piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 52

Ważna notka pod rozdziałem!

Juliet POV

Nie jestem świadoma, w którym momencie ostatecznie udało mi się zasnąć, ale po przebudzeniu kolejnego dnia rozpiera mnie radość. Przyglądam się śpiącemu Zayn'owi, wygląda tak błogo i uroczo. Nadal odczuwam coś dziwnego i obcego w żołądku na samo wspomnienie o wczorajszej nocy, jednak obecność chłopaka, jego silne ramiona otaczające mnie z wielką czułością pozwala mi czuć sie bezpiecznie.

Przyglądam się mu przez dłuższą chwilę, po czym przysuwam bliżej niego. Chciałabym móc zapomnieć o tej strasznej chwili... Składam delikatne pocałunki na jego szyji, po czym przenoszę pieszczoty na linię szczęki. Stykam nasze nosy razem wydychając lekko powietrze. Chłopak zaskakuje mnie, gdy nagle odwzajemnia pocałunek. Otwieram powieki, Zayn patrzy na mnie z cieniem uśmiechu na ustach.

- Dzień dobry - wydycha.

- Dzień dobry - chłopak znów się uśmiecha i całuje delikatnie w usta. Nastepnie roluje się tak, że góruje nade mną. Jedną dłoń wsuwam w jego włosy, a drugą kładę na plecach. Przejeżdzam po nich opuszkiem palców wyczuwając każdy, napięty mięsień.

Chłopak dopełnia się gładząc mój bok, po czym chwyta mnie za udo i owija je o swoje biodro. W tym samym czasie czuję szczypliwy ból, na który wydaję nieprzyjemny syk. Zayn natychmiast przestaje i zerka na mnie zaskoczony, ból promieniuje przez całe moje ciało.

Chłopak ściąga moją nogę z siebie, po czym skanuje ją wzrokiem. Jest tam, po wewnętrznej stronie uda, ogromny, czarnofioletowy siniak. Wpatruję się w niego z przerażeniem, automatycznie do mojej głowy napływają wszystkie wspomnienia z wczoraj. Zayn przygląda się mu, jego twarz promieniuje złością. Mam siniaki? Zostawił ślady po swoim brutalnym czynie... Zayn szybkim ruchem chwyta moje ramiona. Widzę, jak jego tęczówki oblewa chłód, zerkam tam gdzie on i widzę kolejnego siniaka, tym razem na nadgarstku.

Wydostaję się spod ciała Zayn'a i wchodzę do łazienki. Przyglądam się swemu odbiciu w lustrze, wyglądam strasznie. Moje włosy są w zupełnym nieładzie, oczy mam napuchnięte od płaczu, a biała koszula ma na sobie brudne szramy.

Stoję tam w bezruchu. Po chwili powoli podnoszę rombek koszuli do góry. Na sam widok opada mi szczęka. Nie potrafię się poruszyć, paraliżuje mnie. Moje ciało wypełnione jest zadrapaniami, siniakami po drzewie - śladami po nim. Delikatnie dotykam jednego z nich łapiąc głęboko oddech. Zauważam wchodzącego do łazienki Zayn'a, który przygląda mi się z uwagą.

Moje plecy są całe w ciemnych siniakach, mam potłuczone nadgarstki... Moje uda zmieniły barwę na ciemną od jego uścisku. Spoglądam na swoje ręce, okazuje się, że z nimi jest dużo gorzej. Wokół moich nadgarstków malują się ciemnofioletowe ślady. Wpatruję się w nie, nie dam się, jestem silna.

- Powinienem był go zabić - buczy - Nie, teraz pojadę i go zabije - wychodzi z łazienki emitując wokół siebie wsciekłość. Szybkim ruchem opuszczam materiał koszuli i wybiegam za nim. Chłopak stąpa mocno po ziemi, cała podłoga dudni.

- Zayn! Zatrzymaj się! Nic nie zrobisz - doganiam go.

- Właśnie, że kurwa coś zrobię! - odwraca się do mnie zatrzymując mnie, tym samym zatrzymując mnie od upadku - Masz siniaki Julio! - wskazuje moje nadgarstki.

- Zayn, pragnę tylko zapomnieć o istnieniu wczorajszej nocy - wyjaśniam mu. Widzę, jak chłopak spogląda na nie z ogromnym bólem i cierpieniem.

- On cię kurwa dotykał, zabrał, zranił, Julio... A mnie przy tobie nie było, nie miałem jak ci pomóc... - chłopak cichnie, ostatnia cześć jego wypowiedzi jest ledwie słyszalna. Wtedy zauważam drugie dno. On wcale nie ma na myśli mnie... Wspomina swoją mamę... Powinien był pomóc... 

W jego tęczówkach dostrzegam ból, to go rozrywa od środka. Chłopak widzi na moim miejscu swoją matkę. Był świadkiem jej cierpienia i nie mogł jej pomóc. Na samą myśl o jego bólu, łamie mi sie serce.

- Pomogłeś - potrząsam głową, rozumiem, że po jego głowie miota się obraz jego ojca, a nie Derek'a - Pomogłeś mi, ocalałeś mnie... Zrobiłeś wszystko co w swojej mocy Zayn - zapewniam go przytulając jego tors do siebie. Chłopak obejmuje mnie swoimi ramionami, przyciska bliżej siebie. Brakowało mu tej bliskości.

- Zabiję go - buczy mi w ucho.

- Nie Zayn, to niczego nie rowiąże - śmieję się na jego groźbę. Nic nie bedzie lepszym wyjściem od zwykłego zapomnienia. Muszę po prostu wymazać z pamięci te wspomnienia...

- Sprawi, że już nigdy wiecej nie będę musiał oglądać jego żałosnej twarzy - buczy. Z każdym słowem bucha od niego przemoc, żądza zemsty.

- Naprawdę, nie ma takiej potrzeby..

- Dlczego go bronisz Julio? Zranił cię, próbował cię skrzywdzić! - oddala się i patrzy na mnie ze złością, z jego oczu wylatują iskierki nie zrozumienia, wściekłości.

- Zayn, chciałabym po prostu o tym zapomnieć! - wyjaśniam - Nie będziesz go zabijał - szepczę. Chłopak nadal utrzymuje ze mną kontakt wzrokowy. Nikogo nie zamorduje, jak zwykle wyolbrzymia, dramatyzuje. Jestem pewna, że nigdy celowo nie doprowadził by kogoś do takiego stanu, by odrazu trzebaby go zawozić na OIOM. 

- Powinienem zrobić wiecej, niż tylko pozbawienie go życia - buczy cicho. Ponownie kręcę przecząco głową, co powoduje ból. Myślę, że alkohol jeszcze ze mnie nie uszedł.

- Nie mogę iść dzis do szkoły... Nie z tymi siniakami i w ogóle... - bełkoczę łapiąc się za głowę, po czym z powrotem zerkam na Zayn'a.

- Ile czasu zajmie ich zniknięcie? Kiedy się zagoją? Przez cały ten czas zamierzasz sie chować? - pyta mnie z ostrożnością. Czuję jego wzrok na całym swoim ciele, na każdym, pojedynczym siniaku, zadrapaniu. Całe szczęście ślady na plecach skrywają sie pod materiałem koszulki.

- Nie mam pojęcia - szepczę. Nie mogę opuszczać szkoły przez kolejny tydzień, w tym miał trochę racji - Myśle, że będę nosić długie rękawy - nie pozwolę, by ten przykry incydent wpłynął na moje życie.

- Zabieram cię do akademika - jego ton dźwięczy wściekłością, rozdrażnieniem - nie kieruje tych emocji do mnie, i to martwi mnie nawet jeszcze bardziej.

- Co zamierzasz? - podążam za nim do jego pokoju. Co on wyprawia? Przez mój umysł przebiega mnóstwo rzeczy, do których ten chłopak moze być zdolny, wiem, że bedzie działał bez pohamowań. Derek z pewnością na to zasługuje, Zayn mógłby mu pokazać, gdzie jego miejsce, ale to tylko zaostrzy konflikt.

- To nie twoja sprawa - bełkocze chwytając kluczyki do samochodu i kurtkę.

- Zayn..

- Julio, nie teraz. Zabieram cie do akademika, koniec rozmowy - naskakuje na mnie. Spuszczam wzrok i przytakuję mu.

- Zayn, znów robisz to samo! - chłopak jest wyraźnie zaskoczony. Zmieszał się.

- Kurwa, chodź do mnie - podaje mi swoją dłoń, a ja chwytam ją bez chwili zastanowienia. Chłopak prowadzi mnie do pokoju, podaje mi spodnie, po czym grzebie w swojej szafie. Wyciąga z niej czarną kurtkę i wręcza mi ją - Jeśli nie chcesz niewygodnych pytań Elisabeth o te wszystkie siniaki... - wyczekuje, aż założę kurtkę na siebie.

Zabieram ją od niego. Chłopak bierze pare spodni i ciemna koszulkę dla siebie, po czym opuszcza pomieszczenie. Przebieram się, z każdym ruchem czuje ból - nawiększy na plecach, resztę byłam w stanie znieść. Chce o tym wszystkim juz zapomnieć..

Zakładając jego kurtkę, moje nozdrza atakuje głęboki zapach jego wody kolońskiej, na co od razu czuje się spokojniejsza. Zapinam ją i uśmiecham się, w tym samym czasie otwierają się drzwi do pokoju. Chłopak opiera się o framugę, jego wzrok wlepiony jest w podłogę. 

- Chodźmy - wydycham cicho. Chłopak oblizuje usta, łapie mnie za rękę. Obie nasze dłonie są dla siebie stworzone, chłopak głaszcze wierzch mojej swym kciukiem.

- Zayn ja.. - wzrok Elizabeth spada na mnie, kobieta w gonieniu oka promienieje uśmiechem - Julia! - wyjrzykuje radośnie - Czym zasłużyliśmy sobie na ten zaszczyt?

- Ja.. - nie mam pojęcia co jej odpowiedzieć, nie mogłam wyznać prawdy, o tym, że wypiłam ciut za dużo alkoholu. W sumie mogłam, ale pokazałbym sie jej z gorszej strony. Nie mogłam tez powiedzieć jej o Dereku.. To z pewnością nie pomoże mi ukryć tych śladów...

- Uczyliśmy się wczoraj do późna, straciliśmy poczucie czasu - Przemawia za mnie Zayn.

- Uczyć się, co? - podchodzi do nas Jonah z uśmieszkiem. Mężczyzna mruga porozumiewawczo do Zayn'a, na co zaczynam się cicho śmiać. Zayn spogląda na mnie, obdarowuje cwaniackim uśmieszkiem i przyciąga do siebie.

- Zostaniecie na lunch? - pyta nas. Jonah obejmuje ją w geście troski i oboje spoglądają na nas szczęśliwi. Już pora lunchu? Minęło mnie juz 2/3 zajęć, nie ma sensu tam dziś wracać.

- W zasadzie powinniśmy juz iść.. Zawiozę ją do akademika - chłopak mówi drapiąc sie po karku. Przytakuję mu, nie chce się z nim o to kłócić.

- Odwiedź nas jeszcze kiedyś, twoje towarzystwo jest zawsze miłe widziane - Elizabeth uśmiecha się, po czym przytula mnie na pożegnanie. Jej ciasny uścisk sprawia mi ból. Wytrzymuje tę chwilę i uśmiecham sie mimo tego.

- Oczywiście - uśmiecham się do Jonah, po czym wychodźmy z domu na zewnątrz. Podróż samochodem mija nam w ciszy, przez cały ten czas trzymam rękę Zayn'a na swych kolanach. Dyskretnie przyglądam się lekkim ranom na jej wierzchu.

- Ile razy go uderzyłeś? - pytam cicho. Nie zwracam uwagi na chmury, rośliny, budynki, które mijamy za oknem. Chłopak momentalnie zwija dłoń w pięść, na co szybkim ruchem zaplatam nasze palce, by go uspokoić.

- Czy to ważne? - jego ton jest ostry, chłopak zwalnia. Wyglądając przez szybę zauważam, że znajdujemy się juz na kampusie. Wzdycham ciężko, przeczesuje palcami kosmyk włosów i uśmiecham się blado.

- Zayn, nawet nie próbuj się o to obwiniać... To tylko moja wina. Nie chcę, abyś się gnębił, zrobiłeś wszystko co w swojej mocy - chce tez dodać, aby nie winił się za swoją mamę - był za mały, nie mogł nic zrobić. Gdyby czegokolwiek próbował, zostałby tylko skrzywdzony.

- Julio... To moja cholerna wina - wydycha. Nie odzywam się przez chwile, zerkam na niego. Widzę, że intensywnie myśli, o wszystkim co przeszedł w dzieciństwie. Ściskam jego dłoń, na co chłopak przenosi swój wzrok na mnie. Wzdycha cieżko i znów sie odzywa - Wiedziałem, że Derek się tam zjawi... Nie byłem pewien, ale on nie opuszcza takich wydarzeń. Powinienem był.. 

- Powinnam była cie posłuchać - przerywam mu - Powinnam była cie posłuchać Zayn, gdyby nie moja decyzja, durna decyzja, nic takiego w ogóle nie miało by miejsca... Wiec proszę cię... Zapomnij o tym - obserwuję go uważnie, jego oczy wpatrzone są w nasze splecione dłonie - Proszę? - błagam go cicho.

Jego karmelowe tęczówki powoli spoglądają na mnie. Żadne z nas się nie odzywa. W jego oczach widzę ból, winę, złość, ostrzega mnie przed czymś.

- Okay - zgadza się równie cicho. Zaciska szczękę, wiem, że powstrzymuje się od dodania czegoś więcej, od kłótni.

- Dziękuję - wydycham, przybliżam się do niego i składam czuły pocałunek na jego ustach. Po chwili zaczynam się oddalać, ale chłopak zatrzymuje mnie, jego palce spoczywają na mojej brodzie. Nie przeczę kolejnej pieszczocie.

Chłopak łapie mnie za ramiona, przeciąga do siebie na swoje kolana. Spoczywam przy jego torsie, nasze usta ponownie się spotykają. Język chłopaka odnajduje swobodne wejście i wślizguje się do środka. Pocałunek jest zaskakująco czuły, mimo gotującej się w nim złości.

Nagle dłonie Zayn'a wślizgują sie pod kurtkę i koszulkę, które mam na sobie. Jego palce zataczają delikatne, taneczne kółka na mojej skórze - nie naciska zbyt mocno, by nie sprawić mi bólu. Wkładam ręce w jego włosy, jedna z nich opada w dół, na jego tors.

