wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 8



Następnego dnia czuję niewyobrażalnie bolesne zakwasy. Nie mogę postawić kroku bez potwornego bólu rozchodzącego się po moich nogach. Wszystko przez to, że tańczyłam wczoraj przez kilka godzin pierwszy raz od miesięcy. Sara już wstała, jest gotowa do kościoła, ma na sobie sukienkę. Powoli kroczę w stronę łóżka wychodząc z łazienki.

- Wyglądasz na obolałą – śmieje się marszcząc nos. Rzucam jej ostrzegawcze spojrzenie, po czym sama zaczynam się śmiać – Idziesz dziś do kościoła? – uśmiecha się do mnie z nadzieją. Kiedy to robi, nie mam serca jej odmówić. Przymrużając oczy przytakuję zanim piszczy z radości.

- Nie mam się w co ubrać.. – zaznaczam.

- To nic. Proszę – podaje mi jasno fioletową sukienkę do kolan. Czuję się zakłopotana.

- Sar, wiesz, że nie mamy tego samego rozmiaru, ty jesteś CO NAJMNIEJ o rozmiar chudsza – Sara była cheerliderką w liceum. To takie typowe – popularna blondynka, do tego cheerliderka. Była niska i szczupła, ja bardziej umięśniona.

- Wiedziałam, że pójdziemy do kościoła, więc kupiłam ci kilka sukienek – wyznaje.

- Sara! – niedowierzam, patrząc na nią ze złością. Nie lubię, kiedy kupuje mi rzeczy. To sprawia, że czuję się, jak pasożyt lub jakby była akcją charytatywna dla mnie. Zawsze miała więcej pieniędzy i kupowała mi różne prezenty, za które odwdzięczałam się opieką nad nią. 

Śmieje się i kręci głową,

- Nie sprzeczaj się! Załóż ją, bo się spóźnimy! – nalega z poważnym tonem. Wzdycham i nie kłócąc się szybko wciągam na siebie sukienkę. Zawozi nas do kościoła, a msza okazuję się być ciekawa.

Jest śpiew i kazanie pastora. Później rozmawiamy z grupką rodziców siedzących za nami. Sara jest dla wszystkich zbyt przyjazna, rozmawia o studiach, o tym jak przeprowadziłyśmy się z Loveland. Wychodzi na jaw, że jedna z par również wyprowadziła się stamtąd kilka lat temu i opowiadają wszystko.

Przysłuchuję się rozmowie dodając kilka słów, takich jak;

‘O jak miło’, albo ‘Ja też’, ewentualnie ‘To brzmi niezwykle!’ – Nie wgłębiam się. Ciężko było mi się skupić, marzyłam o gorącej kąpieli, by rozluźnić te uporczywe zakwasy. W końcu, po czasie, który wydał mi się być wiecznością, Sara kończy rozmowę i wsiadamy do samochodu.

- Nie było tak źle! – uśmiecha się do mnie. Zapinam pasy, przejeżdżam dłonią po włosach ignorując bóle w nogach.

- Tak myślę – zgadzam się włączając radio. W drodze do akademika, Sara zatrzymuje się w restauracji na śniadanie. Uwielbiam spędzać z nią czas, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi jedzenie. Kombinacja dziewczyny i jedzenia, to najlepsze połączenie o jakie mogę prosić.

Nalegam by zapłacić za posiłki, odkąd wiem, że kupuje mi ubrania. Na szczęście wzięłam ze sobą trochę pieniędzy.

- Zamierzasz uczęszczać na zajęcia w tym tygodniu? – pytam ją. Sara opuszczała trochę wykładów. Ułatwiał jej fakt posiadania rodziców, którzy nie wyrzucą jej za to na bruk. 

- Powiedziałam, że będę, jeśli pójdziesz ze mną na imprezę – mówi śpiewnym głosem. Śmieję się przypominając sobie jej obietnice, którymi obrzucała mnie w desperacji, jak prosiła, żebym z nią poszła. Dziękuję jej za to.

- To dobrze, powinnaś była to zrobić wcześniej – karcę ją.

- Jasne mamo – wystawia mi język, rzucam w nią osłonką z rurki. Śmieje się i łapie papier. Wracamy do akademika około pierwszej, resztę czasu spędzam na nauce AP chemii*. Ona jest znów zajęta komputerem, przysięgam razem są nierozłączni.

* * *

Poniedziałek był nudny, kończę moje pierwsze zajęcia – psychologia jest łatwa. Do końca nie wiedziałam co chcę robić w życiu, ale ta lekcja była bezstresowa i interesująca. W dzisiejszym dniu miałam tylko trzy wykłady: psychologię, literaturę i AP chemię. Dzięki Bogu, zaliczyłam cały materiał z matematyki w szkole średniej. Wracam do akademika, by zabrać książki na kolejną lekcję.

