wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 49


Jest nn! W większości poprawiony, ake zapewne są literówki i brak ogonków. Enjoy ❤️

Soundtrack:
* Dont Kick the Chair - Dia Frampton
* Sweet Disposition - The Temper Trap

Budzę się w pokoju pełnym światła. Przede mną znajduje się ogromne okno - wyglądam za nie i podziwiam piękny krajobraz. Niebo jest pokryte puszystymi chmurami, lecz promienie słoneczne z sukcesem przedzierają się przez ich powłokę. Biorąc głęboki oddech przeciągam się relaksując każdy mięsień.

Jedno było dla mnie jasne - znajdowałam się w domu Zayn'a. Poznaję to po szerokich, czystych oknach wychodzących na zapierający dech w piersiach widok. Wczorajszy wieczór, wszystkie te wydarzenia rzeczywiście miały miejsce. Nie był to żaden sen. Z uśmiechem leniwie przekręcam się na bok i znajduję tam puste miejsce. Ociężale podnoszę się do siadu i przyglądam pokojowi Zayn'a. Wczoraj nie przykułam mu zbyt wielkiej uwagi - jestem pewna, że nigdy nie widziałam tego pomieszczenia. Nie miałam okazji wcześniej gościć w pokoju Zayn'a, w domu jego krewnych.

Jest tu dużo miejsca, ale z wystroju wyglada zaskakująco prosto. Na jednej ze ścian znajduje się kilka okien, kiedy reszta świeci pustkami. Widzę też biurko i krzesło - na meblu jak zwykle porozrzucane są pogniecione zwijki papieru. Oczywiście można się było spodziewać wielkiego łóżka przykrytego szarą pościelą. Pokój sprawia wrażenie niemalże pustego. Wydaje mi się, że jedynym tego powodem jest fakt, że Zayn spędza tu bardzo mało czasu. Opuszczam go i wychodzę na korytarz rozglądając się po innych zakątkach. Naasłuchuję jakichkolwiek odgłosów.

- Zayn? - wołam. Wyszedł stąd w środku nocy? Czy zostałam w tym domu zupełnie sama? Szybkim krokiem schodzę po schodach prowadzących do głównego pomieszczenia na dole. Powoli staczając się po zimnych stopniach dochodzą do mnie dźwięki obijanych naczyń z kuchni.

Przynajmniej jego ciocia jest w domu. Zastanawiam się gdzie uciekł Zayn? Przerzucam cześć włosów na bok i wchodzę do kuchni. Mimo tak dużej powierzchni i sporej ilości okien, w domu jest bardzo ciepło. Jednakże lodowate, drewniane stopnie powodują ciarki na moim ciele.

Zbliżając się,  zaczynam pomału zwalniać, aż ostatecznie zatrzymuję się. Zayn smaży jajka zwrócony do mnie plecami. Przenoszę zwrok na salon i skupiam się na ścianie pełnej okien.

Widok jest tak samo piękny, jak to pamiętam będąc tu za pierwszym razem. Wszędzie widać drzewa, oraz cudowną panoramę miasta. Dom jego krewnych był dokładnie takim o jakim marzyłam. Zakładając kiedyś rodzinę, z pewnością chciałabym być właścicielką takiego cudu.

- Już wstałaś - podskakuję na dźwięk głosu Zayn'a. Odwracam się w jego stronę, chłopak spogląda na mnie zza ramienia. Po chwili zaczyna śmiać się z mojej reakcji.

- Tak - wydycham podchodząc do niego. Chłopak stoi bez koszulki, ma na sobie tylko spodnie od pidżamy. Kieruję się w jego stronę, podczas gdy on wyłącza gaz i przenosi usmażone jedzenia na dwa talerze.

- Gotowałeś? - pytam z uśmiechem na twarzy, po czym chłopak odwraca sie w moją stronę a dwoma talerzami w ręku. Wygląda jakby zszedł właśnie z wybiegu - ma na sobie tylko spodnie, jego tatuaże prezentują się doskonale, a no i nie zapomnijmy o bliźnie na torsie. Mam tylko nadzieję, że to nie pamiątka od jego ojca. Nie jest go jednak odpowiedni czas na tę rozmowę.

- Tak - przytakuje - Czy nie właśnie tak postepują pary? - pyta mnie. Zauważam przebłysk zmartwienia w wyrazie jego twarzy. Miał trochę racji, tak robiły pary, ale nie nowo powstałe. Jednak to teraz nie ważne, ciszę się, że coś dla mnie ugotował. Miło było obserwować jak wdrażał w ten nowy dla niego świat.

- Tak, po prostu... Dziękuję - próbuję odnaleźć słowa. Stawiam jeszcze jeden krok w jego stronę i odbieram od niego jeden z talerzy. Oczy chłopaka natychmiast oblewa fala ulgi. Pewnym krokiem podążam w stronę stołu. Zasiadamy obok siebie przy wielkim, mahoniowym meblu.

Na talerzu znajduję smażone jajka i tost. Biorę pierwszy kęs, smak tej prostej potrawy zaskakuje mnie - w życiu nie domyśliłam się, że jest z niego dobry kucharz.

- Smakuje? - pyta przeżywając posiłek.

- Wyśmienite - komplementuję z uśmiechem na twarzy. Chłopak odpowiada mi tym samym gestem, po czym spuszcza wzrok na talerz przed sobą. Po chwili sięga ręką na moje udo i ściska je lekko, nastepnie spożywamy z wygodnej ciszy.

To takie dziwne, w dobrym sensie widzieć, że jesteśmy razem. To, że faktycznie mnie lubi, nie pogrywa, że nie puszcza się z innymi dziewczynami. Czułam, że powoli buduje się we mnie coraz większe zaufanie do niego.

Po skończeniu posiłku sprzątam naczynia ze stołu i informuję Zayn'a, że to ja pozmywam. Chłopak próbuje się ze mną sprzeczać, ale rzucam doskonałym argumentem, że skoro on wszystko przygotował to ja powinnam posprzątać. Ostatecznie się zgadza i znika w swoim pokoju.