- Jesteś moja Julio... Juz nigdy nie pozwolę, aby coś ci się stało. Obiecuję - szepcze w moje usta. Moje serce przyspiesza, uścisk chłopaka rośnie w siłę, ale nie martwię sie tym.

Rozłączam nasze usta, ale czoła pozostają blisko siebie. Zamykam oczy, ta bliskość bardzo mi się podoba. Z jego ramionami wokół siebie, nigdy nie czułam się bardziej bezpieczna. Zayn jest moją ostoją.

- Powinnam juz iść.. Sara pewnie mało nie oszaleje ze strachu - szepczę. Chłopak nadal trzyma mnie przy sobie.

Po chwili na moim policzku czuję mokry pocałunek, drzwi otwierają się. Do środka wpada zimne powietrze, na co czuję ciarki na całym ciele.

- Do jutra? - pytam ześlizgując się z jego kolan. Chłopak przytakuje lekko, zamyka drzwi i odjeżdża. Czekam przez moment obserwując znikający samochód. Razem z pojazdem znika całe poczucie bezpieczeństwa.

Szybkim krokiem podążam w stronę właściwego akademika. W momencie otwarcia drzwi Sara rzuca mi się na szyję obejmując mnie. Jej siła odrzuca mnie lekko w tył. Po złapaniu równowagi wtulam się w nią - dziewczyna nie ma pojęcia, że sprawia mi tym lekki ból.

- Dzięki Bogu jesteś cała! Zayn nie odbierał komórki, z resztą, tak samo, jak ty! Nie mogłam spać! - zerkam na nią i zauważam pod jej oczami lekkie worki.

- Mój telefon... - spoglądam na kieszeń, w której znajduje się urządzenie - Ja.. 

- Julia? - spoglądam w miejsce skąd słyszę swe imie i zauważam Lindsay. Nie to, że mam coś przeciwko, ale... Co ona tu robi?

- Nie wiedziałam po kogo mogę zadzwonić... Niall'a gdzieś wcięło i.. - dziewczyna tłumaczy mi się.

- W porządku - mówię zatykając jej usta dłonią. Wchodźmy do pokoju zamykając za sobą drzwi.

- Jak się czujesz? - pyta mnie Lindsay podnosząc się. Jej wzrok skanuje mnie od stop do głów, obie wyglądają na wykończone, chyba żadna nie spała wczorajszej nocy.

- W porządku - dziewczyny patrzą na mnie ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy - Prosze was, możemy o tym po prostu zapomnieć? Chce juz to mieć za sobą - pytam je nieco srogo. Pragnę o tym zapomnieć - do tej pory wychodziło mi to całkiem dobrze. Nie myśle o tym, nie chce, jestem wystarczajaco silna.

- Jula, ale on.. 

- Wiem, ale do niczego nie doszło - przerywam jej - Zrozumcie mnie proszę... Chcę iść z życiem, przed siebie... Nie mam ochoty marnować wszystkiego tknąc w tej feralnej sytuacji - mowię im bawiąc sie końcówkami kurtki Zayn'a.

- Julia, chyba nie mówisz poważnie!

- Sara, ona ma rację - tym razem przerywa jej Lindsay - Ten dupek nie moze zniszczyć jej reszty życia. Nic się nie stało... Nie ma nad czym rozpaczać - dziewczyna broni mnie z małym uśmiechem. Odwzajemniam ten sam gest.

- Zamierzasz chociaż powiedzieć o tym rodzicom? - pyta mnie. Spoglądam na nią z uniesioną brwią. Ona ma chyba jakieś urojenia, moi rodzice są ostatnimi, z którymi chciałabym o tym rozmawiać.

Wpadli by w szał, moja mama pozwała by uczelnię, za to, że dopuścili, by jakiś dzieciak urządził taką imprezę - nawet jeśli ma do tego pełne prawo. Mój tata upewniłby się, że Derek zostanie wyrzucony ze studiów.

- Nie - kręcę głową ze śmiechem - To ostatnie co zamierzam kiedykolwiek zrobić... - Zerkam na nie obie, dziewczyny nadal mają ten sam wyraz zamartwienia na twarzach - Idę potańczyć, niedługo wrócę - rzucam do nich podchodząc do szafy i chwytam torbę.

- Pójdę z tobą - Sara proponuje.

- Nie.. Chce byc teraz sama - mowię do niej z przepraszającym wyrazem twarzy zabierając kluczyki do auta - Dziękuję, że wpadłaś Lindsay - macham do nich, po czym wychodzę. Ich obecność, mały pokój powoli zaczynało mnie dusić. Chce potańczyć, bardziej, niz kiedykolwiek wcześniej. Będę tańczyć dopóki zapomnę.

Wybieram swój zwykły pokoik z lustrami wzdłuż jednej ze ścian. Przebieram się w szorty i krótką koszulkę. Zauważam siniaka na jednym z ramion, ale szybo odwracam swój wzrok. Włączam muzykę, nastawiam najgłośniej, ile jest to możliwe.

Zaczynam tańczyć. Z każdym ruchem wyzwalam z siebie strach, emocje, ból.

^^^^^^^^^^

Nie mam pojęcia jak długo tańczyłam. Wydaje mi się, że minęły dobre trzy godziny. Jedno jest pewne, tańczyłam do wykończenia. Moje ciało drży, każdy mięsień jest wykończony. Nie czuję juz wiecej bólu od pozostawionych mi siniaków, zadrapań. Nie czuję juz niczego.

Obracam sie i niemal natychmiast w oczy rzuca mi sie ogromny siniak na plecach. Następne widnieją na nadgarstkach, ramionach... Moje ciało oblewa obawa, strach. Przymykam powieki, staram sie uspokoić, po chwili ponownie zaczynam tańczyć. Robię to duzo dynamiczniej, mam nadzieje, że dzięki temu uda mi sie wyzbyć wewnętrznego strachu.

Czuję ciasny zacisk na nogach i przedramionach, ponownie doznaję bólu i szczypania na plechach. Tak jakbym znowu była obijana o szorstką korę drzewa. Widzę jego ciemne tęczówki, wpatrują się we mnie, znów słyszę, jak szepcze wprost do mojego ucha; nikogo tu nie ma, nikt nie zwraca uwagi, nikt cię nie usłyszy, nikt ci teraz nie pomoże.

Moje płuca zacieśniają sie, odnoszę wrażenie, że zostały przewiązane jakimś sznurem, z trudem łapię kolejne oddechy. Atakują mnie wspomnienia, płacz o pomoc, strach przed ciemnością nocy.... Z moich ust wydostaje się szloch.

Upadam na kolana, jestem bezsilna, wpatruje się w podłogę, by nie musieć patrzeć na swoje odbicie. Po moich policzkach spływają słone łzy, kolejne szlochy powodują drżenie całego ciała, łapię jedynie płytkie oddechy.

Płaczę, pozwalałam całemu strachowi ujść z moich myśli, zmuszam się do zapomnienia ostatniej nocy. Zmuszam się do odepchnięcia tej myśli gdzieś wgłąb.... Nie udało mu się, nie pozwolę by zniszczył całe moje życie tym jednym, chorym czynem.

Nic mi sie zrobił. Zayn go powstrzymał, ocalił mnie, mój bohater. Zayn mnie obronił... Do niczego nie doszło, nie mam innego wyjścia, muszę po prostu zapomnieć. Nic mi nie zrobił... Ale te sinaki... Nienawidzę go, nie cierpię go za to co mi zrobił, za to co odczuwam teraz.... Nienawidzę go najbardzej na świecie.

Spoglądam w lustro, moje szlochy rosnął, zaczynają byc coraz intensywniejsze i głośniejsze. Moje oczy są purpurowe od płaczu, ciało oblewają strumienie drgań, włosy mam w nieładzie. Nie rozpoznaję tej smutnej, załamanej dziewczyny, ktorą widzę. Tej z przerażeniem wymalowanym na twarzy, tej z śladami na ciele. Ale to ja. Siebie widzę w odbiciu lustra.

Jestem zdruzgotana, zraniona obawą, że udało mu się naznaczyć całe moje życie.


Zayn POV

Wracam do domu bractwa. Zabije go kurwa, zabije go i wcale nie będę tego żałował. Wybiegam z samochodu w stronę wejścia. Kieruje się do kuchni po butelkę wody, spotykam tam Louisa i Nialla.

- Jak z nią? - Lou pyta zmartwiony. Spoglądam na Nialla.

- Trzyma sie całkiem nieźle - bełkoczę. Doskonale zdaje sobie sprawę, że pokazuje wszystkim swą odważną twarz. Głęboko w środku czuje strach, mimo to miała racje, roztrząsywanie tej sprawy tylko pogorszy jej stan. Jedynym wyjściem było zapomnienie.

- Gdzie on jest? - pytam ich nieświadom do końca swych słów.

- Opuścił imprezę z kilkoma przyjaciółmi zaraz po tym wydarzeniu... Od tamtej pory nikt go nie widział. Nieźle go załatwiłeś - tłumaczy mi Louis. Niall patrzy na mnie, po czym cieżko wzdycha.

- Stary, czemu mi nie powiedzieliście? Myślałem, że Derek to przyzwoity chłopak... - odzywa sie. On przyzwoity? Ledwie powstrzymuje się od nawrzeszczenia na jego zakuty łeb. 

- Niall, wciąganie ciebie i Sary w całą tą sytuację w niczym by nie pomogło. Nie obwiniaj się - to jest tylko moja wina. Mogłem tam po prostu z nią byc, od początku ja wspierać...

- Zayn... Powinieneś o czymś wiedzieć... Um.. Blake cię szuka. Pieprzył coś, że opowie Julii o Stacy - mówi ostrożnie Louis. Moje ciało momentalnie się napina.

Chyba sobie ze mnie kurwa żartuje. Po zobaczeniu stanu Derek'a, jak go wczoraj załatwiłem i o mały włos nie zabiłem ma jeszcze czelność mowić jej o Stacy? Mijam chłopaków i kieruję się do góry po schodach.

Muszę się stad kurwa przenieść. Muszę wyprowadzić się z tego cholernego miejsca. Nie moge tu zostać, nie gdy jest przy mnie Julia. Nie mogę mieszkać tu i narażać ją na spotkanie z Blakiem, czy innym z chłopaków. Mijam kilku z nich, każdy obserwuje mnie ciekawskim wzrokiem. Wchodzę do swojego pokoju.

Otwierając drzwi niemal odrazu nie rzucam się na niego z pięściami. Stoi tam, plecami w moją stronę. Jego wzrok skupiony jest na obiekcie za oknem. Zatrzaskuję za sobą drzwi, chłopak odwraca sie, na jego twarzy widnieje uśmiech.

- Czego chcesz Blake? - stoję w miejscu, w którym sie zatrzymałem. Z całej siły próbuje nie rzucić jego marnym ciałem o podłogę.

- Chciałem tylko spytać, jak trzyma się Julia... - odpowiada spokojnym tonem rozglądając się wkoło.

- Pierdolenie, mów czego chcesz! - naskakuję na niego. Chłopak wolnym krokiem podchodzi w moją stronę.

- Chcę skończyć naszą rozmowę z wczoraj. Musisz jej powiedzieć, albo zrobię to ja - stawia się zakładając ręce na klatkę, wyglada na zadowolonego z siebie. Mam ochotę mu przywalić, jedyną przeszkodą są moje wciąż poranione kłykcie.

- Opowiesz jej historyjkę o tym jak straciłeś swoją durną dziewczynę i poleciała na mnie? - dopytuję go.

- Dowie się wszystkiego - mówi przechodząc koło mnie wprost do drzwi.

- Dlaczego to miałaby ci uwierzyć? - obracam się mierząc go wzrokiem. Gdyby wzrok miał moc zabijania, byłby juz kurwa martwy. Chłopak chichocze tylko drapiąc sie po brodzie.

- Ponieważ opowie jej o tym sama Stacy - uśmiecha się do mnie - Rozmawiałem już z nią, powiedziałem o Julii i waszym związku... Jest gotowa opowiedzieć jej o tym co jej zrobiłeś - co zrobiłeś nam - wzrusza ramionami.

- Durne gadanie - buczę zaciskając dłonie w pięści. Blake z uśmiechem otwiera drzwi kręcąc głową.

- Wierz w co sobie tam chcesz Zayn, ale... - odwraca się w moją stronę po raz ostatni - Jula długo z tobą nie pokręci, tyle jest dla mnie pewne - mówi, po czym wychodzi zostawiając mnie samego.

Nie mogę tu wiecej być, mieszkać. Nie z Blake'm u boku... Nie pozwolę mu odebrać mi Julii - nikomu. Muszę tylko się upewnić, że juz nigdy wiecej jej nie spotka. Muszę sie zaopiekować, by Stacy nigdy jej nie spotkała.

Muszę się nią zająć, tak, by juz nikt nigdy jej nie skrzywdził. Po tym co zobaczyłem wczoraj - co Derek zrobił mojej pięknej Julii... Nie chcę jej już więcej widzieć takiej przerażonej, czy załamanej.

Każde złe słowo wypowiedziane kiedykolwiek z moich ust w jej stronę dopada mnie w tej chwili. Mam wyrzuty sumienia. Wiem jednak, że zdarzy się tak jeszcze wiele razy - z pewnością w którymś momencie ponownie stracę do niej cierpliwość. Wzbudzę w niej płacz.

Wiem, że nadal bedzie zadawała mi mnóstwo pytań, grzebała w mojej przeszłości, która prędzej, czy pózniej złapie mnie w swoje sidła. Będziemy walczyć, doprowadzę ją do stanu rozpaczy, a ona wybaczy mi po raz enty... Ponieważ taka właśnie jest. Jest moja, a ja jestem jej... Nie ma drogi powrotnej.

Wiem, że na nią nie zasługuję... Julia jest aniołem zesłanym, by nawrócić potwora takiego, jak ja, by uzdrowić moje spaprane życie.

Za nic w świecie nie pozwolę nikomu mi jej odebrać. Udać by to się mogło tylko jednemu... Mojej przeszłości, moim tajemnicom, wszystkim co przed nią ukrywam.

Nadchodzę z nowym! Jak się podobał? Akcja się rozwija i rozwija.. Jak myślicie? Co planuje Zayn....? 