Ostatnio coraz lepiej szło mi nie myślenie o tej nocy. Upominałam siebie i zaraz wyrzucałam z umysłu, widok jego karmelowych oczu lub kiedy przypominałam sobie pocałunek. Starałam się też ignorować krążące w głowie historie, które mi opowiadał – były częścią nocy, która się nie wydarzyła. Nocy, której czasami chciałabym, aby się nie wydarzyła, żeby nigdy nie utknęła w mojej pamięci. 

- Jula! – słyszę czyjś głos, wychwytuję brytyjski akcent. Zaskoczona obracam się i zauważam biegnącego w moją stronę Harry’ego. Zatrzymuję się, i sekundy później stoi już koło mnie z szerokim uśmiechem uwydatniającym dołeczki w policzkach. Cieszę się, że tu jest. Ma na sobie ciepłą kurtkę pasującą do spodni. Nic zbyt ekstrawaganckiego.

- Harry? Co ty tu robisz? – wskazuję na kampus i akademiki. To przepiękne miejsce.

Znajduje się tu wiele ceglanych budynków, trawniki, kwiaty oraz drzewa, posiadające jeszcze liście. Ich szata powoli zaczyna zmieniać barwę na pomarańczową i czerwoną.

Dziwne było widzieć tu Harry’ego, myślałam, że mieszkał w bractwie. 

- Właściwie to cię szukałem – wyznaje z uśmiechem – Zostawiłaś to w moim samochodzie – trzyma w ręce mój portfel na co mam ochotę uderzyć się w czoło – co za głupota. 

- Dziękuję ci bardzo – śmieję się biorąc od niego moją zgubę – Nie wierzę, że nie zauważyłam, że mi go brakuje – potrząsam głową, Harry wsuwa ręce do kieszeni – Masz tu teraz zajęcia?

- Nie, właśnie skończyłem jedną – spogląda tam, skąd właśnie przyszedł.

- Oh.. Chcesz wejść? Jestem pewna, że Sara tam jest i chciałaby się znów z tobą zobaczyć – śmieję się. Nie byłam pewna, czy jej serce zostało zdobyte przez Niall’a, ale Harry był czarujący i nie miała by nic przeciwko jego wizytom. Chłopak wzrusza ramionami.

- Dlaczego nie? – powtarza z ciepłym uśmiechem malującym się na jego twarzy. Prowadzę go do pokoju i otwieram drzwi. Pomieszczenie wydaje się nieco przestronniejsze, niż zwykle. Zauważam to, bo Sara w końcu sprzątnęła swoją połowę i jestem jej za to bardzo wdzięczna. Nie chciałam, żeby Harry pomyślał, że jesteśmy bałaganiarami.

Odkładam swoje rzeczy w kuchni i wchodzę do sypialni. Sara leży na swoim łóżku ze słuchawkami w uszach – totalnie nie zainteresowana światem. Patrzę na Harry’ego, który właśnie przekracza próg drzwi. Popycham lekko Sarę, która od razu zauważa gościa. Jej oczy rozszerzają się w zaskoczeniu, na co szybko wyciąga słuchawki z obu uszu.

- Harry? – podnosi się i uśmiech do niego – Co ty tu robisz?

- Wpadłem się przywitać – wzrusza ramionami. Sara promienieje z radości, spogląda na mnie i mruga oczkiem. Przyprowadziłam go tu dla niej, nie dla siebie. Harry patrzy na mnie i chichocze, czuję jak moje policzki czerwienią się ze wstydu.

- Oddawałem jej tylko portfel – potwierdza.

- Zostawiłam go w jego samochodzie, kiedy odwiózł mnie w sobotę rano.. Nie wierzę, że przeżyłam cały week’end bez niego! – przygryzam wargę, czuję się strasznie głupio, że nie zauważyłam jego zniknięcia.

- Prawda, ona nienawidzi nosić ze sobą portfela – obserwuję ją i zauważam, że nadal jest w pidżamie. Mierzę ją wzrokiem jak matka na swoje dziecko, które wpadło donosząc do domu. Rumieni się i patrzy w inną stronę, przejeżdżając nerwowo ręką po włosach.

- Sara! – nakazuję z uśmiechem na twarzy.

- Dobra! Zaspałam na rachunkowość, ale PRZYRZEKAM, pójdę na literaturę – unosi dłonie, by udowodnić, że nie krzyżuje palców. Przymrużam oczy rzucając w nią serwetką – Ej! – chichocze.

- Więc, Harry, chcesz coś do jedzenia? – oferuję kierując się do kuchni. Sara siedzi na ladzie, a on potrząsa przecząco głową.

