sobota, 27 września 2014

Rozdział 38

Po moim ciele rozlewa się ciepło. Powoli uchylam powieki oczu - promienie słoneczne wpadają do pokoju przez okno rozgrzewając moją skórę, mimo chłodnej, jesiennej aury na zewnątrz. Mrugam kilka razy odpychając do siebie sen. Wspomnienie ostatniej nocy uderzają mnie niczym pędzący pociąg, szybko przeszukuję pościel.

Udaje mi się odnaleźć telefon - mam dwie nieprzeczytane wiadomości. Jedną od Zayn'a, a drugą od Niall'a. Mulat pewnie wysłał ją do mnie zaraz po tym, jak zakończył połączenie.

" Zasnęłaś, więc się rozłączyłem, słodkich snów. Wróć do domu" - gapię się na esemes'a, wspominając tamte chwile.

Mam wrócić do domu, bez wątpienia Boulder stał się moim nowym domem. Nawet przez wiadomość słyszę, jego rozkaz, abym wykonała jego polecenie. Mimo tego faktu, uśmiecham się. Otwieram kolejnego;

" Hej Jula, tu Niall. Dostałem wiadomość i impreza Sary odbędzie się już dzisiejszego wieczoru. Powiedziałem jej, że chcę aby przyjechała wcześniej na obiad ze mną - dołącz do niej proszę i nie wygadaj się! :)"

Odczytując tekst czuję częściową ulgę i irytację. Zawsze to ja byłam tą, która planowała jej urodziny, ale przynajmniej wybrałam miejsce. Niall poinformował wszystkich zaproszonych. Czuję się źle, że nie miała, w tym większego udziału, ale cieszę się że wziął to w swoje ręce - ostatnio moje myśli za bardzo mnie rozpraszały i ledwie mogłam się skupić na zwykłej rozmowie w przyjaciółką.


W domu jest cicho, jestem pewna, że rodzice zabrali gdzieś Jaremy'ego, by spędzić wspólne popołudnie. Na szafce znajduję karteczkę informującą mnie, że nie chcieli mnie budzić, ale za niedługo wracają.

Grzebiąc w spiżarni i lodówce wybieram potrzebne produkty i zaczynam przygotowywać sobie posiłek. Wsypując garść płatków śniadaniowych do miski słyszę puknięcie do drzwi. Modlę się, aby nie był to Matt.

Kładę rękę za zimnej klamce od drzwi i waham się przed ich otwarciem. Biorę głęboki oddech i przygotowuję się nad możliwościami, które czekają mnie za ich powierzchnią.

Odczuwam ulgę, kiedy widzę wpatrzoną we mnie blondynkę o niebieskich oczach, dziewczyna niecierpliwie stuka stopą o ziemię czekając na mnie. Patrzy na mnie ze wzrokiem typu 'co tak długo?'!'

- Jak zawsze na czas - wzdycha mijając mnie w progu drzwi. Spoglądam za nią, widzę jej rodziców na podjeździe. Odwracam się w z powrotem i zamykam za sobą drzwi. Wyczekuję od niej jakiś wyjaśnień.

- Coś się stało? - pytam ją ostrożnie, w razie jakby miała mnie zaskoczyć wieściami o Macie.

- Lekka zmiana planów - wyjeżdżamy już teraz. Niall prosił mnie, żebym wróciła dziś na wieczór, zaplanował dla nas wspólną, urodzinową kolację tylko we dwoje - uśmiecham się do niej wiedząc o czymś, o czym ona nie ma zielonego pojęcia. To prawdopodobnie pierwszy raz, kiedy uda mi się ją zaskoczyć.

- Racja.. Chcesz jechać już? - wskazuję w ziemię wyprostowanym palcem z uniesioną brwią. Dziewczyna przytakuje przekładając część loków na ramię.

- Nie zamknęłaś wczoraj mojego samochodu - nigdy tego nie robisz, a uważam, że powinnaś zacząć - przemawia do mnie matczynym tonem na co się tylko uśmiecham - W każdym bądź razie, zapakowałam swoje tobołki do środka, wszystko czego teraz potrzebuję to kluczyki - wyciąga do mnie otwartą dłoń wyczekując kluczy.

- Czyli jedziemy - bełkoczę, ruszam do pokoju, zostawiam karteczkę dla rodziców, że mój wyjazd to nagły wypadek i następnego dnia wszystko i wyjaśnię - wiem, że moja mama nie będzie za bardzo zadowolona, ale nie miałam wyboru.

Chwytając swoje torby dołączam do siedzącej już w samochodzie Sary. Dziewczyna bardzo cieszy się ze spotkania z Niall'em - widzę to po jej ochoczej chęci do powrotu. Wskakuję do środka o odjeżdżamy. Całą podróż Sara opowiada mi o domysłach, jakie przygotował dla niej Niall. Tradycyjnie wyłączam się po trzech pierwszych niezwykłych pomysłach.

Podczas jazdy cały czas kontaktowałam się z blondynem. Zaplanowaliśmy, że pojadę tam na godzinę wcześniej zanim on ją odbierze z naszego akademika. Przez ten czas zdążę udekorować trochę dom, on wróci tam z nią tłumacząc się, że czegoś zapomniał - i niespodzianka!

Mam dobre doczucie - myślę, że Sarze bardzo się to spodoba. Jestem naprawdę ciekawa, czy będzie miała łzy szczęścia w oczach, czy zaniemówi. Nie wyobrażam sobie Sary, która nie może wydusić z siebie słowa.

- Niall przyjedzie po mnie o 7:30, muszę się jeszcze uczesać - myślę, że upnę je jakoś - założę swoją ulubioną fioletową sukienkę, która tak idealnie do mnie pasuje - opowiada mi, kiedy w końcu dojeżdżamy na kampus.

- Brzmi świetnie - uśmiecham się do niej, a blondynka parkuje.

Czuję ulgę, że w końcu jesteśmy na miejscu, Sara gadała bez przerwy przez całą drogę. Kocham ją, ale więcej nie zniosę. Cieszę się, że jestem znów w Boulder, rozpoznaję to świeże powietrze, ceglane budynki, drzewa zgubiły już większość swojej szaty, jest tu Zayn... Moja ciało a pulsuje na myśl zobaczenia się z nim dzisiaj - zwłaszcza, że wszystko między nami w porządku.

Wchodząc do pokoju, Sara natychmiast wpada do łazienki wziąć prysznic. Nadal mam kilka godzin, więc decyduję zrobić to samo zaraz po niej. Pozwalam włosom wyschnąć w naturalne fale, grzywkę spinam do tyłu wsuwką. Przez większość czasu Sara okupuje łazienkę robiąc się na bóstwo.

Z kolei ja wyleguję się w łóżku, relaksuję się. Cieszę się, że znów tu jestem. Wszystko jest zupełnie inne od życia w Loveland, czuję się świeżo, lekko, nowo, czuję że tu pasuję. Nie dręczyły mnie żadne złe wspomnienia, ani nie było tu zdjęć które mogły by je cały czas przywoływać.

Siadam przy biurku, czytam notatki z lekcji. a Sara znowu nawija. Mam nadzieję, że nie rozczaruje ją fakt, iż nie spędzi tego wieczoru sam na sam ze swoim chłopakiem - zapewne zabierze ją gdzieś dzień później.

Po jakimś czasie Sara zaczyna panikować i biega po całym pokoju, godzina wyjścia zbliża się niemiłosiernie. Włączam swój telefon i zerkam na czas - dochodziła 18:30, zaczynam swoje przygotowywania.

Zastanawiam się nad zakładaniem spodni, ale widząc wystrojoną blondynkę chyba muszę się bardziej wysilić. Decyduję się na sukienkę bez ramiączek, której kolor przypomina nieco moro, gdzieniegdzie wpada w turkus. Pod biustem ozdobiona jest srebrnymi paskami z kryształkami - tworzą one skrzyżowany wzór, który sięga wyżej, a kończy niemalże w talii. Dół sukienki nie ma ozdób, wykonany jest z delikatnego materiału i kończy w połowie ud. Chwytam swoje klucze do samochodu. Odwracam się i zauważam, że Sara się we mnie wpatruje.

- A ty gdzie się wybierasz? - na jej ustach maluje się chytry uśmieszek, przyłapała mnie... Odkryła nasz podstęp, zniszczyłam jej niespodziankę... Udawaj głupią, może to połknie.

- Um.. Co masz na myśli? - przemawiam najbardziej niewinnym głosikiem na jaki mnie stać, nie zawiązuję z nią też kontaktu wzrokowego - Nigdy nie byłam najlepszym kłamcą, zwłaszcza wobec Sary.

- Nie myśl sobie, domyślam się, że pędzisz do Zayn'a - uśmiecha się do mnie. Odpowiadam jej tym samym, cieszę się, że niczego się nie domyśla.

- Masz mnie - śmieję się do niej, to niezupełnie kłamstwo, przecież Zayn też tam będzie.

- Widzę, że wybrałaś sukienkę, którą kupiłyśmy razem na początku tego roku - uśmiecha się. Pamiętam to, sześć godzin czystej męczarni, które mijały mi jak lata.

- Będę się już zbierać, baw się dobrze. Pogadamy po randce? - staram się brzmieć zwyczajnie, aby niczego się nie domyśliła.

- Oczywiście, uważaj na siebie - mruga do mnie znacząco, po czym wraca do łazienki. Śmieję się i wychodzę na zewnątrz. Na szczęście na drodze nie ma dużego ruchu i dojeżdżam do domu bractwa szybciej niż zwykle - to zaskakujące, przecież jest sobotnie popołudnie. Szokuje mnie też ilość samochodów zaparkowanych na podjeździe.

Mam nadzieję, że Sara nie zwróci na nie zbytniej uwagi, szczerze w to wątpię - będzie zbyt wpatrzona w swojego księcia. Obawiam się, że przyjechałam za późno.

Wysiadając z auta owiewa mnie zimne powietrze rozwiewając nieco kosmyki moich włosów, Będąc bliżej domu słyszę dochodzące ze środka krzyki i sprzeczki. Otwieram drzwi i zauważam Liam'a z Louis'em z balonami w rękach.

- Louis nie powinniśmy umieszczać ich z przodu domu, zauważy je - Liam jest wyraźnie zirytowany - stwierdzam to po poszerzających się zmarszczkach na jego czole. Chłopak przygryza też wargę z frustracją.

- Ale nie ma imprezy bez dekoracji! - Louis odkrzykuje marudząc - Zarówno w środku, jak i na zewnątrz! - obaj mają na sobie eleganckie koszule i spodnie, Cieszę się, że wzięli tą imprezę nieco poważniej, niż zwykle.

- Louis - Liam próbuje się z nim nie zgodzić.

