.

- Okej Julio, wiec zajmij sie swoimi problemami i skończ z próbami rozwiązywania moich! - jego złość rośnie razem z moją. Zacikam szczękę - nie chcę rozpętać z nim wojny. Pokazuje mu, że nie chce z nim walczyć i się poddaję.

- Nie chcesz stać się częścią moich problemow - mamrocze, siadając na kanapie, całkiem jakby ulotniła się z niego cala złość. Podchodzę bliżej niego i delikatnie kładę dłoń na jego kolanie, którym podrzuca w górę i w dół. Przestaje i wiem, że wszystkie mięśnie w kończynie rozluźniły się, choć na mnie nie zerkał.

- Nie wiesz wszystkiego - powtarzam sie - Może nie chcę się stać ich częścią, ale rozwiążemy to później... - nie mam pojęcia o jakich kłopotach mówił, więc nie byłam pewna, czy będę w stanie sobie z nimi poradzić. Jedno jest pewne zrobiliśmy postep i nie mialam zamiaru tego tracić.

- Proszę, nie róbmy tego - blagam go, kiedy patrzy na mnie - Nie stawiajmy kroku w przód, tylko po to by znów cofnąć się dwa w tył - mamrocze. Wydaje mi sie, że to się zawsze dzieje. Tej nocy, na rance z nauką, na właściwej randce, to... Wszystko idzie świetnie, ale wtedy coś sie wydarza, zawsze kłócimy się i wracamy do rutynowego koła, czyli udawanie nieznajomych i zawieszona pomiędzy nami złość.

- Nie wiem czego chcesz Julio - wyznaje cicho, prawie bezgłośnie - Wiem, żepragniesz  życia pełnego przygód i niebezpieczenstwa... czegoś takiego jak moje, ale przecież posiadasz swoje idealne i zaplanowane i... - szuka właściwych słów. Tak właśnie uważa? Że chcę swojego starego życia? Że nie chcę się z nim zadawać?

- Czego pragniesz? - pytam go stanowczo - Czego ode mnie oczekujesz Zayn? - gapie się na niego, kiedy zaciska usta, chwile mu zajmuje zanim odpowiada.

- Chcę spróbować tego, czego nigdy wcześniej z nikim nie próbowałem, chcę... pragnę być przy tobie wiecej, niż tylko jedną noc. Chciałbym, abyś mi zaufała, nie zniosę, kiedy będziesz mną zażenowana, marzę, aby podarować ci takie życie, którego pragniesz - mamrocze. Serce bije mi tak mocno, że odnoszę wrażenie, że zaraz się zatrzyma. Na jego otwarte szczere słowa zabrakło tlenu w moich płucach.

Przesuwam się jeszcze bliżej biorąc głębokie oddechy, chwytam jego dłoń. Nie wiem co dokładnie miał na myśli, chciał sie umawiać? Chciał przyjaźni? Chciał... nie byłam pewna, ale nie zamierzalam go za bardzo naciskać. Nie cofalismy sie, kroczylismy przed siebie. Bardzo powoli. Jego place zaplątują sie z moimi, a po moim ciele biegną iskierki na jego dotyk.

- Zróbmy to. Jeśli tego właśnie oczekujesz, nich tak bedzie - mówię powoli - Ja też tego chcę - potwierdzam - Pragnę spróbować z tobą tego, czego jeszcze nigdy nie próbowałam w całym swoim nudnym życiu. Chcę być przy tobie i się nie kłócić - śmieję się, na co na jego ustach pojawia sie mały uśmiech - Chciałabym, żebyś mi zaufał, nie chcę żebyś był mną zażenowany..-

- Dlaczego miałbym się ciebie wstydzić? - śmieje sie na to. Odchylam lekko głowę na bok, dlaczego miałby sie mnie wstydzić? Istnieje mnóstwo powodów.

- Ponieważ jestem zwykła, nudna w porównaniu do dziewczyn, z którymi się spotykałeś. Jestem również niedoświadczona, madra, jestem...

- Kompletnym przeciwieństwem do moich nocnych standardów. Nie jesteś zwykla, ani nudna. Tych słów możesz użyć do opisu dziewczyn, z którymi się zabawiałem - zaznacza - Dlatego jesteś idealna - Nastaje cisza, a chłopak unika mojego wzroku. Idealna? Znow pojawia sie to słowo... to, któro wydawalo się mnie zawsze opisywać.

- Co cię zatrzymuje? - pytam lekko.

- Nie chciałabyś być ze mną pomieszana... Mam popieprzoną przeszłość, i nie jestem idealny - mamrocze. Czy on uważa, że obchodzi mnie jego przeszłość? O tym, czy jest idealny, czy nie?

- Nikt nie jest idealny Zayn - mówię ostrożnie - To, że taki nie jesteś, wcale nie oznacza, że jesteś złą osobą - mój głos przechodzi w szept, kiedy on jest wpatrzony w podłogę.

- Julio mam spieprzone życie, nie chcesz być jego częścią - jego ton nie jest zly, tylko ostrzegajacy. Mózg podopowiada mi, aby pozwolić mu mówić, o tym jaki to nie jet zly i zostawić go w spokoju, ale każda komórka mojego ciała zatapia się w nim, przyciąga mnie.

- To nieważne... ponieważ ja chcę, abyś  podarował mi życie, które pragnę - dokańczam swoje poprzednie zdanie - Podnosi wzrok na mnie i zauważam radość w jego oczach.

- Na pewno tego chcesz?  Chcesz szansy, na to, że zniszczę twoje idealne życie? - biorę głęboki oddech, żyłam nim przez poprzednie 19 lat, w końcu byłam gotowa je porzucić dla przygód, niebezpieczeństwa, dla nieoczekiwanego, dla niego...

- Jeśli tylko przyrzekniesz mi, że to nie jest gra - gapie się na niego bez uśmiechu. Potrzebowalam wiedzieć, że się  mną nie zabawiał. Musiałam wiedzieć, że nie jestem żadnym zakładem, ktory chciał wygrać dla siebie lub kogoś innego.

- To nie jest gra - potrząsa przecząco głową - Już ci to powiedziałem. Nigdy nie byłaś  dla mnie grą... - uspokajam sie na jego słowa i przysuwam sie nawet jeszcze bliżej.

- Zróbmy to... cokolwiek to jest.. nie cofajmy sie już - belkocze. Czuje iskry, kiedy jego dlon przejeżdża z tyłu, po mojej szyji.

- Nie mogę znieść twoich ust - mruczy uwodzicielsko, jego wzrok skupiony na moich wargach. Czuje, jak czerwień oblewa moje policzki, a serce przyspiesza.

- Co? - śmieję się lekko, staję się słaba na jego dotyk, kiedy kciukiem pocieramój  policzek.

- Twoje usta.. nie mogę ich znieść.

- Dlaczego? - znajduje sie centymetry odemnie.

- Ponieważ są takie idealne... Za każdym razem kiedy na nie zerkam chce cie pocałować... Wyobrażam je sobie na mnie, na moich ustach, w rożnych miejscach, a nie pochwaliłabyś mnie,jeśli  powiedziałbym jakich - uśmiecha sie, czuje dreszcz na ostatnie wyznanie. Nikt wcześniej nie powiedział mi czegoś takiego. Z Matt'em nie robilismy nic poza pocałunkami  i niewinnymi igraszkami ( hahah, jak to brzmi, przepraszam, ale ktos ma pomysl jak inaczej przetlumaczyc 'make out' ? :D), czasem bez górnej garderoby, ale to tyle - Sprawiasz, że chce być dobrą osoba - mamrocze, kiedy sie przybliza.

Spogladam raz na jego usta, raz w oczy, w te i spowrotem. Siedzi centymetry ode mnie. Nie jestem pewna, czy powinnam go pocałować, nie wiem, czy dostanę od niego jeszcze jeden. On robi to całym swoim sercem, tak ciepło, wyciaga ze mne tak wiele emocji i enegrii.

- Powinnismy znaleźć innych, zanim oniznajdą  nas - szepcze. Nie rusza sie tylko siedzi w miejscu - Nie to, że niechciałabym  kontynuaacji tej chwilii - zapewniam go, aby nie zrozumiał mnie źle. Kiwa głową w zgodzie i podnosi się z kanapy, nadal trzyma moją dłoń.

Pozostaję w pozycji siedzacej, co powoduje, ze zerka na mnie zakłopotany. Patrze na nasze dłonie, na co on wzrusza ramionami. W tym momencie czuję się  dziwnie, jest tak spokojnie, czuje, jakbyśmy stąpali po skorupce jajka. Nic nie mówiąc, jakby nie majac energii na nic. Powoli wstaję - nie chce zniszczyć naszych niedawnych kroków w rozwiązywaniu  problemów.

Chcę go zapytać na co konkretnie sie zgodziliśmy, w jakim punkcie stoimy i czybędziemy  trzymać nasze dłonie wuścisku  rownież przez wszystkimi innymi. Chcę wiedziec, co powiemy ludziom, gdy bedą pytać. Zamykam jednak usta nie chcąc zrujnowac tej chwili. Podnoszę się pozwalając tym pytaniom powoli zniknąć z moich myśli, kiedy spogladam w dół na nasze rece. Znajdowaly sie właśnie tam, gdzie powinny.





Notka od autorki: Awwww.... Milo bylo mi pisac ten rozdzial! Mam nadzieje kochani, ze wam sie spodobal!


****

OBIECALAM I DOTRZYMAM OBIETNICY, WSTAWIAM 25 WCZESNIEJ!! Nawet bardzo...

rdnkcn,gfhdjrnchgyukc Nie macie pojecia, jak bardzo mnie zaskoczyliscie.. Dziekuje za te wzystkie cieple i niesamowite opinie. Za kazdym razem, jak je czytam, to odrazu dzien staje sie jakos nieco lepszy :)
Jestescie najlepsze i ciesze sie, ze mnie wspieracie!!!

Zayn jest dziwnie uczuciowy.. ugodowy.. i taki otwarty... osobiscie czekam teraz na troche dramy :D juz dosc tych slodkich i romantycznych momentow, nie?

Do soboty!! Musze sie zebrac i przetlumaczyc 26.. :)

Kocham was xx































sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 24

Soundtrack:


(notka od autorki: Tak na wszelki wypadek, mówię, żeby nie było; KOCHAM was trzymać w niepewności! Wiem, że to do dupy i tego nie znosicie, ale kocham to za to, że trzyma was w napięciu i chcecie więcej :) Wymagam wiele od tego fanficka, wiec jeśli tego nie lubicie, to możecie wstrzymać czytanie :( Przepraszam! Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba) 



Zostaję wciągnięta do małego, ciemnego pokoju i słyszę przytłumione „shhhhh” od osoby za mną. Rozpoznaję dotyk. Dotyk, którego ciągle pragnę, dotyk o którym marzę co noc, dotyk, który rozpala moją skórę, by domagać się więcej. Muszę to potwierdzić. Odrywam się i odwracam do niego.

- Zayn? - szepczę.
- Znalazłem cię. - uśmiechnął się złośliwie, zamykając za sobą drzwi.

Szafa była mała; to wszystko co mogę powiedzieć o szafie na miotły. Najprawdopodobniej zmieściłaby jedną dodatkową osobę, która usilnie chciałaby się przyłączyć.

- Nie sądzę, że to właśnie w ten sposób grało się w chowanego. - zwracam się do niego z matczynym głosem.
- Gram według własnych reguł. - wydycha ochryple.

Czuję jak jego dłoń, przesuwa się wzdłuż mojego biodra do pleców, zostawiając dreszcze na całym ciele. Czuję jak mój puls przyspiesza, a ciepło rozlewa się wewnątrz mojego ciała. Odpycham go zanim zrobię coś głupiego.

- Wypuść mnie stąd. - chwytam za klamkę, jednak on chwyta mnie za nadgarstek i odciąga od drzwi. Jęknęłam poirytowana, czując, że zostałam zatrzymana.
- Proszę, Julia, możemy po prostu porozmawiać? - śmieję się i odwracam w jego stronę, unosząc wyżej brwi, mimo że wiem, że nie zostanie to przez niego zauważone w tym ciemnym pomieszczeniu – choć moje oczy zaczynają się do tego przyzwyczajać.
- Postanowiłeś teraz rozmawiać? W trakcie gry w chowanego w domu swoich krewnych? - pytam, a on korzysta z chwili namysłu.
- Chcę przeprosić, że tamtego dnia wybraliśmy się na... Wiem, że byłem dupkiem nie uświadamiając sobie, że twoje stypendium może być zagrożone. - oddycha spokojnie.

Jemu jest przykro? Nie sądzę, żebym pamiętała jego mówiącego coś takiego kiedykolwiek. Wspominał, że powinien przeprosić za to co się na niej stało, ale nigdy tego nie zrobił.

Chciałam mu powiedzieć, że wiedziałam o tym, że zaplanował tą randkę. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego pozwolił na zrujnowanie tego zaplanowanego przez niego wieczoru, by wykorzystać jak najlepiej tą chwilę szczerości.

- Dlaczego biłeś się z Blakem? - pytam cicho.

Moje oczy dostosowały się już do ciemności i dostrzegam ten karmel widniejący na jego twarzy, który mi się przygląda jakby chciał sobie coś przypomnieć. Czuję jego dłoń na swojej twarzy, co powoduje rumieńce na niej. Nie wyrywam się, mimo że mózg próbował to przekazać mojemu ciału, to jednak serce kazało zostać. Jestem pewna, że gdyby nie ciemność – moja twarz byłaby całkowicie czerwona.

- Dlatego nie było cię na lekcjach w poniedziałek i wtorek? - brak odpowiedzi – Zayn? - mój głos zmiękł, kiedy zostałam pociągnięta w jego stronę; dystans między nami zmniejszył się diametralnie.
- Mówił kilka rzeczy o tobie... - jego głos był delikatny, jednak słychać było nieco w nim rozdrażnienie.
- O mnie? Co takiego mówił? - pytam, podchodząc krok bliżej, tak, że jego usta są jedynie centymetry od mojej twarzy.

Uderza mnie promieniujące od niego ciepło. Słyszę jego płytki oddech, a pod ręką czuję szybsze bicie serca. Jego dłoń opada z mojej twarzy na talię. Jego dotyk jest lekki, delikatny, jakby bał się mnie dotknąć.

- Julia... - potrząsa głową.
- Co on o mnie mówił? - pytam bardziej zdecydowanym tonem. Nie zrani to moich uczuć, jednak jeśli Zayn bił się z nim w mojej sprawie, muszę to wiedzieć. Miałam prawo wiedzieć. - Co on mówił? - pytam nieco głośniej.
- Nie każ mi powtarzać... - jego głos jest wręcz błagalny.
- Zayn.
- Nie chce się złościć. Nie chcę zepsuć... - jego głos mięknie i nie kończy zdania. Jednak wiem co chciał powiedzieć – że nie chce zepsuć tego momentu.
- Proszę, powiedz mi. - stawiam jeszcze jeden krok i moja ręka, w tym momencie, jest jedyną rzeczą dzielącą nasze ciała. Jego ręka podtrzymuje mnie, dostarczając dreszcze i ciepło, przenikające przez moje ciało. - Proszę... - mówię błagalnie.
- Kiedy dowiedział się o randce... naszej nieudanej randce... Że w ogóle na nią poszedłem... On to wszystko zaczął. Zaczął mówić, jak ja to zjebałem, mogąc cię wykorzystać... Kontynuował wymienianie, a ja skorzystałem. Potem zaczął mówić co się między wami dzieje i o tym jak cię znalazł... jak cię znalazł i dotykał... - robi się coraz bardziej rozzłoszczony, a jego głos się łamał. - powiedział mi te wszystkie rzeczy, które będzie chciał z tobą zrobić, kiedy w końcu cię zdobędzie.... Nie potrafiłem się kontrolować... Próbowałem, jednak kiedy wyobrażałem sobie jego... Wyobrażałem sobie jak, kurwa, znowu z tobą rozmawia po tym... Nie potrafiłem się kontrolować. Zacząłem go uderzać, nie zdałem sobie sprawy, kiedy zostałem z niego zrzucony...
- Dlaczego nie było cię na lekcjach? - mój spokojny głos przybiera nieco zaskoczonej barwy.
- To wszystko wydarzyło się w niedzielę wieczorem. Następnego dnia byłem zbyt wściekły żeby przyjść... Nie chciałem się z tobą wdać w kłótnie, nie mogłem się kontrolować...

- Jakby nasze kłótnie były nagle kontrolowane. Miałam ochotę się zaśmieć z jego wypowiedzi, ale wiedział lepiej. - Louis zaproponował mi spędzenie trochę czasu z dala od domu bractwa, więc spędziłem go tutaj. - wyjaśnił cicho. Byłam wdzięczna, że odpowiadał na moje pytania bez walki. - Kiedy wróciłem na lekcje, chciałem z tobą porozmawiać, jednak gdy cię zobaczyłem.... Poczułem się winny.. Przypomniałem sobie co mówił, byłem po prostu zły i wiedziałem, ze stworzyło by to wtedy nieco większa kłótnia. Chciałem cię ignorować, ale wtedy przyszłaś do mnie i pytałaś... A ja po prostu nie mogę Julio... - Zrobić czego? Czego nie mógł prawdopodobnie zrobić? - Po prostu nie mogę... Nie mogę cię ignorować, kiedy jesteś w moim otoczeniu, sama i chętna do rozmowy... - jego ciało jest napięte, a ręka na mojej talii, zamieniła się w pięść. - Przepraszam... Nie mogłem sobie przestać jego wyobrażać... jakby z tobą rozmawiał i... dotykał-...

Przyłożyłam mu do ust swoją dłoń, chcąc mu przerwać. Nie chcę słyszeć nic więcej. Mój żołądek skręca się na myśl Blake'a mówiącego te wszystkie rzeczy które chciałby ze mną zrobić. A jeszcze bardziej martwi mnie Zayn i jego wybuchy. Czuję jak jego ciało trzęsie się ze złości.

- Jest w porządku... - cicho oddycham.

Nie wiem co właściwie robię, ale jego bezbronność, sposób w jaki jego głos trzęsie się z przerażenia, prawdziwość wypowiedzianych przez niego słów, to wszystko sprawia że moje serce zaczyna boleć. Powoli zmniejszam dystans między nami i kładę głowę na jego klatce. Czuję jego ramiona owijające się wokół mojego ciała, całkowicie zamykając je w uścisku. Czuje jak się relaksuje.

Zamykam oczy, wsłuchując się w łagodne bicie jego serca. Czuję zapach jego wody kolońskiej na koszulce, moje dłonie zaczęły wolną wędrówkę po jego klatce. Nie wiem jak się tu znaleźliśmy. Nie rozmawiamy, nie bawimy się w chowanego w rezydencji jego krewnych, a się przytulamy.

To było dziwne. Czułam wewnętrzny spokój, będąc w jego ramionach. Nie obchodzi mnie w tej chwili nic, oprócz jego bliskości. Nie mogłam. Moje serce nie pozwalało mi na to, mój mózg był wyłączony. Idealnie pasuję do jego ramion – idealnie pasuję do jego ciała – wszystko czego chcę to być w jego ramionach na zawsze.

- Już w porządku... - powtórzyłam cicho, kiedy poczułam, że jego ciało nie jest już w ogóle napięte ani nie drży. - Jestem tutaj.... Jestem tutaj.... On mi nic nie zrobił... - mówię spokojnie. Nie do końca wiem co mówię, ale zdaje się to go uspokajać, bo po chwili czuję jego głowę opierającą się na mojej. Czuję jak dreszcze przebiegają przez moje ciało, gdy chłopak porusza w górę i w dół palcami po moim kręgosłupie. Pocieszające...

Matt i ja nigdy czegoś takiego nie doświadczyliśmy. Nigdy nie znaleźliśmy się w momencie, w którym wszystko czego chcieliśmy, to zostać w swoich ramionach na zawsze. Kochałam go, ale zawsze coś musieliśmy zrobić. To zabawne, że mój umysł będzie się zastanawiał o szkole, Sarze, rodzinie. Nigdy nie może być po prostu w danej chwili teraz, tylko dla niego. Dać z siebie wszystko dla niego.

Czuje jak podnosi głowę i odciąga moją od jego piersi, tak, żebym na niego spojrzała. Jestem zaniepokojona, w końcu, dlaczego mnie od siebie oderwał? Nie chciałam żeby.... czy jego uczucia znowu zamieniły się w zimne i złe? Jednak jego oczy patrzą na mnie z... ostrożnością? Patrzy w dół na moje usta, a jego uścisk zacieśnia się na mojej talii, rozpalając moje ciało. Wszystkie moje zmysły zaostrzyły się, wiem co będzie dalej.

Nie ruszam się, gdy chłopak zaczyna się pochylać. Zamykam oczy, kiedy muska swoimi ustami moje. Ten delikatny ruch sprawia, że moje serce zaczyna walić jak oszalałe, kolana miękną, a w żołądku mi się przewraca, w oczekiwaniu na dalszy jego ruch. Wiem co nadchodzi, i to wystarczy bo moje ciało zaczęło drżeć.

Jego usta z łatwością rozszerzają moje. Czuje smak jego ust na moich własnych. Pocałunek był leniwy, ale widoczna była w nim pasja, kiedy go oddaję. Otula mnie swoimi ramionami, całkowicie przytulając do piersi, kiedy pozwala sobie na głębszy oddech pełen... ulgi?

Chcę go pocałować namiętnie, nadrobić te wszystkie stracona pocałunki w moich snach, brakujący pocałunek na pierwszej randce, chcę go pocałować, tak jak tej nocy kiedy był mi obcy.

Chociaż nie byłam w stanie... sposób w jaki jego ciało... choć na moment, próbuje być delikatny. Dla niego... wiem, ze nie byłabym w stanie go skrzywdzić... nigdy... nigdy nawet nie byłabym nie chciała... i teraz wiem, że nie mogę. Jego usta na moich podniecają mnie, spalając. Bez udziału wódki, próbowałam czego, na co czekałam tyle czasu, od pierwszej nocy. Tak jak jego woda kolońska. Nie do opisania.

Zayn POV:

Tak długo czekałem na ten pocałunek, że naprawdę bardzo się powstrzymywałem, żeby nie przycisnąć jej do ściany, pogłębiając go jeszcze bardziej. Ciesze się jej idealnie miękkimi ustami naprzeciw moim. Smakuje truskawkami i czymś słodkim... czymś unikalnym, co przyciąga mnie do niej jeszcze bardziej.

- Chce cie chronić.... chce byś była bezpieczna... - szepczę w jej usta, próbując zebrać myśli, gubiąc się w słowach, w jej dotyku, w jej ustach, w jej.... wsuwam rękę pod jej białą bluzkę, kładąc rękę na jej plecach i zaczynam zataczać kręgi na jej skórze, otrzymując od niej ciche westchnienia. Uwielbiam sposób w jaki jej ciało na mnie reaguje, jak ona reaguje na sposób w jaki na nią patrzę.

Zauważam, jak za każdym razem jej twarz oblewa rumieniec. Zauważam wszystko co z nią związane, nie ważne jak bardzo staram się tego nie robić. Zajmowała moje wszystkie moje myśli od tamtej nocy. Jest zwykłą dziewczyną z małego miasteczka, co w pewien sposób mnie urzekło. Nie wiem co to jest.

Czy to sposób, w jaki ona słucha? Czy sposób w jaki wciąż zostaje w pobliżu, kiedy każę jej odejść? Czy to, jak wyzywa mnie na każdym kroku, zachodząc mi za skórę? Czy fakt, że nie widzi jak piękna i wyjątkowa jest? Czy to, że nie żyła w sposób jaki ja jej mogę dać?

Wiem, że kocham to jak wygląda – kocham? Nie, nie kocham, jak? Tak... Podoba mi się jak wygląda, sposób jak się ubiera nieco elegancko, tym samym jak wygląda tak niewinnie. Kocham – to znaczy jak – jak ona jest niewinna, ale w jakiś sposób zna sposób rozumowania ludzi lepiej niż ktokolwiek. Ma wiedzę większą i wygląd lepszy niż ktokolwiek kogo wcześniej spotkałem, ale nigdy nie doświadczyłem niczego. To dlatego, że mnie potrzebuje... dlatego, że ja potrzebuje jej...
Nie. Nie potrzebuję nikogo... Chyba...

Jej pocałunki są jak pióra dotykające moich ust, lekkie i delikatne, ale jakimś sposobem, są jednocześnie pełne pasji, która doprowadza mnie do szaleństwa. Nawet tej nocy kiedy się spotkaliśmy, jej pocałunek był inny niż te których doświadczyłem. Pocałunek pełen pasji i pilności.... Pocałunek, który sprawił, że w głowie mi szumiało, a ciało paliło z desperacji.

Ale ten pocałunek był jeszcze inny. Te pocałunki są delikatne i czuję się jakby chciała mnie uleczyć za ich pomocą. Zagoić wszystkie uszkodzenia w moim życiu, zagoić mój gniew, moje myśli, naprawić moją przeszłość, naprawić wszystko co było choć trochę nie tak w moim życiu.

Nikt nie obchodził się ze mną tak delikatnie. Zawsze było surowo, drapanie paznokciami, zagryzanie warg, wymagania. Natomiast ona całuje mnie aby uleczyć; czuję jej serce i pasję za każdym pocałunkiem.

Przyciągam ją bliżej o ile to możliwe, przygniatając ją do piersi i pogłębiam pocałunek; mój język wślizguje się z łatwością. Julia nie cofa się, ani nie sprzeciwia się. Wdaje jęk, co sprawia, że zaczynam się wewnątrz gotować.

Żadna dziewczyna nie wywołała we mnie takich emocji i to mnie zabija, że akurat Julia jest w stanie. To wszystko wymaga ode mnie wiele samozaparcia, żeby jej nie skrzywdzić, nie pozwalam, żeby moje hormony wzięły nade mną górę.

Jej palce przesuwają się po mojej klatce tak wolno, dostarczając mi wielu doznań; jęknąłem znowu w jej usta. Czuję jej uśmiech, ciągnie mnie lekko za szyję w dół. Jej dotyk powodował u mnie dreszcze, kiedy zaczęła zawijać swoje palce wokół moich włosów.

Ten moment.... Ten moment jest najbardziej zadowalający, najbardziej odprężający, najbardziej otwarty i wrażliwy, jaki kiedykolwiek czułem w moim życiu. Czułem, ze ból mojego serca, ociepla się z każdym pocałunkiem, próbując poskładać je w całość z każdą chwilą.

Słyszę dźwięk otwierających się drzwi i zapalanego światła. Nie chcę puścić Julii, mimo, ze czuję jak się oddala. Odwracamy się, by ujrzeć Louisa, Nialla i wytrzeszczającą oczy Sarah, wgapiających się w nas. Spoglądam na Julię, która stoi teraz obok i patrzy z szeroko otwartymi oczami i ustami. Musi żałować tego pocałunku, chyba jest zakłopotana. Dlaczego dziewczyna z doskonałym życiem, której układa się po jej myśli, miałaby by być z kimś tak uszkodzonym jak ja?

Uwolniłem ją całkiem z objęć i przełknąłem ślinę.

- W cholerę czasu... - warknąłem, przechodząc obok, nie rzucając ani jednego spojrzenia. Szedłem jak burza przez korytarz, idąc w stronę mojego pokoju, zatrzaskując drzwi do niego i siadając na łóżku. Oparłem głowę na rękach.

Dlaczego ona ma sposób, żeby wyciągnąć ze mnie prawdę? Miałem plan, żeby nie rozmawiać z nią o Blake'u, zamknąć ją i powiedzieć, żeby zostawiła to w spokoju tak jak ja, kiedy nie chcę o czymś rozmawiać. Ale nie, bo ona zawsze do mnie dociera, sprawiając że jej mówię.

Nie mogłem jej przekazać wszystkiego co powiedział Blake. Nie chcę ją uświadamiać co powiedział Blake, nie chciałem, żeby dowiedziała się czym byłem – kim byłem. Nie chciałem jej mówić co zrobiłem w przeszłości... żeby dowiedziała się jaki byłem – jaki jestem.

***

*- Słyszałem, że poszedłeś na randkę z laską z tamtej nocy.... - Blake przemawia za mną. Odwracam się do niego i piorunuję go wzrokiem. Jak on się dowiedział? Wszyscy w tym pieprzonym domu mieli to na językach. Nie reaguję, podtrzymując się kuchennego blatu obserwując go. - Widzę, że jej tu nie ma. Przeleciałeś ją już? - śmieje się.
- Czego kurwa chcesz Blake? - pluję na niego. Nie pozwolę mu do mnie dotrzeć w prostych słowach.
- Zayn, tracisz swój wpływ na panie? Mam na myśl, że musiałeś oszukać biedna dziewczynę, żeby poszła z tobą na randkę, która była niewypałem, przy użyciu Nialla. Nie wiem właściwie, dlaczego na nią poszedłeś, skoro od początku można było się domyśleć, że się nie uda. Kiedy ty tego nie zrobiłeś? Zawsze jest to samo. - śmieje się mi prosto w twarz. Zaciskam szczękę, ale on ma racje, nie po drodze mi z randkowaniem. Nie tak miało wyjść...
- To wszystko czego chcesz? Wyśmiać mnie, że nie potrafię się z nikim umawiać, ale za to zaciągnąć każdą dziewczynę jaką chcę do łóżka?- uśmiecham się z pogardą. Wiem, że stąpam po cienkim lodzie – ale to on zaczął i muszę go sprowadzić do pionu, mówiąc metaforycznie. Na twarzy Blake'a rośnie złość.
- Chcesz ją do tego doprowadzić? Na prawdę? - wyzywa mnie swoją groźbą. Nie chcę jej do tego doprowadzić. Mój temperament daje swoje znaki, jak zwykle.
- Jak miała na imię ta twoja dziewczyna?... Coś głupiego i żałosnego.... Candi? - mówię, unosząc brwi. Wiem, że bawię się z nim, podsycając jego gniew, ale nie może mi kurwa mówić takich rzeczy i iść sobie.
- Wątpię, żeby Stacy została teraz w twoim łóżku. Nie był byś w stanie wziąć chyba tej małej brunetki do łóżka.... Może ja powinienem? Zrobić ci to samo co ty zrobiłeś mi. Ona jest po prostu twoją dziewczyną, skoro byłeś z nią na swojej pierwszej randce od lat i widziałem ją tu więcej niż raz. - śmieje się, a ja zaciskam mocniej ręce na blacie. Moje knykcie są białe i wyglądają, jakby miały zaraz przebić skórę.
- Nie masz prawa mieszać w to Julii! - ryknąłem z przeszywającym spojrzeniem. Wiem, ze to wszystko jest teraz tylko rozmową. Blake nigdy nie był zagrożeniem – miał w sobie za dużo „miłego gościa”, a przynajmniej starał się mieć. Nie chciał się po tym zabawić z Julią. Nikt nigdy nie będzie mógł.
- Więc ta kupka urody ma imię... - Blake uśmiecha się. - Julia... - powtarza. Mam ochotę mu przywalić, za jego głupkowaty uśmiech, gdy mówi jej imię. - Mam prawo się z nią zadawać, ponieważ ona nie jest twoją dziewczyną – a nawet jeśli to i tak mam do tego prawo. Zrobiłeś to mnie i Stacy. - zaznacza, rechocząc.
- Ona byłą tylko zabawą, zaskoczę cię, ale tym razem to nie to... Spędziłeś ze Stacy sporo czasu... Tak jak Julia. - Blake uśmiechnął się do mnie złośliwie, z jego irytująco, modrym wyrazem twarzy.

Stacy, jego idiotyczna dziewczyna – spała ze mną. To wszystko po to żeby utrzymać Blake'a w poziomie. Stacy była tylko zabawką na jakiś czas. Była głupia, a Blake był dupkiem i sobie na to zasłużył. Przelecenie jej by zamieszać między nią a Blakem było tylko grą, grą – którą nie mogłem pogrywać z Julią – mimo, ze chciałem się pozbyć myśli o niej.

Stacy nie była nawet ładna, a na pewno nie tak piękna jak Julia. Nie ma tak otwartego serca jak ona. Nadal nie rozumiem jak Julia może mieć tak otwarte serce po tym jak ten cały Matt ją tak bezczelnie rzucił i złamał je. Nie mogę znieść myśli o chłopaku, który rozerwał jej uczucia. Nie stojąc naprzeciw Blake'a.

- Powinienem pójść poszukać Julii... - wypowiedział jej imię z rosnącym uśmiechem. - Wziąć ją na PRAWDZIWĄ randkę, nie spieprzyć jej, pokazać jej jaki jest prawdziwy mężczyzna. Niech poczuje jak to jest być z prawdziwym facetem; łatwo ją zaciągnę do łóżka. Użyję na niej swojego uroku z tą samą łatwością z jaką zaciągnę ją do łóżka... Wszystko co muszę zrobić to ja znaleźć.... Masz z nią psychologię, prawda? - Blake uśmiecha się na myśl o swoim planie.

Czuję jak moje ciało trzęsie się ze złości, a knykcie stają się bielsze od zaciskania ich. Nie mogę mu pozwolić, przejąć nade mną kontrolę... Julia to tylko dziewczyna, nic nie znaczy... Nie... jest dziewczyną, którą poznałem jednej nocy i z którą dzielę więcej niż z kimkolwiek... Dziewczyną, która nie uważa, że popełniłem błędy i stara się mnie unikać... Dziewczyną, która mnie rozumie – bardziej niż ktokolwiek inny, kiedykolwiek...

- Ona nigdy, nigdzie z tobą nie pójdzie... - jad w moim głosie jest wyraźny, kiedy odpowiadam na jego zaczepki, prawie zachęcając go do ciągu dalszego i żałuje, że otworzyłem w ogóle usta.
- I że niby zrobi to dla ciebie? - on wie, ze to kłamstwo...wygląda lepiej niż Charles; jest wręcz podobnie obcięty jak Liam. Chłopaki w jej typie... - Chłopiec z tatuażami, złym nastawieniem, temperamentem i w dodatku kobieciarz? - patrzę na niego, a on tylko unosi brwi. - Czy ona nawet nie wie? Zayn... - uśmiecha się złośliwie – Czy Julia nie wie o wszystkich laskach z którymi byłeś? Nie wie o Stacy? Czy wy dwoje nie rozmawialiście o tym? Zastanawiam się co o tobie pomyśli, jeśli powiem jej o twoich ostatnich dziewczynach...

Jeśli by wiedział o czym mówi... Oczywiście, że zabawiałem się z kilkoma dziewczynami odkąd ją poznałem, ale tylko po to żeby wyrzucić myśli o niej z mojej głowy... To nie było nic poważnego, nie zobaczę się z nimi już więcej, nie były nikim w porównaniu do Julii... Ich pocałunki były niechlujne i pozbawione sensu – zupełnie odwrotnie niż ten, który przeżyliśmy z Julią tamtej nocy.

- Zastanawiam się jak ona smakuje... Jak brzmi... Założę się, że moje imię wyjęczane przez nią będzie fantastycznym dźwiękiem... Założę się, że jest potajemnie napaloną dziewczynką. Słyszałem w okolicy, ze prawdopodobnie jest dziewicą... Nigdy nie byłem z dziewicą. Sprawię, ze będzie krzyczała z bólu i przyjemności. Zrobię to... - są to ostatnie słowa, które słyszę zanim się na niego nie rzuciłem.

Jego twarz jest zakrwawiona, a on – nieprzytomny. Charles, Louis i Liam odciągają mnie od niego. Krzyczą na mnie i na niego, domagając się wyjaśnień. Jednak nie mogę powtórzyć im ani jednego świństw wypowiedzianego przez tego idiotę.


Przegoniłem myśli o tym na tył głowy, zamykając mocniej oczy. Ona owinęła mnie wokół swoich palców, a ja straciłem kontrolę nad Blakem. Nigdy nie nie zdarzyło, żebym stracił kontrolę przez jakąś dziewczynę. Nigdy z nią nie będę, nie jestem i być nie mogę. Ale każda część mojego ciała chce być z nią....

O czym ja myślę? Nigdy nie będę mógł być z nią. Nie robiliśmy żadnego sensu, piekło, które tworzyliśmy z każdą naszą awanturą, kiedy byliśmy razem.... Ona jest jak porcelanowa lalka, a ja jestem pierdolonym bachorowatym dzieciakiem, który chce się tylko pobawić... Miałem zamiar ją zniszczyć, złamać, skorumpować...*

***

Jednak za nią tęsknię... Tęsknię za jej ciepłem, tęsknię za jej lekkimi dłoniami, które potrafiły rozpalić mnie jak nic innego. Tęsknię za tym jak delikatna była. Tęsknię za tym jak doskonale do mnie pasuje, jak idealnie mieści się i wpasowuje w moje ramiona, jak jej usta są specjalnie wykonane dla mnie, jak jej mała dłoń jest idealna dla mojej.... Zaciskam mocniej oczy, ręce przekształcając w pięści i potrząsam głową.

Nie byłem takim facetem, nie mogę być... Nawet jeśli poruszylibyśmy takie tematy, jak by zareagowała na moją pieprzoną przeszłość? Co zrobi? Ktoś może zaakceptować jedynie pewna dozę rzeczy na temat drugiej osoby, jeśli nie byłoby to za wiele...

Wiedziałem, że Julia ma ogromne pokłady akceptacji i zrozumienia. Tyle akceptacji jak dla dziewczyny o złamanym sercu, wciąż nie mogę dojść do tego kim ona jest... Ma otwarte serce i jest ono pełne zrozumienia. Ale moja przeszłość... Moja rozbita i zniszczona przeszłość, to mogło być dla niej za wiele.

To było nawet dla mnie kurwa za wiele.... poznanie mojej przeszłości było wystarczające, by ja odepchnąć - wystarczy, bu uciekła wystraszona. To było przyczyną, że tutaj przyszedłem, powodem, dla którego nie mogłem iść do domu, jednym z powodów, dla których nie daję sobie rady w zbliżeniu do dziewczyny – jeden z powodów dla których nie chcę tego robić...

Co Julia zrobi, kiedy dowie się o tym wszystkim pewnego dnia?... Jeśli sama by do tego doszła?.... Nie odezwie się do mnie... Byłaby oburzona, wiem, że będzie przerażona i bać się....

Nie mam wyboru, muszę to trzymać w ukryciu przed Julią – przed wszystkimi. Nie ma powodu, dla którego miałaby znać wszystkie moje sekrety, by wiedzieć o mojej przeszłości...

Ale co jeśli się jednak dowie? Dowie się o moich najmroczniejszych sekretach? Co zrobi jeśli – nie jeśli... nie byłaby Julią; ona się dowie w końcu... Główne pytanie na ten temat siedzi mi w głowie, od kiedy tylko ją poznałem.

Co się stanie, kiedy dowie się o Caroline?....


notka od autorki:
1) To jest zdjęcie Blake'a – grany przez Granta Gustina:





2) Uwielbian ten ich słodki moment, kiedy on chce ją chronić! Uwielbiam pisać w jego POV, kiedy znam jego myśli... i mówi o swoich myślach, WOW, co się dzieje? A kto to do cholery jest Caroline...?! 




_____________________________
* to pochyle to oczywiscie retrospekcja :)


TADADADAMMMMMM !! Dziękuję Kasi za tłumaczenie!!

hahaha komu po przeczytaniu jest to gorąco jak mi ? W końcu POV Zayna, w końcu wiemy co myśli!! Ohh niektóre z was zgadły intencje w bójce z Blakiem..

KIM JEST CAROLINE!!?

Osobiście uwielbiam to napięcie, przez to mam ochotę na więcej i więcej.

Kochani.. Niedawno tak pięknie dobiliście do 20 komentarzy... Może dziś 30 ? Jak się postaracie to wstawie wcześniej 25, okejj ??

Uwielbiam was!!! Do następnego!!! 

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 23


Soundtrack:

* She's so High - Tal Bachman

* This Is Beautiful - Tyrone Wells 


Notka od autorki: Dodaje zdjecia domu Zayn'a! Taki dom naprawde znajduje sie na Uniwersytecie Boulder






Następnego dnia w klasie, Zayn wydawał się być w lepszym nastroju. Nie wyglądał na wyczerpanego. Był gładko ogolony i doprowadzony do porządku.

Nie rozmawialiśmy w czasie lekcji, mimo że chciałam poruszyć temat małej wycieczki do cioci Harrego, na którą zostałam przez niego zaproszona. Nie mogłam znaleźć w sobie na tyle odwagi żeby to zrobić, w końcu nie chciałam znowu z nim walczyć czy się kłócić.

W zamian, wolałam się skupić na własnej pracy, a on... na czymś, cokolwiek w tym momencie robił w tej klasie.

W klasie od literatury znalazłam Lindsay i od razu powiedziałam jej o naszym zaproszeniu. Była bardzo zaskoczona i wgapiała się we mnie, z otworzonymi ustami, przez prawie 30 sekund.

- Lindsay... - dotknęłam jej ramienia, zmartwiona.

Z jej ust wydobył się piskliwy wrzask podniecenia i przytuliła mnie. Nie mogłam się powstrzymać od zaśmiania z jej reakcji. Sprawiło to, że poczułam się jakbym sprawiła jakiś łaskawy uczynek dla kogoś w potrzebie.

- Jesteś niesamowita! Sprawiłaś, że mój dzień stał się lepszy! - zaśmiała się, kiedy koło niej usiadłam.

- Cieszę się, zawsze do usług. – zażartowałam, mówiąc to jakbym była jej służbą i skłoniłam głowę w jej stronę.

- Więc naprawdę wszyscy wychodzimy? Do ciotki jednego z nich? - zapytała żeby się upewnić.

- Podobno to duży dom – roześmiałam się.

Zastanawiałam się jak duży on jest i dlaczego część rodziny Zayna mieszka tutaj –
w Boulder.. Czy to dlatego tu mieszka? Pamiętam naszą rozmowę jednej nocy, kiedy poruszyliśmy temat jego przybycia do tego miasta, a on mnie spławił jak gdyby nigdy nic.

***

Nadszedł piątek. Ten tydzień równał się z ignorancją Zayna wobec mnie – mimo że mnie to wkurzało. Raz, skończyłam lekcje i skierowałam się z Lindsay do domu, gdzie Niall i Sara już na nas czekali. Kiedy już tam dotarłyśmy - oboje smiejac sie siedzieli na kuchennym stole.

- Cześć wam – uśmiechnęłam się, podczas gdy Lindasay wlekąc się za mną weszła do pokoju. 

- To jest Lindsay. Lindsay, to jest moja najlepsza przyjaciółka Sara i jej chłopak Niall. - przedstawiłam ich sobie.

Oczy Lindsay pojaśniały i uśmiechnęła się do nich.

- Cześć... - jej głos był cichy, ale miły.

Podeszła, by uścisnąć dłoń Sary, ale dziewczyna zamiast tego uwięziła ją w ciepłym uścisku. Widziałam jak ciało Lindsay się rozluźnia i czuje, że nie musi być już nigdy nieśmiała
w towarzystwie dziewczyny.

- Witaj w naszych skromnych progach – Sara zaśmiała się nieoczekiwanie,. Niall uścisnął nowo poznanej dziewczynie rękę, a ta poczuła się jak gdyby spotkała gwiazdę rocka.

Postanowiliśmy wziąć dwa samochody, w razie gdybyśmy potrzebowali wyjść wcześniej niż reszta. Lindsay jechała ze mną, podczas gdy Sarah jechała z Niallem.

Dom jest jakiś czas drogi od kampusu – powiedziałabym, że około 20 minut. Znajduje się
 w ustronnym miejscu, gdzie jest duża odległość między kolejnymi domami, dlatego też jest większy niż myśleliśmy, jadąc do niego.

Dojechaliśmy pod bramę prowadzącą do okolicy bogatej w ogrom budynków wyglądających jak zamki. Była ogromna
i zdobiona czarną kratą. Zakładam, że ogrodzenie ciągnie się wokół całego obszaru znajdujących się tu will. Na bramie znajdowały się złote litery „BC”, które jak wnioskowałam były nazwą, bądź skrótem nazwy tej okolicy.

Niall otworzył swoje okno i wstukał kilka liczb. Chwilę później, brama rozsunęła się.

Jeździliśmy chwilę po okolicy, robiąc jeszcze wokół niej kilka kółek, zanim dojechaliśmy pod dom, który podejrzewałam, że był „tym złym”.

Ma dwa piętra i nie jestem pewna czy posiada piwnicę. Jest wykonany z czarnej cegły, a na niektórych z nich są białe naleciałości. Jest to po prostu piękny nowoczesny dom, z wieloma oknami z czystego szkła. Podjazd, na który wjechaliśmy, jest z szarego kamienia. To wszystko wygląda, jakby to była letnia rezydencja jakiegoś milionera.

Uświadomiłam sobie, że jesteśmy dalej od miasta, niż mi się wydawało, co sprawia, że możemy podziwiać Boulder z podjazdu.

Zauważyłam na parkingu jeep'a Harrego i względnie nowego Subaru. Zastanawiałam się do kogo ono należało... Myślę, że może do Liama – widziałabym go jeżdżącego takim samochodem.

Parking. Wysiadłyśmy z Lindsay z samochodu i podążyłyśmy w stronę tego eleganckiego domu. Tutejszy krajobraz jest przepiękny, jak i odległości między następnymi domami – dość znaczące.

- Tu jest pięknie! - szepnęła dziewczyna obok mnie. I nagle poczułam skrępowanie, bo nie należę do tego typu domów.

Zaczęłam się martwić o mój wygląd. Miałam na sobie tylko zwykłą, białą bluzkę, ciemne jeansy i jakieś buty. Popatrzyłam na Lindsay, która wciąż była w szkolnych ubraniach. Wyglądała cudnie. Jej strój składa się zawsze z ciemnej spódnicy i kolorowych, pasujących topów.

- Szalone prawda? - usłyszałam jak ktoś zadzwonił do drzwi. Uśmiecham się do Harrego, który stanął nagle w drzwiach. - Przysiegam, jestem tu chyba z piąty raz, a i tak nadal się gubię.

Chłopak śmieje się kiedy przechodzimy przez drzwi, witając mnie bocznym uściskiem i uśmiechem.

- Harry, to jest Lindsay. Lindsay, to jest Harry. - dziewczyna wyciąga w jego stronę rękę, a on ją chwyta, uśmiechając się uroczo i pokazując swoje dołeczki.

Na widok twarzy Lindsay, chce mi się śmiać, jednak w porę się powstrzymuję, a ona patrzy mu głęboko w oczy.
- Cz-cześć... - udaje się jej wydostać z siebie głos.

Harry potrząsa jej rękę i chichocze. Dziewczyna obdarowuje mi spojrzenie, jak gdyby chciała mi powiedzieć, że spotkała właśnie faceta swoich marzeń. Jej oczy się powiększają, zresztą jak i jej uśmiech.