Po wykonaniu swojego zadania idę do pokoju chłopaka. Zanim dotarłam do właściwego pomieszczenia minęło trochę czasu. Jednakże przez cały okres mojej błędnej wędrówki podświadomie myślałam, że to wszystko jest zwykłym snem.

Jesteśmy parą, wszystko między nami układało się dobrze, jak nigdy. Nadal pozostawało pomiędzy nami wiele tajemnic, ale w końcu ruszamy przed siebie.

Ostatecznie udaje mi się znaleźć pokój Zayn'a. Chłopak stoi w pokoju, tyłem do mnie, zwrócony w stronę okna, ma spuszczoną głowę - musi być wyraźnie na czymś skupiony. Ma na sobie białą koszulkę, ciemne spodnie. Jego ramiona są napięte. Oznacza to jedno - wydarzyło się coś złego. Mój żołądek wykonuje salto w tył... Oczywiście... Co tym razem? Co stało się tym razem? Blake zadzwonił? A może Erica?

- Zayn - podchodzę do chłopaka pochłoniętego obrazem zza okna - Zayn? - pytam ponownie. Chłopak nie odpowiada, całe jego ciało jest napięte, a dłonie zwinięte w pięści. Kładę ostrożnie rękę na jego plecach, na co chłopak obrzuca mnie czarnym spojrzeniem. To jedno spojrzenie powoduje nieprzyjemne ciarki na całym moim ciele. Z obawy ściągam ją i spuszczam luźno wzdłuż nogi.

Nie pozwolę na kolejną kłótnię. Ruszamy w przód, a nie w tył. Nie będziemy się kłócić o kolejną głupotę, ktora wpadła do jego głowy, podczas gdy ja zmywałam naczynia na dole. 

- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - jego głos jest przepełniony jadem i rozczarowaniem. Jestem zaskoczona jego pytaniem.

- Powiedzieć ci co? - śmieję się nerwowo. Chłopak buczy złością, podchodzi do biurka, podnosi mój telefon o ciśnie go w moją stronę - To że posiadam telefon? - pytam jeszcze bardziej zakłopotana. Zupełnie nie rozumiałam do czego zmierzał.

- Nie pogrywaj ze mną Julia, kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że z nim kurwa znów rozmawiasz? - pyta podchodząc bliżej. Mój żołądek wykonuje kolejną serię akrobacji, podczas gdy odczytuję słowa wiadomości.

'Miło było mi znów się z tobą zobaczyć. Wielkie dzięki, że zgodziłaś się jakoś odbudować naszą relację. Mam nadzieje cię wkrótce spotkać.'

Matt... Nie sądziłam, że zajdzie taka potrzeba, aby mowić o naszym spotkaniu Zayn'owi. Wiedziałam, że w końcu będę musiała mu się do tego przyznać, że oboje staramy się jakoś naprawić przeszłość. Szczerze mówiąc, wczorajszy wieczór był zbyt piękny i, ani mi się śniło myśleć o Macie. Byłam pochłonięta wydarzeniami związanymi z Zayn'em.

Nie będziemy się spierać o Matt'a, on nic dla mnie nie znaczy. Nie pozwolę mu poróżnić mnie i Zayn'a. Razem z Mattem staramy się tylko spróbować znosić własne towarzystwo i unikać niezręcznej ciszy.

- J-ja... Nie sądziłam, że będziesz musiał o tym wiedzieć, w ten czas nie byliśmy jeszcze razem - wyjaśniam prędko. Wiem, że powinnam była mu o tym powiedzieć.

- Julio, poważnie? - domaga się ze wściekłością. Wiem, schrzaniłam, zawaliłam na całej lini. Gdybym znalazła podobną wiadomość od Ericy adresowaną do Zayn'a byłabym równie zła.

- Wybaczyłaś mu? - dopytuje. Zamykam sobie usta, totalnie zaskoczona jego pytaniem. Byłam gotowa na ataki złości, o to, że mu wcześniej się do tego nie przyznałam. Tymczasem chłopak obrał taktykę Sary.

- J-ja... Nie, my... Zgodziłam się przejść przez to z podniesioną głową, rozumiesz? On jest dużą częścią mojego życia Zayn. Dorastałam przy jego boku.. J-ja.. - moje wyjaśnienia tylko bardziej go złoszczą.

- On cię kurwa zdradził! - podskakuję na jego podniesiony głos.

- Wiem - odpowiadam cicho - Zayn, każdy zasługuje na drugą szansę... Chyba ty powinieneś coś o tym wiedzieć - obdarowałam go wiecej, niz tylko jedna szansą, odkąd go poznałam było ich już dwie. Doskonale tez sobie zdaję sprawę, że to wcale nie koniec, będę mu wybaczać za każdym razem. Chłopak milknie, odrzuca mój telefon na łóżko i krzyczy w frustracji uwalniając się od złości.

Jego ramiona opadają, chłopak siada na materacu i gapi się w okno. Nie decyduję się na żaden ruch w obawie, że to go jeszcze bardziej zirytuje. Spoglądam na podłogę i wzdycham cieżko.

- Zayn, ja..

- Zabieram cię do domu - przerywa mi ruszając z miejsca. Chwyta kluczyki z biurka.

- Poważnie jesteś za to na mnie wściekły? - dopytuję go sfrustrowana. Powinnam była mu po prostu o tym powiedzieć, ale nie mam obowiązku się mu z wszystkiego zwierzać! On nie był wobec mnie zbytnio wylewny.

- Pewnie, że jestem! - buczy rzucając we mnie wściekłym spojrzeniem. Gapiąc się na siebie pozostajemy w kompletnej ciszy. Powinnam była mu powiedzieć jeszcze wtedy, gdy odwiedził mnie w pokoju - Chodź, zabieram cię do domu - buczy cicho.

- Nie chcę iść nigdzie, skoro tak się wobec mnie odnosisz! Nie mam obowiązku się tobie z wszystkiego zwierzać, ty tego nie robisz! - wytykam mu. To przecież prawda, istniało tyle zakątków z jego przeszłości, o których nie miałam pojęcia. Jest ich tak wiele, aż strach pomyśleć.

- Ale ty bez przerwy mnie przesłuchujesz - pyskuje. Wcale go nie przesłuchuję. Po prostu zadawałam pytania, które były zupełnie nie szkodliwe. Chciałam go lepiej poznać, to tyle. On jednak nie był tym z bardzo zadowolony.

- Nie będziemy się ponownie kłócić! Nie po tym, jak wszystko się miedzy nami ułożyło - mówię obserwując go uważnie. Chłopak wzdycha cieżko, po czym wykonuję krok w jego stronę i przytulam do siebie. Zayn nie porusza się, ale czuję, jak jego mięśnie rozluźniają się pod moim dotykiem.

- Bardzo cię przepraszam... Powinnam była ci o nim powiedzieć.. Nawet nie wiedziałam w jaki sposób i kiedy. Nie miałam pojęcia - szepczę do niego. Niby jak miałam mu wytłumaczyć, że Matt był częścią mojego życia i nie potrafię go odciąć, mimo bólu jaki mi sprawił. Choć to w ogóle nie miało dla mnie żadnego sensu.

- Zabiorę cię do domu... - bełkocze. Wzdycham w geście przegranej i uwalniam go z uścisku. Przynajmniej nie doszło to potężnej kłótni i nie dopuściłam to tego, aby uderzył w ścianę lub wystrzelił z pokoju, jak z procy. Myślę, że to dobrze... Wydaje mi się, że to jakiś postęp..

- No dobrze - wzdycham odchodząc od niego. Nagle chłopak cofa mnie do siebie swoim ramieniem. Jego usta łączą sie z moimi w głębokim pocałunki. Jestem zaskoczona tym gestem. Jego usta są takie świeże, chłopak łapie moją szyję i przyciska mocniej do swojego torsu. Pocałunek różni sie od tych wszystkich innych, które już razem dzieliliśmy.

Jest władczy, pełen pasji, agresji. Nie zatrzymuje go, wplatam własne palce w jego miękkie włosy. Chłopak ociera sie o moje ciało, otwiera moje wargi, a jego język natychmiast wślizguje się do środka. Kiedy przerywam w celu złapania powietrza, jego pieszczoty przenoszą sie na moja szyję, pozostawiając na niej mokre, słodkie pocałunki.

- Jesteś moja Julio... - szepcze w moją szyję, po czym oddala się. Przyglądam się mu, chłopak podchodzi do biurka, bierze klucze po czym wraca proponując mnie swą dłoń.

Gapię się na niego, próbuje ochłonąć po tym co się przed chwilą wydarzyło. Uśmiecham się do niego, chwytam za rękę, nasze palce zaplatają sie niczym dwa, pasujące do siebie puzzle.

Zabieram telefon i sukienkę, po czym podążam za nim przez dom - do mojej głowy powracają obrazy z ostatniego spotkania. Całowaliśmy się wtedy w szafie, podczas gry w chowanego. Tego dnia obiecaliśmy sobie po raz pierwszy ruszyć przed siebie.

Zayn POV

Całą drogę powrotną do akademika milczymy. W dłoniach ściskam kierownicę, cały czas przypominając sobie, aby nie złościć sie na Julię, żeby nie wybuchnąć. Jak ona może kurwa znowu z nim rozmawiać? Jeśli kiedykolwiek zrobiłbym cos takiego wobec niej, już nigdy wiecej bym jej nie zobaczył - nie potrafiłbym tak jej skrzywdzić.

Kto mógł? Co było nie tak z tym dzieciakiem Mattem? Jakim cudem posunął sie do takiego czynu? Zaciskam kierownice jeszcze bardziej wyobrażając sobie, jak go uderzam, daję mu nauczkę za cały ten ból i cierpienie, ktore jej sprawił.

Spoglądam na nią, dziewczyna wyglada przez okno, pochłaniajac wzrokiem piękno Colorado, jego drzewa, niebo, jednym słowem wszystko. Taka właśnie była, potrafiła dostrzec piękno we wszystkich i wszystkim. Ona nigdy nie wybudowała wokół siebie murów ochronnych przed innymi, tak jak ja. Dlatego tez mogła akceptować wady i żyć nadzieją. Wzdycham delikatnie, próbując wypuścić z siebie trochę napięcia.

Julia w końcu była moja... Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że dotrę w takie miejsce, gdzie zgodzę się na związek z jakąkolwiek dziewczyną. Z dziewczyną, taką jak Julia. Spoglądam na nią jeszcze raz, tym razem jej wzrok skupiony jest na mnie. Jej piękne, brązowe oczy uśmiechają się do mnie. Wracam wzrokiem na drogę, po czym przenoszę jedną z rąk na jej nodze. Nadal jestem w stanie manewrować wsród ruchu na ulicach Boulder.

W końcu kogoś miałem... Ktoś był mój... Jeszcze nigdy wcześniej nie zaszedłem, aż tak daleko w jakimkolwiek związku. Przeraża mnie to jak cholera. Zawsze jest ryzyko, że straci się tę posiadaną osobę - w każdym momencie i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Zacieśniam lekko uścisk na nodze Julii, po chwili jej palce tańczą na mojej skórze rysując przeróżne wzory. Nie potrafię powstrzymać wkradajacego sie na moją twarz niewielkiego uśmiechu.

To co ona we mnie wprawiała. Wystarczył jej jeden dotyk, a moje serce natychmiast przyspieszało. Wiem, że ja rownież na nią działałem z tym samym skutkiem. Moge tak stwierdzić, po jej rumieńcach na policzkach, oraz przyspieszonym oddechem z każdym moim dotykiem i pocałunkiem.

Dojeżdżamy pod akademik, parkuje samochód zaraz przy chodniku. Spoglądamnaa Julię, która gapi się w ceglaną powierzchnię za oknem. Po chwili porusza się rozpinając swój pas bezpieczeństwa.  

- Wiem, że prawdopodobnie nadal jesteś na mnie zły - cholera, miała racje, nadal sie we mnie gotowało, ale nie zamierzam rozpętać następnej wojny z powodu jakiegoś Matt'a. Tak postąpił by tylko dupek i jestem pewien, że on tego by chciał - Mogłam powiedzieć ci wcześniej, wiem... Ale proszę cie, spróbuj mnie zrozumieć. Matt wypełnił połowę mojego życia, był jak rodzina, nie potrafię go ot tak wyrzucić z pamięci.

Zaciskam szczękę, aby nie palnąć czegoś, czego będę pózniej żałował. Dlaczego kurwa nie mogła mu po prostu powiedzieć, żeby sie odwalił? Zdradził ją. Miał Julię, całą dla siebie i zmarnował to wszystko dla jakiejś brudnej dziwki. Jak ona może zastanawiać nad wybaczeniem mu? Jak mogła mu ponownie pozwolić wejść do swojego życia?

- Zdzwonimy się? - pyta z małym uśmiechem na twarzy. Wzdycham głęboko i przytakuje skinieniem głowy.

- Jasne - bełkoczę. Dziewczyna przybliża sie do mnie i składa delikatny pocałunek na moich ustach. Natychmiastowo pragnę od niej wiecej. Jeszcze nigdy wcześniej tak bardzo nikogo nie pragnąłem. Każdy jej gest, nawet to głupie pocieranie palcem miedzy oczami działa na mnie w dosyć głęboki sposób.

Nie odwzajemniam pocałunku, nadal mam do niej wyrzuty o Matt'a. Jej usta oddalają sie, po czym dziewczyna spogląda w dół na palce u swoich dłoni. Nie mam pojęcia jakiego zachowania teraz ode mnie oczekuje . Na razie próbuje poradzić sobie z tą informacją i Macie.

Nadal w pamięci siedzi mi ten bileciarz z wczorajszej nocy. Ten, który uśmiechnął sie do mojej Julii po zakończeniu jazdy. Potem ta matka, że tez musiała nam przerwać w takim momencie? Cieżko mi było nie wybuchnąć po czymś takim, ale dla miej udało mi sie opanować swe zapędy. Dla niej próbuje sie zmienić, ruszyć w przód. Oboje tego potrzebujemy.

- Okej, wiec do zobaczenia Zayn - otwiera drzwi, zeskakuje z siedzenia machając mi na pożegnanie. Była moją dziewczyną, to nadal tak obco brzmi. Nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że będę miał kiedyś okazję wypowiedzieć takie słowa.  

Odjeżdżam spod akademika. Matt.. O co chodzi tym chłopakiem? Jedno jest zupełnie jasne - wrócił do życia Julii. Nie bedą jednak zbyt często się widywać, już ja tego dopilnuje.

Zjeżdżam na podbocze ulicy. Nie mogę jej za niego winić... Po prostu nie mogę. Jeśli chce, aby została przy mnie i moim popieprzonym życiu, muszę się w końcu nauczyć akceptować jej przeszłość i decyzje ktore sama podejmuje. Nie mam wyjścia.

Siedząc w samochodzie w moich myślach nadal słyszę to co mi wczoraj  powiedziała: wszystko przede mną ukrywasz, jesteś tajemniczy, chcesz, żebym zaufała komuś, kto nie jest w stanie zaufać sememu sobie?... Nie jestem w stanie sobie ufać. Nie zdając sobie z tego sprawy, miała wiele racji. Ona myśli, że wiele przed nią ukrywam, miała taką cholerną rację. Porównujac informacje o których o mnie widziała, do tych, o których nie miała pojęcia - okazuje się, że ona wcale mnie nie zna.

Moje ciało zaczyna sie trząść. Wspomnienia, o których z całej siły próbowałem zapomnieć powracają do mnie, atakują. Cała moja przeszłość, przeszłość, którà chciałem za wszelką cenę przed wszystkimi ukryć, powód dla którego sielę tutaj znalazłem...

Dlaczego o tym tak myślę? Dzieje się tak zawsze gdy nie ma przy mnie Julii... Oczywiście. Udało nam sie postawić krok przed siebie.. Nawiedzają mnie myśli, obawa, nienawiść.. Wszystko powraca do mojej pierdolonej głowy.

To wszystko przez Julię - ponieważ jej teraz ze mną nie było, ponieważ ta dziewczyna znaczy dla mnie tak wiele. Napinam wszystkie swoje mięśnie, zaciskam dłonie w pieści, ale to nie pomaga. Nadal czuje ten wewnętrzny niepokój, mój żołądek wydaje sie być jednym, wielkim guzłem.

Gdybym tylko mógł znów porozmawiać z Caroline - gdyby przyjechała tu do Boulder z prośbą zobaczenia się, zgodzilbym się od razu. Należy jej sie to, ale to już wiecej nie będzie miało miejsca, to już nigdy się nie stanie. Czuję, że mi słabo. Staram się ignorować wybuchające we mnie emocje.

Caroline nie była jakąś tam dziecięca miłością, jak Matt dla Julii, ona niczym go nie przypominała.

Szybko wyciągam swój telefon z kieszeni, po czym wybieram numer na który próbowałem sie dodzwonić miliony razy zaraz po wyjezdzie z Bradford. Nie powinienem tam dzwonić, wiem to, ale ten cały bałagan z Mattem powoduje ożywienie się we mnie wszystkich wspomnień... Muszę do nich zadzwonić.

Sytuacja Julii i Matt'a w żadnym stopniu nie jest zbliżona do mojego popieprzonego błędu. Caroline nie była już dla mnie nikim. Podnoszę słuchawkę bliżej swojego ucha, wydycham drżące powietrze modląc sie żeby odebrali, ale wolę jednak żeby tak się nie stało.

Słyszę pierwszy sygnał, potem kolejny i kolejny...  