Mam istotną informację co do częstotliwości dodawania rozdziałów: dodawane będą CO TYDZIEŃ w piątek lub sobotę. Mam jeszcze bonus 🙊❤️ ustalam takie malutkie cele. Jeśli odbijecie pod każdym, powtarzam każdym rozdziałem przynejmniej 25 komentarzy... Na weekendzie, bądź na początku tygodnia będę wstawiać dodatkowy, nadprogramowy rozdział ✌️ jak widzicie wszystko zależy od was ❤️💪

(Nie zabijajcie jeśli czasem się z tego nie wywiąże 😂😂 rozdziały coraz dłuższe, a ja robotem nie jestem 😂)

W każdym bądź razie JEDEN na tydzień bedzie się pojawiał ❤️

Do następnego!

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 51

ZAYN POV
- Dlaczego to zrobiłeś Zayn? - stoję zupełnie samotnie w ciemności, pochłonięty w otchłani własnych myśli. Przemawia do mnie głos, o którym prawie udało mi się zapomnieć - Dlaczego mi to zrobiłeś? Czemu uciekłeś? Czemu mnie zostawiłeś? - rozchodzą się kolejne męczące szepty. Obracam się wokoło w poszukiwaniu ich źródła, w poszukiwaniu jej. Niestety, mój wzrok nie rejestruje niczego szczególnego poza ciemnością.
- Zadzwoniłeś do nich... Myślałam, że coś mi obiecałeś, miałeś już więcej do nich nie dzwonić - przemawia. Jej głos brzmi tak kojąco, gładko, dziewczyna akcentuje każdą wypowiadaną sylabę. Rozglądam się wkoło siebie w poszukiwaniu Julii.
- Powiedz, że to nie prawda - słyszę inny głos. Ten dźwięk, stał się moim uzależnieniem, był ukojeniem dla moich uszu, przepełniony niewinnością i nadzieją.
- Julia? - udaje mi się krzyknąć.
- Zayn powiedz, przyrzeknij, że to nie prawda... Obiecaj mi to - jej głos ocieka bólem, ogromnym zawodem - poczuciem zdrady.
- Julia! - krzyczę raz jeszcze. Odwracam się i zauważam Julię, jej oczy są przekrwione, napuchnięte od płaczu, cała się trzęsie. Wygląda na rozczarowaną.
- Okłamałeś mnie... Ukrywałeś te wszystkie sekrety... Nawet już nie wiem kim ty jesteś - dziewczyna znika zanim udaje mi się cokolwiek powiedzieć, wytłumaczyć, przeprosić. Próbuje ją zawołać, w moim ciele rośnie panika, nie mogę wykrztusić z siebie ani słówka. Mój głos gdzieś zniknął.
- Jej tu już nie ma Zayn - odwracam się i  widzę. Nic nie odpowiadam, moje usta są jakby sklejone, nie jestem w stanie się odezwać. Zaciskam szczękę atakując ją zawistnym spojrzeniem. Dziewczyna na na sobie długą, białą sukienkę, która sięga ziemi. Jej złote włosy są idealnie proste, przeszywa mnie swymi orzechowymi tęczówkami.
- Gdzie ona jest? - to pytanie nie wydostaje się ze mnie, tylko gdzieś z ciemności. Przemawiam, ale nie przez własne ciało.
- Co jej zrobiłaś? - rozbrzmiewa echo mojego głosu - Caroline... Co ty zrobiłaś? - jej imię brzmi bardzo znajomo, jest mi bliskie, jednak gdy nie wychodzi wprost ze mnie brzmi obco. Skrywałem jej imię w sobie przez wiele lat, teraz w końcu zostało ono przeze mnie wypowiedziane.
- Wszystko jej powiedziałam Zayn. Wszystkie sekrety wyszły na jaw, wie o każdym zakamarku twojego życia, o wszystkim czego nie wyznałeś do tej pory nikomu ze swoich przyjaciół - jej słowa powoli do mnie docierają.
- Gdzie jest Julia? - pytam stanowczo. Biorę krok w przód, ale nie przynosi to zamierzonego skutku, dziewczyna nadal znajduje się tak samo odlegle ode mnie, jak wcześniej.
- Co jeszcze chcesz wiedzieć? Powiedziałam jej wszystko. Znikła, nie ma jej już... Kto chciałby zostać z takim potworem, jak ty? - kładzie nacisk na każde wypowiadane słowo sprawiając ból w mojej klatce, każda sylaba przechodzi przeze mnie niczym sztylety - Kto byłby zdolny pokochać takiego potwora, jak ty?

Podnoszę się do pozycji siedzącej, oddycham głęboko wpatrując się w pozwijane prześcieradło. Po twarzy ścieka mi pot. Rozglądam się po pokoju próbując uspokoić oddech. Moje nadgarstki pieką od ściskania krawędzi pościeli, nie jestem jednak w stanie ich jeszcze rozluźnić.
To był tylko sen, nic rzeczywistego... Co za koszmar. Wszystko wydawało się być takie prawdziwe, prawdopodobne. Poza Julią... Ona przy mnie jest, będzie. Pojawiła się tylko ten jeden jedyny raz. Wyglądam za okno, przez które przedostają się promienie słoneczne.
Patrzę przez przejrzystą szybę, nie skupiając uwagi na niczym szczególnym. W mojej głowie nadal pojawiają się fragmenty koszmaru. Przypominam sobie każdy szczegół. Odkąd w moim życiu pojawiła się Julia, dziś widziałem  najwyraźniej. Słyszę dźwięk swojego telefonu, który leży obok łóżka. Spoglądam w dół, na wyświetlaczu widnieje imię Julii.
Biorę głęboki oddech, rozluźniam zacisk na pościeli i odbieram telefon. Biorę następny oddech, przymykam powieki odrzucając koszmar ze swoich myśli. Staram się skupić na teraźniejszości.
- Hej kochanie - mówię, wyczekując jej odpowiedzi.
- Cześć - odpowiada. Wiem, że dziewczyna uśmiecha się na słowo 'kochanie', pierdolony Matt pewnie nigdy jej tak nie nazywał - Posłuchaj.. Sara powiedziała mi o tej imprezie, którą urządza jakiś Brian-
- Nie idziemy tam - naskakuję na nią. Ten bogaty dzieciak Brian nie przynosił niczego poza kłopotami. Urządzenie imprez w środku października to jego zwyczaj. Zapraszał dosłownie wszystkich, pozwalał na wszystko, bez ograniczeń. Nawet starsi kolesie mogli przyjść i zabawiać się z dziewczynami.
Co więcej, ten dupek kumpluje się z tym wyrzutkiem całej ludzkości Derek'iem. Pierdolony Derek. W przeszłości startował do Erici - zmuszał ją nawet siłą.
W noc, kiedy poznałem Julię wszystko się zmieniło... Jeszcze wcześniej jedyną rzeczą o jakiej marzyłem było poszukiwanie przygód, dreszczu emocji, moim priorytetem znalezienie kolejnej łatwej laski do łóżka, czy naiwniaka do bójki.
Tej nocy uderzyłem Derek'a, ten debil dobierał się do Erici. Tej nocy po całym zajściu wróciłem do pokoju i znalazłem w nim Julię... Jeszcze wtedy nigdy bym nie pomyślał, że taki anioł jak ona będzie kiedykolwiek mój.
- Dlaczego nie? - pyta mnie. Oczywiście, że potrzebuje usłyszeć pieprzonego wyjaśnienia. Czy nie może choć raz po prostu mnie posłuchać? Czy nie może odpuścić i przestać być takim uparciuchem?
- Ponieważ jego imprezy zawsze wykradają się spod kontroli - odpowiadam wprost.
- Sara bardzo chce, abym się z nimi wybrała, więc... - oczywiście, że kurwa, Sara tego chce. Wbijam wzrok w drzwi - zastanawiając się czy iść do Niall'a i zakazać mu jechać na tą pieprzoną imprezę. I tak mnie nie posłucha, dla tego chłopaka liczy się tylko popularność, a odkąd zaczął umawiać się z tą blondyneczką, oboje stali się centrum towarzyskim.
- Przyjdziesz?
Zaciskam szczękę. Nie chce jej odmawiać, kurwa, bardzo chce spędzić z nią czas, ale nie na imprezie Brian'a. Nie pójdę. Musiałbym być cholernym idiotą by się tam zjawić.
- Nie, ja tam nie idę i ty również - nakazuje jej.
- Więc to teraz ty podejmujesz za mnie decyzje? - jej głos bucha złością. Wzdycham ciężko przymykając oczy.
- Nie, po prostu radzę ci, abyś tam nie szła. Ja tam nie idę - staram się kontrolować, ale nerwy powoli wymykają się spod kontroli.
- Pójdę bez ciebie - mówi. Czuję, jak moje ciało gotuje się ze złości. Zaciskam dłoń w pięść. Julia, powiedziałem ci nie. Powiedziałem nie. Nie mam prawa jej kontrolować, to wpędzi nas w pieprzone kłopoty.
- Dobra, idź sobie tam sama. Nie zamierzam się z tobą kłócić o taką pierdołę - buczę wprost do słuchawki, po czym rozłączam połączenie, tym samym powstrzymując się od krzyku. Rzucam telefonem na łóżko w furii. Podnoszę się i podchodzę do drzwi wychodząc na korytarz. Wędruję przez cały dom, słyszę jakże wesołe rozmowy reszty chłopaków, lecz ignoruję je. Chce jak najszybciej dotrzeć do pokoju Niall'a.
- Niall! Otwórz do cholery! - pukam do drzwi. Chłopak nie odpowiada, więc bez skrupułów wpadam do środka. Okazuje się, że chłopaka tam nie ma, pewnie już wyszedł - jest prawie druga po południu. Ciężko było mi zasnąć po tym telefonie do nich - w prawdzie nie odebrali, ale ten sen... Ten cholerny koszmar, który wydawał się być tak rzeczywisty zupełnie mnie dobił.
Odwracam się na pięcie, po czym spieszę przez dom wprost do kuchni. Spotykam tam rozmawiających Charles'a, Louis'a i Liam'a. Wszyscy trzej natychmiast zaprzestają rozmów, kiedy tylko mnie widzą.
- Wszystko okej kolego? - Lou przygląda się mi. Rozglądam się po kuchni, zauważam stojącego tam też Harry'ego. Chłopak szybko spuszcza wzrok, po czym równie prędkim tempem wychodzi z kuchni. Tak właśnie kurwa myślałem.
- Widzieliście Niall'a? - pytam.
- Wydaje mi się, że wyszedł... Poszedł coś załatwić, zanim pojedzie do Brian'a - wyjaśnia mi Charles.
- Wybieracie się tam? - pytam wyczekując odpowiedzi.
- Za żadne skarby nie zabiorę Danielle w to chore miejsce - odzywa się Liam. Pieprzyć tę jego dziewczynę, nie obchodzi mnie to. Nie mniej jednak ona go posłuchała, była mądra i nie spierała się o to.
- Myślę, że ja i El pójdziemy. Zatrzymamy się na chwilę, Niall poprosił - Louis wyjaśnia. Wzdycham ciężko kręcąc głową. Lou i Julia stali się sobie bliscy, jeśli dorzucę do tego swoje zmartwienia, nie pozbędę się uczucia zazdrości. Przyjmuję to do wiadomości i wracam na górę do siebie.
Nienawidzę imprez, które urządzane są poza bractwem, nie cierpię jeździć po domach jakiś skończonych idiotów. To zawsze oznaczało pijanych kierowców, a ja nie zamierzam pakować się w taką odpowiedzialność. Nie ma mowy, abym tam dziś jechał.
Brian był bogatym dzieciakiem ubiegającym o zwrócenie na niego uwagi, nie obchodziło go nic, poza czubkiem własnego nosa. Na jego imprezach dominowała samowola, można było zbijać, niszczyć każdą rzecz, wpakować się do lasu i błąkać się tam przez kilka dobrych dni - nic go nie ruszało.
Chwytam telefon i wykręcam numer osoby, do której moge sie teraz zwrócić. Kurwa, Julia mogła posłuchać mnie choć raz. Te imprezy to jakieś kompletne gówno.
- Witam Panie Malik - słyszę jej głos po drugiej stronie.
- Skończ z cwaniactwem Erica, potrzebuje przysługi - sycze. Wiem, że na samo słowo 'przysługa' uśmieszek znika z jej twarzy, pewnie teraz przewraca oczami.
- Czego chcesz? - wzdycha ciężko. Podchodzę do drzwi i zamykam je.
- Pójdziesz do Brian'a i doglądniesz Julii? - pytam cicho podchodząc do łóżka i siadając na nim.
- Nie, nie jestem jakąś pieprzoną opiekunką Zayn - dziewczyna się złości. Wiem, że obie się nie trawią, ale jest moim jedynym wyjściem. Tylko Erica nie wyglada, że ja kazałem jej to zrobić.
- Erica wiem, że tam idziesz-
- Poważnie jesteście razem? Bądźmy szczerzy - dopytuje się, jej głos ocieka desperacją.
- Tak - odpowiadam krótko kładąc sie na łóżku. Wpatruję się w sufit, dziewczyna buczy w niezadowoleniu.
- Ty pieprzony idioto - buczy - Nie moge się doczekać, aż zacznę sprzątać to gówno, w które się wpakowałeś. Przecież wiesz, że takie coś za każdym razem kończy się tak samo, czemu-
- Erica po prostu to kurwa dla mnie zrób - naskakuje na nią, mam juz dość jej paplaniny. Powtarza mi to gówno za każdym razem.
- Nie. Zayn. Nie jestem twoją opiekunką - irytuje się.
- Erica przecież tam idziesz, zrób to. Jedyne czego chce, to żebyś sprawidziła, czy Julia nie robi czegoś naiwnego i-
- To twoja dziewczyna Zayn. Ty idź - krzyczy - Poproś o to Charliego, na pewno się ucieszy - nie ważne ile razy słyszę jak nazywa go w ten sposób, nadal brzmi to tak obco. Traktuje go tym, jak małego chłopca.
- Nie poproszę o to Charles'a - staram sie na nią nie krzyczeć.
- Wyjdzie na to samo, błagam cię, ja w porównaniu z Charles'em? Czy nie zaufasz jemu bardziej w takiej kwestii-
- Erica prosze cie... Kurwa, proszę, zrób to - błagam ją. Dziewczyna nigdy nie słyszała tego tonu, tej desperacji. Przez chwilę nie odpowiada, chyba coś w niej przeskoczyło.
- Dobra... Tylko ten  jeden raz, ale nie oczekuj, że będę trzymać jej włosy, kiedy zwróci - uśmiecham sie na samą myśl o tym, że Julia miałaby sie doprowadzić do stanu wymiotów. To całkiem zabawne, lecz nie chciałbym by jej sie to przytrafiło - Pamiętaj, jestem jej zmorą - ostrzega - Nadal nie cierpię tej snobistycznej dziewczynki - śmieję sie z niej, gdyby tylko wiedziała, że Julia jest kompletnym przeciwieństwiem.
- Później zadzwonię - odpowiadam rozłączając się. Wzdycham, teraz mam pewność, że Erica bedzie miała na nią oko. Mimo to jej obecność nadal mnie nie uspokaja.
^^^^^^^

Już prawie północ, a ja nadal nie otrzymałem żadnych wieści od Erici. Miałem nadzieję, że dziewczyna zadzwoni do mnie, jak tylko Julia opuści imprezę, ale nie zrobiła tego. Rozglądam sie po pokoju, po czyn mój wzrok ląduje na telefonie.
Przez cały ten czas starałem się czymś zająć, grałem na gitarze, rysowałem. Chciałem oderwać myśli od tego co może dziać sie na tej imprezie. Ostatecznie chwytam telefon i wybieram jej numer.
- Co? - szczeka na mnie pełna tupetu i irytacji.
- Wszystko w porządku? - spoglądam na swoje biurko i porozrzucane na nim szkice.
- Nie mam pojęcia - odpowiada spokojnie. Wsłuchuje sie przez moment, nic nie słychać, cisza. Czekam kolejną sekundę, po czym zaciskam szczękę i pieści.
- Erica, gdzie ty do cholery jesteś? - buczę. Natychmiast podnoszę się z miejsca, biorę swoją skórzaną kurtkę i kluczyki do samochodu.
- Wyszłam - mówi.
- Wyszłaś? - spieszę w dół po schodach - Tak po prostu sobie kurwa wyszłaś? - krzyczę nabuzowany. Przebiegam przez cichy dom w stronę wyjścia i do samochodu.
- Tak Zayn, Derek się pojawił - Przyszedł. Dlaczego wątpiłem w jego umyślność? - A ja nie zamierzam ponownie się z nim szarpać. Próbował juz swoich zalotów dobre dziesięć razy, nie było cię tam, wiec domyśliłam sie, że znów bedzie coś-
- Zostawiłaś tam Julię?
- Nie zamierzałam jej ze sobą zabrać! Nie jestem pieprzoną opiekunką! - krzyczy na mnie.
- Jaka z ciebie idiotka! Przecież wiesz do czego zdlony jest Derek! - buczę wskakując do wozu, odpalam silnik i ruszam z dużą prędkością.
- Hej, wyświadczyłam ci przysługę, miałam na nią oko - utwierdza się przy swoim,na co mam ochotę ją wyśmiać. Wyświadczyła przysięgę? Ona nie robi tego gówna.
- Pierdolenie Erica, zostawiłaś ją tam! - krzyczę przez słuchawkę.
- Pieprz się! - krzyczy po czym zrywa połączenie.
Wrzeszczę we wściekłości rzucając telefonem na fotel pasażera. Z całej siły dociskam pedał gazu. Auto przyspiesza i w mgnieniu oka pnę się pod górę. Jeszcze conajmniej dziesięć minut... Buczę, chwytam telefon i wybieram numer osoby, na której mogę polegać w takich sytuacjach.
- Zayn, co jest? - słyszę huk imprezy w tle.
- Louis, nadal tam jesteś, tak?
- Tak.
- Gdzie jest Julia? - dopytuje. Błagam, aby była gdzieś w jego pobliżu, albo z Sarą, już niech  bedzie nawet z Harrym, z kimkolwiek tylko nie Derek'iem...
- Ona jest... - słyszę głos drugiej osoby, mój umysł rejestruje jedno istotne słowo:
- Derek.
- Kurwa... Julii tu nie ma.. El widziała ją z Derek'iem - chłopak tłumaczy szybko.
- Pozwoliłeś jej iść z Derekiem? - czy każdy obchodzi jakiś dzień idioty? Nawet nie wiem kogo mam zabić najpierw.
- Myślałem, że będzie bezpieczna, ale ona gdzieś z nim poszła! - wyjaśnia.
- Juz prawie tam jestem, zacznij jej szukać! - buczę do telefonu.
- Jasne, już wszyscy idziemy.
- Nie mów im, jedyne czego nam brakuje to zainteresowania innych i dramy.
- Zayn musimy ją znaleźć - Louis spiera się ze mną. Czy on uważa, że o tym nie wiem?
- Tak też zrobimy, ale chcesz w to mieszać Sarę i Nialla? - pytam zmieniając bieg, po czym przyspieszam jeszcze bardziej i pędzę prosto w góry - Przecież oni oszaleją, jak się o tym dowiedzą - nawet bardziej ode mnie i Lou. Tylko rozsieją panikę, pogorszą sprawę, bedzie trudniej nam ją odszukać.
- Ta... Racja, ja i El szukamy - odrzucam telefon na tył i wciskam pedał gazu.
Derek... Jeśli ten pierdolony chłopak był teraz z nią... Kurwa... Jeśli ją dotyka... Zaciskam dłonie na kierownicy tak mocno, że moje kłykcie mogą w każdej chwili przebić się przez cienka skórę na nadgarstkach.
^^^^^^^^^^
Podjeżdżam pod dom i natychmiast wyskakuje z samochodu, po czym zaczynam biec wzdłuż obłoconej drogi. Pod samym wejściem zauważam kilka pijanych, omdlałych osób. Zerkam w górę, a tam inni wymiotują z powodu zatrucia alkoholem. Co za chaos.

Wpadam do środka i rozglądam się. Gdzie kurwa mogł ją zabrać Derek? Nagle słyszę, że ktoś wola moje imię, dźwięk dochodzi chyba z kuchni. Idę tam.

- Zayn! - zauważam Sarę i Nial'la. Dziewczyna macha do mnie, zaciskam usta, uważnie skanuję każdy kat w poszukiwaniu Julii. Cholera, nigdzie jej nie ma - Co ty tu robisz? - śmieje sie - Jula powiedziała, że nie przyjdziesz.

Oblizuję usta nie wiedząc jak się jej z tego wytłumaczyć. Chyba nie muszę jej wyjaśniać, że myślałem, że jak ja sie tu nie zjawię, to Julia mnie posłucha i zostanie w domu. Sara tego nie zrozumie. Nie chcę ujść za zazdrośnika.

Nie powiem im też o Derek'u i jego popieprzonej głowie. Sara chyba oszaleje i z pewnością nie bedzie chciała mnie wysłuchać. Niall obserwuje mnie podejrzliwie, po czym odpwiadam.

- Mała zmiana planów. Widzieliście ją? - ponownie bezowocnie rozglądam sie po pomieszczeniu.

- Nie... Stała z boku z jakimś chłopakiem, wtedy widziałam ją po raz ostatni, ale... - dziewczyna wzrusza ramionami. Jaka idiotka - jaka osoba pozwala ot tak zniknąć swojej najlepszej przyjaciółce? Zwłaszcza takiej jak ona.

- Przepraszam - buczę przepychając sie obok nich i wychodzę na zewnątrz. Ledwie znam tego gościa, ale jedno słyszałem o nim wiele razy - praktycznie codziennie dobiera sie do majtek dziewczyn. To typ, który zawsze otrzymuje to co chce. Nie cierpiał gdy ktoś mi odmawia, a Julia cholernie uwielbia powtarzać 'Nie'.

- Zayn! - odwracam sie do Louis'a, panika w jego oczach w niczym mi nie pomaga - Nie ma jej w domu, ja i El przeszukaliśmy każdy zakamarek - wybiegam na zewnątrz.

- Zayn, koleżko udało ci się. Jesteś tu! - wychodzę na werandę gdzie zauważam stojącego Blake'a w towarzystwie kilku dziewczyn. Mierzę go wzrokiem, tylko kurwa nie ten idiota. Nie mam ochoty się z nim droczyć. Przebiegam koło niego i kieruję się w stronę lasu.

- Odpieprz się! - krzyczę po czym zanużam się w ciemny las. Po dordze spotykam kilkoro osób. Im dalej sie przesuwam, tym nastolatków jest coraz mniej. Kurwa, co jeśli tu jest? Jak daleko mogł ją zaciągnąć?

- Nie tak prędko - słyszę śmiech Blake zza swoich pleców. Chłopak łapie mnie za ramię i z całej siły odwraca. Szybkim ruchem zdejmuję jego brudną łapę.

- Nie dotykaj mnie - ostrzegam go surowym tonem, na co chłopak uśmiecha się.
- Więc.. pewnie nia miałeś w planach mówić Julii o Stacy? - pyta zakładając ręce z cwaniackim uśmieszkiem. Przez moje ciało przepływa kolejena fala gorąca, na samo wspomnienie o jego idiotycznej ex robi mi się nie dobrze. Julia nie musi kurwa wiedzieć o każdej dziewczynie, z którą się kiedykowlwiek całowałem, bądź tylko rozmawiałem.
- Zajmij się własnymi pierdolonymi sprawami - odwrcam się kontynuując wedrówkę w kierunku drzew. Ten debil znowu się do mnie odzywa.
- Wszystko jej opowiem! - wrzeszczy. Zatrzymuję się, zaciskam dłonie w dwie, potężne pięści, cały się spinam. Dlaczego on mi to robi? Julia na prawdę nie musi wiedzieć o mojej gównianej przeszłości, nieważne jak bardzo ją to ciekawiło.
- Zwróciłem teraz twoją uwagę? - śmieje się podle. Odbracam się w jego stronę z zaciśniętą szczęką mrużąc na niego wzrok. Na twarzy chłopaka widnieje wyraźne zadowolenie, a ja mam ochotę mu przłożyć. Nie mogę, dużo bardziej zależy mi teraz na znalezieniu Julii.
- Ani się waż odezwać do niej choćby słówkiem.. Jeśli to zrobisz, zniszczę cię - grożę mu. Jego uśmieszek pomału niknie.
- Co? Boisz się, że w końcu pozna prawdę, dowie się jak bardzo pojebany jesteś? Co ty fundujesz tej dziewczynie? Jest mnóstwo szczegółów, o których ona z pewnością nie ma pojęcia, a gdyby było inaczej, uciekała by od ciebie jak najdalej - kpi ze mnie. Nie mam czasu na jego durną paplaninę.
- Idź w cholerę - rzucam i odchodzę.
- Wytłumacz mi tylko czym ją do siebie zwabiłeś, jakimi kłamstwami ją karmisz.. Wygląda na to, że jak na razie kupiła je wszystkie! - podchodzi w moją stronę. Jeśli nadal będzie za mną tak szedł, przywalę mu - chłopak igra na niebezpiecznym terenie.
- Myślałem, że już ci powiedziałem, żebyś się odpieprzył!
- Ta, ale.. - unoszę dłoń, aby się w końcu zamknął ze swoimi wywodami - Co? - pyta, gdy zauważa moje napięcie. Widzę ich... przez drzewa, Julia została przyciśnięta przez niego do pnia, ten idiota Derek nie chce jej puścić. Zauważam strach, panikę w jej pięknych oczach, dziewczyna z całych sił stara się jakoś wydostać. Następnie słyszę jej krzyk.
- Derek to boli! Przestań! - jej głos pełen jest bólu i przerażenia. Ten dźwięk przechodzi przeze mnie niczym fala dźwiękowa, powoduje przyspieszenie pracy serca i ból głowy.
- Albo co? - śmieje się. Albo cię kurwa zabije. Zaczyna się. Cały obraz przed moimi oczami czernieje, staje się niewyraźny. Przypominam sobie tylko moment, w którym złapałem go z całej siły za ramię i odciągnąłem od niej po czym rzuciłem jego marnym ciałem o ziemię. Wrzeszczę.
- Zabierz od niej swoje brudne łapy! - moje zmysły wypełnie żądza zemsty i wściekłości. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, gdzieś z oddali słyszę krzyk Blake'a.
- O kurwa - zostaję zdjęty z Derek'a, jego twarz ocieka krwią, chłopak resztkami sił stara się bronić przed moimi ciosami. Słyszę dżwięk chrupnięcia, gdy moja ręka spotyka jego nos. Mam kurwa nadzieję, że jest złamany. Kontynuuje uderzanie, wokół mnie roznosi się echo przeróżnych krzyków. Jedyne co odtwarza się w mojej głowie to obraz jego i Julii, to jak ją dotykał, zmuszał, słyszę jej płacz, ból.
- Zayn! - w końcu dociera do mnie coś innego. Nie mogę się na tym jednak skupić. Jego ręce.. jego pieprzone łapska były na mojej Julii. Jego obrzydliwe wargi na jej szyji.. Nagle silne ramie odciąga mnie od ciała Derek'a.
- Zayn, zabijesz go! - odwracam się i zauważam niebieskie tęczówki Louis'a wpatrzone we mnie z przerażeniem. Rozglądam się wokół - znajduje się tu grupka obserwatorów głodnych kolejnych emocji. Zerkam na El, która patrzy na mnie identycznym wzrokiem, jak wtedy na ich podwójnej randce. Robi to za każdym razem, gdy tracę nerwy i działam bez żadnych pohamowań.
- Ty draniu! Jeśli jeszcze raz się do niej zbliżysz, obiecuje ci, że to będzie twój ostatni ruch w życiu - ostrzegam go mrocznym tonem. Chłopak ociera krew ze swojej twarzy - przynajmniej na tyle, ile to w ogóle możliwe.
- Stary, ona sama się prosiła! - Derek wskazuje na Julię. Nie potrafię nad sobą zapanować, moje pięści ponownie spotykają się z jego twarzą. Nie obchodzi mnie teraz ból, ani chłodne uczucie na moich nadgarstkach. Moim priorytetem jest sprawienie, aby ten chłopak przez resztę życie przechodził przez istne piekło.
- Trzymaj się od niej kurwa z dala! - syczę, odwracam się i podążam w stronę Julii, która cała się trzęsie. Sara głaszcze jej plecy, wspiera przyglądając się całemu zajściu z obawą.
- Czy.. on, czy jemu..
- Nie wiem - mówię jej. Nie chcę wyobrażać sobie więcej, niż udało mi się zobaczyć. Wściekłość w moim ciele jest nie do zniesienia, trudna w zapanowaniu, a stan Julii wszystko pogarszał. Szybko przytulam płaczącą dziewczynę do siebie. Jej łzy moczą moje ubranie, jej ciało drży, dziewczyna oddycha bardzo niespokojnie.
- Zabiorę cię do domu, okej kochanie? - pytam ją szeptem. Dzieczyna przytakuje, otaczam ją swoimi ramionami chroniąc  przez wścibskim wzrokiem wszystkich tu zebranych. Odchodzimy.
- Zayn! - Louis mnie woła. Nie zatrzymuję się, chłopakowi udaje nas się dogonić - Musimy to gdzieś zgłosić - wykrzykuje.
- Zgłosić? Ale co? - naskakuję na niego - Nic się nie wydarzyło, nie możemy zgłaszać czegoś, co nie miało miejsca - wyjaśniam mu nieco spokojniej. Trudno było mi tak po prostu odejść, wsiąć do samochodu i odjechać, zamiast dokończyć sprawę z Derek'iem.
- Upewnij się, że jak już odzyska przytomność będzie poinformowany, że to całe zajście nie było tylko jakimś jego koszmarem - nakazuję mu. Dochodzimy do samochodu, sadzam Julię na fotelu pasażera.
- Czy on.. no wiesz..? - chłopak pyta spoglądając na roztrzęsioną dziewczynę.
- Nie - buczę potrząsając głową - Zabieram ją do odmu ciotki, będę miał na nią oko przez resztę nocy.. Jeśli coś się wydarzy, natychmiast zadzwonię do ciebie - bełkoczę.
- Zayn... - Louis woła mnie, zanim wsiadłem do auta - Zayn.. bądź ostrożny - mówi mi. Przytakuję mu, po czym wskakuję do wozu. Podczas podrózy Julia z całej siły starała się nie szlochać przytrzymując usta dłonią, ale jej ciało całe drży.
Nie pytam ją zbyt wiele, pochłaniam się we własnych myślach. On ją dotykał, ranił, jeśli bym się tam nie zjawił.. Gdybym.. Nawet nie próbuję sobie wyobrażać skutków. Moje kłycie są napięte, bieleją od nacisku jaki kładę na kierownicę.
On ją ranił... krzywdził moją Julię. Ona mnie potrzebowała, a mnie przy niej nie było... Nie pomogłem jej tak jak kiedyś mojej mamie. Powinienem był być tam z nią, dla niej. Zawsze cierpiała; on ją skrzywdził, pozostawił ślady, siniaki.. powinienem był pomóc mojej mamie...
Pod dom ciotki zajeżdżam szybciej, niż myślałem. Odpycham okropne myśli z dzieciństwa gdzieś na bok. Chcę tylko zabrać Julię w bezpiczne miejsce i upewnić się, że wszystko z nią w porządku.Parkuję samochód w garażu gasząc rozgrzany silnik.
Siedzimy w ciszy, jedyne co czasem ją przerywa to szlochy Julii. Wysiadam z auta, po czym otwieram przed nią drzwi i pomagam jej wysiąść. Otaczam ją swoim ramieniem, oboje idzemy w stronę wejścia.
- Gdzie... gdzie my jesteśmy? - pyta łamiącym się głosem. Dziewczyna nadal drży, mimo mojego uścisku.
- Dom mojej cioci - odpowidam krótko, wspinamy się po schodach i wchodzimy do mojego pokoju. Kieruję ją w stronę mojego łóżka.
Dziewczyna wzdycha opadając na miekką pościel. Nie mam pojęcia, jak wiele dziś wypiła, ale wyraźnie widać, że działa na nią alkohol. Wchodzę do łazienki i opłukuję poranione kostki zimną wodą. Boli jak cholera, ale ignoruję to słysząc skomlenie Julii z pokoju.
Szybko zakręcam kurki, wycieram ręce ręcznikiem i wracam tam. Julia siedzi rozglądajac się, wygląda na spanikowaną, jakby nie wiedziała, gdzie się znajduje. Kiedy zaczyna się podnosić na nogi podchodzę do niej. Alkohol nie pozwala jej stanąć na równe nogi, cała się chwieje.
- Hej, hej, hej, połóż się - mówię do niej szeptem. Dziewczyna zerka na mnie z obawą oczach, ale po chwili spostrzega, że to nikt inny, tylko ja i relaksuje się. Zaczyna potrząsać głową, raz w przód, raz w tył.
- Przepraszam... Ja nie chciałam, nie miałam tego na celu.. - jej głos jest przepełniony strachem. Na prawdę nia musiała mnie za to przepraszać, to wszystko wina Derek'a... Zamykam oczy i biorę głęboki oddech starając się powstrzymać chęć powrotu i przywalenia temu dupkowi jeszcze raz.
- Już w porządku - uspokajam ją przeczesując jej włosy placami. Przytulam ją mocniej do siebie.
- Powinnam cię była posłuchać... Nie zrobiłam tego - trzęsie się - Ja nie chciałam...
- Shhh... nie musisz mi się tłumaczyć - uciszam ją. Jej kolejne słowa dosłownie łamią mi serce.
- Tak strasznie się bałam - skomle, przez co trafia mnie prosto w serce. Przymykam oczy uspokajając samego siebie.
- Chcesz się przebrać w coś wygodniejszego? - pytam ją spokojnie spoglądając na jeans'y. Dziewczyna przytakuje, przekładam więc ją ze swoich kolan na łóżko. Szybko wyciągam parę bokserek i podaje jej - Bedę na zawnątrz.. daj znać, gdy będziesz gotowa - bełkoczę. Dziewczyna przytakuje, a ja opuszczam pokój.
Stoję w holu prze kilka kolejnych minut. Nie wiem, czy tak długo jej to zajmuje, czy po prostu już usnęła. Po kolejnej minutce nie jestem w stanie stać bezczynnie, delikatnie otwieram drzwi. Julia leży zwinięta na moim łóżku, jej spodnie zostały równo złożone i leżą na biurku.
Uśmiecham się na ten widok, po czym szybko zmieniam koszulkę i wkładam parę dresów. Wspinam się na łóżko koło niej. Dziewczyna od razu przesuwa się w moją stronę i opatula mnie swymi drobnymi ramionami. Trzymam ją blisko siebie, nie pozwolę jej już odejść.
- Już dobrze - szepczę głaszcząc ją po głowie - Jestem przy tobie...
Przy niej czuję się tak lekko, tak dobrze. Obawiam się jutrzejszego dnia, będę musiał jej to jakoś wszystko wyjaśnić. Oczywiście, że będzie pamiętała o tym dupku, bedzie obwiniała samą siebie.
Julia nadal płaczę wtulajac się w mój tors. Zaciskam swój uścisk na jej małym ciele, pasuje do mnie idealnie. Wkładam jedną z dłoni pod jej koszulkę rysując kciukiem malutkie kółka na jej skórze. Składam ostrożnego buziaka na jej czole, przez co zmarszczki zmartwienia. znikają. Jej ciało powoli przestaje drżeć, dziewczyna zaczyna równomiernie oddychać.
- Dziękuję... - szepcze, jej głos jest cichy, wykończony. Czuję ból w klatce, takie szczypanie, coś czego nigdy wcześniej nie słyszałem. Wiem jaki strach teraz czuje, zdaję sobie sprawę, że powinienem był być przy niej, to wszystko się wydarzyło, bo tam z nią nie poszedłem... To wszystko wbija się teraz w moje serce, została zraniona, bo ja popełniłem kolejny, pierdolony błąd.
Teraz jest ze mną bezpieczna. Mam ją przy sobie; nic złęgo już się jej nie stanie. Jestem tu, ona będzie spokojna. Jest bezpiczna w moich ramionach, ze mną, już zawsze będzie ze mną bezpieczna...


Nie mogłam was trzymać w napięciu przez kolejny tydzień.. też jestem człowiekiem :)
Uff.. happy end :D Cieszycie się, że Jula jest bezpiczna? Kto miał obawę, że Zayn się nie zjawi? Przyznać się!
Co za Stacey...? A ten koszmar z Caroline...? Ile dziewczyn miał jeszcze Zayn, co? hmmm.. :D
BTW, macie pomysł na promocję tego opowiadania? PRAGNĘ CZYTELNIKÓW I KOMENTARZY! Jeśli macie jakieś pomysły to piszcie w komentarzu pod tym rozdziałem :)
Do następnego xx

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 50

Następnego dnia, podczas gdy Sara wybrała sie na zakupy po jakieś produkty spożywcze, ja decyduję się nieco posprzątać nasze mieszkanko. Przez ostatni tydzień pozwoliłam Sarze na zamianę tego miejsca w totalne wysypisko śmieci. Najpierw posprzątam, potem wezmę oczyszczający prysznic.
Pokój idzie mi lekko, w większości zbieram ubrania Sary, które leżą wszędzie, ale nie jest najgorzej. Po skończeniu spoglądam na zdjęcie moje i Zayn'a, wtedy przypominam sobie o tej nieszczęsnej bransoletce. Niespiesznie odsuwam szufladę i wyciągam z niej świecidełko. Mój wzrok odrazu atakuje jej piękno.
Przez palce spoglądam na stojący zaraz pod biurkiem kubeł na śmieci. Zaciskając oczy odkładam ją na swoje miejsce i szybkim susem wskakuję do łazienki w celu wzięcia prysznica. Mam nadzieję, że to pozwoli mi ochłonąć i oczyścić myśli.
Dopóki woda nie zmienia sie w lodowaty wodospad, jej gorący strumien rozluźnia każdy mój mięsień. Wycieram się miękkim ręcznikiem, po czym ubieram dżinsy, koszulkę i sprawdzam telefon upewniając się, czy nie mam żadnych wiadomości od Zayn'a. Niestety, chłopak nadal sie nie odezwał.
Nie powinnam sie martwić, nie jestem jedną  z tych dziewczyn, które kontrolują swoich chłopaków i napastują go wiadomościami i połączeniami. Mimo to jest inaczej. Boję się, co prawda nie wściekł się na mnie za Matt'a. Nie wytrzymuję i po chwili wybieram jego numer.
- Cześć kochanie - uśmiecham się. Na sam jego głos, cała moje zmartwienie gdzieś niknie.
- Hej - odpowiadam - Słuchaj... Sara powiedziała mi o imprezie, którą urządza ten koleś Brian i..
- Nie idziemy tam - My? Od kiedy to on mną decyduje? Nie to, że bardzo chciałam tam iść, ale jego sprzeciw mnie przekonał.
- Dlaczego nie? - pytam go nie mając na celu rozpoczęcie żadnej kłótni. Jeśli jednak zamierza mnie kontrolować, wcale mi w tym nie pomoże.
- Ponieważ jego imprezy zawsze wymykają się spod kontroli - jak każda. Przewracam teatralnie oczami na jego kolejną, jakże sensowną wymówkę. Jeśli nie chciał tam iść, mogł po prostu powiedziec prawdę.
- Sara bardzo chce, abym jej tam towarzyszyła.. Przełączysz się? - już powiedziałam jej, że tam z nią pojadę, nie wymigam sie już z tego. Najlepiej było by gdyby ten uparciuch sie zgodził.
- Nigdzie nie idę Julio - chłopak zaczyna się irytować. Wzdycham cieżko siadając na krześle przy biurku.
- Proszę cię? - przyciągam kolana do klatki.
- Nie, ja się tam nie wybieram i ty rownież - Aby na pewno? Czy on właśnie próbuje mi udowodnić, że może wpływać na moje decyzje? Zamykam na sekundę powieki.
- Od teraz to ty o mnie decydujesz? - pytam go cicho ze złością. Nie chce sie kłócić, ale jego sposób postępowania mnie wkurza.
- Nie, po prostu stwierdzam, że nie powinnaś się tan wybierać, a ja nie idę - ton chłopaka rośnie w spięcie. Zaciskam na chwilę usta.
- Pójdę bez ciebie - mówię mając nadzieje, że to go jakoś zmobilizuje do zmiany decyzji. Jeśli będzie widział, że pójdę bez niego, nie pozwoli mi na to i tez przyjdzie.
- Dobra, idź tam sobie. Nie zamierzam sie z tobą o to sprzeczać - buczy, po czym w słuchawce rozbrzmiewa sygnał zakończonego połączenia. Przez chwile gapie sie w biurko i zaczynam sie głośno śmiać.
Cóż mogło byc gorzej. Aczkolwiek wolałabym, aby tam ze mną poszedł, czułabym sie po prostu pewniej. Chciałabym, aby wyznał mi prawdziwy powód dla którego nie chce tam iść, zawsze wydawało mi sie, ze Zayn lubił imprezy.
^^^^^^^^
- Nie wierze, że Zayn nie przyjdzie, to głupie - Sara przewraca oczami. Obie siedzimy już w samochodzie i zmierzamy do domku w górach tegoż chłopaka. Prawda jest taka ze nadal nie czuje ogromnej chęci do tej imprezy. Jednak opór Zayn'a zmobilizował mnie do tego.
- No nie? - śmieje sie.
- Niall tam będzie, więc śmiało dotrzymamy ci towarzystwa - dziewczyna spogląda na mnie ciepłym spojrzeniem - Wszystko będzie w porządku, zobaczysz - zapewnia mnie chichocząc i stukając mnie w ramie. Odpowiadam jej uśmiechem. Po chwili dojeżdżamy do lasku pełnego zaparkowanych aut. Obie decydujemy się zostawić nasz samochód nieco dalej, gdzie jest mniej tłoczno. To miejsce znajdowało sie bardzo daleko od jakiejkolwiek cywilizacji, czy choćby sąsiednich domków. Można było zauważyć za to drzewa przeróżnej maści.
Obie wysiadamy i kierujemy sie w stronę drzwi wejściowych. Z każdym krokiem pod naszymi stopami chrupocze brud, gałęzie, liście i inne odłamki kamyków. Nocne powietrze skutecznie chłodzi nasze ciała. Te listopadowe wieczory przyniosły znacznie chłodniejsza aurę, niz wcześniej.
Mimo to, Sara odważnie założyła krótką sukienkę. Na szczęście namówiłam ja na cieplejsza kurtkę. Ja za to założyłam zwykłą, biała koszule i spodnie. Nie mam sie dla kogo dzis stroić.
Dom przepełniony jest znacznie większa ilością ludzi, niż w domu bractwa. Sam budynek zapiera dech w piersiach, jest przepiękny. Składa się jakby z dwóch części. Ma drewniany szkielet, ogromne okna z przejrzystymi szybami, schody z balustradami i balkony na dwóch piętrach. Tamte miejsca są po brzegi wypełnione pijanymi już nastolatkami.
- Ten dzieciak tu mieszka? - pytam ją kiedy mijamy grupkę pijanych chłopaków biegnących w stronę lasu. Czy ktokolwiek interesował sie ich bezpieczeństwem? Co jeśli sie gdzieś tam zgubią?
- W zasadzie to wakacyjny domek jego rodziców - wzrusza ramionami, po czym wkraczamy do domu, z którego dudni głośna muzyka. Na sam smród alkoholu zaczyna kręcić mi sie w głowie.
- Jest Niall! - Sara mówi zachwycona, chyba nie przeszkadza jej ten okropni zapach. Faktycznie, blondyn tam stoi, otoczony kilkoma chłopakami, których kojarzę z bractwa. Dziewczyna podchodzi do niego, para dzieli słodki buziaczek, po czym znów odwraca sie do mnie z szerokim uśmiechem.
- Zayn nie mógł przyjść.. W zasadzie to nie chciał, wićc Jula bedzie dotrzymywać nam dziś towarzystwa - Zerkam na chłopaka z uśmiechem, który wita mnie skinieniem głowy.
- Ciesę się że przyszłaś - chłopak unosi kubeczek w moją stronę w geście toastu. Niall obejmuje Sarę ciasno swym ramieniem. Byli tak złotą para - piękne ze sobą wyglądali.
- Nie mam przecież drinka - zaznaczam. Ponownie rozglądam sie po zatłoczonym domu, muzyka gra, ale nie aż tak głośno, jak oczekiwałam. Bez problemu udaje sie na spokojnie porozmawiać z osobami towarzyszącymi.
- Powinnysmy załatwić jakieś drinki! - Sara wybucha radośnie spoglądając na swojego chłopaka. Jeśli ta dwójka, już złapie kontakt wzrokowy, wszystko inne przestaje sie liczyć. Żyją jakby we własnym świecie, takiej bańce. Miłość bucha od nich na metry, czego im ogromnie zazdroszczę. Skąd to wiem? Razem z Mattem zwykliśmy tak wyglądać...
- Ja sie tym zajmę, abyście nie musieli sie rozdzielać - żartuje sobie z pół uśmiechem. Sara wybucha śmiechem, ale nie zatrzymuje mnie. Wolnym krokiem zmierzam wiec do kuchni. Jest ona zaskakująco malutka, porównujac ja do reszty pomieszczeń. Widzę białe szafeczki i blaty mokre już od rozlanych trunków.
Skanuje pomieszczenie w poszukiwaniu czystych kubeczków, ostatecznie udaje mi sie odnaleźć butelkę wódki, cud, że cokolwiek w niej jeszcze zostało oraz poncz. Chwytam je i mieszam obie ciecze w kubkach.
- Julia - słyszę za sobą zawistny ton. Spoglądam w stronę doskonale znanej mi dziewczyny. Przynajmniej nazwała mnie po imieniu.
- Hej Erica - odpowiadam jej spokojnie. Dziewczyna wyglada jak bogini. Na jej oczach widnieje idealnie wykonane smokey-eye, ma wyprostowane włosy i czerwoną sukienkę doskonale wydatniajaca jej figurę. Po chwili zauważam stojąca koło niej dziewczynę. Ma ona truskawkowo-blond włosy i orzechowe oczy. Nie wyglada na specjalnie zainteresowaną naszą rozmowa - odnoszę wrażenie, że odgrywa role 'rzepu psiego ogona'.
- Jestz tobą Zayn? - dziewczyna udaje, ze rozgląda sie za nim z durnym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie dziś - potrząsam głowa i na pięcie prędko obracam sie w drugą stronę mając nadzieje, że się odczepi.
- Chodzi pogłoska, ze jesteś jego dziewczyną... To nie prawda, no nie? Prosze cię - dziewczyna wybucha śmiechem zakładając ręce na piersiach. Wysilam w sobie mały uśmiech i spoglądam na nią.
- Tak, to prawda. Zaskoczona, że to nie ty? - pytam. Chwytam jeden z czerwonych kubków i biorę z niego porządnego łyka, staram sie zignorować palące uczucie na dole mojego gardła i nie skrzywić, gdy trunek tylko przez niego przepływa. Nie ma mowy, abym sobie z nią poradziła na trzeźwo.
- Nie. Po prostu dziwi mnie, że przełamał swoje życiowe postanowienia. Zgaduję, że od teraz będziemy się cześciej widywać - uśmiecha sie sztucznie. Czy ona ćwiczy ten gest codziennie przed lustrem?
Cześciej widywać? My? Nie moge jej wyciąć z życia Zayn'a... Jeśli chłopak ma zaakceptować Matt'a, będę musiała zmierzyć sie z Ericą i dać spokój. Różnica jest jedna, ja nigdy nie pieprzylam się z Mattem i on nie mieszka w tym samym mieście.
- Świetnie - oblizuję usta i wypijam kolejny pokaźny łyk alkoholu. Chwytam dłonią jeszcze jeden kubek i zaczynam wychodzić z kuchni do Sary i Nialla. Mam tylko nadzieję, że Erica już skończyła swoja paplaninę.
- Wiesz, nie jestem, aż tak złą osobą, za jaką mnie uważąsz - woła za mną. Zwalniam, obracam się w jej stronę. Dziewczyna natychmiast do mnie podchodzi. Unoszę brew zdziwiona. Nie chce byc nie miła, ale zasłużyła sobie  na takie traktowanie i taką opinię, nazwała mnie suką za pierwszym razem, gdy sie spotkałyśmy.
- Naprawdę taka nie jestem - ponownie zakłada ręce i przerzuca włosy na jedno z ramion - Po prostu dbam i Zayn'a, obchodzi mnie jego los, a ty mi w tym przeszkadzasz - wyjaśnia znajdując sie centymetry ode mnie. Pomimo jej złośliwego tonu, wiem, że ma racje.
Dlaczego tak sie nim interesowała? Byli aż tak sobie bliscy? Naprawdę nie mam pojęcia, co wydarzyło sie pomiędzy nią, a Zayn'em. Jak sie spotkali? Jaka relacja ich łączy?
- A to czemu? - pytam. Skąd niby widziała, co jest dla Zayba najlepsze? Za Ericą podąża jedna z jej przeuroczych przyjaciółeczek, dziewczyna spogląda na mnie z lekkim uśmiechem. Co dziwne, nie jest to złośliwy, ani zaczepny gest, wręcz przeciwnie, jej uśmiech jest nieśmiały.
- Zerwania są nieuniknione... Tak tylko mówię - wzrusza ramionami rozglądając sie po nastolatkach wokół nas. Zaciskam szczękę, nie pozwolę jej zajść mi za skórę. Nic już mi nie pomaga trzymać nerwów na wodzy. Jak ona śmie wypowiadać się na ten temat? Nie powinno ją to obchodzić. Ona nie ma pojęcia co jest pomiędzy mną i Zayn'em.
Co prawda, ona gości w jego życiu trochę dłużej niż ja. Była dla chłopaka takim zwyczajem, czymś stałym, niezmiennym. Dlaczego nadal sie przy nim kręci? Co było dla niej, aż tak ważnego?
- Skąd ty możesz wiedzieć cokolwiek o zerwaniach, co? Nie wydaje mi sie, że kiedykolwiek byłaś w związku - naskakuje na nią. Nie pozwolę jej na mnie wpłynąć i rozdzielić mnie i Zayn'a. Louis ostrzegł mnie, że to królowa dramatów, niestety, w naszej sytuacji jej rola nie ma prawa bytu.
- Właściwe, to miałam kiedyś jednego chłopaka - twierdzi z jasnym uśmiechem - przeraża mnie ten widok. Jest taki sekretny, przebiegły. Ona wie o czymś, o czym ja nie mam pojęcia. Błagam niech mi tylko nie mówi ze to Zayn zaznał tego zaszczytu.
- Doprawdy? - pytam zaskoczona - A z kim, jeśli można widzieć? - biedny chłopak, pewnie zerwał z nią, gdy tylko sie spostrzegł jak wredna ma dziewczynę. Choć wydaje mi sie, ze ona jest tym typem dziewczyny, która wokół chłopaków udaje zupełnie inną.
- Spotykałam sie z Harrym - odpowiada dumnie przerzucając cześć włosów ze wzruszeniem ramion.
Szczeka opada mi z zaskoczenia, gapie sie na nią nie mogąc wydusić z siebie słowa. Czy ona właśnie wyznała, że Harry był jej chłopakiem? Naprawdę? Dziewczyna śmieje sie na moja reakcje. Ona musi kłamać, nie wierze jej.
- A kiedy ciebie zabraknie, ja nadal pozostanę przy Zayn'ie - uśmiecha sie szyderczo i odchodzi.
Jej wcześniejsze wyznanie nadal trzyma mnie w osłupieniu. Erica spotykała sie z Harrym? Nie ma mowy, w jakim świecie ten chłopak mógł sie na to zgodzić. Przecież on był zupełnym przeciwieństwem tej zdziry. Ona nawet nie była w jego typie.
- Zaskakujące nie? - blondynka uśmiecha sie do mnie.
Odwracam sie w jej stronę i powoli zgadzam sie z nią. Nie miałam pojęcia, że ta dwójka sie spotykała - w sumie to każdy ma prawo do szczęścia i miłości. Jeśli tylko zobaczę gdzieś tutaj Harry'ego, muszę go o to zapytać.
- Jestem Kylie... Przyjaciółka Erici - wyjaśnia wypowiadając słowo 'przyjaciółka' bardzo niepewnie.
To Erica ma przyjaciół? To dopiero szok. Nie to, że nikt jej nie lubi... Wydawała sie taka... niedostępna.
- Cześć Kylie... Dlaczego te wszystkie dziewczyny patrzą sie ba mnie w ten sposób ? - wskazuje na grupkę znajomych Erici. Mam nadzieje, że nie maja juz o mnie opinii po tym ci usłyszały od niej.