- Cześć wam! - Harry skinął głowę w stronę Sarah i Nialla, którzy szli w nasza stronę, trzymając się za ręce, jak jakas złota para, którą są.
- Harry! - krzyczy Niall, uwalniając swoją rękę z tej Sarah i podbiegł do chłopaka.

Mocno się śmieje z tego ich słodkiego uścisku. Sarah jedynie kiwa na nich z uśmiechem, a nawet Lindsay zaczęła się śmiać na ten „romantyczny gest”.

- Czy ja słyszałem Nialla? - dochodzi do nas głos oświeconego Brytyjczyka.

Odwróciłam się w stronę Louisa idącego ku nam do drzwi wejściowych.

- Julia! - chłopak przywitał się z szerokim uśmiechem. Zauważam, że Louis ma kilka tatuaży na przedramieniu, które było widać przez jego, białą, podwiniętą koszulę.
- Cześć Louis! - uśmiecham się, wchodzę do domu i daje mu szybki uścisk. - Gdzie reszta chłopaków? Chcę, żeby poznali Lindsay. - skinęłam na dziewczynę, która w tamtym momencie przyglądała się wysokim sufitom i wzięłam ją do środka.

Dom miał naprawdę wysokie sufity, balustrady, a także kamienne i tynkowane ściany. Główne wejście otwiera się na duże, przestrzenne pomieszczenie z wielkimi, drewnianymi schodami rozchodzącymi się na dwie strony: w prawo i w lewo, a także prowadzącymi do szklanych drzwi, które wychodziły na podwórko.

Nie ma tu za wiele wewnętrznych drzwi. Mimo to, dom jest pięknie wykonany i otwarty. Kiedy wchodzę w głąb budynku do salonu, czuję, że zapiera mi dech w piersiach. Jest tam wiele okien, przez które można podziwiać piękne drzewa Colorado. Nie mogę się powstrzymać od gapienia na wszystko co mnie tutaj otacza. Widok jest zachwycający! Dodatkowo, pomieszczenie jest oświetlone naturalnymi promieniami z zewnątrz.

Czuję, jakbym była w jakimś domu wypoczynkowym. Gdzieś, gdzie można po prostu odpocząć i dobrze się bawić.

Salon jest otwarty i połączony z kuchnią, która jak reszta domu jest piękna. Ma kuchenki wzdłuż lady, podtrzymującej przed nią krzesła. Jest otwarta i ma śliczne, drewniane szafeczki.

Wchodzę głębiej, podążając za resztą. Kuchnia posiada kilka umywalek, dużo szafek i sama nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co oni niby trzymają w każdej z nich. Przełykam ślinę, kiedy widzę cztery piecyki. Kto potrzebuje cztery piecyki?! Zaczynałam czuć się niekomfortowo. Ten dom to było już pomału za dużo.

Po prawej stroni linii okien, jest piękny odcinek ściany, wykonany z szarych cegieł. Na dole jest kominek, wyglądający najprawdopodobniej na ten benzynowy. Natomiast nad nim, wisiał telewizor. Nie za duży, taki w sam raz. Obok ceglanego muru, znajdują się schody prowadzące na piętro niżej.

Swoją uwagę, zwróciłam ponownie na okna i przeszklone drzwi. Zapatrzyłam się przez nie na piękne miasto Boulder. To był cudny widok pełen zielonych wzgórz i jeszcze nie zapalonych nad miastem świateł.
- Szalone co? - powiedział Louis, stojący koło mnie z gwizdkiem.
- On tu mieszka? - zapytałam zdezorientowana, patrząc nadal przez okno. Mam ochotę wyjść na ganek, jednak nie mam zamiaru być jedyna w grupie, która nie uczestniczy w tej zabawie.

Nie mogę na to poradzić, ale wyobraziłam sobie siebie, tutaj w grudniu. Już widzę jak dryfujący śnieg, pokrywający wszystko cienką warstwą puchu. Już widziałam ciepłe światła znad miasta zasnute śniegiem na odosobnieniu. Mogłam tylko marzyć o mieszkaniu w takim domu jak to.

- Cóż, to znaczy... Kiedy się tu przeniósł, jestem prawie pewny, że to właśnie tutaj mieszkał. No i na pierwszym roku studiów. Dopiero w tym roku wstąpił do bractwa. - odpowiedział Louis na moje pytanie. - Więc teraz mieszka z nami. - poczułam się dziwnie, kiedy mówi informację, którą już znałam.
- To jest większe od domu bractwa. - śmieję się, patrząc wokół domu, zatrzymując wzrok na żyrandolu w salonie. Wspomniane pomieszczenie jest urządzone w uspokajających kolorach: delikatnych brązach i kremowych bielach. Na środku jest jasno-brązowa kanapa i stolik w kształcie litery „U”.
 
- Oczywiście, że tak. To wujek Zayna kupił dom bractwa. - zachichotał Louis jak gdyby była to informacja całkiem oczywista i prosta do zrozumienia.
- Co?! - zwróciłam się do chłopaka, który sprawił, że poczułam zdezorientowanie. - Znaczy... Krewni Zayna posiadają dom bractwa? - nie spodziewałam się, że...
- Tak i nie – Louis kiwa głową – Widzisz... wujek Zayna był jednym z pierwszych członków bractwa, co nie było aż tak dawno. Więc jako... absolwent, kiedy już był bogaty, kupił dla bractwa przytulny dom. Wcześniej, żyliśmy w jakimś małym kawałku gówna... - przyznaje.

Chłopak wydaje się trochę wiedzieć o Zaynie. Pamiętam jak Louis powiedział kiedyś na imprezie Zaynowi, że muszą pogadać, a wtedy chciałam odzyskać moja książkę od chemii i sposób w jaki chłopak go posłuchał...

Wydaję mi się, ze to wszystko było tak dawno temu, a w rzeczywistości minęło dopiero dwa tygodnie. Czuję dziwny komfort, wiedząc, że Louis jest w stanie poradzić sobie z Zaynem, natomiast ten wydaje się ufać drugiemu co do informacji o sobie.

Znalazłam przyjemność w towarzystwie Louisa. Miał w sobie takie dziecko, prawie jak Niall. On po prostu chciał żyć. Uważam, że pocieszające jest, że powiedział mi o krewnych Zayna. Pewnie, to żaden sekret, ale i tak doceniam.

- Och... - gryzę wnętrze mojego policzka. Dowiedzenie się czegoś więcej o Zaynie było dziwne, bo myślałam, ze wiem o nim już wszystko.

To jest właśnie to, o czym się najmniej mówi, ale kto wie czy mogę wierzyć w każde wypowiedziane przez niego słowo?.... Wszystko co do tej pory wydawało się być kłamstwem, czy też jego działania, są przeciwieństwem jego słów. Nawet jego słowa ostatecznie zaprzeczają jego słowom!

Na naszej randce powiedział, że mnie lubi, sam ją zaproponował. Jak on mógł potem na mnie wybuchnąć, twierdząc, że nic takiego nie zrobił i nigdy by czegoś takiego nie chciał. Szczególnie, ze odkryłam, że to wszystko było zaplanowane! To jak mnie ignoruje, to jak ze sobą walczymy, ale to co mówi.... sprawia, że go rozumiem... Co w rzeczywistości nie jest prawdą. Sprawił, że stałam się bardziej zdezorientowana niż w całym moim życiu.

- Witaj w moim domu. - jego głos łamie moje myśli.

Wraz z Louisem odwracamy się od okna i spoglądamy ku górze, gdzie stoi przy balustradzie. Ma na sobie czarną koszulę i ciemne jeansy. Spogląda na nas z góry.

- Ładnie tu – uśmiecha się do niego Sara, wpatrując się wcześniej w kominek – Choć można się tu zgubić. - śmieje się, a jej śmiech roznosi się echem po domu. Zayn schodzi po schodach, kierując się w naszą stronę.

- Zgubiliśmy się – słyszę za sobą Liama, wchodzącego przez szklane drzwi z jakąś piękną dziewczyną. Ma ona piękne, kręcone włosy sięgające jej do ramion, ciepłe lecz jasne oczy i delikatne usta. - Julia – chłopak uśmiecha się do mnie, obejmując.

Spojrzałam na nią, jednak ta nie wyglądała specjalnie na zazdrosną. Wyglądała anielsko, a jej uśmiech był nieco zbyt miły.

- Jestem Danielle – dziewczyna wyciąga do mnie rękę. Dobra, Danielle, cheerleaderka, w której zabujał się Liam.
- Miło cię poznać! - uśmiecham, ściskając jej rękę. - Jestem Julia, a to moje przyjaciółki Lindsay i Sara. - Oglądam się, jednak blondynka jest zajęta rozmową z Harrym, a Lindsay jest dokładnie tam gdzie nas przywitała Danielle.
- Cześć... - Lindasy macha w jej stronę.
- Hej... - Danielle mówi powoli - czy ja z tobą czasem nie mam lekcji? - patrzy na Lindsay, która rumieni się i kiwa głową.
- Tak, myślałam, że mnie nie zauważasz... - odparła nieśmiało. To prawda, Danielle jest cheerleaderką. Jest otwarta i śmiała jak Sara. Podczas gdy Lindasy jedt bardzo nieśmiała.
- Właśnie, że tak! Jesteś bardzo mądra. - śmieje się – Chciałabym być tak mądra jak ty! Albo ty Jules! Liam mi wiele o tobie opowiadał. - uśmiecha się. Nic nie moge poradzić, że zaczynam uważać, ze Danielle nie jest wredną istotą. Już wiem dlaczego Liam ją tak bardzo polubił.
- Więc gdzie są krewni? - pyta Louis z rękami w kieszeniach i kołysząc się na piętach.
- Są w Aspen czy gdzieś...- Zayn wzrusza ramionami, nie bardzo się tym przejmując.

Choć wątpię, czy tego naprawdę nie robi. Wiem, że chłopak bardzo dba o swoją rodzinę, oczywiście najcenniejsze są jego matka i siostry.

- Wiesz Zayn... Ten dom jest taki duży... i myślę, że moglibyśmy zagrać w epicką wersję zabawy „w chowanego” - rozłożył ręce i skierował twarz w stronę sufitu.

Uśmiecham się z powodu jego dziecinnego zachowania i pomysłu. Zayn stoi na samym dole schodów, co sprawia, ze jego mięśnie są bardzo widoczne.

Moje oczy zaczęły wędrówkę po jego ciele od wzorów na prawym ramieniu, po te już prawie niezauważalne. Zastanawiam się czy to bolało. Czy płakał? Wątpię. Zastanawiam się, czy jego rodzice wiedzieli o tym, że miał tatuaże.

- Zróbmy to! - klasnęła Danielle, natomiast Sarah zaczęła interesować się naszą rozmową.
- Tak! Powinniśmy to rozwinąć! - wybił się Niall.
- Jak to? - Louis podciąga w górę brwi i przygryza jedna część ust. To stanowi zabawny wyraz twarzy.

Spojrzałam na Zayna, a jego karmelowe oczy obserwowały Louisa. Zastanawiam się czy wiedział, że tu przyjdę i przyprowadzę na dodatek Lindsay. Zachowywał się jakby go to nie obchodziło, co było dla niego typowym zachowaniem.

- Ktokolwiek wygra... wygrywa... wygrywa... - Niall mocno nad czymś myślał – Obiad! - chłopak sam sobie wiwatuje za jego genialny pomysł, a my zanosimy się śmiechem, oprócz Zayna. On posyła jedynie półuśmiech.
- Ja będę szukał! - krzyknął z dumą Louis, podnosząc do góry rękę.
- W porządku, brzmi nieźli. Zayn? Masz coś przeciwko żebyśmy biegali i chowali się po twoim domu? - zapytał widocznie rozbawiony Harry. Ciekawa jestem o czym rozmawiał z Sarą...
- Po prostu nie zepsujcie niczego, albo za to płacicie – zagroził, jednak umknęło wo przez jego lekki uśmiech.
- Znasz mnie Malik, ja nie zostawiam rzeczy nie naruszonych – śmieje się Harry, klepiąc go po plecach. Widać, że Zayn stara się nie uśmiechnąć, jednać cień uśmiechu i tak wpełza na jego twarz tak czy inaczej.
- Jesteś pewien Zayn, że nie znajdziemy w szafie jakichś trupów czy czegoś? - śmieje się Sarah.

Coś w Zaynie „zaskoczyło” i spojrzał na dziewczynę. Ta przestała się śmiać i spuściła w dół swoje duże oczy.

Co to niby było? Serio były jakieś nieboszczyki w szafie?! Serio Sarah uważa, że są w ogóle w tym domu jacyś zmarli? Oczywiście nie mówię o tej małej scenie, która miała przed chwila miejsce. Sarah przez cały czas żartowała, jednak Zayn wygląda na dość złego.

- Zaczynajmy! W oparciu o to kto kogo znajdzie, tworzymy zespoły, a ten kto znajdzie najwięcej ludzi, ten wygrywa kolację! - oczywiście, ze nagrodą jest jedzenie, w końcu to Niall.

Wszyscy potakują, oprócz Zayna. On wygląda na zirytowanego, jednak nie przejmuję się tym.

- Gotowi? - Liam uśmiecha się do wszystkich. Każdy posyła mi szybkie skinienie głową i rozgląda się już po pokoju.
- Do startu... gotowi... start! - krzyczy Niall. Louis odwraca się do ściany z uśmiechem, jak nasza pozostała ósemka, któa rozbiega się po domu.

Śmiech Nialla roznosił się echem po domu, a Louis liczy głośno. Uśmiecham się jak głupia, biegnąc przez korytarze, w poszukiwaniu ukrycia.

Wspinam się po schodach do części domu, o której istnieniu wcześniej nie wiedziałam. Ten dom wydawał się być nieograniczony. Pędzę przez przestronne korytarze i biorę oddech by zlustrować miejsca i pomieszczenia w których się znajduję. Ten dom był ogromny i była masa miejsc gdzie można było się ukryć.

Nadal nie mogę wyjść z podziwu, że to dom wujka i ciotki Zayna. Chłopak mieszka w pięknej posiadłości, jeździ świetnym samochodem, a ubiera się jakby miał trzy koszulki na krzyż.

Zastanawiam się jak wyglądał jego dom w Anglii. Czy był duży czy mały? Czy jego wujostwo było powiązane z jago tatą? A może mamą? Czy jest taki jak jego ciotka czy wuj. Kto podpiął si ępod tę rodzinę poprzez małżeństwo? Ciotka, a może wuj? Po za tym, dlaczego zastanawiam się nad tego typu rzeczami? Co niby jest w tym chłopaku, co sprawia, że się nim przejmuję?

- Gotowy czy nie! Nadchodzę! - głos Louisa roznosi się po domu. Zaczynam panikować, bo byłam tak pogrążona w myślach, że zapomniałam się ukryć.

Na korytarzu, w którym się znajduję, słabo słychać głos Louisa, na próżno wołającego nasze imiona w nadziei, że jednak wyjdziemy. Gdzie ja w ogóle byłam? Ten dom jest zdecydowanie dla mnie za duży.

Kiedy zrobiłam krok w stronę innego pomieszczenia, z moich ust wydobywa się westchnienie, kiedy ktoś mnie nagle łapie za nadgarstek.


Skowyt pełen strachu i zaskoczenia opuścił moje ciało w momencie, kiedy ktoś pociągnął mnie do tyłu, zakrywając w uciszającym geście, moje usta....


___________

Hej kochani!! Jest i nowyy!! :)
Co myślicie o domu krewnych Zayna ? To jakiś pałac...
Jakie zakończenie... Kto ją tak uciszył.? :3

Rozdział pewnie nie pojawił by się bez pomocy Kasi. Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję:))

PONAD 20 KOMENTARZY POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM!!! DZIĘKUJĘ za te miłe i fantastyczne opinie, jesteście ogromnym wsparciem. Normalnie czytam je po kilkanaście razy :D

Do następnego!
Lydia Land of Grafic