- Chłopcy, przestańcie, nie grzecznie jest skakać sobie do gardeł na oczach takiej piękności - słyszę głos Charles'a, jakby z góry. Potem widzę jak schodzi do nas po schodach ubrany ciemną koszulę na guziki i spodnie. Rzuca we mnie czarującym spojrzeniem, jego wzrok skanuje moją sukienkę. Reaguję na to małym uśmiechem, a moje policzki olbewa czerwony rumieniec.

- Julio, przetłumacz proszę Louis'owi, że balony nie mogę znaleźć się na zewnątrz! - Liam mnie błaga. Śmieję się z jego wyraźniej desperacji, odwracam się do bruneta, który wygląda, jakby miał zaraz wybuchnąć. Nadal nie wyobrażam sobie jego w roli poważnego biznesmena.

- Louis powinniśmy z tym poczekać do przyjazdu Sary, chyba nie chcesz, żeby się czegoś domyśliła. Kiedy się tu już pojawi, będziesz mógł dekorować ile będziesz w stanie - doradzam mu. Louis wzdycha, ale zgadza się ze mną.

- No dobra, ale udekorujmy chociaż tył - ale ma być ODJECHANIE! - wykrzykuje i biegnie we właściwym kierunku. Śmieję się i odwracam do Liam'a, który potrząsa głową. Ściskamy się na powitanie, po czym chłopak ciężko wzdycha.

- Użeram się z nim już cały ten dzień.

- Cały? Dekorowaliście dom przez cały dzień? - czuję wyrzuty, powinnam była przyjechać tu wcześniej. Analizuję twarz przyjaciela - jest zmęczony. Zgaduję, że Louis nie dał mu spokoju w sprawie dekoracji.

- Tak, w większości zajmowaliśmy się właśnie tym. Niall nalegał, abyśmy się trochę wyręczyli, wiedział, że wracasz po podróży i możesz być zmęczona - wyjaśnia.

- To miło z jego strony - Sara i Niall, zgrana z nich para. Sara stawia oczekiwania i ma wymagania, a Niall przychodzi z pomocą w stawianiu im czoła.

- Rzeczywiście - odzywa się Charles, który stoi obok obserwując mnie.

- Może zaczniemy owijać poręcze od schodów kolorowymi serpentynami, potem kuchnię i schody na zewnątrz - proponuję stawiając dwa kroki w tył.

- Brzmi świetnie, mogę pomóc? - zza siebie słyszę głos Harry'ego, który właśnie wchodzi do pokoju. Uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia gest z czarującym spojrzeniem. Nie rozmawiałam z nim, od czasu wspólnej gry w chowanego w domu Zayn'a. Potem wpadłam na imprezę, podczas której starał się mnie trzymać z dala od pijanego mulata, ale to się nie liczy.

Czuję ulgę, że jest po prostu sobą. Zachowywał się dziwnie podczas zabawy w chowanego.. po tym jak Sara wyznała mi, że ja mogę się mu podobać, poczułam się inaczej - nie wiedziałam jak się przy nim zachować.

- Pewnie - uśmiecham się - Gdzie macie serpentyny? - pytam Liam'a.

- Są w kuchni - chłopak wskazuje w tamtą stronę, po czym idziemy tam. Na stole leżą dwie z nich - różowe i fioletowe - zaczynam się śmiać.

- Co? - pyta mnie Charles opierając się o blat. Wszyscy chłopcy mają zdziwione wyrazy twarzy.

- Po prostu.. nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć dom bractwa w tych barwach - śmieję się chwytając w dłoń kawałek ozdoby. Charles przymruża oczy, a Harry dołącza do mnie.

- Nie pomyśleliśmy o tym - mówi loczkowaty - Niall powiedział - dziewczęce kolory, więc wybraliśmy te - chłopak zasłanie buzię.

- Proszę - podaję im roki - Zaczynajmy, została nam tylko godzina - przypominam im. Charles i Liam wychodzą w przeciwnym kierunku, a ja z Harry'm w innym.

- Pomogę ci - proponuje mi. Nie przeszkadza mi jego propozycja, chwytam kilka rolek i idę na ogród. Jest tam już kilka chłopaków, którzy rozwieszają lampki, rozstawiają stoliki, przynoszą napoje, przygotowują muzykę. Cieszę się, że tak wielu ludzi wkłada własny wysiłek w przygotowaniu tej imprezy. Wszystko oczywiście dla mnie i Niall'a - no bardziej z powodu Niall'a. Czy ktoś kiedykolwiek mu odmawia?

Wychodzę na balkon i owijam kolumny serpentynami. Słyszę, jak Harry siada koło mnie i wykonuje tę samą czynność.

- Co u ciebie? - pytam go lekko wpatrując się w dekoracje, nie nawiązując kontaktu wzrokowego z brunetem.

- Wszystko okej, Niall był ostatnio trochę nerwowy - sama rozumiesz, ta cała impreza niespodzianka dla Sary - wzdycha, Nie powinnam była zostawiać blondyna samego. Czując wyrzuty szybko zmieniam temat.

- Jak spędziłeś ten tydzień? - owijam kolejny kawałek taśmy wokół kolumny.

- Dobrze, wpadłem raz na Lindsay. Spotkałem ją na kampusie.. Jak minęła ci podróż do domu? - kończę swoją część i pomagam trochę chłopakowi. Zauważam, że obciął włosy - wygląda na lekkie ścięcie końcówek, ale ich wygląd znacznie się poprawił.

- Było miło - przygryzam wargę znów skupiając się na wstążce - Tęskniłam jednak za Boulder, cieszę się, że już wróciłam.

- Pewnie z mojego powodu, tak? - żartuje. Dobrze, że rozluźnił nieco napiętą atmosferę - zaczęło robić się dziwnie.

- A jak - śmiej się - Musiałeś być wrakiem beze mnie, założę się, że nie wychodziłeś nawet z domu - wystawiam mu język, na co chłopak zaczyna się śmiać.

- Tak dobrze mnie znasz Jula - uśmiecha się - Powinniśmy się wkrótce znów spotkać - Pytanie, to przyjacielskie spotkanie, czy raczej randka? Zastanawiam się, czy Harry wie o mnie i Zayn'ie, wątpię, nawet ja nie wiem czym jesteśmy.

- Powinniśmy - Nie ma powodu dla którego miałabym się nie zgodzić. Nawet jeśli wkrótce będziemy z Zayn'em parą, mogę mieć wśród znajomych również chłopaka. Harry mnie nie skrzywdzi.

- Powinniśmy pójść na wojnę na lasery - proponuje - Skopię ci w tym tyłek - jego twarz przybiera poważny wygląd.

- Hey - śmieję się rzucając w nim serpentyną - Nic o mnie nie wiesz, może akurat jestem w tym dobra - szczerze, nigdy wcześniej w to nie grałam. Jednak często widziałam to w telewizji, innym się to podobało. Gra wygląda na prostą, należy celować i strzelać laserowym pistoletem w ludzi.

- Hmm.. pomyślmy - przykłada dłoń do brody, wyglądając jakby głęboko się nad tym zastanawiał - Jula, dziewczyna z małego miasteczka - dobra w strzelaninie do ludzi? Wątpię w to - chłopak wystawia język, po czym owija dekorację wokół kolejnej kolumny.

- Myślę, że musimy się o tym przekonać - odgryzam się wyzywająco. Rzucam w nim poważnym spojrzeniem, który nie trwa długo - na moich ustach pojawia się uśmiech.

- Jula, mogę zawiązać kilka balonów na balkonie? - słyszę krzyk Louis'a. Odwracam się do niego, chłopak trzyma w rękach dziesiątki balonów.

- Ta, przywiąż je do balustrady w równych odległościach, żeby nie wyglądało dziwacznie - czuję się dziwnie rozkazując mu. Chłopak zgadza się i zaczyna pracę.

- Hej Lou, Jula uważa, że pokona mnie w bitwie na lasery - Harry chwali się, na co brunet wybucha niepohamowanym śmiechem.

- Żartujesz! - Louis zerka na mnie z uśmiechem - Jula, kochanie - to w jaki sposób mówi do mnie 'kochanie' nie wywołuje we mnie takiej reakcji, jak Zayn. Po moim ciele nie przebiegają znane mi dreszcze, policzki nie przybierają barwy purpury, a serce wcale mi nie łomocze. Zastanawiam się gdzie podział się Zayn - Harry cię zniszczy, ale nie tak mocno, jak ja - ogłasza z rozpierającą go dumą.

- Oh zamknij się, pokonam cię w kilka sekund - Harry wyzywa go z ogromny uśmiechem, po czym wstaje z ziemi. Zaczynam zawiązywać kolejne serpentyny wokół balustrady.

Chłopcy - zawsze kłócą się o to, który z nich jest lepszy, nawet jeśli chodzi o jakąś nieważną grę.
Śmieję się z nich.

- Okej, więc się przekonamy. Kiedy spotykamy się na bitwie na lasery? - pyta nas Lou. Odrywam się od swojego zajęcia i patrzę na Harry'ego - wyraźnie posmutniał, ale skrywa to.

- Eh.. - Mogę powiedzieć, że chłopak nie koniecznie chciał Louis'a na naszym wyjściu, ale w sumie czemu nie? Mam nadzieję, że Harry nie pomyślał, że to randka. Zauważam, że policzki chłopaka czerwienią się.

Oczywiście, że tak pomyślał. Ten chłopak miał do mnie słabość, a ja zgodziłam się zanim gdzieś wyjść. Z mojej strony miało to być niewinne przyjacielskie spotkanie.

- Lou zaproś też Elenour, niczego jeszcze nie planowaliśmy - drapię się po głowie. Cholera, teraz wykreowałam podwójną randkę - chyba lepiej, niż sam na sam, prawda? Zerkam na loczkowatego, na jego twarzy szerzy się uśmiech. Chyba spodobał mu się ten pomysł.

Wysyłałam mu sprzeczne sygnały - wiem o tym. Też byłam zmieszana, gdy robił to wobec mnie Zayn. Byłam szczęśliwa, ale komlpenie nie wiedziałam co się działo. Nie chciałam, aby zabrzmiało to jak randka, mam nadzieję, że tak nie pomyślał.

- Okej.. - Louis zerka między mną, a Harry'm. Zastanawiam się, co sobie o tym pomyślał, powie o tym Zayn'owi? Jak on by na to zareagował... gdzie on jest?

Rozglądam się po ogrodzie, większość dekoracji wisi już na swoim miejscu. Zakładam ręce na ramiona, po czym swobodnie je odpuszczam klaszcząc przez sobą w dłonie.

- Hej Louis, gdzie jest Zayn? - pytam mając nadzieję, że wyciągnę go z jego podejrzeń. Jeszcze raz spogląda na naszą dwójkę, po czym odpowiada.

- W swoim pokoju? Nie jestem pewien - wyznaje. Zaciskam usta. Miałam nadzieję, że będzie mnie szukał, jak tylko dowie się, że tu jestem. Wzdycham cicho spoglądając na dekoracje.

Słońce zachodzi i jestem pewna, że zbliża się 19:30, co oznacza, że za niedługo pojawią się tu Sara i Niall oraz reszta zaproszonych gości. Ciekawe, kogo tu zaproszono, czy byli to ludzie, których znała Sara? Kogo to obchodzi.. dziewczyna uwielbia poznawać nowych ludzi.

- Wszystko wygląda w porządku.. Pójdę do samochodu.. - palnęłam. Wiedzą, że kłamię - Louis rzuca we mnie podstępnym uśmieszkiem, a usta Harry'ego zaciśnięte są w wąską linię. Ignoruję jego minę, mijam ich i podążam na górę po schodach.

Debatuję, pukać, czy nie pukać? Wchodzę do środka, cicho otwierając drzwi. W pokoju panuje cisza, nigdzie nie widzę mulata. Czuję zawód. Biorę głęboki oddech - wdycham zapach jego niesamowitych perfum. Rozglądam się - kocham to pomieszczenie. Zauważam też na biurku nowe rysunki i zerkam na nie.

Widzę tam takie, które już wcześniej miałam okazję oglądać - pierwszej nocy. Przedstawia piękną dziewczynę, każdy idealny detal pozoruje, że wygląda jak żywa. Czuję ogarniającą mnie zazdrość, kim była dziewczyna, którą cały czas rysował? Być może nie miał sprecyzowanego powodu, tak po prostu łatwo się mu ją malowało - ale czy to nie świadczy o tym, że dużo o niej myśli?

Gapię się na szczegóły jej pięknej twarzy. Ma dużo większy nos, niż normalnie, ale jej oczy są zachwycające. Twarz ma kształt jakby serca, usta ma dosyć wąskie, ale nadal idealne. Dziewczyna ma też wysokie czoło, przyglądam się wyraźnie narysowanym włosom ułożonym w lekkie loki, które sięgają aż to klatki piersiowej.

Rysunek nie ma barw, ty tylko szkic ołówkiem. Nigdy wcześniej nie widziałam tej dziewczyny - może to siostra Zayn'a? Zupełnie go nie przypominała, ale zawsze mogła to być ona.

Wdycham powietrze odkładając portret na biurko, kiedy czuję oplatające moje ciało ramię oraz przylegający do mnie tors. Moja skóra natychmiast rozpala się, serce wali, jak oszalałe.

- Co robisz w moim pokoju? - uśmiecham się na to pytanie; dokładnie takie samo zadał mi pierwszej nocy. Jego głos jest muzyką dla mych uszu, tęskniłam za jego niskim akcentem. Rozmowa przez telefon to nie to samo, co posiadanie go teraz w rzeczywistości.

- Szukam cię - uśmiecham się. Po chwili czuję jak chłopak składa czuły pocałunek na moim karku.

- Wyglądasz seksownie w tej sukience - bełkocze przez ramię - Jest krótka w porównaniu do tego, co zwykle zakładasz - dodaje, a jego dłoń szybko ląduje na moim udzie. Wzdrygam się na jego komentarz - nie założyłabym takiej sukienki, kiedy się razem uczymy. Czuję jak zaciska swój uścisk przytwierdzając mnie do siebie. Odwracam się do niego twarzą.

Gapię się na jego idealne rysy twarzy - na jego piękno. Jego karmelowe oczy wypełnia morze pożądania, obserwuje mnie ostrożnie, na co na moje usta wkrada się mały uśmiech.

- Wróciłam do domu - mówię mu kładąc dłoń na torsie. Chłopak ma na sobie białą koszulkę wyciętą w serek i ciemne spodnie.

- Widzę - na jego ustach również pojawia się uśmiech, a z oczu odpływa całe pożądanie - Jak minęła ci wizyta? - potrząsam przecząco głową, doskonale wiem o co chce mnie zapytać.

- Już więcej go nie spotkałam - uspokajam go. Zayn nie odpowiada, pozostajemy w tej samej, bliskiej pozycji. Spoglądam w jego oczy, pragnę długo oczekiwanego pocałunku, chcę poczuć jego miękkie usta na swoich - pozwolić temu tygodniowi odejść w zapomnienie. Chyba domyśla się o czym myślę, bo po chwili czuję jego dłonie, które zjeżdżają z wysokości szyi do talii - przyciąga mnie do siebie. Nie protestuję, ulegam jego delikatnemu ruchowi i łącze nasze usta w pocałunku.

Moje ciało wypełnia ogień, iskry i pasja. Tydzień bez jego bliskości wywołał niepohamowaną tęsknotę, która wzrastała z każdym kolejnym dniem. Chłopak niemalże pożera mnie swoimi ustami, pewnie wyglądam teraz tak samo. Jego dłonie znów się przemieszczają - tym razem chłopak lekko podnosi mnie do góry.

Oplatam go nogami w pasie - jeszcze nigdy z nikim nie całowałam się w ten sposób, pasja wypełniająca moje zmysły przejęła nade mną pełną kontrolę. Jego duża dłoń przesuwa się po moim udzie, po czym chłopak lekko szczypie mnie w pośladek - uśmiecham się, a z jego ust wydobywa się ciche jęknięcie. Wtedy odwraca się i idzie w stronę łóżka - kładzie mnie na miękkim materacu.

Nie stać nas na zwykły pocałunek - chyba że się żegnamy, ale pożądanie zawsze okazuje się być silniejsze od nas. Zawszę pojawia się to pragnienie, potrzeba czegoś więcej. Wbijam swoje paznokcie w jego plecy, po czym słyszę kolejny jęk. Chłopak popycha mnie na łóżko i góruje nade mną.

Moje podbrzusze wypełnia gorąc, serce wali jak oszalałe, kiedy wślizguję swoje dłonie pod jego koszulkę, by poczuć jego wyrzeźbiony brzuch. Chłopak zaprzestaje pocałunku i atakuje moją szyję. Czuję jak przygryza zębami delikatną skórę. Jego dłonie błądzą po całym moim ciele, emocje są tak wielkie, z moich ust wydobywa się jęk.

- Żałuję, że nie przyjechałaś tu wczorajszej nocy - słyszę jego szept. Nawet nie próbuję sobie wyobrażać co wydarzyłoby się, gdybym się tu pojawiła. Mój mózg zaprzestaje pracy, podczas pocałunków z Zayn'em - szczerze mówiąc to w ogóle nie pracuje odkąd go poznałam. Mimo wszystko jestem świadoma i wiem, że jeśli nie chcę aby doszło do czegoś więcej, musimy teraz skończyć.

Moje palce wyznaczają szlaki na jego torsie, wędrują wyżej, wplatam je w jego miękkie włosy. Czuję jego dłoń pod swoją sukienką i jęczę. Matt nigdy nie dotykał mnie w ten sposób. To uczucie bardzo mnie zadowala, ciało płonie żywym ogniem.

- Zayn? - zastygamy słysząc pukanie - Zayn, jesteś tam? - chłopak podnosi się ze mnie, jego twarz wykrzywia się w czystej złości. Podchodzi do drzwi, otwiera je ukazując w nich Charles'a.

Chłopak opiera się zwyczajnie o futrynę z uśmiechem wpatrując się we mnie i Zayn'a. Po sposobie w jaki na nas patrzy wiem, że domyśla się co tu się przed sekundą wydarzyło. Wpatruję się we własne dłonie, podnoszę z łóżka,  moją twarz oblewa rumieniec.

- Czego chcesz? - Zayn rzuca się na niego. Zaskakuje mnie wściekłym tonem.

- Tom przywiózł już tort, musimy być gotowi, pierwsi goście już przyjechali.. a z nimi również Erica - Charles unosi znacząco brew w stronę Zayn'a.

Widzę, jak Zayn sztywnieje na samo to imię, a mój żołądek wykonuje kilka obrotów. Kolejna tajemnica? Kolejna dziewczyna? Kolejna kłoda rzucona pod nasze nogi.

- Zaraz tam zejdziemy - Zayn buczy na Chalres'a. Australijczyk rzuca we mnie uśmiechem, po czym wychodzi, gdy Zayn zatrzaskuje mu drzwi przed nosem.

Wkurzył się - widzę to po jego napiętych barkach i zaciśniętych w pięści nadgarstkach. Podchodzę do niego i powoli dotykam jego torsu. Chłopak rozluźnia się i odwraca w moją stronę.

- Powinniśmy zejść na dół - mówię. Zayn przytakuje mi i znów otwiera drzwi. Charles'a już nie ma, a z dołu słychać zaproszonych gości. Mnóstwo dziewczyn się śmieje, faceci witają się radośnie.

KIedy tam idziemy Zayn wcale nie łapie mnie za rękę, ani nawet nie zerka w moją stronę - jest głęboko pogrążony w swoich myślach i złości. Zatrzymuję się na szczycie schodów. Chłopak nie zwraca na to uwagi i schodzi w dół - mocno stąpa na każdym kolejnym stopniu.

Przyglądam się nowym twarzom, w poszukiwaniu jakiejś wskazówki - kogoś. To jak zareagował na jej imię, jest coś, czego mi nie powiedział, coś o czym za niedługo się dowiem...

W moich myślach krąży tylko to jedno pytanie..

Kim jest Erica?



Notka od autorki:

Proszę głosujcie :)  ( ja proszę o komentarze z opiniami :) )

Tu z boczku jest sukienka Julii i cholera KIM JEST ERICA? Jak myślicie, kogo tak ciągle rysuje?!


Jeśli szanujesz moją pracę to proszę skomentuj :)



____________________________

Tadadadaaaaaa! 38! Ile emocji! Myślicie, że pójdzie na tą 'randkę'  z Harry'm? Będzie zabawa!! xfecxf ten pocałunek!! CHARLES!! Nie znoszę go!! Zawsze w odpowiednim momencie, tak?!

Tyle się będzie działo, że ojej!!! JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!!!

NO I KTO TO ERICA!!

Dziękuję za komentarze i czekam na kolejne!!

Ps.: Nie sprawdzany :D

Sukienka Julii z urodzin:



niedziela, 21 września 2014

Rozdział 37

Soundtrack:

* Untouchable - Taylor Swift
* Half a Heart - One Direction
* Right Now - One Direction ( chyba moja ulubiona, haha :) )
* For The First Time - Boyce Avenue (Cover)


Pierwszy sygnał. W moim żołądku zawiązuje się potężny supeł, a serce podchodzi mi do gardła.

Co jeśli nie odbierze? Co jeśli jest bardzo zajęty imprezowaniem? Co, jak zignoruje mój telefon? Może go tym irytuję? Co jeśli.. jest z inną...


Przy drugim sygnale przez mój umysł przelatuje jeszcze więcej drażniących mnie myśli. Na trzeci i czwarty sygnał zaciskam szczękę.


- Julio? - odzywa się jego melodyjny głos. Zamykam na chwilę oczy i wzdycham czując ulgę. Natychmiast odpycham od siebie te okropne, czarne scenariusze. Nie odzywam się, jestem zdziwiona, że odebrał - Julio? - woła mnie.


- Hej - odpowiadam w końcu cicho, powoli opadając na łóżko. Przykładam słuchawkę bliżej ucha.


- Julio, wszystko w porządku? - jego ton jest zaniepokojony.


- Taa... - odpowiadam szybko, po czym nastaje cisza. Ostatecznie zbieram się w sobie i pytam - Możemy porozmawiać?


Cieszę się, że w tle nie słychać innych odgłosów, czy dudniącej muzyki. Żyłam w przekonaniu, że piątkowy wieczór spędzi na kolejnej imprezie bractwa z dziewczynami zawieszonymi u jego boku - na samą tą myśl czuję ukłucie zazdrości w sercu.


- Oczywiście - słyszę, jak się przemieszcza. Zastanawiam się, gdzie się obecnie znajduje.


- Jesteś na imprezie? - mój głos jest nadal ledwie słyszalny, gapię się poza okno. Zamykam oczy wyobrażając sobie, że chłopak jest tu ze mną w pokoju, patrzy na mnie tymi swoimi karmelowymi oczami, kiedy szczerze rozmawiamy.


- Jestem w domu cioci.. Nie miałem zbytniej ochoty nigdzie wychodzić - wyjaśnia. Mam nadzieję, że to nie przeze mnie podjął taką decyzję.


Wątpię w taką opcję, zapewne nigdzie nie wyszedł, ponieważ... no, nie wiem dlaczego. Pragnę o to zapytać, ale nie chcę go zawstydzać, gdyż to najczęściej przynosi złą stronę.


- Oh - tylko na tyle mnie stać. Pocieram swój kark, kiedy poprawiam się na łóżku. Sukienka jest na tyle wygodna, że decyduję się w niej przespać. Mimo wszystko podjęłam ją tylko dlatego, że nie chcę się rozłączać, tylko po to by móc się przebrać.


- Wszystko w porządku? - pyta z przejęciem, na co na moich ustach pojawia się mały uśmiech. Oblizuję wargi i przekręcam się na miękkim materacu.


- Taa.. ja tylko... widziałam dziś Matt'a - wzruszam przy tym ramionami, choć on i tak nie może tego przecież zobaczyć. Słyszę, jakby jego przyspieszony oddech, chłopak nie odzywa się. Przygryzam wargę, zastanawiając się, czy powinnam rozwinąć swoją wypowiedź. Spoglądam na swoje paznokcie. Zayn, tylko się nie rozłączaj.


- I? - w końcu znów go słyszę.


- I... chciałabym, żebyś tu ze mną był - bełkoczę cicho. Czuję, jak moje policzki oblewa rumieniec, serce bije z zażenowaniem. Pewnie pomyśli, że jestem jakąś przyczepną dziewczynką, jednak nic nie poradzę, że za nim tęsknię.


- Chciałbym, żebyś do mnie wróciła - wyznaje równie cicho. Na te słowa serce omal nie wyskakuje mi z piersi. Udało mu się mnie uspokoić w kilka minut, tylko wyłącznie dzięki tym słowom - Coś ci zrobił? - pyta.


Nie potrafię sobie wyobrazić sceny, podczas której Zayn krzywdzi Matt'a. Mimo wszystko, że ten chłopak mnie skrzywdził, nie chciałabym, aby doszło między nimi do jakiejś bójki. Pomijając to co obaj mi wyrządzili - Matt zawsze będzie tym gorszym.


Matt zniszczył moją zdolność do ufania, skrzywdził mnie, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek uda się mnie uzdrowić. Ale nie mogę zaprzeczyć, że stał się sporym kawałkiem mojego życia, mam nadzieję, ze już nigdy więcej nie popełni tego samego błędu. Nadal był tym samym chłopakiem, z którym dorastałam.


Zayn.. powoduje moje ciągłe przemyślenia, roztrzepanie, jednak w tym samym czasie trzyma na nogach przy ziemi. Ciągle o nim myślę, po miesiącu znajomości przeszliśmy już tyle wzlotów i upadków.


Nie potrafię odnaleźć słów, aby nazwać co czuję do nich obu. Moje emocje są jednocześnie tak podobne i totalnie różne - jak ogień i lawa, oba te żywioły palą wszystko na swojej drodze, oba ranią, niszczą wszystko, ale widać między nimi pewne przeciwieństwa.


- Nie - potrząsam przecząco głową - Ja tylko.. nie byłam gotowa, aby go spotkać. To znaczy byłam.. ale myślałam, że jest teraz w Fort Collins na studiach, nie spodziewałam się jego obecności na urodzinach Sary - wyjaśniam.


Miałam cichą nadzieję, że będzie wolał zostać w Fort Collins, niż wracać do domu na weekend. Kiedy rodzice poinformowali mnie o jego odwiedzinach, miałam nadzieję, że się mylili.


- Rozmawialiście? - opadam plecami na łóżko gapiąc się w sufit. Uśmiecham się na nutkę zazdrości w jego tonie.


- Wyszłam stamtąd, jak tylko go zobaczyłam. Jestem teraz w domu, a impreza nadal trwa.. - chłopak nie odpowiada. Siadam, kurczowo przytrzymując słuchawkę przy uchu. Po około minucie ciszy decyduję się zadać pytanie, które dręczyło mnie przez cały ten czas.


- Z nami wszystko okej? - wydobywa się ze mnie jakiś wysoki skrzek. Chłopak wzdycha ciężko.


- Dlaczego miałoby być inaczej? - w tonie słyszę absurd - absurd, że śmiałam go o to zapytać. Palcami przejeżdżam po miękkim materiale sukienki i zaczynam się bawić zwisającą końcówką.


- No, bo.. ostatnio tak po prostu odjechałeś bez słowa, nie zadzwoniłeś i-


- Kurwa, Julio, z nami okej - chłopak chichocze przerywając moje paranoiczne myśli. Wyobrażam sobie właśnie jego idealny uśmiech, to jak przeczesuje włosy dłonią na moje nieodpowiednie słowa.


- Dlaczego więc mnie tak po prostu tam zostawiłeś? - pytam. Nie odpowiada, zapewne tego nie zrobi. Przez dłuższą chwilę po drugiej stronie słyszę tylko jego cichy oddech. Nie powinnam była go o to pytać. Zawsze gdy zaczynam już przesadzać z moim 'wywiadem', chłopak bardzo się na mnie złości. 


- Bo bałem się, że gdy wrócisz do domu, oprzytomniejesz i zdasz sobie sprawę, że stęskniłaś się za tym co zwykłaś oglądać dzień w dzień - martwił się, że nie zechcę go już nigdy więcej. Zaciskam usta i przekręcam głowę na bok.


- Faktycznie, tęskniłam, za rodziną, przynajmniej tak myślałam... teraz widzę, jakie to było monotonne - śmieję się sama do siebie.


Nadal nie mogę uwierzyć, że aż tak nudna byłam, zanim wyjechałam na studia - zanim poznałam jego. Zwykłam pomagać mamie przy obiedzie, gawędzić z rodzicami podczas spożywania posiłków, odwiedzać sąsiadów, chodzić do szkoły - niekończące się koło rutyny. Jakim cudem nie miałam dosyć tej nudy? Czemu nie zauważyłam, jakie to było szare i nijakie?


- Twoje idealne, nudne życie - chłopak żartuje z niskim chichotem. Zrobiłabym wszystko, aby był tu ze mną, bądź ja tam z nim. Mógłby mnie trzymać w swoich ramionach, uspokoić i sprawić, że wszystko będzie a jak najlepszym porządku.


- Ta.. idealny, nudny świat - mimowolnie się uśmiecham - Zaśpiewasz dla mnie? - zaskakuję się tym pytaniem, ale czuję, że jego melodyjny głos ukoi moje rozszalałe emocje.


- Um.. - wydycha, wiem, że odpowie mi przecząco. Wyczuwam wahanie w jego tonie. Byłam głupia prosząc o coś takiego.


- Pewnie - zgadza się po chwili, na co od razu szeroko się uśmiecham. Słyszę jak się gdzieś przemieszcza, a po sekundzie znów przykłada słuchawkę do twarzy - Jakieś specjalne życzenie, kochanie? - mój żołądek wykonuje kilkanaście fikołków, a policzki oblewa rumieniec.


Matt nigdy jakoś specjalnie się do mnie nie zwracał, nadał mi swój własny 'przydomek' - Julie ( coś jak Juleczka? ) - miałam go po dziurki w nosie. No może nie do końca, ale czułam się wtedy jak mały rozwydrzony bachor. Dorastając razem nauczył się tak mnie wołać - to było takie irytujące.


Nazwał mnie tak już pierwszego dnia naszej znajomości, ponieważ najwidoczniej 't' ( no wiecie po angielsku Juliet, a on nazywa ją Julie :) ), które napisałam, wcale nie przypominało tej litery. Od tamtej pory byłam jego Juleczką.


- Zaskocz mnie - przygryzam wargę. Wiem, że spodoba mi się wszystko, co dla mnie zaśpiewa, po prostu chcę usłyszeć jego jedwabisty głos. Nasłuchuję pierwsze odgłosy szarpanych strun, w  końcu w słuchawce rozbrzmiewa dźwięk, którego tak długo wyczekiwałam. Moje ciało zalewa przyjemne ciepełko.




She's all laid up in bed with a broken heart, 
While I'm drinking Jack all alone in my local bar, 
And we don't know how, 
How we got in to this mad situation, 
Only doing things out frustration -


(Ona leży w łóżku smutna, ze złamanym sercem 
Gdy ja piję Jack'a całkowicie sam w moim lokalny barze
I nie wiemy jak
Jak znaleźliśmy się w tej szalonej sytuacji
Tylko pozbywając się swojej frustracji )



 Słuchając jego idealnego głosu, nie potrafię powstrzymać wkradającego się na moje usta szczerego uśmiechu. Chłopak śpiewał to tylko dla mnie.


Trying to make it work but man these times are hard.
She needs me now but I can't seem to find a time -

(Staramy się to naprawić, ale człowieku, te czasy są trudne 
Ona mnie potrzebuje, ale wygląda na to, że nie mogę znaleźć na to czasu)



Nawet jeśli to tylko zwykła piosenka, jej tekst tak niesamowicie odnosił się do mnie i Zayn'a. Właśnie teraz, leżę w swoim łóżku ze złamanym sercem, potrzebuję go, ale nie może tu ze mną być. Jakimś sposobem zostały stworzone dla naszej obecnej sytuacji.


I've got a new job now on the unemployment line, 
And we don't know how, 
How we got into this mess is it gods test, 
Someone help us cause we're doing our best - 

(Właśnie zdobyłem nową pracę po długim okresie niezatrudnienia 
I nie wiemy jak 
Jak znaleźliśmy się w tym bałaganie, czy to próba Boga?
Niech ktoś nam pomoże, ponieważ staramy się tak bardzo)


Dokładnie tak samo, oboje bardzo się staramy. Jak najlepiej staramy się opanować ten wszechobecny bałagan. Jego wersja tego utworu jest dużo spokojniejsza i wolniejsza, relaksuje się każdy mój mięsień.


Trying to make it work but man these times are hard
But we're gonna stop by
Drinking old cheap bottles of wine, 
Sit talking up all night, 
Saying things we haven't for a while
A while ya
We're smiling but we're close tears, 
Even after all these years, 
We just now got the feeling that we're meeting for the first time - 

(Staramy się to naprawić, ale człowieku, te czasy są ciężkie
Ale my spróbujemy się zatrzymać
Pijąc stare, tanie butelki wina 
Siedząc i rozmawiając całą noc
Mówiąc rzeczy, których nie powiedzieliśmy przez pewien czas
Pewien czas, tak 
Uśmiechamy się, ale jesteśmy blisko płaczu
Nawet po tych wszystkich latach
Po prostu otrzymaliśmy to uczucie, które poznajemy po raz pierwszy)



Czuję przechodzące przeze mnie dreszcze.


She's in line at the dole with her head held high
While I just lost my job but didn't lose my pride
Andwe both know how, 
How we're gonna make it work when it hurts, 
when you pick yourself up, you get kicked to the dirt, 
Trying to make it work but, man these times are hard... -

(Ona jest na drodze do wyjścia z jej głową uniesioną wysoko
W czasie gdy ja straciłem swoją pracę, ale nie przegrałem mojej walki
Ale my wiem jak 
Jak to naprawić, gdy to boli
Gdy próbujesz pozbyć się problemu, zostajesz wepchnięty w brud
Starając się to naprawić, ale człowieku, te czasy są ciężkie)



Jego głos cichnie, a moje ciało wypełnia całkowity spokój. Powieki stają się ciężkie, kładę się głową na poduszce leżącej zaraz koło mnie. Wyobrażam sobie, jak koło mnie siedzi, śpiewa, zerka swoimi karmelowymi tęczówkami, całuje...

- Chciałabym, żebyś tu był - bełkoczę. Bardzo podobało mi się jego wykonanie, ta piosenka przeze mnie przemówiła. Nie mam pojęcia, czy właśnie to miał na myśli, ale tak się stało.   

Był to Pierwszy raz*, kiedy ktoś zdobył pełną kontrolę nad moimi emocjami. Pierwszy raz nie miałam problemu z byciem lub nie byciem oficjalnie razem. Po raz pierwszy spotkałam chłopaka, takiego jak Zayn, nie widziałam o nim praktycznie nic.

Zastanawiam się, czy byłam dla niego jego pierwszym razem. Pierwszą dziewczyną w jego pokoju, która nie była ani pijana, ani naga. Uśmiecham się na wspomnienie o nocy, której się poznaliśmy... Prawdopodobnie byłam pierwszą, z którą poważnie rozmawiał i nie przeleciał.

- Powinnaś wrócić ... przyjedź na noc... w końcu dobrze odpoczniesz - odpowiada cicho. Jego propozycja jest niezwykle kusząca, szczerze rozważam taką opcję - zebrać się, wrócić i usnąć bezpiecznie w jego ramionach, stworzonych tylko dla mnie.

Potrząsam głową, tak jakby mógł mnie zobaczyć. Nie mogłam tak po prostu zostawić tu Sary, z resztą byłam w tymczasowym posiadaniu jej samochodu. Nawet jeśli chciałabym wrócić, byłabym zmuszona je wziąć. Szubko odpycham ten pomysł z dala od swoich myśli.

- Wysypiałeś się ostatnich nocy?

- Nie dokąd zostawiłem cię pod tym akademikiem, nie dokąd odciąłem się od ciebie przez te kilka ostatnich dni.. miałem wrażenie, że minęły wieki. Miałem w planach do ciebie zadzwonić, ale nie chciałem rujnować twojego mile spędzonego czasu w gronie rodziny - cieszę się, że jest ze mną szczery, uwielbiam momenty, w których jest wobec mnie taki otwarty.

- Powinieneś był zadzwonić - wolałabym, aby to wcześniej zrobił, umierałam z nieświadomości o jego stanie. Sara twierdzi, że Zayn powoduje we mnie przyrost sił, ale przez niego czuję się tylko dużo słabsza - taka zależna. To wcale nie dodaje mi sił, prawda?

- Powinienem - zgadza się - Cieszę się, że ty to zrobiłaś - bełkocze. Przez moment oboje milczymy - jak impreza?

- Było świetnie - kiedy mu opowiadam zaczynam bawić się krawędzią prześcieradła - Wiesz, dokoła ekstrawagancja.. Mam naprawdę dużo do zaplanowania, jak już wrócę. Muszę zaprosić gości, znaleźć jakieś dekoracje, jakoś je przymocować, wybrać odpowiednią datę, powinnam-

- Nie zawracałbym sobie głosy dekoracjami. To dom bractwa i nie będą miał żadnego znaczenia, gdy tylko pojawi się masa ludzi - przerywa mi. Wiem, że pewnie ma racje. Impreza urodzinowa Sary jest organizowana w większości dla samych przyjaciół, a nie papierowych dekoracji/

- A jeśli chodzi o datę, to wystarczy wysłać wiadomość do wszystkich nawet na godzinę przez rozpoczęciem. Przyjdą tłumy, zobaczysz - właśnie tak, ściągaj ze mnie wszystkie moje zmartwienia. Zdolność do panowania nad moimi emocjami była zaskakująco skuteczna i nieco przerażająca. Wiedząc, że ot tak może mnie emocjonalnie zadreptać, czułam się niekomfortowo.

- Jak zajęcia? Czy pan Collins wspominał o wynikach sprawdzianu, który ostatnio pisaliśmy? - o tym, do którego pomagał mi się przygotować Zayn, nawet jeśli wtedy w bibliotece tylko mnie rozpraszał. Zastanawiam się czy chłopak nadal był dla nauczyciela taki nieprzyjemny?

Paranoiczne podejście Zayn'a do Pana Coliins'a uważam za szczeniackie. Jednak dorastał w takich, a nie innych warunkach, przez co przez te wszystkie lata zdążył wybudować wokół siebie mur skutecznie odcinający go od innych. /Ludzie nie zawsze są tacy, za jakich się podają. Założę się, że gdybym miała wcześniej okazję zobaczyć małego Zayn'a z rodziną, z pewnością uznałabym ich za szczęśliwych i bezkonfliktowych ludzi.

Taki był właśnie Zayn - pozory myliły. Ostatnio nawet trochę się zmienił , ciekawe jak długo to potrwa.

- Nie poszedłem na nie - mówi, jakby to było takie oczywiste. Nie poszedł? Dlaczego? Co robił zamiast tego? Nie wyobrażam sobie ot tak opuścić zajęcia.

- Dlaczego? - łączę brwi w konsternacji, choć chłopak nie może przecież tego zobaczyć - wiem, że słyszy moje zdziwienie w tonie głosu.

- Nauczyłem się wystarczająco wiele, aby zdać - pewnie ma racje, ja byłam osobą, która musiała być najlepsza. Nie zadowalało mnie samo zaliczenie.

- Wiesz, wygląda na to, że odkąd opuściłeś te lekcje, będę zmuszona znaleźć sobie innego partnera do nauki - droczę się z nim - Co powiesz na tego chłopaka siedzącego na tyłach.. Kevin'a? - uśmiecham się.

- Nie ma mowy - buczy z wesołością w tonie, ale wiem, że mówi poważnie. Nie wyobrażam sobie nauki z kimś innym, oprócz Zayn'a - no i Liam'a, który pomaga mi w Chemii.

- Jak inaczej mam sobie poradzić? - pytam go lekko. Czuję się, jak głupiutka dziewczynka z podstawówki gadająca ze swoim obiektem westchnień. Chichotałam i uśmiechałam się - jakby on tu był. Moje serce waliło od tego, że faktycznie czuwał przy mnie po drugiej stronie linii.

- Julio, jesteś mądra i nie potrzebujesz już moich wskazówek - odpowiada z irytacją - Nawet nie wiem dlaczego cię uczyłem, wiesz przecież wszystko - uśmiecham się na jego pochwałę. Było mi miło, że we mnie wierzył.

- Wiesz dużo więcej ode mnie - przekręcam się na łóżku relaksując się w nowej pozie

- Może trochę - wyobrażam sobie tę jego zadowoloną z siebie minę. Zawsze kłóciliśmy się o to, kto z nas jest lepszy.

- Założę się, że jesteś mądrzejszy, niż mówisz - odgryzam się - zaczyna się nasze przekomarzanie.

- Założę się, że nie. Jestem tylko głupkiem z bractwa, który stanowczo za dużo imprezuje. Czy to nie tak definiowałaś wszystkich członków tego stowarzyszenia? - przeczy - Myślę, że ranisz tym trochę Liam'a.

- Nie powiedziałam, że wszyscy tacy są, tylko to co zdążyłam zauważyć na filmach - bronię się.

- Więc podpierasz się na wątkach z filmów? - zachęca mnie do dalszej kłótni.

- Może trochę... ty też tak robisz - przypominam mu. Podczas nocy, której wszystko się zaczęło - Pomyślałeś, że to znak, również kierujesz się historiami z filmów - śmieję się na wspomnienie, które już na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Śmianie się z byle powodu powoduje we mnie tylko coraz większe zmęczenie.

- Ty byłaś tym znakiem - ledwie go słyszę. Nie jestem do końca pewna, czy to wypowiedział, ale jestem zbyt zmęczona, by go o to pytać - Chcesz, żebym został na linii? - jego głos przechodzi w nikły szept.

- Proszę - błagam go zamykając powoli powieki. Słyszę, jak znów się gdzieś przemiesza, a po chwili ciszę wypełnia jego przyjemny, spokojny oddech.

- Powinnaś tu po prostu przyjechać - bełkocze wprost do słuchawki.

Jestem zbyt zmęczona, by mu odpowiedzieć, a w dodatku wiem, że jak już zacznę to uda mu się mnie przekonać - mimo wszystko chciałabym być teraz z nim. Pomimo, że nadal ukrywa przede mną wiele informacji, pragnę z nim być.

Leżeć z nim w jednym łóżku, z ramionami wokół mojego ciała - żeby nic nie liczyło się poza nami.


Notka od autorki:

Nie zapomnijcie GŁOSOWAĆ!! :)

Naprawdę chciałam, aby Zayn tutaj dla niej zaśpiewewał - w tym fanfiction One Direction nie istnieje - Kto miałby znaleźć się w zespole? Hahahha Co sądzicie o sytuacji z Matt'em i Zayn'em? Trudno jest całkiem wymazać kogoś z pamięci, nawet jeśli bardzo nas skrzywdził :/ agh :) Czekam na wasze opinie!!


Jeśli choć trochę szanujesz moją pracę to proszę skomentuj :)




BOŻE WŁĄCZCIE TO + WYOBRAŹCIE SB GŁOS ZAYN'A!!! No piękne!!

* Pierwszy Raz - śpiewaj jej 'For The First Time' w oryginale wykonywane przez The Script, a tytuł właśnie oznacza 'Pierwszy Raz' :)

_______________________________

Hej!! :) 

Szczerze czekałam od dłuższego czasu, żebym mogła przetłumaczyć dla was ten rozdział! Jest taki jdshxhjnnkfs, nie? Kocham to jak dla niej śpiewa, to takie osobiste no :)

Proszę was o więcej komentarzy, bo ostatnio coś kiepsko, a było już całkiem nieźle .. :c


Do następnego!





poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 36

Soundtrack:

* Impossible - Shontelle
* Home - Gabrielle Aplin


Następnego ranka budzę się we własnym łóżku czując to dziwne, znajome uczucie, z którym tęskniłam, ale również i gardzę. W domu  jest cicho, moi rodzice zapewne wyszli już do pracy.

Przebieram się w ubrania do ćwiczeń i decyduję się pobiegać, zdecydowanie dlatego, że już dłużej nie wytrzymam w tym idealnym domku. Jest wcześnie rano, słońce dopiero co wstało, a powietrze jest lodowate. Chowam dłonie w swojej kurtce z Nike i żałuję, że założyłam szorty.

Kiedy zaczynam truchtać, ciepło oblewa moje ciało i utrzymuje przyjemną temperaturę - na szczęście. Biegnę tą samą, zwykłą trasą wokół sąsiedztwa.

Słucham muzyki, która odbija się od moich myśli, więc nie zostałam z nimi całkiem sama. Nic to jednam mi nie pomaga, nadal martwię się o Zayn'a, i tym, że zawsze mogę tu gdzieś spotkać Matt'a.

Ciężko oddychając zwalniam dobiegąc do domu, ale z przeciwnej strony, niż wcześniej. Wykonałam prawie całe koło wkoło. Moje stopy zatrzymują się przy małym, jasno-niebieskim domku kilka budynków przed moim. Gapię się w niego zastanawiając czy jest w środku.

Z tym domem wiąże tyle rozmaitych wspomnień, odkąd byliśmy małymi dzieciakami, aż do teraz.

Bawiliśmy się w ogrodzie, łapaliśmy się nawzajem, śmialiśmy, obrzucaliśmy się błotem, oglądaliśmy wspólnie filmy, a nawet pokłóciliśmy się w tym miejscu - zerwaliśmy. Przygryzam usta i odwracam się spacerując przez resztę drogi, aż do docieram do domu.

Przechodząc przez ciepły korytarz zatrzymuję się przyglądając się zdjęciom powieszonym na ścianie. Wisi tam kilka z nich w ramkach -  z różnych okresów mojego życia.

Pierwsze z nich przedstawia dzień moich narodzin - jest na nim moja mama ze mną na rękach w szpitalu. Wygląda pięknie, oczekiwałabym, że będzie miała rozczochrane włosy, ale tak nie jest - wystaje z nich jednak kilka niesfornym kosmyków i wyraźnie widać pot zaraz na linii czoła. Mimo wszystko nadal wygląda, tak jak na co dzień - pomijając salkę szpitalną w tle.

Następne ukazuje mnie w jej ramionach, wyglądam jak nowo narodzona, różowa, kurduplowata kupa. Zaraz obok widać mojego tatę - stoi koło nas z uśmiechem na twarzy; samo zdjęcie uwiecznia idealną rodzinką.

Na kolejnym widać znów mojego tatę, tym razem jest w szpitalu i spogląda na mnie z uwielbieniem. Tata był od zawsze moim ulubionym rodzicem, wydawał się mi być bardziej wyrozumiały i wspierający. Bez wątpienia byłam córeczką tatusia.

Powoli zerkam na kolejne zdjęcia. Zatrzymuję się na jednym zrobionym podczas moich pierwszych urodzin. Siedzę na kolanach mamy, na głowie mam malutką czapeczkę urodzinową.

Z kolei kolejne przedstawia dwie przytulające się postacie - mojego tatę i ciocię Kate. Kobieta była strasznie podobna do niego - w końcu są rodzeństwem, więc to zrozumiałe. Odziedziczyła po nim ciemne włosy i czekoladowe oczy.

Kate była moją ulubioną krewną - przynajmniej tyle co o niej pamiętam. Nie widziałam się z nią, odkąd skończyłam 15 lat, czyli jakieś dwa i pół lata temu. Moja mama nigdy za bardzo za nią nie przepadała, i stąd te jej rzadkie odwiedziny.

To wszystko dlatego, że Kate była tą jedyną szaloną osobą w całej rodzinie, mając te dwadzieścia parę lat uwielbiała imprezować. Chociaż jest zaledwie rok młodsza od taty, jeszcze nie wyszła za mą - czerpała radość z życia.

Zawsze chciała się świetnie bawić, razem z Sarą byłyby, jak dwie krople wody. To trochę dziwne, ale Sara mi nią nieco przypomina - obie zachowywały się beztrosko i na ich twarzach często widniał szczery uśmiech - mają zapał do chwytania tego czego chcą i pragną.

Następne zdjęcie pochodzi z czasów, kiedy uczęszczałam do podstawówki, z łatwością zauważam na nim Matt'a. Był tam ze mną - nie ważne, jak bardzo chciałabym o tym zapomnieć, ten chłopak odegrał ogromną rolę w moim życiu. Przebywał w moim domu... na tych fotografiach, w moich wspomnieniach, był częścią tego, kim teraz jestem.

Spuszczam wzrok przejeżdżając palcem po teksturowej ścianie. Spoglądam na kolejne obrazki z pierwszego roku szkoły. Uśmiecham się na nie - z Sarą robimy sobie nawzajem makijaże. Ja wyglądam całkiem przyzwoicie, w przeciwieństwie do blondynki, która przypomina potwora - to nie był dobry pomysł, abym ją kiedykolwiek próbowała pomalować.

Przenoszę wzrok na następne i moje serce łomocze z bólu - uśmiech znika z mojej twarzy. To zdjęcie wykonane zostało w dniu mojej pierwszej randki z Matt'em.

Nawet wtedy, na pierwszej randce moi rodzice byli święcie przekonani, że skończymy, jako para. Chłopak obdarował mnie bukietem kwiatów, spytał mojego tatę o pozwolenie na zabranie mnie na randkę, poznał moich rodziców już na samym początku. To było niezwykle urocze, ale takie tradycyjne, można się było tego spodziewać.

Biorę głęboki oddech i zamykam oczy. Oddalam się od fotografii, koniec z wycieczką po przeszłości.

Reszta dnia jest nudna - idealnie nudna. Biorę prysznic, przygotowuję lunch dla Jeremy'ego i zajmuję się nim gdy rodzice są w pracy. Sprzątam pomieszczenia i gotuję obiad, aby odciążyć trochę mamę - będziemy jeść spaghetti.

Kiedy wraca do domu, mama jest mi wdzięczna za przygotowanie posiłku. Tato pojawia się z powrotem później, niż ona - tłumaczy się robotą papierkową. Nakrywam do stołu, a moja rodzicielka przebiera się w coś wygodniejszego.

- Dziękuję - ściska moje ramię i zasiada do stołu - Cieszę się, że mam cię znowu w domu, wszystko jest idealne - Znów pojawia się to słowo - idealnie. W moim życiu nie ma nic idealnego... jest nudne...

Wszyscy spotykamy się przy jednym stole i opowiadamy sobie nawzajem o spędzonym dniu. Zaczynam się wtedy zastanawiać o czym zwykłam z nimi rozmawiać. Pamiętam, że w liceum miałam zawsze mnóstwo rzeczy do powiedzenia, ale teraz w ogóle nie pamiętam co.

O ocenach? Nie... tym się zazwyczaj chwaliłam na lunch'u z Sarą bądź Matt'em. Podczas obiadu mogłam gadać i gadać, a teraz? Nie mogę sklecić prostego, interesującego zdania... Jestem absolutnie zagubiona we własnej przeszłości.

***

Następnego dnia nie mogę doczekać się urodzinowego obiadu u Sary - w końcu oderwę się od tej rutyny. Nadal nie mogę uwierzyć, że właśnie takie było moje życie, zanim poznałam jego. Czasem nawet brakowało mi tej szarej codzienności.

Łapię się również na tym, że tęsknię z a Zayn'em i Boulder. Chłopak nadal do mnie nie zadzwonił, i z tego powodu boli mnie serce - znów płynął do mnie myśli i wątpliwości.

Zastanawiam się, czy dużo imprezował, odkąd wyjechałam, ciekawe czy zabawiał się z jakimiś dziewczynami. Dobrze się beze mnie bawił? A co jak sobie uświadomi, że lepiej mu bez mojej osoby w jego życiu?

Ubieram się w malinową sukienkę w stylu empire*. Jej góra jest bez ramiączek i  mocno przylega do mojego ciała, kiedy reszta sukienki opada zwiewnie ku dołowi kończąc się zaraz nad kolanem. Uszyta jest z delikatnego szyfonu i sprawia, że moja skóra jest w lepszej kondycji, niż zwykle.

W stopy zakładam białe baletki i chwytam pasującą do nich spinkę. Schodzę na dół, gdzie zastaję gotowych do wyjścia rodziców wraz z małym Jeremy'm.

Moja mama ma na sobie odświętną, niedzielną sukienkę, niebieski sweterek i ciemne buty. Tata zaś włożył pasującą do niej koszulę i garniturowe spodnie. Chłopca ubrano w ciemne, eleganckie spodenki i jasno-niebieską koszulę zapinaną na guziki. Uśmiecham się i biorę od nich Jer.