Wtedy uświadamiam sobie, że oni nigdy nie odbiorą. Ponowny sygnał w telefonie przechodzi przez moje ciało z echem.

Zaczynam zdawać sobie sprawę, że nieważne, jak bardzo jest wyrozumiała, Julia nigdy nie będzie w stanie zaakceptować tego elementu mojej spapranej przeszłości.


 Juliet POV

Nadal jestem zaskoczona, że Zayn nie wybuchnął i nie nawrzeszczał na mnie za Matt'a. Co prawda był zły, ale nie rozpętaliśmy kolejenej, bezsensowjnej kłótni, czego szczerze mówiąc trochę sie spodziewałam. Nie mam mu za złe, że przywiózł mnie z powrotem do akademika. Rozumiem go. Muszę szanować jego pogląd na naszą sytuacje z Mattem.

Wchodząc do pokoju zauważam, że Sary tam nie ma. Znajduje za to notkę na biurku, na której naskrobała, że spędzi dzień z Niall'em, ale wraca wieczorem i mam jej wszystko opowiedzieć.

Na sama myśl o wczorajszym wieczorze na mojej twarzy pojawia sie szeroki uśmiech. Mimo ze to było tak niedawno, odnoszę wrażenie ze całe to wydarzenie jest odległym wspomnieniem. Szybko przeszukuje torebkę próbując odgrzebać nasze wspólne zdjęcie - moje i Zayn'a.

Z uśmiechem podchodzę do biurka, siadam przy nim. Przyglądam sie zdjęciu jeszcze raz, po czym mój wzrok wędruje w miejsce gdzie wcześniej leżała bransoletka. Gapie sie w tamto miejsce, nie jestem w stanie wziąć jej ponownie do ręki.

Myśle. Nie mam wiekszego wyboru.. Powinnam sie jej po prostu pozbyć. Ja i Matt już nigdy sie nie zejdziemy. Nie możemy - nie po tym, jak mnie zranił. Ale.. Część mnie wcale nie chciała sie pozbyć tej bransoletki.

Nagle słyszę dźwięk telefonu. Na sam hałas na mojej głowie włosy stają mi dęba. Przerzucam wzrok na torebkę, skąd dochodzi ten dźwięk. Co zrobię, jeśli to on? Nie odpowiedziałam przecież na jego wiadomość.

Powoli odkładam zdjęcie na bok i przeszukuje torebkę. Widząc imię Lindsay na wyświetlaczu czuję, że i oblewa mnie fala ulgi.

- Hej - uśmiecham sie wdzięczna, ze nie był to Matt.

- Cześć Jula, mój tato w końcu przyjechał i właśnie wybieramy sie na  lunch. Chciałabyś dołączyć? - głos Lindsay rozbrzmiewa w słuchawce.

- Wiesz co... - spoglądam na biurko gdzie wzrokiem odnajduje zdjęcie, które znajduje sie nad szufladą, w gdzie wcześniej schowałam bransoletkę - To niezły pomysł - odkąd udało mi sie uspokoić Zayna i nie pokłóciliśmy sie o Matt'a, znajduję się w siódmym niebie.

Biorę szybki prysznic, po czym układam swoje włosy pozostawiając je w naturalnych falach. Przebieram sie w biały top i ciemne jeansy. Następnie wciągam na siebie szary sweter i wychodzę z pokoju. Wędrując do samochodu czuje sie szczęśliwa. Miło będzie porozmawiać trochę z Lindsay i w końcu przestać myślec tylko i wyłącznie o Zayn'ie. To trochę stresujące.

Spotykam Lindsay i jej tatę w McAllister. Wysiadając z samochodu od razu zauważam te dwójkę stojąca już w środku, oboje są uśmiechnięci od ucha do ucha. W budynku jest zimno, mimo, ze na zawnatrz panuje podobna aura po moim ciele natychmiast biegną nieprzyjemne dreszcze.

Oboje odwracają sie w moja stronę. Jej tato ma długi nos, kwadratowy podbródek, lekki zarost na twarzy, jego oczy maja ciepły odcień brązu, włosy w podobnym odcieniu, są nieco dłuższe, ale bardzo dokładnie wystylizowane do tylu.

- Jula! - dziewczyna ściska mnie.

- Hej - uśmiecham się do nich. Jej ojciec gapi sie na mnie, niemalże wypala we mnie dziury. Nie mam pojęcia o czym teraz myśli, ale jego wzrok wbity we mnie sprawia mój ogromny dyskomfort. Spoglądam na dziewczynę, ktora niczego nie zauważa.

- Tato, to jest właśnie Jula. Jula to mój tata - przyglądam sie mu. Na moje zaskoczenie mimo ich więzów krwi, nie zauważam pomiędzy nimi, a Lindsay jakiegoś szczególnego podobnienstwa. 
Spodziewałam sie, ze jej ojciec będzie blondynem, jak ona. Widocznie odziedziczyła te cechę po swoje mamie.

Jej ojciec nadal gapi sie na mnie w ten sam dziwny sposób. Tym razem zauważa to rownież Lindsay i szturcha go łokciem - Tato! - mężczyzna spogląda na córkę. Wyglada jakby został właśnie wybudzony z jakiegoś transu. Odchrzakuje i uśmiecha sie.

- Mike Taylor - podaje mi rękę, ktora ściskam z uśmiechem.

- Dzien dobry panie Taylor, nazywam sie Julia Augustine - mężczyzna znów spogląda na mnie z uśmiechem. Ponownie czuję się niekomfortowo, puszczam jego rękę po czym zaczynam  sie nerwowo śmiać.

- Augustine? Dosyć niespotykane nazwisko - zapada jeszcze dziwniejsza atmosfera.

- Tak - przytakuje - Też tak mi się wydaje-  wzruszam ramionami. Nazwisko Augustine nie wzbudzało we mnie, aż takiego zdziwienia. Patrząc na reakcje pana Taylora widzę, że jest inaczej.

- Skądś znam to nazwisko.. - bełkocze skanując mnie jeszcze uważniej wzrokiem. Spoglądam na Lindsay ktora wzrusza tylko ramionami.

- Myśle, że mógł pan kiedyś słyszeć o moim wujku Steven'nie Augustine. Prowadzi firmę CEO w Nowym Jorku. Często można go zobaczyć na okładkach magazynów, czy gazet - informuje go. Wujek Steven jest młodszym bratem mojego taty. Różni ich zaledwie dwa lata, ale to nadal coś. Steven jest starszy od Kate, dużo pracuje i rzadko nas odwiedza.

- Dokładnie! Znam Steven'a Augustine.. Swojego czasu współpracowaliśmy ze sobą w jednej sprawie - wyjaśnia. Unoszę brew zdziwiona. Jaki ten świat jest mały. Nie miałam pojęcia, że ojciec Lindsay ma cokolwiek wspólnego z biznesem. Ciekawi mnie co dokładnie robi. Pewnie zarządza jakąś firmą.

- Naprawde? - pytam zaskoczona. Pewnie dlatego tak mi sie przyglądał. W jakimś stopniu przypominam mu wujka Steven'a.

- Tak sie złożyło, że mieliśmy wspólnego znajomego. Za jego pośrednictwem poznałem Steven'a i ruszyliśmy z wspólnym planem - tłumaczy - Mów mi Mike - spoglądam na Lindsay. Od zawsze byłam uczona, aby do dorosłych zwracać sie ich pełnym imieniem i nazwiskiem. 

- Tato - dziewczyna w końcu przerywa tę niekomfortową ciszę i zerka pobłażliwie na swojego ojca.

- Albo panie Taylor - dodaje powoli - Nazywaj mnie jak ci wygodniej Jula... To ogromna przyjemność móc cię poznać - ponownie sie uśmiecha.

- Kto jest głodny? - pytam. Kiedy ostatecznie zamawiamy nasze posiłki i siedzimy przy stoliku, ciężka atmosfera ustępuje. Zatapiam sie w rozmowie z panem Taylor'em o jego karierze.

- Jestem właścicielem firmy organizującej spotkania biznesowe. Moim pierwszym zleceniem w Nowym Jorku było przygotowanie imprezy dla twojego wuja. W zasadzie to były początki mojej kariery - gapię sie na niego niedowierzając.

- Czy nie zalożyłeś swojej firmy jeszcze zanim się urodziłam? - pyta go Lindsay. 

- Tak, masz racje. Twojego wujka poznałem wiec jeszcze zanim sie urodziłaś - pan Taylor chichocze mówiąc do mnie.

- To niesamowite! Jaki ten świat malutki  - śmieje sie do siebie. Pan Taylor rzeczywiście znał mojego wujka Steven'a - Od zawsze myślałam, aby w przyszłości zająć sie organizacją takich przedsięwzięć - wyjrzykuje radośnie.

- Naprawde? - pan Taylor uśmiecha sie - Ta, o tutaj, marzy z kolei o dziennikarstwie - mężczyzna wskazuje na Lindsay, ktora od razu promienieje. Ich relacja jest bardzo bliska, to takie piękne. Przypomina mi to o mnie i moim ojcu, kiedy sie tylko urodziłam.

- Lindsay nigdy mi o tym nie wspominałaś - mowię do niej. Dziewczyna zerka na mnie, jej policzki oblewa rumieniec.

- Tak... Bardzo lubię pisać, właściwie to o wszystkim - wyjaśnia. Wyglada jakby wstydziła sie tego.

- Wiesz, moja ciocia Kate pracuje w dziennikarstwie, co prawda w przekazie, dla mediów, ale to nadal dziennikarstwo. Następnym razem, gdy mnie odwiedzi po prostu musimy sie wspólnie spotkać. Kate jest jak nastolatka, pokochasz ja! - śmieje sie.

- To super! Bardzo bym chciała - nagle telefon pana Taylora zaczyna dzwonić. Mężczyzna z daleka przygląda sie wyświetlonej nazwie, tak jak by zastanawiał sie czy odebrać, czy tez nie. Chyba zauważa ze sie mu przyglądamy, na co uśmiecha sie do nas i przeprasza.

- Przepraszam, ale muszę to odebrać - pan Taylor wyglada na mocno zmartwionego, przez co nie do końca świadomie pociera kciukiem miejsce miedzy oczami. Zaczynam sie cicho śmiać, jej tato odchodzi od stolika.

- Faktycznie! Miałaś racje, on faktycznie tak robi - mam na myśli ten gest z pocieraniem. Lindsay rownież zaczyna sie śmiać.

- Dziwny zwyczaj - wzrusza ramionami - Czasem łapie sie na tym, że tez tak robię - dziewczyna przewraca oczami.

- Racja, ja przejęłam to od mojego taty, wystarczyło, że sie mu przyglądałam kiedy poprawiał te wszystkie kartkówki w nocy. Moja ciocia tez tak robi... - wygaduje. Ten dziwny zwyczaj maja wszyscy członkowie rodziny po stronie mojego ojca. Czasem zauważam to rownież u moje mamy, wydaje mi sie, ze po prostu łatwo sie nim 'zarazić'.

- Lindsay, mam wieści... Jeszcze nikt o tym nie wie, nawet Sara - czuje sie źle, że dziele sie ta informacja najpierw z Lindsay, a nie Sara, ale byłam tak podekscytowana, że już nie moge wytrzymać. Chwalenie sie innym moim związkiem z Zayn'em nie wydaje mi sie byc niczym złym. To chyba cała magia związków, prawda?

- Co to takiego? - dziewczyna uśmiecha sie. 

- Wiesz, wczorajszego wieczoru byłam na randce z Zayn'em, mieliśmy czas aby wszystko przegadać...

- I? - dziewczyna przybliża sie w moja stronę. Jej źrenice powiększają sie gotowe do pochłaniania każdego mojego słowa.

- Oficjalnie sie spotykamy - uśmiecham sie jasno, na co dziewczyna piszczy radośnie. 

- Nie wierze! Jak było? Mów!! - pyta mnie - Co robiliście? Zgodziłaś się? To znaczy, jestem pewna, że tak zrobiłaś, ale powiedz mi o szczegółach! - nalega. Spoglądam na drzwi wejściowe, zauważam, że wraca do nas pan Taylor.

- To długa historia. Mówiąc krótko:  Najpierw mi zaśpiewał, potem rozmawialiśmy, zabrał mnie do wesołego miasteczka! - wzruszam ramionami, powstrzymując swój uśmiech.

- Jestem taka zazdrosna - dziewczyna kręci głowa z uśmiechem - Ale z ciebie szczęściara!

- Kto jest szczęściarzem? - pan Taylor pyta siadając na swoim miejscu.

- Jula. Wczoraj wieczorem została poproszona o chodzenie - Lindsay jaśnieje, na co jej tata wydaje sie byc niewzruszony, a nawet nie zainteresowany. Czyj ojciec wciągnął by sie w dziewczyńskie pogawędki?

Chwile pózniej kelner przynosi nasze jedzenie. Miło rozmawiamy zarówno podczas posiłku, jak i zaraz po. Lindsay miała sporo racji. Jej tato był mądry, zabawny i całej szczęście nie okazał sie byc taki jak pomyslałam na początku. Niezręczność minęła.

Opowiada mi o swoich czasach na studiach, jego życie rozpoczęło sie w Oregon'ie. Nie wspomina nic o mamie Lindsay, co jest dla mnie zupełnie zrozumiałe. Zastanawia mnie tylko, czy on nadal mieszka niedaleko niej, całej rodzinki, jednak nie pytam o to.

Po skończeniu lunchu wychodźmy na zimna, jesienna aurę i zatrzymujemy sie tam na chwile. Uwielbiam zapach jesieni Colorado, powietrze jest takie świeże, czyste. Moje płuca wypelniaja sie tym chłodnym gazem. To uzależniające, zapach natury wymieszanej z mrozem wprost z gór.

- Miło było mi pana poznać, panie Taylor - wyciągam do niego rękę.

- Rzeczywiście, to spotkanie było czysta przyjemnością Julio.. Mam nadzieje, że wkrótce sie powtórzy - mówi profesjonalnym tonem.

- Ja rownież. Lindsay, do zobaczenia w poniedziałek? 

- Pewnie. Jeszcze raz wielkie dzieki za spędzenie czasu z nami - uśmiecha sie - O, tato czy mama będzie następnym razem nam towarzyszyć? - odwraca sie do niego. Dziewczyna szokuje mnie tak bezpośrednim pytaniem. 

- Tak, tak powiedziała - mówi - Byc może Joshua tez sie do nas przyłączy - dziewczyna uśmiecha sie jeszcze szerzej.

- Yay! - wykrzykuje. Jej mama i Joshua? Joshua to jej brat, ale mama? Sądziłam, że jej brat nienawidzi swojego ojca, a jej rodzice wcale nie są razem.

- Chyba zostawiłem swój telefon w środku. Zaraz wrócę - przeprasza nas po czym znika za drzwiami budynku. 

- Tak.. Moi rodzice - dziewczyna zaczyna zdezorientowana - Oni nie są razem, ale tez są - wzrusza ramionami. Ciekawość nakazuje mi o to zapytać, ale nie chce sie wtrącać - Mówiłam ci, ze jego 'prawdziwa miłością' jest tamta kobieta?

- Tak - przytakuje.

- No wiec taka mil życia mojej mamy jest mój tato... Wiec mu wybaczyła. To jeden z głównych powódow dla którego Joshua nienawidzi go. On nie cierpi matki za to, ze sie złamała i mu wybaczyła, ale do ojca ciśnie jeszcze większa nienawiścią - dziewczyna spuszcza wzrok na woje dłonie.

Ta dziewczyna ponownie zadziwia mnie swoją otwartością, nawet w tak delikatnych i osobistych sprawach. Ufa każdemu, bez względu na własna przeszłość. Z uśmiechem podchodzę do niej i dotykam jej ramienia.

- Jesli kiedykolwiek będziesz miała potrzebę z kimś porozmawiac, jestem do twojej dyspozycji - dziewczyna uśmiecha sie, po czym jej ojciec wraca do nas z telefonem.

- Gratuluję tobie i Zaynowi - dziewczyna ściska mnie, na co odpowiadam tym samym. Lindsay była doskonałym przykładem, jak ogrmna siła może drzemać w tak niewielkiej osobie. Wiele słyszy sie o rozwodach, dzieciaki nie radzą sobie najcześciej, załamują sie. Ona była inna, stawała na przeciw i walczyła.

- Do zobaczenia Julio - pan Taylor uśmiecha sie do mnie, po czym razem z córka odchodzi. Macham im na pożegnanie i wracam do samochodu. Podróż z powrotem na kompus mija mi w spokoju i ciszy.

Zastanawiam sie, czy zadzwonić do Zayn'a, ale nie chce sie tez narzucać. Jeśli nie odezwie sie pierwszy, skontakuje sie z nim jutro. Muszę uzbroić sie w cierpliwość i pozwolić mu 'przetrawić' myśli związane ze mną i Mattem. Nie chce go złościć.

Okazuje sie, ze w pokoju zastaje Sarę, dziewczyna wyglada jakby czekała specjalnie na mnie. Przechodząc przez próg od razu podnosi sie z miejsca i podchodzi do mnie z otwartymi ramionami.

- Powiedz mi! - dziewczyna wykrzykuje z niecierpliwości. Śmieje sie z niej.

- Nie udawaj, ze tak czekasz na moja relacje. Doskonale znasz moja odpowiedz - mnie do niej z uśmiechem. Dziewczyna wydaje z siebie jeden, wielki pisk podskakując w górę i dół.

- O Mój Boże Jula! Spotykacie sie! W końcu jesteście para! Dzięki Bogu! Kochaliście sie już? - pyta mnie. Wydycham wstrzymywane powietrze, ni wierze, ze mnie o to zapytała.