- Są częścią sorority*... - Erca należy do sorority? Nie wyglada ba taka, która dogada sie z takimi osobami, ale patrząc na nie moge rzec, że są dokładnie takie jak ona - Jesteśmy dziewczynami, które zawsze imprezują, z Harrym i nie tylko - to wiele wyjaśnia. Pewnie na jednaj z takiej imprez Erica poznała Zayn'a... - Przyszliśmy to dzis, by zobaczyć kim jest te słynna Julia Augustine...
- Słynną? - zwracam sie do niej zaskoczona. Kim jest słynna Julia Augustine? Znają mnie? Od kogo to wszystko wiedza?
- Zayn jest taką legendą... Motorola - dziewczyna wzrusza ramionami z uśmieszkiem. Pewnie dlatego, że znany jest głownie, jako kobieciarz. Szeroko wiadomo, że w jego zwyczaju jest spotykanie sie z dziewczynami tylko w celach seksualnych.
- Musiałyśmy zobaczyć kogo poprosił o chodzenie. Kto był wystarczający, aby przykuć jego uwagę, wpłynąć na zmianę jego dotychczasowego życia - mówi. Wiec to prawda, on nigdy wcześniej nie umawiał sie z nikim tak na poważnie.
- Skąd wy to wszystko wiecie? - pochwaliłam sie tylko Lindsay i Sarze, ale nie wyobrażam sobie Zayn'a wykrzykującego te nowinę na lewo i prawo. Wszystko dzieje sie stanowczo za szybko.
- Erica widziała, widocznie pogodzili sie z Zayn'em, wszystko jest po staremu mino tego spięcia na urodzinach tej laleczki - dziewczyna śmieje sie do siebie.
- Sary - poprawiam ja, na co rzuca we mnie przepraszającym uśmiechem - Co masz na myśli, ze po urodzinach?
- Zayn kazał jej wtedy spieprzać, chciał by dała mu spokój. Następnie po tygodniu przyleciał i wyznał, że zamierza spytać cie o chodzenie. Erica załapała, że koniec z ich łóżkowymi przygodami - uśmiecha sie. Zayn kazał jej odejść, zaskakujące. Miałam taka nadzieje, ale nigdy nie wierzyłam, ze faktycznie to zrobi.
- Oh.. - wypuszczam powietrze.
- Słuchaj, wydajesz sie bardzo miła osoba, moęe wpadniesz kiedyś do nas. Zdaje sobie sprawę, ze Erica to ciężko orzech do zgryzienia, ale czasem ma dobre intencje.. - Kylie śmieje sie dotykając moje ramie. Ta dziewczyna jest fajna, przynajmniej tak myślę i z pewnością na przyjemniejszy charakter od Erici. Nie zamierzam jednak ich odwiedzać, przede wszystkim z powodu Erici.
- Jasne - dziewczyna klaszcze podekscytowana.
- Świetnie, wiec do zobaczenia wkrótce. A tak w ogóle to gratuluje tobie i Zayn'owi - mówi po czym odchodzi do reszty swoich koleżanek. Zaczynam kierować sie z powrotem do Sary.
- Czemu tak długo? - dziewczyna rzuca sie po swój napój. Zabieram od niej swój i podaje jej drugi przygotowany specjalnie dla niej - Od kiedy pijesz? - pyta zaskoczona.
- Erica tu jest - odpowiadam cicho. Dziewczyna przewraca oczami ze śmiechem.
- Nie mów mi, że ta dziwka zdążyła juz zajść ci pod skore - dziewczyna buczy ze śmiechem. Spogląda uśmiechającego sie do niej Nialla, oboje zachowują sie, jakby nie zauważali nic poza sobą nawzajem.
- Sara! - naskakuje na nią. To prawda nie byłam wielka zwolenniczką rozmów z Erica, ale wyzywanie jej od dziwek nie jest koniecznością. Blondynka rzuca we mnie spojrzeniem typu 'no co ty?'.
- Jula, coś ty, ona przecież pieprzyła sie z Zayn'em, uprawiała seks prawdopodobnie z każdym obecnym tu facetem. Daj spokój - Niall śmieje sie głośno. Spoglądam na niego, na co chłopak unosi brew.
- Znam to spojrzenie.
- Jakie spojrzenie? - pytam nie wierząc co ma na myśli. Chłopak skanuje mnie swymi niebieskimi tęczówkami z uśmiechem.
- Dowiedziałaś sie o niej i Harrym.
- Harry i Erica? - Sara dopytuje sie zaskoczona.
- Tak sie składa, że ta dwójka była kiedyś razem - mówię jej.
- Nie! - krzyczy - Nie możliwe! - uśmiecha sie na nowa informacje.
- Widzieliście Harry'ego? Chciałabym z nim pogadać - nie o Erice, chce go przeprosić za Zayn'a.
- Taa... On sie... Chowa - Niall wskazuje gdzieś za mną. Obracam się I natychmiast spotykam jego tęczówki. Chłopak stoi w odległym kacie, z dała on nas. W momencie odrywa je ode mnie i spogląda w inne miejsce, po czym widzę już tylko jego kręcona czuprynę. Chłopak próbuje wydostać się z budynku, zmierza w przeciwna stronę do nas.
- Przepraszam was na moment - podaje Sarze swój pusty kubek i zabieram jej. Dziewczyna śmieje się ze mnie, po chwili znajduje się już przy wyjściu.
Przepycham się przez pęczki ludzi, ostatecznie moje ciało uderza fala zimnego powietrza, co bardzo mnie odpręża. Czyste powietrze jest czymś przyjemnym, w porównaniu do smrodu potu i alkoholu unoszącego się w środku.
- Harry! - wołam za nim, który nadal nie odpuszcza i chce odejść jak najdalej ode mnie. Chłopak zatrzymuje się w końcu i rzuca sztucznym uśmiechem - Nawet nie próbuj udawać, że wcale mnie nie unikałeś - ostrzegam go, gdy nareszcie udaje mi się go dogonić.
- Przepraszam.. jest Zayn? - chłopak rozgląda się nerwowo.
- Nie.. nie chciał tu przychodzić - bełkoczę. Harry przytakuje jakby z ulgą - Na prawdę strasznie cię przepraszam za tę akcję w sobotę.. Mówiłam to już Lou-
- Ta, przekazał mi - chłopak przerywa mi nagle. Zaskakuje mnie tym nie miłym zachowaniem, ale nie mam prawa go winić, a co dopiero oceniać. Został w końcu uderzony i to z mojej winy - Wy we dwoje? Oficjalnie razem? - pyta mnie ostro.
- Spotykałeś się z Ericą? - nie odpowiadam na jego pytanie, tylko natychmiast zmieniam temat. Jego oczy szerzą się w zaskoczeniu, pewnie nie spodziewał się, że się kiedykolwiek o tym dowiem.
- To było zupełnie przelotne. Poznaliśmy się rok temu, oboje byliśmy nowi, dopiero zaczynaliśmy um.. zgraliśmy się, ale to było jeszcze zanim poznała Zayn'a - wyjaśnia szybko unikając ze mną kontaktu wzrokowego.
- Zostawiła się dla niego, czy... - chciałam dowiedzieć się nieco więcej o ich związku. Czułam, że było coś więcej, coś o czym nie powiedział mi nikt z osób trzecich.
- Nie, po prostu zerwaliśmy.. Ta cała sytuacja przestała być dla nas dobra - chłopak kręci głową nadal nie patrząc mi w oczy.
- To nie ma dla mnie sensu.. Ty i Erica? - śmieję się. Nie potrafię sobie wyobrazić tej dwójki razem, w żadnym świecie i za żadne skarby. Harry i Erica na randce, publiczne całowanie... Nie widzę tego.
- Czy to nie ty mi o tym powiedziałaś? Pamiętasz? - pyta mnie. Wpatruję się w niego przez dłuższy moment. O czym mu mówiłam? Nie mam pojęcia, co ma teraz na myśli. Czy wypaplałam mu coś o Zayn'ie?
- Co masz na myśli? - przez moją głowę biegnie miliony możliwości/
Ponieważ coś nie ma sensu, wcale nie oznacza, że jest czymś złym - przypominam już sobie - Może ja i Erica, nasz związek nie miał sensu, był abstrakcją dla wielu osób wokół nas, racja, ale nie był najgorszy. Ja dbałem o nią, a ona o mnie.
- A potem uciekła do Zayn'a - dodaję.
- Skoro tego nie zauważasz Jula, powiem ci coś... Ona i on są identyczni, mają te same charaktery, czasem odnoszę wrażenie, że to jedna osoba w dwóch, różnych ciałach - nie wierzę, że to powiedział. Erica była skupiona tylko na sobie, królową dramatu, zawsze wywołuje spustoszenie, nienawiść, a Zayn... był tajemniczy, ale w niczym nie przypominał mi jej.
- Erica ma naprawdę dobre serce. Czasem po prostu uchodzi za zupełną zołzę - .chłopak śmieje się.
- Wow, mam wiele do zarzucenia.
- Wiesz, myślę, że nię muszę ci się tłumaczyć z mojego związku, skoro umawiasz się z Zayn'em - jego ostry ton powraca. Spuszczam wzrok i skinieniem głowy przyznaję mu rację. Zdaję sobię sprawę, jak bardzo do skrzywdziłam, niedawno otwarcie mi wyznał, że o mnie dba, zależy mu, a ja? Nic z tym nie zrobiłam, a nawet doprowadziłam do tego, że został pobity przez Zayn'a.
- Przepraszam... musiałam się upewnić, czy nie kłamała.
- Dlaczego miałaby skłamać a takiej sprawie? - Przez Louis'a. To on powiedział mi o niej wszystko co aktualnie wiem, a po obserwacji jej zachowania większość się sprawdziła. Ta dziewczyna zawsze musi mieć wokół siebie szum. Przygryzam język, aby mu tego nie powiedzieć. Nie chcę dolewać oliwy do ognia.
- Liam i Danielle nie przyjechali? - zmieniam temat. Mam nadzieję, że pominiemy te mniej przyjemne tematy, wystarcz mi, że Erice udało się już wyprowadzić mnie z równowagi.
- Oni nie cierpią imprez Brian'a, za każdym razem wymykają się spod kontroli. Ludzie wpadają do pobliskich lasów, gubią się tam nawet na kilka dni - wzrusza ramionami.
- Poważnie? - śmieję się nerwowo. Muszę pilnować Sarę, koniecznie. Nie chciałabym, aby już na zawsze zginęła w lesie.
- Tak - chłopak przytakuje. Stoimy w niezręczniej ciszy, po czym przerywają nam chichotu pary stojącej nieopodal nas. Oboje odwracamy się i zerkamy na całującą się dwójkę. Co ciekawe, oboje są na wpół nadzy.
- Jak widać nie przejmują się pozostałymi osobami wokół - mówię - Mała pijacka zabawa - śmieję się zwracając się do Harry'ego.
- To na pewno nie tylko zabawa - zapewnia mnie - To zdecydowanie prawdziwa miłość - spoglądam na niego myśląc, że sobie teraz żartuje. Chłopak jednak poważnie wpatruje się w tamtą dwójkę, na jego twarzy nie ma ani śladu humoru.
- Co sprawia, że tak uważasz? - Prawdziwa miłość? Oboje niemalże zjadają się na środku, gdzie każdy może ich zobaczyć.
- Widzę w nich pasję - odpowiada krótko patrząc mi w oczy. Pasję? Co to ma do prawdziwej miłości, uczucia?
- Ponieważ bucha od nich pasja, wcale nie oznacza, że są w sobie zakochani - wydycham gapiąc się na nich.
- Nie można kochać bez pasji - chłopak zostaje przy swoim.
- Wiesz... - nie mogę mu zaprzeczyć - Masz rację - wzdycham zrezygnowana. Zakładam kosmyk włosów za ucho, pozwalajac by chłodne powietrze owiało moją twarz. To mnie uspokaja, nie czuję już buzującego we mnie alkoholu, złości. Atmosfera pomiędzy nami ponownie staje się niezręczna. Widzę,że chłopak też to czuję, bo niespokojnie zstępuje z nogi na nogę i bawi się swoimi włosami.
- Jula, a może na dziś po prostu zapomnimy o tym co ci powiedziałem, że mi na tobie zależy. Bawmy się, udawajmy, że podwójna randka nie miała miejsca, nie chcę wyczuwać pomiędzy nami tej niezręczności - chłopak proponuje. Uśmiecham się do niego, na co mogę znów ujrzeć dołeczki w jego policzkach. Brzmi świetnie, chcę ponownie mieć przy sobie starego Harry'ego, wyzbyć się poczucia winy, zacząć jakby od nowa.
- Brzmi doskonale - uśmiecham się.
- Chodźmy się czegoś napić - chłopak odwzajemnia gest wskazując na dom przepełnimy pijanymi nastolatkami.
^^^^^^^^
Wszyscy znajdujemy się na balkonie, na samej górze budynku. El i Lou dołączyli do nas, obecnie wszyscy stoimy w kółku i rozmawiamy. Impreza chyba rozkręciła się, aż zanadto. W ciągu zaledwie pół godziny ktoś zbił już jedno okno, kilka lamp i zmiażdżył telewizor w salonie.
- Mówię ci Elenour, powinnaś urządzić imprezę w swoim domku w górach - Lou śmieje się upijając napój ze swojego kubka. Po dwóch dawkach alkoholu uznałam, że mi wystarczy. Już po tak stosunkowo niewielkiej ilości kręciło mi się w głowie i czułam się  nabuzowana. Nie chciałam przesadzić.
- Masz domek w górach? - pytam ją.
- Tak, ale to nic wielkiego - dziewczyna potrząsa głową z uśmiechem.
- Szczęściara - śmieję się. Chciałabym mieć domek w górach.
- Och Jula mówisz, jakbyś sama nie miała pieniędzy - Sara śmieje się potrząsając głową.
- Sara - rzucam w nią srogim spojrzeniem, aby przestała już gadać. Nie to, że chciałam to przed nimi ukryć, po prostu nie uważałam za konieczność chwalenie się tym, że moja rodzina ma pieniądze.
W zasadzie to nie była kasa mojej rodziny. Została przepisana moim rodzicom, a oni jej nie wzięli, więc nie mogę rozpowiadać się, że jestem jakoś specjalnie bogata.
- Co? I tak prędzej, czy później wszyscy by się dowiedzieli - dziewczyna tłumaczy się speszona. Wszyscy milkną i gapią się na nas.
- Jesteś bogata? - Lou pyta mnie z uśmieszkiem.
- Wiele razy błagałam ją, aby zabrała mnie do Nowego Jorku - Sara odpowiada za mnie przewracając oczami - Ale ktoś to nawet nie utrzymuje kontaktu ze swoimi krewnymi - nie wierzę, że właśnie o tym palnęła swoje trzy grosze.
Nie jest tak, że nie utrzymuję z nimi kontaktu - tylko moja mama ich nie lubi. Kate była okropnie lekkomyślna, a Steven to kobieciarz, dodatkowo wkurzyli moją mamę przyjmując cały majątek po dziadkach. Nie widziałam ich już prawie dwa lata.
- Nowy Jork? - Harry pyta z uniesioną brwią. Spoglądam na Sarę, wyczekując, aż znów odpowie zamiast mnie.
- Jej ciotka i wuj są właścicielami przepięknej posiadłości, wiecie, ogromny dwór w Hamptons - rzucam w blondynkę złośliwym spojrzeniem. Jak może tak otwarcie mówić im o mojej rodzinie? Nie mam nic przeciwko, że prawda wyszła na jaw, ale mogła by chociaż odpuścić sobie te złośliwości.
- To pieniądze moich dziadków. Po tym, jak zmarli całość swojego majątku przepisali w spadku na swoje dzieci, czyli mojego tatę, jego brata i siostrę... mój ojciec nie przyjął jednak tego daru, więc Kate i Steven podzielili go pomiędzy siebie - wyjaśniam. Cieszę się. że to zrobił i nigdy nie miałam mu tego za złe. Na wszystko musiał zawsze sam ciężko zapracować, co nauczyło go szanować pieniądz i dobra materialne. Teraz wiem, że tylko ciężką pracą uda mi się cokolwiek osiągnąć, nic nie przyjdzie do mnie ot tak.
Zawsze jednak zastanawiałam się, jak inaczej wyglądało by moje życie, gdyby tato wziął jednak te pieniądze. Czy nadal byłabym w tym miejscu, co dziś? Byłabym tak pracowita, jak jestem? Byłabym miła, czy zołzowata? Sara byłaby moją przyjaciółką? Umawiałabym się z Matt'em? Zdradziłby mnie? Spotkałabym Zayn'a na swej drodze?
Myślenie o tym powoduje ból głowy. Myśląc o innych realiach, o świecie, który wygląda inaczej od tego, który znam powoduje we mnie zawroty głowy.
- Ja nadal czekam, aby zobaczyć ten wielki dom - Sara uśmiecha się do mnie. Odkąd pamiętam błagała mnie, abym ją tam zabrała.
- W zasadzie to właścicielką całego dworu jest tylko ciocia - poprawiam ją. Sara śmieje się tylko.
- Twoja ciotka kupiła posiadłość wartą ponad milion dolarów w Hamptons? Zawsze myślałam, że wielka z niej dziennikarka-podróżniczka.
- Bo jest... - Kate od zawsze dużo podróżowała, myślę, że w ten sposób udało jej się trzymając z dala od naszej rodziny. Wolałabym by częściej nas odwiedzała. Kate była dla mnie jak starsza siostra, której nigdy nie przyszło mi mieć, pamiętam jak zawsze do nas przychodziła, zabawiała, zabierała mnie na zakupy. Ostatni raz gdy ją widziałam kończyłam 15 lat, były to moje urodziny. Obdarowała mnie wtedy biletem lotniczym do Hamptons, ale oczywiście moja mama musiała jej go zwrócić i odmówić przyjęcia tłumacząc, że powinnam się skupić na szkole i dobrych studiach, abym mogła zdobyc wysokie stypendium.
Niewiele pamiętam z tego dnia. Jedyne co głęboko zapisało się mojej pamięci, to kłótnia pomiędzy moją mamą i Kate, która rozegrała się na zewnatrz naszego domu. Nie bardzo rozumiałam co krzyczały, ale jedno jest pewne, że moja mama nie cierpiała jej za wrodzoną lekkomyślność. Nie chciała, aby odbiło się to na mnie.
Nadal nie potrafię zrozumieć logiki mojej mamy. Chciała, abym imprezowała, stała się bardziej Sarą, a z drugiej strony wypierała we mnie ideał córki, doskonale uczącej się, pilnej i odpowiedzialnej.
Jeżeli chodzi o Steven'a... tego kobieciarza, właściciela ogromnej firmy CEO w Nowym Jorku. Jego również nie widziałam przez ostatnie dwa lata - odkąd Jeremy skończył dokładnie rok. Moja mama pożarła się z nim o prezent, którym chciał obdarować małego. Z moją mamą zawsze chodziło o pieniądze, nie mogła znieść pomocy, ofiarności od innych, nie chciała jej. Myślę, że z tego powodu mnie również trudno przyjmować upominki od Sary.
- Moja ciotka jest bardzo rozrzutna, nie przejmuje się pieniędzmi, mój wujek z kolei mieszka w mieście biznesu - wyjaśniam wszystkim. Każdy z nich ze skupieniem wpatruje się we mnie, chłonie wszystkie wypowiadane przeze mnie słowa. Zastanawiam się, czy rzeczywiście ich to tak interesuje, czy działa na nich wypity alkohol - O właśnie! Muszę do niego zadzwonić w sprawie Louis'a - wskazuje na niego.
- Tak! Nie spiesz się z tym kochana! - chłopak śmieje się przyciągając do siebie Elenour. Ten gest sprawia, że zaczynam tęsknić za Zayn'em. Chciałabym, aby tu teraz ze mną był.
Wszyscy milkniemy, pijamy zawartość kubków. Od ilości wypitych przeróżnych miksów alkoholu, chyba stała się odporna, ponieważ kolejne przełykane dawki nie drażnią mojego gardła, tak jak na początku. Całe szczęście nie spotkałam już więcej na swojej drodze Erici.
- Kochani! Chcecie zagrać w pijanego ping-ponga? - pyta nas Harry.
- Oczywiście, że chcemy! - wykrzykuje Lou.
^^^^^^^
Po przegraniu trzech rund z rzędu z Lou i El decyduję wyjść się przewietrzyć. Ta dwójka była nie do pokonania. Wypity przeze mnie alkohol już wystarczająco mnie rozgrzał, potrzebuję świeżego powietrza. Szkoda mi tego Brian'a, jego dom śmierdzi teraz alkoholem, nie chciałabym musieć tego sprzątać.
Gapię się przez balkon na znajdujący się pode mną żwir. Oddycham głęboko, irytują mnie jednak ludzi znajdujący się na balkonie wyżej. Myślę o Zayn'ie, chciałabym, aby dotrzymywał mi teraz towarzystwa. Może powinnam do niego zadzwonić i powiedzieć, jak bardzo tęsknię.
- Hej, jesteś Julia, tak? - odwracam się do chłopaka z ciemnymi włosami. Jest mojego wzrostu, ma szerokie ramiona, ogólnie jest bardzo dobrze zbudowany. Ma kwadratową szczękę, ciemne oczy i płaską twarz. Przytakuję mu z małym uśmiechem - Znam Zayn'a - wyjaśnia.
- A tak.. cześć - uśmiecham się przerzucając część włosów na ramię, po czym odwracam się i spoglądam w las. Zauważyłam wąską ścieżkę prowadzącą do jego ciemnego wnętrza. Podążają nią grupy nastolatków, krok za krokiem.
- Więc jesteś tą Julią, która pokłóciła się z Zayn'em na imprezie urodzinowej tej laleczki? - przygryzam wargę i przytakuję mi nie chcą za bardzo odpowiadać  na to pytanie - Słyszałem o tej akcji - śmieje się opierając się o balustradę balkonu - Wszystko pomiędzy wami już okej? - pyta szczerze.
- Tak, jesteśmy już parą - mówię cicho. Nie jestem pewna, czy powinnam  o tym mówić nowo poznanym osobom, ale to nic, aż tak intymnego.
- Parą? - chłopak śmieje się potrząsając głową - Nigdy nie wyonrażałem sobie Malika w związku - chichocze - A tak w ogóle to jestem Derek - podaje mi rękę m uśmiechem.
- Julia - chwytam jego dłoń i potrząsam lekko, po czym ponownie odwracam się we wcześniejszym kierunku.
- Czemu stoisz tu sama? Gdzie Malik? - rozgląda się w poszukiwaniu mulata - na szczęście nie w tak perfidny sposób, jak wcześniej zrobiła to Erica.
- Nie chciał tu przychodzić - mówię mi spoglądając na swoje dłonie. Wolałabym by było inaczej.
- Oh, to niedobrze... - Derek spogląda na mnie przez chwilę - Chcesz coś do picia? - naprawdę nie powinnam pić już więcej alkoholu, ale kogo to obchodzi? Nie miałam nic lepszego do robienia. Wiedziałam, że Sara nie będzie chciała stąd iść przez co najmniej najbliższą godzinę, razem z Niall'em spędzali miło czas we dwoje. Byli szczęśliwi.
- Pewnie - odpowiadam wzdychając. Derek uśmiecha się i znika wkraczając do domu. Rozglądam się po balkonie i przygryzam wargę. Zastanawiam się, gdzie podziała się Erica. Nadal jestem zaskoczona, że Zayn odmówił jej pieprzenia się.
- Proszę bardzo - Derek wraca i podaje mi czerwony kubek z mieszanką trunków - Wiesz.. jesteś  bardzo ładna - uśmiecha się do mnie.
- Mam chłopaka - mówię głośniej, niż chciałam, przez co zyskuję kilka ciekawskich spojrzeń innych osób.
- Tak, już to mówiłaś, chciałem być tylko miły - chłopak śmieje się.
- Tak... masz rację, przepraszam - mówię w nieśmiałym uśmiechem. To, że jestem  Zayn'em wcale nie oznacza, że każdy chłopak, który ze mną rozmawia od razu chce dobrać mi się do majtek. Zaczynam wariować. Ale jak mogę inaczej? Chodził ze mną Zayn, nieziemsko przystojny chłopak. Przy nim czułam się, jak szara myszka.
- Dlaczego go tu nie ma? Czemu nie chciał przyjść? - wzrok Derek'a jest we mnie wbity, wyraźnie oczekuje mojej odpowiedzi.
- Kto? - pytam go. Nie do końca pamiętam, czy rozmawialiśmy o kimś jeszcze - alkohol wpłynął już na moje zdolności zapamiętywania.
- Twn twój chłoptaś, Malik - podpowiada mi. Śmieję się, oczywiście, że miał na myśli jego.
- Uważa, że impreza wyjdzie spod kontroli, zasugerował mi nawet, abym została w domu - razem z Derek'iem odwracamy się na dźwięk tłuczonego szkła - Poza zbijanymi lampami, nie jest tak źle - wzruszam ramionami
- Mówi ci co masz robić? - pyta mnie zaskoczony. Nie nie może.
- Oczywiście, że nie - wzdycham odwracając wzrok na las. Szkoda, że go nie posłuchałam, może robilibyśmy teraz coś wspólnie. Zamiast tego stoję tu teraz kompletnie zalana.
- Chcesz się przejść? - chłopak pyta, jego oczy wpatrzone są we mnie z nadzieją - Niczego nie będę próbował - zapewnia mnie.
Spoglądam na Sarę i Niall'a zajmujących się tylko sobą. El i Lou pokonują kolejnych przeciwników w pijanym ping-pongu, a Harry gawędzi z jakimiś dziewczynami.
Nie ma powodu, dla którego miałabym się nie zgodzić na nieszkodliwą rozmowę z jakimś chłopakiem, czy też pójście z nim na spacer. Co prawda razem z Harry'm zgodziliśmy sie zapomnieć o tym, co się między nami wydarzyło nadal w jego towarzystwie odczuwałam niezręczną atmosferę, Wzdycham.
- Pewnie... - bełkoczę. Chcę ponownie mu przypomnieć, że mam chłopaka, ale nie chcę zabrzmieć dziwnie. Nie mogę myśleć, że jest mną zainteresowany. Zaczynamy kierować się w stronę drzew, powoli kroczymy po żwirowej ścieżce, oddalamy się od innych ludzi. Zauważam kilkoro nieco dalej, piją alkohol i całują się.
- Popatrz, wyglądają na szczęśliwych - Derek żartuje sobie z mijanej przez nas pary. Zastanawiam się czy to ta sama para, którą widziałam wcześniej z Harry'm. Wątpię, w tej dwójce nie zauważam 'pasji', o której tylko mówił mi Harry.
- Oczywiście, że tak - uśmiecham się na jego złośliwy komentarz. Idziemy jeszcze dalej, oddalamy się od imprezy. Nie słychać nic poza szelestem liści pod naszymi stopami.
- Jaki masz plany na przyszłość? - Derek pyta mnie.
- Nie jestem pewna... Nie miałam czasu się nad tym zastanowić - Odkąd poznałam Zayn'a przestałam myśleć o przyszłości, staram się żyć chwilą, tym co mam tu i teraz - A ty?
- Też nie wiem - wzrusza ramionami - Ty i Zayn naprawdę jesteście razem? - chichocze upijając alkohol z kubka.
- Tak, Jesteśmy - przytakuję. To nadal brzmi bardzo obco, dla moich uszu było czymś dziwnym, ale z drugiej strony przyjemnym. Muszę się przyzwyczaić.
Chłopak śmieje się - Jesteś naprawdę piękna - zaglądam mu prosto w oczy. Chłopak patrzy na mnie w taki sposób, że czuję się niekomfortowo. Spuszczam wzrok i uśmiecham się lekko. Zatrzymuję się i spoglądam za siebie, na moje nieszczęście nikt inny nie kręcił się tak głęboko w lesie.
- Wiesz, myślę, że powinniśmy już wracać- jego palce delikatni łapią mnie za twarz - Mam chłopaka - stawiam duży krok w tył.
- Nie przeszkadza mi to - uśmiecha się i boleśnie łapie mnie za nadgarstek. Syczę z bólu.
- Poważni, przestań - mówię spokojnie oddalając się jeszcze bardziej. Chłopak rzuca we mnie wściekłym spojrzeniem, a ja zaczynam odchodzić w stronę, z której tu przyszliśmy. Oczywiście, że chciał się do mnie dobrać. Przymykam powieki stawiając kolejne kroki.
- Nie waż się ode mnie odchodzić - słyszę, jak krzyczy, po czym ponowienie łapie mnie za nadgarstek. Odwracam się i drugą dłonią uderzam go w policzek, jego głowa automatycznie zostaję odrzucona na bok. Gapię się na niego z szeroko otwartymi oczami - nie wierzę, że to zrobiłam. Chłopak łapie się za policzek, moje dłoń piecze od zadanego uderzenia. Potrząsam głową niedowierzając, niewiarygodne...Odwracam się i kieruję sie w stronę powrotną.
- Ty dziwko! - buczy łapiąc mnie boleśnie za ramię. Wydaję z siebie syk, po czym zostaję popchnięta plecami na drzewo. Mruczę z bólu, w mojej głowie zaczyna huczeć, wzrok skupiam na przyklejonej od mnie postaci. Jego usta znaczą moją szyję. Patrzę na Derek'a, który zaprzestaje swych ruchów i mierzy mnie wzrokiem.
To nie dzieje się naprawdę. Jestem pijana. To tylko moja wyobraźnia. Musi tak być. Zemdlałam gdzieś i teraz śnię. Kręci mi się w głowę od uderzenia w drzewo, a ścisk na nadgarstku wydaje się być zbyt rzeczywisty.
- Co ty wyprawiasz? - wykręcam się. Chłopak nie odpowiada, tylko zacieśnia uścisk i przeciąga moje dłonie w dół.
- Zamknij się - nakazuje. Rośnie we mnie panika, wiercę się, próbuję wydostać w tego okropnego uścisku, uderzam go w klatkę, krzyczę.
Chłopak łapie moją głowę, przytrzymuje w wygodnej dla niego pozycji, po czym zaczyna łapczywie całować moją szyję. Walczę z nim. Czuję jego dłoń na swoim udzie, ściska mnie mocni, brutalnie, chcę mi się płakać z bólu. Chłopak pcha mnie na drzew o jeszcze mocniej, niemalże miażdżąc wszystkie kości.
- Nie, przestań! - krzyczę, kiedy on nadal kontynuuje to co zaczął, łapie mnie jeszcze mocniej - Stop! Derek, to boli! - wrzeszczę, jego zacisk był śmiertelnie mocny, bałam się, że zmiażdży mnie na tym konarze.
- To boli! Zostaw mnie! - krzyczę napierając na jego ciało. Czuję spływające po moich policzkach łzy, boję się, boję się, jak cholera, że nikt mi nie pomoże - Krzywdzisz mnie!
To nie dawało żadnego skutku. Jeszcze nigdy nie byłam, tak przerażona tym co wydarzy się dalej. Mój płacz, krzyki wrzaski nic nie dają. Znajdujemy się głęboko w lesie, gdzie nikt mnie nie usłyszy, a pijani ludzie i tak nie zwrócą uwagi na moje błagania. Oddycham głęboko, łzy cieknął po całuje mojej twarzy.
- Puść mnie! Derek, przestań! - krzyczę najgłośniej, jak potrafię mając nadzieje, że ktoś jednak mnie usłyszy.
- Bo co? - chłopak oddala się wpatrując się wprost w moje przerażone tęczówki i śmieje mi się w twarz - Nikogo tu nie ma, nikt nie zwraca uwagi na twoje krzyki, nikt cię już nie usłyszy i nikt ci teraz nie pomoże! - jego ciemny wzrok ocieka chłodem, mój żołądek wiąże się w jeden, wielki supeł. Umyśl staje się nagi.
Nikogo tu nie ma. Nikt nie zwraca uwagi. Nikt mnie nie usłyszy. Nikt mi nie pomoże.

*to bractwo dla dziewczyn, nie mogłam znaleźć odpowiedniego słowa, ale jak macie coś to piszcie :)

Nie sprawdzany! Przepraszam! Literówki moim życiem... sorki :)
DEREK! BOŻE! GDZIE JEST ZAYN DO CHOLERY?!! KTO JEJ POMOŻE.
Och ubóswiam, gdy rozdział kończy się w TAKIM momencie :D Czujecie ten dreszczyk? Kocham was trzymać w napięciu.
PONAD 70 K WYŚWIETLEŃ! DZIĘKUJĘ! 
Do następnego!!!
Lydia Land of Grafic