- Piękna sukienka - mówi do mnie mama. Spoglądam na siebie raz jeszcze - sukienka była kolejnym prezentem od Sary, nalegała abym ją ze sobą tu przywiozła i wystroiła się na jej urodziny. Muszę przyznać, że wie lepiej ode mnie co powinnam nosić.

- Dzięki - bełkoczę podążając za nimi do samochodu. Zapinam braciszka pasem, a moi rodzice podkręcają ogrzewanie w samochodzie. Siadam obok niego i szybko poruszamy się w stronę domu Sary.

Kiedy docieramy na miejsce słońce powoli zaczyna już zachodzić, a samochody cierpliwie czekają w kolejce przed domem. Zastanawiam się ile osób zaprosili - ile z nich chciało przyjechać, by świętować urodziny blondynki.

Biorę Jeremy'ego na ręce i wysiadam z pojazdu zaraz za rodzicami, którzy rozmawiają o zaproszonych tu rodzinach. Nie zwracam na nich jednak najmniejszej uwagi, chłopiec bawi się swoim zabawkowym pociągiem od czasu do czasu spoglądając na mijające nas auta.

Drzwi wejściowe są szeroko otwarte, wchodzimy do środka. Dom został pięknie udekorowany, w oknach wiszą złote zasłony, w całym domu błyszczą ozdoby w tym kolorze. Myślę, że złoty jest kolorem przewodnim tej imprezy - Sara to złota dziewczyna.

Poprawiam ręką swoje loki i podążam do kuchni, gdzie napotykam roześmianą Sarę rozmawiającą ze  znajomą z liceum - wydaje mi się, że to Naomi. Solenizantka uśmiecha się do mnie i macha zachęcająco, by do nich dołączyć. Prześlizguję się przez tłum z łatwością.

- Hej! - Sara piszczy radośnie, po czym zwraca się do Jer - Hej mały! Dobrze się bawisz? - pyta swoim dziecinnym głosikiem. Chyba zachowała się zbyt wybuchowo, bo chłopiec chowa twarz w moim ramieniu - Chyba mnie nie pamięta - Sara wzdycha kładąc dłonie na biodrach.

- Pogadamy potem Sar, cześć Jula! - Naomi macha do mnie przyjacielsko i znika w tłumie. Sara uśmiecha się do niej, zanim dziewczyna nie ginie z pola jej widzenia.

- To było nie miłe - odwraca się do mnie ze śmiechem.

- Dlaczego? - pytam, podrzucając nieco chłopca, aby było mu wygodniej. Dziewczyna nie odpowiada, tylko chwyta dwa kieliszki z szampanem i nalega, abym za nią poszła. Znajduję mojego tatę i wręczam mu Jeremy'ego. Chyba wychodzimy na zewnątrz.

Jej rodzice, w większości jej mama wykonali kawał dobrej roboty z tymi dekoracjami. Cały ogród wypełniony jest dziesięcioma złotymi stołami z krzesłami w tym samym kolorze. Dekoracje po środku są białe, bądź czerwone z różami o złotych łodygach w wazonach.

- Wygląda niesamowicie - zauważam złote pokrywy krzeseł. Nie mają one jednak tego samego odcienia, Nie ma tu nic taniego, jej rodzice nigdy nie musieli oszczędzać.

- Wiem strasznie mi się podoba - uśmiecha się. Idziemy nad staw, gdzie znajduje się kilkoro innych osób.

- Wydaje mi się, że to najtłoczniejsze twoje urodziny ze wszystkich, jakie dotąd obchodziłaś - zaznaczam biorąc łyka szampana.

- Myślę, że wszyscy chcieli się przekonać, jak sobie radzę w nowej szkole - wzrusza ramionami.

- O to pytałam cię Naomi? - pytam wspominając wyraz jej twarzy, kiedy dziewczyna już odeszła. Przechadzamy wokół stawu, który wbrew pozorom wcale nie jest taki duży. Obejście go dokoła zajmuje od pięciu do dziesięciu minut.

- Taaa, mniej więcej. Pytała mnie też o ciebie i Matt'a - wypija szampana przymrużając oczy w dezaprobacie, na co zaczynam się śmiać.

Zdawałam sobie sprawę, że Sara nie czerpała radości tłumacząc innym, że Matt mnie zdradził - ja również, ale jej wsparcie było dla mnie wszystkim. Wręczam jej mój kieliszek, kiedy ona już swój opróżniła.

- O co konkretnie? - staram się brzmieć obojętnie - ale Naomi była królową plotkar w całej naszej szkole, więc naprawdę chciała wiedzieć co mówiła.

- Tylko o ty, jak się trzymasz, dlaczego zerwaliście. Słyszała plotki o zdradzie - rzuca we mnie zmartwionym spojrzeniem.

- Mam nadzieję, że wszyscy pozostaną w przekonaniu, że to plotka - bełkoczę. Nie mam pojęcia czemu chronię go nie zdradzając nikomu prawdy. Jedno jest pewne, jeśli dowie się o tym jego rodzina, wszyscy och wytykać, a wcale na to nie zasługiwali. A on? Nie jestem pewna, nadal nie wiem co do niego czuję.

Był osobą, z którą dorastałam, moim najlepszym przyjacielem, był zawsze obok mnie. Nie mam pojęcia, co spowodowało jego czyn - zdradę. Jednakże dopiero teraz to widzę, moje życie było piekielnie nudne.

- Moja mama powiedziała, że on może być teraz tu w mieście - mamroczę gapiąc się w trawnik. Słyszę, jak Sara krztusi się napojem i szybko wypluwa go na zewnątrz zakrywając swoje usta. Gapi się na mnie z niemałym szokiem.

- ON jest w mieście? - domaga się powtórzenia, widzę niepokój w jej oczach. Sięga dłonią do mojego ramienia i kładzie ją tam - upewnia się, że jest ze mną w porządku.

- Jest okej - macham dłonią przed jej oczami - Prędzej, czy później i tak bym go gdzieś spotkała - wzruszam ramionami, na co dziewczyna zaciska usta w wąską linię. Przytakuje ze wzrokiem wlepionym w moją twarz.

Na tą chwilę mogę powiedzieć, że nie mam nic przeciwko, żeby go zobaczyć. Jednak nie wiem, czy sobie z tym poradzę i tego się obawiam.

- Myślisz, że się tu dziś pojawi?

- Wątpię - mówię - Uważam, że będzie mnie za wszelką ceną unikał, nie przyjdzie na twoje urodziny wiedząc, że będę tu na pewno ja... przykro mi, że go tu nie będzie z twojego powodu. Nie ważne co mówiłaś, w jakiś sposób się przyjaźniliście - kącik moich ust opada w dół.

- Nie mów tak, przyjaźniliśmy się ze względu na ciebie - dotyka mojego ramienia i idziemy w stronę tłumu - To jak, gdybyś ty przyjaźniła się z moim facetem, ze względu na mnie.

Miała rację. Zawsze starałam się nawiązać dobry kontakt z jej partnerami, przecież za każdym razem kiedy się widywałyśmy, oni też tam byli. Matt i Sara nigdy się nie spotykali, al jeśli byłam tam z nimi, zawsze dużo rozmawiali i śmiali się.


Razi nas światło ogniska, które własnie rozpalił ojciec Sary. Muzyka już gra, a na ogrodzie pojawiają się coraz to większe tłumy. Jest tu taki wiele osób, że zastanawiam się, czy zaprosili tu całe miasto.

- Impreza się zaczyna, miejmy nadzieję na dobrą zabawę - uśmiecham się do niej.

Dziewczyna mruga do mnie i wracamy do reszty. Z łatwością odnajduję swoich rodziców, którzy gawędzą z jakąś rodziną. Nie pamiętam do końca kim są, ale jestem przekonana, że chodziłam z ich córką do tej samej szkoły - wygląda okropnie znajomo.

Zostaję obok nich, rozmawiam , kiedy Sara jest witana ogromem upominków. Zauważam blond czuprynę w odcieniu piasku i zaraz przypominam sobie, że jej właścicielką jest moja dawna partnerka z laboratorium Kelsey. Podchodzę do niej stukając lekko w ramię.

Dziewczyna odwraca się do mnie swoją piegowatą twarzą. Kiedy mnie rozpoznaje gości na niej szeroki uśmiech. Zauważam, że nieco przytyła, ale nadal jest drobnej postury.

- Jula? - uśmiecha się przytulając mnie.

- Hej - odwzajemniam gest - Jesteś tu! Myślałam, że wyjeżdżasz na studia do Vermont!

- Chodzę tam, przyjechałam tylko na kilka dni i okazało się, że akurat trafiłam na imprezkę urodzinową Złotowłosej - śmieję się na tą ksywkę.

Razem z Kelsey uczęszczałyśmu z Sarą do Podstawówki, dopóki nie poznałam jej bliżej podczas zajęć z labolatorium, byłyśmy zwykłymi znajomymi. Jadnak, gdy nasz związek z Matt'em zaczął się rozwijać, zaniedbałam naszą przyjaźń z Kelsey.

- Cieszę się, że tu jesteś - widzę, jak jej uśmiech znika.

- Słyszałam o tobie i Macie - jej ton jest pełen współczucia.

Czuję ścisk w klatce - o czym słyszała?

- Dowiedziałam się, że zerwaliście.. wszystko w porządku? Nigdy jednak nie dosłyszałam dlaczego - oblewa mnie fala ulgi i znów mogę swobodnie oddychać, na szczęście nie miała pojęcia co się między nami wydarzyło.

- Tak - przytakuję szybko - Po prostu coś się między nami rozpadło - czuję się źle, że tak łatwo przychodzi mi kłamstwo. Nigdy nie byłam w tym najlepsza, ale jeśli powtórzysz coś wiele razy to sam zaczynasz w to wierzysz.

- Tak mi przykro, wyglądaliście razem wprost idealnie - dotyka mojego ramienia z pocieszającym uśmiechem. Mój umysł znów ogarnia tornado.

Nie mogę się skoncentrować na niczym, kiedy myślę o Macie. Zastanawiam się co na mój widok pomyśleli inni, smutna, pokrzywdzona dziewczynka ze złamanym sercem? Czy jednak jako silną kobietę, która walczy o powrót normalnego życia? Zastanawiam się co plotkowali o Macie i jakie wymyślili scenariusze naszego zerwania?

Moje myśli powoli przechodzą w mniej stresujące. Jakby to było, gdybyśmy nigdy nie zerwali? Gdyby mnie nie zdradził..

Tworzylibyśmy teraz idealną parę - trzymającą się za ręce, śmiejącą się, tańczącą do powolnych kawałków. Prawie, jak Sara i Niall, ale mniej okazywania uczuć, jak najlepsi przyjaciele.

Zayn.. gdyby tu był Zayn.. również byłabym w rozsypce - płacząc, z bałaganem w głowie, byłabym zraniona, zła lub z poczuciem bycia na szczycie świata. Trzymałby mnie za rękę, sprawiał że liczy się tylko nasza dwójka, że poczuję się bezpieczna.

Kiedy w końcu opadam na ziemię i uderza mnie rzeczywistość siedzę z rodzicami i wysłuchuję przemowy rodziców Sary na temat ich córki.

Wychwytuję tylko jakieś pojedyncze zdania, mówią o tym, jak bardzo tęsknili, że wykonała kawał dobrej roboty w nowej szkole. Są podekscytowani jej odwiedzinami, i nie mogą uwierzyć, że dziś kończy 19 lat.

W mgnieniu oka ktoś przynosi cztero warstwowy, złoty tort z czerwoną różą. To piękne ciasto, na wierzchu palą się już świeczki  jest och więcej, niż powinno. Podano go do naszego stolika, gdzie siedzimy my i rodzina Sary razem z nią oczywiście.

Staram się śpiewać 'sto lat' razem z innymi, zanim dziewczyna zdmuchuje płomienie wypowiadając w myślach życzenie. Źle mi, że jestem rozkojarzona właśnie w takiej chwili, ale jedyne czego pragnę to wrócić do Boulder - nawet jeśli tam również nie potrafię się poskładać do kupy. Przynajmniej mam tam Zayn'a.

Zayn, chłopak, który zrobił ze mnie bałagan jest zarazem tym, który trzyma mnie w całości. Paradoks, nie?

Wszyscy zaczynają częstować się torem i wesoło rozmawiać. Spoglądam w dół na swój talerz iz daję sobie sprawę, że w ogóle nie tknęłam jedzenia. Słyszę, jak burczy mi w żołądki i kuszę się na odrobinę pięknie wyglądających kotlecików wieprzowych. Moje zmysły skupiają się na wyśmienitym smaku, więc nie mam czasu na rozmyślanie.

- Idziemy potańczyć - moja mama wytrąca mnie z transu - Pilnuj Jer, okej? - wskazuję na chłopca siedzącego na krześle obok mnie.

- Pewnie - odpowiadam przełykając kęsa.

Moja mam chwyta dłoń taty i oboje odchodzę w stronę parkietu tanecznego. Zawsze zastanawiało mnie, jak oni się poznali, czy była to miłość od pierwszego wejrzenia i takie tam. Jednak za każdym razem, gdy pytałam ich o to, odpowiadali, że na studiach, ale nigdy nie wgłębiali się w szczegóły. Wtedy odpuszczałam.

- Dobrze się bawisz Jer? - pytam małego, który się mi bacznie przygląda. Chłopiec przytakuje, ale po chwili ziewa, a jego główka opada na oparcie krzesła.

- Dostałeś kawałek tortu ? - pytam go.

Wokół przemieszcza się dużo ludzi z talerzykami, na których leżą kawałki pysznego ciasta. Jeremy potrząsa przecząco głową - nie był zbyt wygadany, ale uwielbiał się uśmiechać - Poczekaj tu - nakazuję mu lekko zanim znikam w poszukiwaniu wolnego kawałka.

- Masz - Sara wręcza mi jeden z różyczką na szczycie. Uśmiecham się do niej.

- Dzięki, dobrze się bawisz? - rozglądam się po pomieszczeniu, każdy ma na twarzy pełen uśmiech. Imprezę można zaliczyć do udanych.

- Pewnie - chichocze - Już nie mogę się doczekać, kiedy otworzę te wszystkie prezenty - wskazuje górę paczuszek różnej wielkości. Nie mam pojęcia ile gości tu się zjawiło, ale po rozmiarach tej sterty mogę śmiało powiedzieć, że każdy obdarował ją podwójnie.

- Zgaduję, że to same ubrania - śmieję się, wiem jaki prezent dostała od moich rodziców, swój postanowiłam jej dać dopiero na imprezie w domu bractwa - tej, której jeszcze nie zaczęłam nawet organizować. Czuję rosnącą we mnie panikę.

- Jeśli tak jest, to bardzo mnie to cieszy - mówi z jasnym uśmiechem. Dzielimy się śmiechem, ale nagle cały humor gdzieś niknie. Zauważam jak mina blondynki rzednie.

Jej uśmiech niemal natychmiast znika, gapi się na obraz za mną. Przez moment pojawia się we mnie nadzieja, że zauważyła Zayn'a - że jakimś magicznym sposobem znalazł jej dom i przyjechał tu. Jednak po jej szoku i zmartwieniu wiem, że to nie jest to.

Odwracam się powoli i zauważam jego zaraz za swoimi rodzicami. Cały obraz jakby zwalnia, kiedy wchodzi do środka wszystko jakby zatrzymuje się, powietrze ucieka z moich płuc.

Jego krótkie, brązowe włosy, lśniące, zielone oczy, muskularne ciało, wyraźne kości policzkowe i opalona skóra - zasłaniają mi wszystko i wszystkich. Nie oddycham gapiąc się na niego, Chłopak mierzy wzrokiem wszystkich tu zebranych.

- Jula.. - Sara łapie mnie za ramię.

Jego wzrok ostatecznie napotkał mój, nie mogę się poruszyć, Widzę, że jest zagubiony. W sekundzie, gdy ponownie spojrzałam mu w oczy, cały ból i okropne wspomnienia powróciły do mnie niczym bumerang. Czuję, jakby rozdzierał we mnie nową ranę. Odwracam się do przyjaciółki.

- Nie dam rady - odrzucam włosy ze swojej twarzy - Wrócę do domy z Jeremy'm. Powiesz moim rodzicom? - pytam, na co ona przytakuje w zrozumieniu.

Szybko wracam do brata, podnoszę go. Wtedy zdaję sobię sprawę, że nie mam jak wrócić, Odwracam się z powrotem do Sary. Dziewczyna gapie się na Matt'a, który powoli przepycha się przez tłum podążając w naszą stronę.

- Sara! Nie mam samochodu - jestem wyraźnie spanikowana. Blondynka rozgląda się między mną, a zbliżającym się brunetem. Wygląda na bardziej przerażoną, niż ja.

- Om.. uh.. - rozgląda się poszukując rozwiązania - Weź mój, kluczyki są w sypialni. Tylko przywieź mi go jutro, czy coś - popycha mnie w przeciwnym kierunku, niż Matt.

Jestem jej wdzięczna, że mi pomaga. Znała moją sytuację i widziała, jak mi z tym ciężko. Przechodzę przez grupy ludzi i znajduję się na ganku. Jeremy zasypia w moich ramionach. Patrzę raz jeszcze na Sarę.

Chociaż jest słabe oświetlenie z łatwością widzę obok niej Matt'a. Podchodzi do niej, a ona wygląda na wściekłą, mam nadzieję, że nie wygada się mu, że poszłam do domu. Myślałam, ze poradzę sobie, gdy go znów spotkam - ale uderzyło mnie zbyt wiele złych wspomnień.

Matt zaczyna z nią rozmawiać, Ramiona i szczęka dziewczyny są napięte, wzrok zwężony i potępiający - chyba nadal ma mu ze złe za to co mi zrobił. Chcę jej pomóc, gdy dojdzie pomiędzy nimi do kłótni, ale muszę wyjść.

Idę do sypialni Sary, jest to wielki i ekstrawagancki pokój. Chwytam kluczyki i niemalże od razu wskakuję do jej samochodu. Wtedy zdaję sobie sprawę, że przecież nie mam fotelika dla Jeremy'ego. Gapię się na chłopca, który leży na siedzeniu obok mnie.

Nie mogłam prowadzić bez fotelika, musiałam go zdobyć. Przypominam sobie, że to w Loveland moi rodzice nigdy nie zamykają samochodu. Biegnę w dół uliczki do ich auta, zabieram potrzebną rzecz i wracam do pojazdu Sary. Wszystko jest takie przyspieszone, moje ciało wypełnia panika. Z trudnościami, w końcu udaje mi się zapiąć małego w pas.

Z jakiegoś powodu mam przeczucie, że Matt w każdej chwili może wyjść z budynku, będzie nalegał na rozmowę, ale ja nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Albo gorzej, przyjdzie i będzie udawał, że nic się nie wydarzyło. Czuję tylko panikę.

Nie pamiętam drogi do domu, zapomniałam wszystko. Boli mnie serce, w oczach mam łzy. Dojeżdżam pod swój dom. Parkuję na podjeździe, odwracam się do śpiącego Jeremy'ego, dochodzi 23 w nocy.

Nie potrafię kontrolować swojego nierównego oddechu, ani myśli oraz walącego serce, które zaczęło mnie ogłuszać. Nie oczekiwałam, ze go tam spotkam, potrzebowałam więcej czasu na przygotowanie się. Wydarzyło się zbyt wiele.

Wysiadam z samochodu, biorę ze sobą braciszka. Potem przebieram go, skupiam się na tym prostym zadaniu, więc przestaję czuć tę rozrywającą się ranę na sercu. Kładę go w sypialni na przeciwko mojej, wyłączam światło i wychodzę. Wślizguję się do własnego pokoju, szybko rzucam się na łóżko pozostając jeszcze w sukience - nie mam zbyt wielkiej motywacji, aby się przebrać.

Powrót do domu nie był zbyt mądrym pomysłem - nawiedzają mnie dawne wspomnienia, serce znów kruszy się na milion kawałeczków, wszystko przypomina mi o moim nudnym życiu o tym kim byłam - i nadal niestety jestem.

Już wolę być zagubiona w towarzystwie Zayn'a, niż czuć się tak źle obok Matt'a. Wolałabym leżeć teraz w ramionach Mulata, niż żeby Matt kiedykolwiek mnie zdradził. Zayn był jedynym, który powstrzymywał mnie teraz od histerycznego płaczu - jedynym, który trzymał te wszystkie kawałki razem.

Zayn.

Bez chwili namysłu sięgam po komórkę i wybieram jego numer.



Notka od autorki:


To pierwszy raz, kiedy spotykamy Matt'a! Boże! Dzwoni do Zayn'a!! Miejmy nadzieję, że odbierze! Mam też nadzieję, ze jak na razie wszystko wam się podoba?!



prosta zwiewna sukienka odcinana pod biustem, najczęściej z wyciętym, odważnym dekoltem, zdjęcie jest pod 35 rozdziałem :) 
_____________________


PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM I PRZEPRASZAM! Za zwłokę, błędy i wgl wszystko!
 ODBIERZE, CZY NIE?!!!!!?? MUSI!! <3 nbsp="">


Nie sprawdzany!

Następny będzie szybciej (mam nadzieję...)

PRZYPOMINAM O TWITTERZE - PODAWAJCIE NAZWY POD POSTEM 'WAŻNE' !!



Lydia Land of Grafic