Przez ponad pół godziny siedziałem w samochodzie przed tym budynkiem - wiem, bo gapiłem się na ten pieprzony, neonowy zegarek na radiu. Moje dłonie ściśnięte były w pięści, położone na kolanach, zastanawiałem się co powinienem zrobić.
Gotuje się we mnie widząc samochód Harry'ego zaraz koło bryki Louis'a. Podwiózł ją tu, kurwa wziął ją tutaj swoim samochodem. Przyjechał tu z nią na tę pieprzoną podwójną randkę. Kiedy mi o tym powiedziała, sądziłem, że się zgrywa, że kłamie. Musiała sobie kurwa ze mnie żartować.
Myślałem, że była pijana, paplała trzy po trzy, gadała głupoty, żeby mnie wkurzyć. Wydaje mi się, że ona zawsze wymyśla coś co na mnie tak działa, nieważne, jak bardzo chcę to zignorować. Ale teraz.. widząc samochody tej dwójki, wiem wszystko.
Poszła z nim na randkę. Zaciskam szczękę gapiąc się ze złością na durnego jeep'a Harry'ego. Chcę, aby zniknął, chcę, aby on zniknął i zostawił Julię w świętym spokoju. Dlaczego on kurwa nie może zostawić jej w spokoju?
Wzdychając ciężko, wysiadam z samochodu. Zimne powietrze styka się z moją rozgrzaną skórą dodając mi trochę lepszego samopoczucia. Zatrzaskuję za sobą drzwi i szybkim krokiem zmierzam do środka. Kiedy już się tam znajduję pierwsze co zauważam to bandę rozwydrzonych dzieciaków ze swoimi jakże uroczymi rodzicami. Doskonale widzę wzrok ich matek - tę pogardę słaną wobec mojej osoby,
Przechodzę do pomieszczenia pełnego potężnych okien. Wtedy ich zauważam. Widzę Louis'a, który siedzi i śmieje się z Elenour oraz dwójkę siedzącą naprzeciw nich. Wiem też kim oni są. Zauważam Julię - siedzi do mnie tyłem, a Harry ma to swoje pieprzone ramię otoczone wokół jej wątłego ciała.
Czuję wzrastającą złość, która sięga już maksymalnych granic. On jej dotykał - on jej kurwa dotyka. Trzyma ją w swoich objęciach, a ona się śmieje. Śmieje się i wygląda na szczęśliwą... Harry nie potrafił jej uszczęśliwić - nie tak jak ja.
To chyba jakiś żart, chory dowcip, nie ma mowy, że to prawda - Julia na randce z Harry'm. On ją dotykał.. Oni sobie muszą kurwa ze mnie żartować.
Juliet POV
- Chyba sobie kurwa ze mnie żartujecie. Co to ma do jasnej cholery znaczyć? - odwracam się w stronę, z której dochodzi do mnie ten dźwięk i zamieram. Mam ogromną nadzieję, że to tylko moja chora wyobraźnia - ale jest inaczej. Właśnie tu stoi, we własnej osobie - wściekły do czerwoności Zayn. Wszyscy milkną, nasze śmiechy gdzieś znikły, powietrze stało się gęste, nikt nie ma odwagi się poruszyć - Zadałem pytanie do kurwy nędzy - buczy.
Wzdrygam się gdy dociera do mnie, że Zayn tu naprawdę tutaj jest - widział mnie i Harry'ego w dosyć jednoznacznej sytuacji. Właśnie tak było, nieważne, jak bardzo tego nienawidziłam, jak bardzo tego nie chciałam, pozwoliłam sobie na to.. na niego.
- Stary tylko się dobrze bawimy - Louis próbuje go jakoś tym uspokoić. Wiem, że on uważa, że po tym wszystkim Zayn zasługuje na najgorsze, ale ja przyjmuję inną pozycję. W oczach mulata dostrzegam ból i cierpienie - mam ochotę go przytulić i wytłumaczyć się.
Jednak tu przychodzi kolejna myśl, od ostatniej sprzeczki, odkąd poznałam Ericę, unikał mnie jak ognia. Nie wyraził najmniejszej ochoty na rozmowę ze mną, wiec nie jestem pewna, czy w ogóle chce mnie widzieć. Co on tu w ogóle robi? Nie ma prawa tu wtargnąć i robić z igły widły.
- Nie żartowałaś mówiąc, że idziesz z nim na randkę - mówi monotonnie. Stoi na przeciwko naszej całej czwórki, ubrany w białą koszulkę i skórzaną kurtkę - bez najmniejszego wysiłku wygląda, jak model z okładki magazynu. Wtedy zdaję sobie sprawę, że to zdanie było skierowane do mnie, na co oblewa mnie fala poczucia winy.
- Ja.. - staram się to wyjaśnić, ale wtedy ktoś przerywa mi ostrym tonem.
- Dlaczego to cię w ogóle obchodzi Zayn? Czy to nie ty jesteś wolnym ptakiem? Po tym jak to ty zaprosiłeś Ericę na imprezę? - zielone, zazwyczaj przyjacielskie tęczówki Harry'ego ociekają teraz wściekłością, bucha od nich chłód. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego i czuję się przestraszona. Harry miał być tym opanowanym, tym z dobrym wyczuciem sytuacji.
Wyglądało to jak zachęta do dalszej walki - chciał wkurzyć Zayn'a i udowodnić mu, że się myli. Zależało mu na pokazaniu, że z Zayn'em nigdy niczego nie tworzyliśmy.
- Lepiej się kurwa przymknij Styles - Zayn zwraca mu uwagę.
- Zayn! - drę się na niego zwracając w jego stronę. Błagam go o spokój, ale on ma to zupełnie gdzieś.
- Myślałem, że jesteś moim kumplem! - widzę wewnętrzną walkę Zayn'a, aby całkiem nie wybuchnąć. Mógłby wtedy zwrócić uwagę tych wszystkich szczęśliwych rodzin, którzy cieszą się sobą nawzajem przy wspólnym posiłku.
Poczuł się zdradzony tym, że poszłam na randkę z Harry'm, że Louis się mu do niczego nie przyznał, ani nie ostrzegł. Zabolał go fakt, że jego najlepszy kolega osobiście pojawił się na tej randce i brał w tym udział. Powinnam czuć radość z wygranej, że w końcu sam poczuł się tak jak ja, kiedy on robił to wobec mnie - ale mi się to nie podoba. Nie jestem w stanie znieść jego zranionego wyrazu twarzy.
- Zayn, nadal nim jestem - Louis mówi mi spokojnie - Przyszedłem tu tylko z Elenour - dziewczyna patrzy na niego, nie widać po niej strachu, niczego. Tylko na niego patrzy i czeka, aż wybuchnie.
- Zayn, proszę cię - podnoszę się powoli z miejsca. Nie jestem pewna, o co go do końca błagam - żeby nie robił scen, żeby nie był zły na Lou, żeby nie wyżywał się na Harry'm, żeby nie był wściekły na mnie...
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - czeka na jakieś wyjaśnienia od Louis'a.
- Zayn - zaczyna. Rozglądam się po pokoju - już zdobywamy zainteresowane spojrzenia innych.
Jego wściekły wzrok zwraca się w moją stronę, mierzy mnie z dołu do góry, po czym wraca na resztę. Odwracam się do tyłu i spotykam zmartwiony wyraz twarzy Harry'ego. Wzdycham ciężko, kiedy chłopak wykonuje krok w naszą stronę. Proszę cię, nie teraz, nie tutaj, nie rób nie potrzebnych scen. Proszę - błagam go wzrokiem, ale on to całkowicie ignoruje.
- Wychodzimy - jego ton jest niski i władczy. Zayn czeka na mój ruch, ale ja nie jestem w stanie się ruszyć. Stoję tylko nad naszym stolikiem. Nie chcę nigdzie z nim wychodzić - to tak nie działa. On nie ma prawa mi rozkazywać, po tygodniu ignorowania, nie może mnie traktować, jak swoją własność po tym, jak potraktował mnie przy Erice.
Nie może nam tak po prostu przerywać w naszej cudownej zabawie - przychodzi sobie ot tak i wszystko rozwala. To nie fair.
- Julio - ostrzega mnie, jego ton rośnie we wściekłość.
- Ona nie ma ochoty nigdzie z tobą wychodzić - Harry podnosi się ze swojego miejsca i staje zaraz za mną, na co żołądek wiąże mi się w supeł. Przymykam powieki - jeżeli on się w to wtrąci, to wcale mi w niczym nie pomoże. Tylko doprowadzi Zayn'a do krawędzi wytrzymałości. Jestem tego pewna.
- Pytałem cię o zdanie Styles? - jego ton ocieka jadem.
- Nie, ale jej również nie pytałeś - Harry oddala się od swojego krzesła biorąc krok w stronę Zayn'a - stoją naprzeciw mnie. Mulat zaciska szczękę, jego dłonie zaciskają się w pięści.
- Zajmij się swoim pieprzonymi sprawami - Zayn ostrzega go niskim głosem. Harry potrząsa głową i uśmiecha się głupio - nie spodziewałam się po nim takiej reakcji.
- Jesteś jedynym, który się w cokolwiek miesza. Pozwól jej zostać - mówi powoli.
- Ostrzegam cię Styles - poucza go. Chłopak jest już na krawędzi - widzę to w jego tęczówkach. Harry ignoruje jego słowa i kontynuuje.
- Zayn, to, że spieprzyłeś nie oznacza, że możesz tu przyjść i.. - zanim zdąża skończyć to co miał do powiedzenia słyszę dźwięk uderzenia i głowa chłopaka odstrzeliwuje w tył. Biorę głęboki oddech i przykładam palce do twarzy w szoku.Harry jest zdezorientowany, po chwili mimowolnie przykłada dłoń do ust - pozostaje na niej mu plama krwi.
- Zayn! - głos mój i Louis'a rozbrzmiewa w tym samym czasie.
Odwracam się w jego stronę - chłopak podniósł się z miejsca i odsunął od siebie
El. Louis próbuje go powstrzymać.
Spoglądam na krzyczące dzieci i ich zdenerwowane matki - nikt
jednak nie ma odwagi zareagować, prócz Zayn'a, który wykonuje kolejny krok w
przód. Harry spogląda na swoje dłonie, po czym mija mnie i podchodzi ponownie
do Zayn'a.
- Harry - ostrzegam go cicho powstrzymując go przed kolejnym
krokiem w stronę mulata - Proszę - błagam go. Jego wzrok spotyka najpierw mnie,
a potem Zayn'a. Wiem, że nie pozwoli mi odejść i nie chce też oddać Zayn'owi -
Pójdę - mówię, aby zapobiec dalszej walce.
- Dziękuję za randkę - bełkoczę zanim odwracam się do mulata - robię wszystko, aby zignorować zraniony wzrok Harry'ego i podchodzę do Zayn'a. Czuję jego wzrok na sobie - wiem, że wolałby gdybym została. Dłoń Zayn'a szybko owija mój nadgarstek i zostaję mocno pociągnięta w stronę wyjścia. Mimo ogromnej złości, jaką czuję nie potrafię nie zwrócić uwagi na iskierki, które czuję za każdym razem, gdy mnie dotyka.Chłopak milczy, ale złość bucha od jego osoby, niczym płomienie ognia.
Budynek opuszczamy w zupełnej ciszy. Podchodzimy do jego samochodu, tym razem nie otwiera drzwi przede mną, tylko chwyta za klamkę swoich i wskakuje do środka. Powtarzam tę samą czynność i po chwili i wślizguję się na fotel pasażera. Chłopak odpala maszynę, jak tylko zatrzaskuję za sobą drzwi.
- Jak nas znalazłeś? - pytam go cicho kładąc dłonie na kolanach. Ruszamy z parkingu. Wydaje mi się, że mnie nie usłyszał, ponieważ nie odpowiada. Spoglądam na niego, jego wzrok wlepiony jest w jezdnię. Kłykcie na jego nadgarstkach pobielały od zaciskania dłoni na kierownicy.
- Myślałem, że wtedy ściemniałaś - że chciałaś się odegrać za tą sprawę z Ericą - buczy. Przygryzam wnętrze policzka na samo wspomnienie o tej okropnej dziewczynie. Przypomniał mi o niej, jakby była zupełnie nikim. Dlaczego to wszystko jest takie trudne?
- Nie sądziłem, że rzeczywiście pójdziesz na tą pieprzoną randkę z Harry'm - jego głos załamuje się.
Biorę głęboki wdech i nie odpowiadam. Co niby mam mu powiedzieć? Śledził ich, bo nabrał podejrzeń. Bez powodu uderzył niczemu winnego Harry'ego. Dlaczego wywołał tę scenę? To on mnie ignorował, to on na mnie naciskał, to on wspominał i Erice, a widział, że to działa na mnie, jak płachta na byka.
Zamiast odpowiadać układam się wygodniej na fotelu i czekam. Chłopak włącza cichą melodię, milczymy.
Ostatecznie dojeżdżamy pod akademik. Spoglądam na niego, ale on odmawia zerknięcia na mnie. Gapię się przez moment, ale on nadal milczy - jego wzrok wlepiony jest w kierownicę. Buczę na tę głupią sytuację, więc odpinam pas i wysiadam z samochodu, tak szybko, jak tylko potrafię.
- Julio - buczy na mnie. Idę do akademika, nie mam odwagi na niego spojrzeć. Słyszę, jak zatrzaskuje drzwi, po czym dochodzi do mnie dźwięk kroków. Chłopak chwyta mnie za ramię - Czekaj - nakazuje.
Ignoruję go. Podchodzę do drzwi, wkładam klucze do zamka. Otwieram je. Cieszę się, że Sara jeszcze nie wróciła - jestem pewna, że jej randka z Niall'em obeszła się bez dramatów.
- Julio.
- Co? - krzyczę na niego. Gapię się na niego z pogardą, na co chłopak obserwuje mnie z ostrożnością. Jego szczęka jest nadal zaciśnięta.
- Czego chcesz? - śmieję się nerwowo - Nie odzywałeś się do mnie od tygodnia, nie możesz tak wpaść i sobie mnie zabrać. Nie masz prawa mnie ignorować i oczekiwać, że będę na ciebie czekać! Nie możesz mieć wyrzutów do Louis'a, Elenour i Harry'ego! Nie powinieneś nikogo bić, zwłaszcza na oczach tych wszystkich dzieci! - mój głos rośnie z każdym kolejnym zdaniem.
Po zakończeniu swojego monologu, moja klatka opada w dół i w górę z ogromną prędkością. Próbuję się uspokoić. Nie wierzę, że uderzył Harry'ego, zrobił to i to na oczach wszystkich małych dzieci.
- Wiem - bełkocze zawstydzony.
- Wiesz? - śmieję się z niego niedowierzająco - Właśnie to zrobiłeś!
- Wiem - powtarza zatrzaskując drzwi i wchodzi do pokoju.
- Nawet nie wiem w jakim punkcie się obecnie znajdujemy - przyznaję ze złością. W noc urodzin Sary nasza walka była całkiem ostra, uderzył w ścianę - teraz doszło do rękoczynów na ludziach. Jeszcze kiedyś wybiegł z podwójnej randki i nie rozmawialiśmy wieki, nie wytłumaczył się.
- Ja też nie - mówi cicho. Nastaje chwilowa cisza. Rozglądam się po pokoju. Jestem zaskoczona, że już mu przeszło, że na mnie nie wrzeszczy.
Atmosfera pomiędzy nami jest dziwna - nadal wyczuwam złość, ale nikt nie podnieca jej słowami, ani czynami. Zastanawiam się jak mi się udało tak dzielnie zachować spokój, nie załamać się. Ale nagle on znów się tu pojawia i cała moja pewność siebie niknie.
- Nie ufasz mi na tyle, abym mogła spędzać czas z Harry'm sam na sam? - czuję się zraniona, że nie ma do mnie zaufania, a nie zrobiłam nic, aby tak myślał.
- To ty mi powiedziałaś, że idziesz z nim na randkę! - odgryza się. Zaciskam usta, zapomniałam, że go tym zmanipulowałam, choć to wcale nie było celowe działanie.
- Kłamałam - bełkoczę.
- Kłamałaś? - unosi brew z zdziwieniu - Więc co to do cholery ma znaczyć? Jak na to patrzę to wydaje mi się, że to jest kurwa randka! - krzyczy. Zaciskam szczękę, co miałam mu na to niby odpowiedzieć? Doskonale zdawałam sobie sprawę, jak to wyglądało, ale nie nazwałabym tego w ten sposób, gdyby nie durna Erica! To smutne, ale prawdziwe.
- Widzisz, właśnie dlatego nie mogę ci ufać - mówi. Moje oczy spotykają się z jego wzrokiem, nie, on nie powiedział tego.
- Nie możesz mi ufać? - śmieję się histerycznie - To ja nie powinnam ufać tobie Zayn! Nie dałeś mi do tego żadnego powodu! - Przywołuję wspomnienia z nocy, której ośmieszył mnie i wytknął zdradę Matt'a na oczach wszystkich. Potrząsam głową - nienawidzę o tym wspominać.
- Nie rozmawialiśmy cały tydzień! - przypominam potrząsając głową pełna złości. Nie miałam z nim kontaktu tyle czasu, nie ma prawa być na mnie zły i co gorsza pouczać oraz wytykać. Jak zwykle mnie ignorował, w sumie pomału zaczęłam świetnie bawić się całkiem sama. Nie zapomniałam o nim, ale starałam się.
- Wiesz jak ciężko było mi tobie zaufać tej pierwszej nocy, powiedzieć ci o wszystkich tajemnicach? Było mi trudno, zwłaszcza po tym co przeszłam! - przede wszystkim przez Matt'a, po tym jak podeptał moje zaufanie, złamał mi serce - Nie było mi łatwo ci wierzyć po tej nocy, kiedy pijany rozgadywałeś o mnie i moim byłym! Mam problem z zaufaniem komukolwiek! Wszystko przez ciebie!
Zayn zaciska swoją szczękę i pali mnie wzrokiem. Wiem, że nie jest szczęśliwy z faktem, że przypomniałam mi o tym, jak kilka tygodni temu mnie zdradził. Ale musiałam to zrobić, musiałam mu przypomnieć, że nie jestem jedyną winną. Nie może mnie oskarżać o takie rzeczy! Nie dałam mu powodu, aby mi nie ufał. Chłopak milknie, nie odzywa się - co tylko wzbudza we mnie większą złość.
Dlaczego się nie tłumaczy? Nie powiedział mi o Erice, nie przyznał się, że ją zaprosił na imprezę Sary, a potem mnie zignorował. Powinien mieć na swoje wyjaśnienie - nawet czegoś głupiego. Zamiast tego tylko się na mnie gapi.
- Czy to dlatego, że boisz się zobowiązań? - gapię się na niego - Bo boisz się, że cię zranię? - mój głos staje się coraz głośniejszy, mam nadzieję, że żaden sąsiad mnie nie słyszy.
- Nigdy nie uda ci się mnie zranić - szydzi. Czuję ukłucie na sercu, a moje oczy stają się mokre od łez. Nie będę płakać, nie przy nim. Nie pozwolę sobie na taką słabość.
- To rodzaj ochrony, tak? Stajesz niemiły dla mnie, kiedy udaje nam się wkroczyć na prawidłową ścieżkę? To obrona przed zostaniem zranionym! - wrzeszczę na niego. Mój telefon zaczyna dzwonić, przez co chłopak patrzy na moje biurko - Zayn, odpowiedz mi! - nalegam.
- Właśnie to odpowiedziałem - podchodzi do mnie - Nigdy nie uda ci się mnie zranić - jego słowa wychodzą powoli, jak noże wbijające się w moje serce - Aby zostać zranionym, trzeba o kogoś bardzo dbać.
Zadał mi tym ostateczny cios. Trzęsę się z bólu i złości, łzy wiszą już na krawędzi powiek, Dlaczego on mi to zawsze robi? Wiem, że wcale nie miał tego na myśli - mam nadzieję, że nie miał, ale jego lekkomyślność jest wystarczająco krzywdząca. On mnie rani, ale jednocześnie koi moje rany.. Jest moim uzdrowicielem i niszczycielem. Moim niebem i piekłem.
- To wszystko? Nalegasz, abym się z tobą umówiła, była z tobą, pozwoliłeś mi uwierzyć, że istnieje niewielka szansa na wspólny związek.. ty.. - przerwa mi.
- Sądziłaś, że zostaniemy parą? - jego śmiech wypełnia całe pomieszczenie, a ja czuję, że zaraz zwymiotuję - Nie bawię się w związki Julio, wiesz o tym, nie liczą się dla mnie żadne zobowiązania - odpowiada z uśmiechem. Nie wierzę, traktuje to jak jakiś dowcip. A ja głupia zaczęłam mu ufać, zaczęłam wierzyć, że potrafię zaufać kolejnemu facetowi.
- Myślałam tak, bo.. -
- Sądziłaś tak, bo zabrałem cię na kilka głupich randeczek? Uważałaś, że zostaniesz moją dziewczyną, a ja twoim chłopakiem? - jego słowa są głębokie i krzywdzące - Wiesz, źle myślałaś, to chyba pierwszy raz w tym swoim idealnym, patetycznym świecie - Patetycznym? Właśnie nazwał mnie patetyczną? Przygryzam wargę, mój telefon znów dzwoni. Nie zawracam sobie jednak tym głowy.
- Nazywasz MNIE patetyczną? - pytam go. Sposób w jaki to wypowiedział... przez takie zachowanie tydzień temu wróciłam do rodziców. To był czas, w którym pierwszy raz od bardzo dawna śmiałam się i cieszyłam, a nawet flirtowałam... Wydawało mi się to być jakimś odległym snem, a nie rzeczywistością.
- Tak nazwałem cię cholerną patetyczną dziewczynką, dlatego, że tak właśnie się zachowujesz! - jego słowa uderzają mnie.
- Myślisz, że mam wszystko, prawda? Zawsze wykorzystujesz moje dawne życie przeciwko mnie! Ono nie było idealne! - krzyczę - Nic w moim życiu nie było perfekcyjne. Niczyje życie takie nie jest! Było po prostu nudne! Nic poważnego się nie wydarzyło, co wcale nie znaczy, że było świetne! To żadna wymówka, aby nazywać mnie patetyczną! - drę się, zanim jednak udaje mu się kontynuować krzyczę dalej.
- Co z twoją potrzebą do opiekowania się kobietami, gdy w rzeczywistości sam doprowadzasz ja do załamania! Może fizycznie tego nie robisz, ale powodujesz okropną burzę emocjonalną! Rozwalasz je psychicznie, co uważam za dużo gorsze! - serce wali mi jak szalone, sucho mi w buzi, kręci mi się w głowie.
Wiem, że powinnam się powstrzymać, ale pragnę go zranić, tak jak on zrobił to mnie, Powinien zdawać sobie sprawę, które słowa mnie ranią.
Moje słowa powodują natychmiastową zmianę nastroju - jego oczy stają się potwornie zimne. Patrzy na mnie, jak na martwą. Oboje nie możemy znaleźć odpowiednich słów.
Obserwuję jego twarz, i nie widzę na niej żadnej nienawiści wobec mnie. On nienawidzi słów, które na niego wykrzyczałam, nienawidzi prawdy. Chłopak doskonale zdaje sobie sprawę, że rani dziewczyny, tak emocjonalnie. On wie, że mam rację... Mój telefon ponownie dzwoni.
- Odbierz ten cholerny telefon! - wrzeszczy. Nie robię tego.
- Jesteśmy w środku ważnej rozmowy, nie ominie nas to przez jakiś durny telefon! - wrzeszczę wskazując na niego palcem, na co chłopak buczy pełen frustracji - Nie uciekniesz, słyszysz? Nie możesz ot tak wyjść w środku sprzeczki, kiedy zaczyna ci brakować argumentów Zayn! W taki sposób nigdy nie uda nam się niczego rozwiązać! Nie możesz ignorować swoich kłopotów!
Matt chodził za mną wszędzie - mówiąc oczywiście w przenośni. Wszystko mi się z nim kojarzy - moja zdolność do ufania, zdolność do wiary w lepsze jutro oraz do tego, że któregoś dnia uda mi się poznać właściwego faceta. Tak jak Lindsay.. Zaufała mi, dzięki temu otworzyła mi do siebie bramę i również jej ufam.
- Kurwa, wiesz co? - spogląda raz na mnie, raz na dzwoniący telefon - Po prostu odbierz ten cholerny telefon, ja mam już dosyć! - wrzeszczy na mnie.
- Zayn!
Zanim udaje się się go złapać, chłopak wybiega z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Jego siła jest tak potężna, że trzęsą mi się w oknach szyby. Stoję nieruchomo gapiąc się w miejsce, w którym sekundę temu stał. Dlaczego podczas naszych rozmów rodzi się między nami taka nienawiść? Mam wrażenie, że naszą relację można nazwać wojną, zawsze się o coś spieramy. Nieważne, czy chodzi o szkołę, czy o coś zupełnie innego.
Mój telefon ponownie się odzywa. Zamykam oczy w totalnej irytacji, ten dzwonek przerwał upojną ciszę, która w końcu nastała. Stoję, moje oczy są zaciśnięte, znajduję się na polu nie do końca rozegranej bitwy. Miał już dosyć.. Miał na myśli rozmowę, czy nas?
Ten głupi telefon znów zaczyna się drzeć, na co wydaję z siebie odgłos pełen frustracji. Otwieram oczy i podchodzę do biurka. Ktokolwiek dzwoni - mam nadzieję, że ma do tego poważny powód. Podnosząc go w ręce jestem gotowa wrzeszczeć na rozmówcę.
Ale jest jak zwykle - wszystko co się wydarzyło, jakby zniknęło. Nie miało to racji bytu, przestało mieć jakiekolwiek znaczenia. Kiedy odczytuję imię dzwoniącego, czuję, że zapada mi się grunt pod nogami.
Moje serce zatrzymuje swoją pracę.
Notka od autorki:
Wiem... znów przerywam w takim momencie! :) Już długo nie pozostawiałam was w takim momencie, więc zasługujecie na dreszczyk emocji ;) Kocham was wszystkich hahhahaaha! Dziękuję za to ogromne wsparcie i głosy!!
_________________________-
Hej! :)
To chyba najgorzej przetłumaczony rozdział ever... Nie mogłam się skupić, słowa mi się nie kleiły.. :c
Dotrzymałabym obietnicy i rozdział byłby już wczoraj, ale jakże urocza VECTRA pozbawiła mnie wieczorem kontaktu ze światem .. :c
Co to za emołszyns ? ZAYN! WRACAJ :C Kiepsko się dzieje...
Jak myślicie pogodzą się? Czy już wymyślamy zlepkę dla Harry'ego i Julki? Może to im pisana jest wspólna przyszłość....
DZIĘKUJĘ ZA WSPANIAŁE KOMENTARZE :) !! JESTEŚCIE MEGA WSPANIAŁE I NIE MACIE POJĘCIA CO CZUŁAM CZYTAJĄC JE WSZYSTKIE!!
POLECAJCIE TO FF ZNAJOMYM DIRECTIONERS! PROSZĘ!! Chcę, aby One Night stał się naprawdę popularnym blogiem/tłumaczeniem, bo wydaje mi się, że na to zasługuje.. (jeśli ktoś myśli inaczej to proszę o szczerą opinię w komentarzu.. :) )
Do następnego! (za niedługo, obiecuję)
Uwielbiam... czekam na kolejny:)
OdpowiedzUsuńDziękuje za tłumaczenie:-)
OdpowiedzUsuńGenialny qqddiavwuwoanwjdud moze to matt dzwoni idk czekam na next ��������������
OdpowiedzUsuńSwietny, czekam
OdpowiedzUsuńAAAAAAA chcę więcej Swietny
OdpowiedzUsuńO.M.G. !
OdpowiedzUsuńMyślę że to jej były dzwoni ;/
A Zayn to zobaczył i się jeszcze bardziej zdenerwował xD