- Sar! - krzyczę na nią.

- Co? W końcu nie wróciłaś na noc - dziewczyna wytyka puszczając mnie.

- Nie, nie kochaliśmy - potrząsam głowa - Spędziłam z nim tylko noc. Przecież wiesz, że nie jestem na to gotowa.

- Och! To przecież Zayn! Przyłapałam was na obsciskiwaniu sie, wiec mogłam podejrzewać was o cos głębszego. Wyczułam miedzy wami ogromne napięcie seksualne (jakkolwiek to brzmi..) - dziewczyna śmieje sie. Przewracam teatralnie oczami - Spotykasz sie więc z Zayn'em, a ja z Niall'em... Oni są najlepszymi przyjaciółmi, my prawie jak siostry. Nasze podwójne randki bedą czyms idealnym! - dziewczyna cieszy sie klaszcząc w dłonie.

- O nie, ja trzymam sie z dała od podwójnych randek - śmieje sie - One wydają sie mieć dla mnie tragiczne zakończenie - Fałsz. One nie wydają sie, one zawsze maja złe zakończenie.

- Taa, nieważne. Jakoś to rozpracujemy! Chce szczegółów! - dziewczyna przypomina mi teraz Lindsay. Przytakuje jej ze śmiechem.

- Tak jakbym musiała ci mowić. Prawdopodobnie we wszystkim pomogłas - wiedziałam, że maczała w tym swoje paluchy, jak tylko zobaczyłam, że kupiła mi sukienkę specjalnie na te okazje. Dziewczyna kręci tylko głowa.

- W zasadzie to nie - dziewczynę zaskakują moje podejrzenia - Zayn to wszystko zaplanował. Powiedział mi tylko, że chce abyś założyła te sukienkę  - co takiego?

- Chciał mnie zobaczyć w tamtej sukience.... To znaczy, że ja dla mnie wybrał? - pytam składając w głowie cała te układankę.

- Nie spodobała ci sie? - dziewczyna skanuje mnie wzrokiem. Uwielbiam ja, po prostu nie wierze, że wybrał ja Zayn. To było... Jeszcze nikt nigdy nie zrobil dla mnie czegoś takiego.

- Nie, jest przepiękna - zapewniam ja z uśmiechem - Cóż, najpierw przegadaliśmy nasze problemy po ostatniej kłótni... Potem.. Um... Zaśpiewał mi... Przyniósł ciasto czekoladowe, takie samo jak na pierwszej randce...Um... Zabrał mnie do wesołego miasteczka - uśmiecham sie.

- Widziałam zdjęcie. Pstrykneliscie sobie fotkę podczas całowania? Jakie to urocze - uśmiecha sie. Dziewczyna wstaje, podchodzi do swojego biurka i włącza laptopa.

Uśmiecham sie do niej, kiedy przegląda Facebooka. Wchodzę do kuchni, bite butelkę wody i wracam do biurka. Spoglądam na wspomniane zdjęcia, automatycznie przypominając sobie o bransoletce.

- Posłuchaj, odkąd ty i Zayn w końcu sie afiszujecie... Niall powiedział mi o imprezie jutro wieczorem - odwracam sie w jej stronę - Odbywa sie gdzieś w górach, jakieś 20 minut drogi stad. Organizuje ja jakiś bogaty chłopak Brian, Bryce, czy cos? Nie mam pojęcia, ale koniecznie musicie dołączyć! - dziewczyna wybucha mnóstwem energii, po czymwraca do ekranu. Jej wzrok wlepiony jest w monitor, ale wiem, ze z niecierpliwoscią wyczekuje na moja odpowiedz.

Nie mam pewności, czy impreza dla naszej dwójki to odpowiedni pomysł. Dopiero co jakoś sie dogadaliśmy, nie wściekł sie i Matt'a. Swietnie sobie z wszystkim radził, boje sie, ze obecność obcych ludzi wszystko pogorszy.

- Sara, ale jutro jest niedziela - zaznaczam biorąc ten fakt za dobra wymówkę, aby nie musieć tam jechać.

- Jula, prosze cie... To będzie wasz pierwszy wypad jako para - pierwszy wypad i rzucamy sie na ogromna imprezę? Jak romantycznie... Nie chce narażać naszegow związku na tak wielkie ryzyko.

 - Sara..

- Zapowiada sie wydarzenie roku! - dziewczyna uderza mnie buchająca od niej energia. Odwraca sie w moja storne i wypala we mnie dziury wzrokiem. Wyzywa mnie, abym podjęła takie ryzyko.

- No dobra... - poddaje sie jej urokowi, nie będzie, aż tak źle. Zayn pozwoli mi zignorować obecność totalnie pijanych ludzi. Kogo ja oszukuje? Jeśli będzie tam Zayn, moje myśli bedą zajęte tylko nim.

- Yay! To będzie niezapomniana noc! 

Niezapomniana noc... A może wieczór, o którym będę chciała właśnie już na zawsze zapomnieć?

NITKA OD AUTORKI:

Przeczytajcie! Bardzo ważne!

1. ZŁE WIEŚCI! W tym tygodniu mam testy końcowe, wiec muszę sie na nich skupić, uczyć, zdać jak najlepiej. To oznacza, że nie będę w stanie dodawać nn w najbliższym czasie. Przepraszam kochane!

DOBRE WIEŚCI, zaraz po tym wyjeżdżam i będę miała mnóstwo czasu na pisanie. 

2. Nie wierze, że to już połowa One Night! Niesamowite!

3. Och... Nie pokłócili sie o Matt'a - przynajmniej nie mocno, i znów pojawia  sie to imię... Caroline.. I ten telefon do nich... :) hmmmm....



To było wyzwanie! 10 stron! Mam nadzieje, że sie podobało. 

A wiec impreza w górach... Co tam czeka? Jak myślicie? Już nie moge sie doczekać! ❤️😂😂

Kocham was!
Lydia Land of Grafic