- Muszę lecieć, mam trochę spraw do załatwienia – wyjaśnia – Miło było was znów spotkać – ukazuje czarujący uśmiech i wychodzi.

- Na razie Harry! – Sara macha mu, a on zamyka drzwi. Otwieram jedną z szafek, kiedy drzwi zatrzaskują się, a Sara zaczyna rzucać we mnie pytaniami – Dlaczego on ty był, ale tak NAPRAWDĘ? – chwytam płatki z szafki próbując zignorować jej podejrzliwy ton.

- Naprawdę zapomniałam portfela – śmieję się zwracając się do niej – Jesteś nim zainteresowana? – odkładam płatki na ladzie zaraz obok miski.

- Nie ma mowy, jest twój! – śmieje się podjadając smakołyk. Krztuszę się dopiero co włożonymi płatkami do ust. Szybko je zakrywam i kaszlę, klepiąc się w klatkę. Jak już udało mi się przełknąć, wpatruję się w nią z szokiem wypisanym na twarzy.

- Co? – śmieje się.

- Widzę, jak na niego patrzysz, i jak on na ciebie – uśmiecha się – Poza tym, myślę, że naprawdę lubię Niall’a – wyznaje z rumieńcem na twarzy, wkłada rękę do miski pełnej płatków unikając mojego spojrzenia.

- Czy ty się rumienisz? – śmieję się rzucając w nią kilkoma płatkami.

- Przestań – wrzeszczy – Robisz bałagan! – obie śmiejemy się z jej wyznania. To Sara była tą bałaganiarą, rozrzucała wszędzie swoje rzeczy, a ktoś musiał za nią je pozbierać.

- O właśnie, dzięki za posprzątanie pokoju – rozglądam się po pomieszczeniu, ubrania zniknęły z podłogi a szafki lśnią.

- Przynajmniej tak mogłam ci się odwdzięczyć – unosi ramiona i upuszcza je z chichotem. Wpatruję się w płatki. Czy Harry lubił mnie w ten sposób? A jeśli tak, to czy ja to odwzajemniałam? Jedyne co wciąż widzę to karmelowe oczy.. pocałunek, który rozpala moją skórę, wywołuje ciepło w moim brzuchu i ugięcie kolan w słabości..







Przez resztę tygodnia niewiele się dzieje. Poznałam nowego znajomego na AP chemii - Liam’a. Jestem prawie pewna, że jest członkiem bractwa – ma akcent. Jak to jest, przez dwa tygodnie nie wpadłam na nikogo z poza kraju, a po jednej imprezie wyskakują z lewa i prawa?

W końcu nadchodzi weekend, a Sara wychodzi z Niall’em na randkę. Kiedy wpadła z powrotem do pokoju, wyglądała, jakby wróciła z wycieczki do nieba. Podskakiwała, uśmiechała się do wszystkich i wszystkiego. Tryskała każdym detalem z ich spotkania.

- Zabrał mnie na film, a po kolacji oglądaliśmy gwiazdy na niebie – marzy, wpatrując się w sufit z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie mogę nic zrobić na moją zazdrość. Kiedy ja uczyłam się i walczyłam ze sobą, aby zapomnieć o tej nocy, ona właśnie rozpoczęła romans z niezwykle przyjacielskim Irlandczykiem. 

- Dobrze się bawiłaś?

- Najlepsza randka w życiu – zapewnia mnie z uśmiechem.

- Cieszę się – śmieję. Weekend szybko przemija, w sobotę tańczyłam, ale nie czułam już więcej zakwasów, czy bólu. W niedzielę razem z Sarą wyruszyłyśmy do kościoła. Rozmawiałyśmy z kolejną, nową parą – Sara wypytywała o wszystko. Ta dziewczyna mogła znaleźć przyjaciół dosłownie WSZĘDZIE, gdzie poszła.

Znów poniedziałek.. Ten tydzień powinien był być zwyczajny i nudny, ale wiecie, mówią, że wszystko dzieje się kiedy tego najmniej oczekujesz. I to jest to co się stało… coś nieoczekiwanego. Coś co wywołało totalny postój w moim życiu.


*Przeczytałeś/aś to zostaw komentarz*

____________________________________________________________
*AP chemia - Advanced Placement Chemistry; test oferowany przez pewne uniwersytety w ramach programu: Advanced Placement Program w USA. Daje możliwość pokazania swoich umiejętności.






Uff.. udało się, poprawiłam :D Jak się podoba? Uuu znów kochany Harry się zjawił :3 Myślicie, że coś z tego będzie? 

Jula, o kim ty tak myślisz...?

Do następnego!

3 komentarze:

  1. Bardzo mi sie podoba ale nie ukrywam ze caly czas czekam na Zayna :d i na nexta :-)

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic