W geście wyjaśnienia, gdyby ktoś miał wszelkie watpliwości; STACY i CAROLINE to dwie zupełnie ROŻNE dziewczyny. Stacy to ex Blake, o której była mowa w 24 rozdziale, a Caroline to ta, o której nic jeszcze nie wiecie, była ostatnio w śnie Zayn'a.
A teraz zapraszam;
Piątek... Minęło dokładnie pięć dni od tego wydarzenia, przez ostatnie cztery, na szczęście udało mi się ukryć siniaki przed innymi, a kolejne trzy zachowywałam się normalnie, szczęśliwie, jakby nigdy nic się nie stało. Od czterech dni nie widziałam Zayn'a, trzy noce przeleżałam na łóżku, nie mogąc zmrużyć oka. Byłam zbyt przerażona, bałam się, że znów nawiedzi moje myśli, skrzywdzi mnie. Chciałabym być teraz w ramionach Zayn'a, bezpieczna.
Siedzę na zajęciach psychologii, wzrok mam wlepiony w stolik, ignoruję innych uczniów w tej klasie. Pomieszczenie wypełnia pogłos wykładu pana Collins'a - poucza nas o jakiś psychicznych dolegliwościach i ubytkach umysłowych.
Zayn nie odpowiada na moje wiadomości, nie odbiera moich telefonów, nie pokazuje się na zajęciach , a za każdym razem gdy pytam o niego Louis'a, chłopak nigdy nie ma dla mnie sensownej odpowiedzi. Martwię się jak cholera, co teraz robi, gdzie jest i do czego już zdążył się posunąć. Od niedzieli nie był sobą, jego zachowanie było zupełnie do niego nie podobne - tak jak i moje , ale mam pewność, że ja nie zrobię nic irracjonalnego.
Od niedzieli, każdy obchodzi się ze mną, jak z jajkiem, obawiają się, że lada moment mogę rozsypać się w drobny mak. Często przyłapuję Sarę na wpatrywaniu się we mnie, dziewczyna non stop obsypuje mnie kolejnymi propozycjami zakupowymi. Liam, aż za bardzo stara się mnie rozśmieszać na zajęciach z chemii - opowiada kawały, nawet gdy jest to zwyczajnie nie jest odpowiednie do sytuacji. Lindsay zawsze wita mnie wymuszonym uśmiechem i codziennie zaprasza na wspólny lunch. Naprawdę doceniam ich starania - jednak tym samym cały czas przypominają mi co się stało. Ich nazbyt ostrożne zachowanie wobec mnie przypomina mi jak On mnie zranił.
Naciągam rękawy koszulki na nadgarstki. Nikt nie zauważył moich sińców, a nawet jeśli komuś rzuciły się w oczy nikt nie powiedział, ani słowa. Wiem, że Sara ich nie widziała- zrobiłam wszystko co w mojej mocy, żeby tak się nie stało. Gdyby tylko je zobaczyła, jestem pewna, że wpadłaby w histerię, zadzwoniłaby po policję, zrobiłaby wszystko co w jej mocy, żeby zrobić z tego sensację.
Po zakończeniu zajęć powoli podnoszę się z miejsca i zbieram swoje rzeczy. Zerkam na pusty stolik, przy którym zwykł siedzieć Zayn. Nikt tam nie usiadał, podczas jego nieobecności. Sięgam po telefon i wysyłam do niego już szóstą wiadomość dzisiejszego dnia z prośbą, by do mnie zadzwonił. Zdaję sobie sprawę, że tego nie zrobi, ale jak to mówią nadzieja matką głupich.
- Panno Augustine? Moglibyśmy zamienić słowo? - pyta mnie pan Collins. Zatrzymuję się w pół kroku i zerkam na siebie. Upewniam się, że sobie tego nie wyobraziłam. Pan Collins spogląda na mnie.
- Oczywiście - przytakuję wracając z powrotem do sali. Mężczyzna przytakuje, opiera się o stolik z założonymi rękami.
- Ostatnio wydajesz mi się nieco rozdrażniona... Czy wszystko w porządku? - pyta, a jego czoło marszczy się w skupieniu.
- Uh, tak, dobrze. Wszystko jest dobrze - kłamię mu prosto w twarz. Ostatnie czego mi trzeba to nauczyciel pakujący się w moje życie prywatne.
- Zechciałabyś napić się ze mną kawy? (Lol, Collins, to twoja uczennica, zwolnij..) - pyta mnie zbierając papiery z biurka.
- Słucham? - pytam go, na co mężczyzna zerka na mnie zaskoczony. Potrząsa głową z uśmiechem.
- Nie w takim sensie... Musimy porozmawiać, twoje stopnie znacznie spadły przez te ostatnie dwa tygodnie - wyjaśnia. Dlaczego musimy iść na kawę, skoro chodzi tylko o moje oceny? Pan Collins obraca się w moją stronę wyczekując mojej odpowiedzi z uniesioną brwią. Wzdycham ciężko,
- No dobrze.
Oboje decydujemy się pójść do kawiarni na kampusie, siadamy przy stoliku w rogu pomieszczenia. Miejsce jest bardzo spokojne i ciche - kawiarnia mieści się w jednym z budynków o starej, zabytkowej zabudowie. Zbudowany z cegły, w środku znajdują się ciemne drewniane stoliki, nastrojowe światło, zapach kawy i przepysznych, własnoręcznie wypieczonych słodkości.
Przez dłuższa chwilę siedzimy w zupełnej ciszy. Nie wiem co mam niby powiedzieć. Przyszłam tu tylko dlatego, że nie chciałam być niegrzeczna, miałam nadzieję, że od razu przejdzie do rzeczy.
- Wszystko w porządku? - ponownie mnie pyta obserwując niebieskimi oczami. Przytakuję mu zakładając kosmyk włosów za ucho.
- W jak najlepszym - odpowiadam powoli.
- Dlaczego tak opuszcza się pani w nauce na moich zajęciach panno Augustine? Zazwyczaj nieźle pani szło... - pyta mnie, a ja gorączkowo poszukuję odpowiedzi na to pytanie.
- Przez ostatnie tygodnie miałam bardzo dużo na głowie - wyjaśniam spokojnie - mam nadzieje, że nie dostrzeże w tym ani krzty kłamstwa. Ja przecież tylko mijam się z prawdą, byłam całkiem zajęta. Zaczynając od Zayn'a, który spytał mnie o chodzenie, kończąc na Derek'u - to mnie psychicznie wykańcza.
Pan Collins lustruje mnie podejrzliwie popijając kawę z filiżanki. Nie wypijam swojego latte, po prostu trzymam swój kubek w dłoniach.
- Wygląda pani na zmęczoną, masz może jakieś problemy ze snem? - spogląda na mnie, jak doktor, próbujący poznać moje objawy. Czego on chce?
- Um... Jestem nieco roztargniona - Od ostatniej soboty mało co zmrużyłam oko. Trudno było mi zasnąć bez ramion Zayn'a wokół mnie. Moje myśli i obawy atakują mnie za każdym razem, gdy próbuję usnąć.
- Rozumiem, masz dużo zajęć - żartuje z lekkim parsknięciem. Patrzę na niego z zaskoczeniem u budującą się we mnie złością. Dlaczego wypytuje mnie o moje życie prywatne? Do czego zmierza? To nie jego sprawa.
- Tak - przyznaję mu rację.
- Um... Skąd więc te siniaki? - moja głowa natychmiast unosi się w górę, Pan Collins mierzy mnie podejrzliwym wzrokiem. Nie miał prawa ich zobaczyć, nikt nie miał.
- Ja.. - spuszczam wzrok na swoje dłonie i zauważam, że rękawy bluzki ledwo zakrywają sińce. Szybkim ruchem zaciągam je potrząsając głową - Tylko... Upadłam - kłamię. Upadek? Ale ze mnie idiotka, mam nadzieję, że to kupi.
- Nie ma z tym związku pan Malik, prawda? - pyta mnie mając na myśli jakąś chorą aluzję, na co mierzę go wzrokiem - Ostatnio się do siebie zbliżyliście... Przez ostatni tydzień nie widziałem go na zajęciach..
- Nie - przerywam mu w pół zdania ostrym tonem. Zayn miałby mnie skrzywdzić? Nie byłby zdolny posunąć się do czegoś takiego - może niszczy mnie psychicznie obrzucając mnie przeróżnymi fałszerstwami, ale nigdy by mnie nie uderzył - Nie chodzi o niego, wiec proszę go w to nie mieszać.
- Panno Augustine martwię się o panią - wyjaśnia. Rozglądam się po kawiarence z niedowierzaniem. Muszę go zmusić by przestał zadawać te pytania, nie mogę mu na nie szczerze odpowiedzieć.
- Szczerze powiedziawszy proszę pana, uważam, że to szalenie niepoprawne wypytywać uczennicę o jej prywatne życie zapraszając ja wcześniej na filiżankę kawy. A teraz jeśli nie ma pan nic przeciwko, to wrócę do mojego akademika. Dziękuje za zaproszenie - mówię szybko, po czym zbieram swoje rzeczy i wychodzę, zanim będzie próbował mnie zatrzymać.
Tak naprawdę to nie wracam do pokoju, wsiadam do samochodu i kieruje sie do domu bractwa. Jeśli nie zastanę tam Zayn'a, pojadę do posiadłości jego krewnych. Unikał mnie, lub zwyczajnie zaginął - żadna z tych możliwości nie wróżyła niczego dobrego.
Gasząc silnik na miejscu wysiadam na zewnątrz. Październik dawał po sobie siwe znaki i straszył zimną aurą z każdym kolejnym dniem - słońce coraz częściej znikało z nieba pod ciemnymi chmurami.
Na parkingu zauważam samochód Zayn'a i czuje wyraźna ulgę, przynajmniej tu jest - no chyba, że pojechał gdzieś tą śmiertelną maszyną znaną ludzkości jako motocykl... Nie wiem co mam mu powiedzieć, gdy tyko go spotkam. Mam być zła za nie dawanie znaków życia od poniedziałku? Jestem więcej niż pewna, że gdy tylko wpadnie w moje ręce o wszystkim zapomnę i mu wybaczę.
Stojąc pod drzwiami zastanawiam się, czy pukać. Ostatecznie tego nie robię, tylko wchodzę do środka. Ryzyko spotkania Blake'a znacznie by wzrosło, gdybym postąpiła inaczej. Wchodzę na korytarz, w środku jest prawie cicho. Z góry i salonu dochodzą do mnie jakieś odgłosy. W kuchni rozpoznaje głos Charles'a i idę w tamtą stronę.
- Kolego, nie możesz tak po prostu się stąd wynieść - słyszę głos Charles'a - To tylko kolejna dziewczyna, za niedługo ci przejedzie i zostaniesz bez domu, chyba wiesz, że nie będziesz mógł już tu wrócić. Zostań - rzuca konkretnymi argumentami. Moje serce ubolewa na te słowa.
- Charles, właśnie o to chodzi, nieważne, jak bardzo chciałbyś żeby to była tylko jakaś, kolejna laska, tak nie jest i nie będzie. Nie jest dla mnie tylko jakąś kolejną dziewczyną - idealny głos Zayn'a dźwięczy, stawiam więc krok przed siebie i wchodzę do kuchni.
- Zayn, pomyśl o tym, chcesz opuścić dom pełen przyjaciół na samotne mieszkanie? - dopytuje go Charles.
- Chcesz wynająć mieszkanie? - wchodzę do pomieszczenia, na co Zayn od razu zerka w moja stronę. Chłopak z początku dziwi się na mój widok, ale po chwili rozluźnia napiętą sytuacje obdarowując mnie lekkim uśmiechem. Całe napięcie uchodzi ze mnie, cieszę się móc go zobaczyć, po tym jak zniknął na cztery dni. Nagle rozbrzmiewa dźwięk dzwonka od telefonu, na co Charles sięga do swojej kieszeni spoglądając na jasny wyświetlacz.
- To Erica, muszę odebrać - chłopak przeprasza z małym uśmiechem i wychodzi z kuchni. Odwzajemniam gest, po czym zerkam na Zayn'a z zakłopotaniem. Nie tylko zastanawia mnie to, w jakim celu Erica dzwoniła do Charles'a, ale przede wszystkim to zamieszanie z jakimś mieszkaniem - a co z tym idzie, zniknięcie Zayn'a na tak długo.
Mulat uśmiecha się do mnie, podchodzi obejmując mnie swoimi ramionami i składa słodki pocałunek na moich ustach. Po chwili powtarza gest, tym razem dużo wolniej i czulej. Nie ważne ile razy się już całowaliśmy.. za każdym razem działa na mnie tak samo, kolana mi miękną i czuję się niesamowicie lekko.
- Więc mieszkanie? - pytam oddalając moje usta od jego. Chłopak nadal trzyma mnie w swoich ramionach, oblizując swoje usta wzdychając.
- Pomyślałem, że nie bardzo odpowiada ci przychodnie do domu bractwa za każdym razem, gdy chcesz się spotkać. W mieszkaniu będzie dużo swobodniej/ albo możesz napisać (będzie dużo swobodniej) - chłopak uśmiecha się mając na myśli oczywiście podtekst.
- Nie musisz od razu załatwiać mieszkania, zwłaszcza z mojego powodu - uśmiecham się do niego. Nie spotykamy się znowu, aż tak często, przypominam, nie widziałam sie z nim od zeszłego poniedziałku. To nasza pierwsza normalna rozmowa, od tamtej pory. Jego tęczówki oblewa chłód, rozluźnia uścisk, Mhm... Zabawę czas zacząć...
- Nie robię tego tylko dla ciebie Julio, chce się wydostać z tej klitki. Potrzebuje więcej prywatności - naskakuje na mnie. Dlaczego on zawsze to robi? Najpierw obdarowuje mnie czarującymi gestami, a potem jego humor zmienia się o 360 stopni.
- Oh - odpowiadam cicho.
- Po prostu... Odczuwam cholerną potrzebę poukładania tego bałaganu, muszę oderwać się od tego gówna. Zwłaszcza po tym, co się ostatnio wydarzyło - mówi chwytając dłońmi krawędź blatu. Zerkam na nie, całe szczęście rany zdążyły się już prawie zabliźnić.
- Prawda... - mówię do niego, mój wzrok nadal jest skupiony na jego knykciach.
- Co tutaj robisz? - pyta mnie, jakbym miała co najmniej zakaz pojawiania się w bractwie.
- Nie było cię na zajęciach... Opuściłeś cały tydzień - wytykam - Martwiłam się, próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale-
- Taa.. Przepraszam, ze nie odbierałem, byłem zajęty - przerywa mi oschle. Nienawidzę tego, najpierw dba o mnie jak o kruchą, mała istotkę, po czym odnoszę wrażenie, że chce sie mnie pozbyć.
- Zajęty? Czym? - pytam podchodząc do blatu i opieram się o niego. Chłopak zwraca się do mnie z uśmieszkiem.
- Mam własne mieszkanie.
- Mieszkanie? - Juz? Tak szybko? Z tego co udało mi się wcześniej usłyszeć podczas jego rozmowy z Charles'em wydawało mi się, że dopiero się nad tym zastanawia.
- Chcesz je zobaczyć? - jego karmelowe tęczówki wpatrują się wyczekując odpowiedzi.
- Nie jestem pewna... Chce? - pytam go śmiejąc się lekko. Ciekawi mnie jak może wyglądać. Spodziewam się podobnego stylu, który dominował w jego dotychczasowym pokoju. Czy na pewno chce tam z nim iść? Zniknął na cztery dni, a teraz uganiam sie zanim jakby nigdy nic?
- Oczywiście, że chcesz.
^^^^^^
Jedziemy w stronę osiedla pełnego luksusowych apartamentów, budynek jest potwornie wysoki, wymalowany śnieżno-białą farbą. Spoglądam na Zayn'a, który aktualnie wysiada z samochodu wskazując, abym trzymała się go. Tak też robię.
W holu spotykamy recepcjonistę, który wydaje sie być wielce znudzony. Zayn wręcza mu jakaś kartę, na co mężczyzna posyła mu wymuszony uśmiech i z powrotem wraca do papierkowej roboty, która widać bardzo go wciąga. Podążam za Zayn'em, oboje wędrujemy przez piękne lobby.
Wysokie sufity, kosztowne żyrandole, kremowe meble oraz ciemna, drewniana podłoga - wszystko wgląda przepięknie. Wchodzimy do jednej z wind, chłopak wciska na panelu guzik z numerem pięć.
Podróż w górę mija nam w ciszy. Ostatecznie dojeżdżamy na wskazane piętro, metalowe drzwi rozsuwają się. Nadal kieruje mnie Zayn, idziemy wzdłuż korytarza, mijając kilka drzwi. Po chwili zatrzymujemy się przy jednych, chłopak wsuwa klucz do zamka i otwiera ukazując wnętrze. Okazuje sie, ze drzwi wejściowe prowadzą do salonu. Na widok całkowicie umeblowanego mieszkania opada mi szczeka. Meble są czarne - idealnie dopełniają ciemno mahoniowe panele podłogowe.
Wchodzę nieco głębiej, dostrzegam szklano-ceglany kominek, który znajduje się naprzeciwko jednej ze ścian salonu, z kolei na drugiej znajdują się okna z wielkimi szklanymi drzwiami prowadzącymi na niewielki balkon.
W salonie stoi duża, czarna kanapa oraz dwa krzesła zwrócone w stronę powieszonego na ścianie telewizora. To dziwne, mimo, że mieszkanie jest przecież nowe, czuć w nim zapach Zayn'a, wszędzie rozpoznam jego perfumy, a tutaj dodatkowo wymieszane są z cytrynowym detergentem do czyszczenia.
Z uśmiechem na twarzy obracam sie w lewo i zauważam kuchnię oddzieloną niewysokim barkiem. Ten apartament jest dużo mniejszą wersją domu jego ciotki i wujka - te same otwarte i przestronne pomieszczenia, pomijając ciemne meble ich układ oraz aranżację wnętrza, mieszkanie było bardzo dobrą kopia.
Zayn kieruje się w przeciwnym kierunku, zachęca mnie do pójścia za nim wąskim korytarzem, który prowadzi do trzech pozostałych pokoi. Jedno z nich okazuje się być łazienka - jest tam prysznic, toaleta i umywalka. Łapie za klamkę od drzwi obok - oto i on, pokój mistrza.
Wypełnia go tylko ogromne łóżko, garderoba i szafa. Za ostatnimi drzwiami skrywa się sanktuarium chłopaka.
Zaraz przy oknie stoi szklane biurko, porozrzucane są juz na nim pierwsze papiery z rysunkami i szkicami. Widzę również słoik z ołówkami i długopisami. W kącie swoje miejsce odnalazła także gitara, a obok zauważam czarny fotel. To pomieszczenie daje wrażenie spokojniejszego - znajduje się na zachodzie, wiec promienie słoneczne przedostają się przez okno akurat w tym momencie. Zastanawiam się czy już wyniósł wszystkie swoje rzeczy z domu bractwa...
Wychodząc z pokoju, wkraczam do kuchni. Cały apartament jest już prawie w całości umeblowany - jednak nie potrafię wyobrazić sobie Zayn'a kupującego roślinki, czy obrazki wieńczące całość wystroju. Taki wygląd zupełnie wystarczał - prosty, a za razem elegancki, czyli cały Zayn.
- Tu jest przepięknie, rzeczywiście przenosisz się z bractwa tutaj? - pytam go rozglądając się po kuchni.
- Dłużej tam nie wytrzymam... Plus, jest to doskonale rozwiązanie dla naszej dwójki, będziesz mogła wpadać kiedy tylko zechcesz bez obawy o wpadniecie na innego faceta - wyjaśnia mi, a ja w tym czasie otwieram szafę pełna jedzenia.
- Masz na myśli, że ty nie będziesz już obawiał się, że wpadnę na któregoś z chłopaków - żartuję przejeżdżając opuszkami po powierzchni blatu kuchennego. Bardzo podobają mi się te wysokie sufity, co ciekawe w na górze mieszkają przecież inni.
- Powinnaś się wprowadzić - mówi. Zatrzymuję się jakby w czasie, po czym odwracam się w jego stronę i wybucham śmiechem.
- Co?
- No tak.. Wprowadź się do mnie - chłopak drapie się po głowie nieco speszony.
- Zayn... - potrząsam głowa - jesteśmy oficjalnie parą zaledwie od jakiegoś tygodnia, sam wiesz, że i tak wszystko cały czas stoi pod znakiem zapytania. Nie mogę przyjąć twojej propozycji, nawet mnie na to nie stać - apartament jest idealny, wymarzony. Będąc w Boulder już jakiś czas, zdążyłam poznać ceny i niestety wcale nie jest tak kolorowo. Nigdy nie będzie mnie na to stać.
- Ja zapłacę - mówi po prostu opierając się o blat z założonymi na piersi rękoma. Jego karmelowe oczy skanują mnie - chłopak wyczesuje odpowiedzi. Nie chce mu odmawiać, ale jego prośba jest nieco absurdalna.
- Zayn. Nie. Przepraszam, to znaczy, dopiero co zaczęliśmy się spotykać, nie powiem, ostatnio wszystko się miedzy nami świetnie układa. Jednak znając nas oboje, coś się wydarzy.
- Zakochani kłócą się cały czas - kłóci się. Co za ironia, właśnie to robimy, spieramy się o byle co. Przenoszę wzrok z dala od niego.
- Doprawdy? Tak ochoczo jak my? Pomyśl o tym logicznie.. Ja nie widzę w tym logiki... Będziemy się widywać, będę tu często wpadać, spędzać noce co jakiś czas, ale nie mogę się wprowadzić - potrząsam głową. Wiem, że nie postępuję zbyt delikatnie.
- Dlaczego do cholery nie? - zerkam na niego, na jego twarzy zaczyna malować się złość. Nie chcę, aby zrozumiał mnie źle, że go odrzucam. Nie mogę się po prostu do niego wprowadzić.
- Zayn, to idiotyczne. Jaka dziewczyna zamieszkuje ze swoim chłopakiem po tygodniu odkąd zaczęli się na poważnie spotykać? - dopytuję go. Ten cały pomysł nie ma sensu, zero logiki. Nie uważam, że jest głupi, ale nie mogę być całkowicie zależna od Zayn'a, to nie wypali.
- Tylko spróbuj - proponuje. Przygryzam wargę rozglądając się po mieszkaniu. Mam podjąć to wyzwanie? Zrobić coś nieoczekiwanego? Tego chce Zayn, zmusić mnie żebym zrobiła coś nierozsądnego.
- Nie tym razem - potrząsam głowę w odmowie. Ponownie oblizuję usta i zaczynam się śmiać - Zayn, nie jestem i nie chcę być dziewczyną, która staje się tak zależna od drugiej osoby, tak że sama nie jest w stanie później funkcjonować.
Przez cały ten tydzień czułam się taka zależna... Zdałam sobie sprawę, jak bardzo na nim polegam. Jego nieobecność na zajęciach wprawiła mnie w nerwy. Przeprowadzka do niego tylko by to zwiększyła bycie zależną od niego.
- Wcale taka nie będziesz. To tylko wprowadzka. Julia, kurwa robisz z tego wielkie halo, jakbym ci co najmniej proponował spędzenie ze mną reszty życia - chłopak wścieka się jeszcze bardziej, wiem, że doprowadzam go do krawędzi.
- Zayn, ja - wzdycham. Nagle słyszę dźwięk swojego telefonu. Z irytacją sprawdzam, kto do mnie dzwoni - Zayn, muszę to odebrać - bełkoczę mijając go wychodząc z kuchni do salonu. Słyszę jego kroki za sobą, ale słabo mnie to interesuje. Wciskam zieloną słuchawkę i przykładam urządzenie do ucha.
- Kate?
- Cześć dziewczyno! - jej energetyczny głos automatycznie mnie pobudza.
- Hej, co tam? - Kate jeszcze nigdy wcześniej do mnie nie dzwoniła. Coś się stało?
- Już od jakiegoś czasu planowałam do ciebie zadzwonić - zerkam na Zayn'a, który patrzy na mnie, jak na więźnia planującego ucieczkę.
- Oh... Okay - spuszczam wzrok na podłogę.
- Jak się trzymasz? Słyszałam o pewnym chłopaku kręcącym się przy twoim boku. Musisz mi wszystko opowiedzieć! - nalega radosnym głosem. Sara, to ona musiała się z nią kontaktować i wszystko jej wygadać. Zastanawia mnie jedno, skąd miała jej numer? Nigdy wcześniej się nie spotkały, Sara zna ją tylko z moich opowieści. Przecież z nią mieszkam, pewnie grzebała w moim telefonie.
- Wszystko w porządku. Co ci wygadała Sara? - mam nadzieje, że nie widziała siniaków, a nawet jeśli tak, to że nic nie powiedziała o nich Kate.
- Sara? - Kate wyraźnie nie ma pojęcia o czym mówię.
- Dzwoniła do ciebie, prawda? - pytam wyglądając przez okno. Rozpościera się za nim piękny krajobraz drzewek i roślin w ogrodach sąsiadów.
- Kim jest Sara? - okej, teraz to już wcale nie wiem co się dzieje. Skoro Kate nie ma pojęcia kim jest Sara, skąd wie o Zayn'ie?
- Moja przyjaciółka.. Znamy się od małego... Skoro to nie ona do ciebie dzwoniła, skąd wiesz, że mam chłopaka? - pytam ją podejrzliwie. Jeśli to nie Sara dzwoniła, to kto?
- Oh Julia, to się po prostu wie- kobieta śmieje się - To znaczy, jak długo taka dziewczyna jak ty mogłaby jeszcze być singielką? - przewracam oczami na ten komentarz - Wszystko w porządku? Nie dzieje się nic dziwnego?
- Wszystko w jak najlepszym porządku - mówię jej, na co Zayn mierzy mnie wzrokiem.
- Mówisz prawdę, tak? - dopytuje mnie matczynym tonem, na sama myśl o mamie-Kate chce mi się śmiać.
- Kate, odkąd dzwonisz do mnie by zapytać o moje życie? Cieszę się, że się odezwałaś, ale... Nie miałyśmy kontaktu już dosyć długo.. Od moich 15 urodzin... - wytykam jej.
- Chciałam tylko sprawdzić co u mojej ulubionej bratanicy mówi śpiewnym tonem.
- Twojej jedynej bratanicy - poprawiam ja ze śmiechem.
- Ta, racja.. Okej, zostawiam twoje życie w spokoju - śmieje się - Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję poznać tego szczęściarza... No i oczywiście spotkać się z Tobą.
- Ja również - odpowiadam. Ogromnie chciałabym się z nią spotkać, jednak moja mama do tego tak łatwo nie dopuści. Nie może mnie powstrzymać fizycznie, ale da mi jasno do zrozumienia, ze nie lubi jej, ani Steven'a i nie chce abym się z nimi kiedykolwiek widywała.
- Julia, wyświadcz mi przysługę, nie...-
- Nie mów mamie, że dzwoniłaś - dokańczam za nią - Ani mi się śni Kate - nigdy bym nie wpadła na tak genialny pomysł, by mówić o tym mojej kochanej mamusi. Ty tylko wywoła zamęt.
- Kocham Cię Julio.
- Ja ciebie też Kate - rozłączam się spoglądając na Zayn'a, który patrzy na mnie z zagadkowym wyrazem twarzy.
Zayn POV
- Kate? - jej głos rozbrzmiewa w całym mieszkaniu. Kim do cholery jest Kate? Uważnie wsłuchuję się w rozmowę Julii, ale to niczego mi nie wyjaśnia. Tak bardzo bym sobie życzył, aby się do mnie wprowadziła - nigdy nie potrafię wyczuć jej decyzji.
To prawda. Niemalże cały czas się kłócimy - więcej, niż normalni ludzie. Ostatnio wszystko się poprawiło, przynamniej nie mieliśmy miedzy sobą tych spięć. Czemu nie mogła się po prostu kurwa zgodzić? Do jasnej cholery, nie proponowałem jej ślubu - zachowuje się, jakbym ją nakłaniał do zamieszkania w innym kraju. Dlaczego była taka trudna? Nagle jej głos cichnie, zakładam więc, że skończyła rozmawiać.
- Wprowadzisz się? - pytam. Muszę ją jakoś przekonać. Przeprowadzka do apartamentu, z dala od domu bractwa była najlepszym wyjściem i sposobem na trzymanie Julii z dala od Blake'a. Z każdym, kolejnym, nawet najdrobniejszym elementem mojej przeszłości w końcu sama dojdzie do prawdy, wszystko się jej ułoży w jedną całość. Historia o Stacy jest wystarczająco popieprzona, jeśli się o tym dowie, ostatnie co jej zostanie to odkrycie tajemnicy o Caroline.
- Moja odpowiedz brzmi nie Zayn. Przepraszam - potrząsa głowa, jej brązowe loki poruszają się razem z nią. Spoglądam na rękawy jej bluzki, mimo nich, siniaki nadal wystają i są widoczne.
- Jak sińce? - wpatruje sie w jej nadgarstki. Nie wyglądały aż tak źle jak w poniedziałek, ale nadal tam były. Ich widok pobudza we mnie fale złości i poczucia winy, które starałem się w sobie ukryć.
- To tym byłeś zajęty cały ten tydzień? - pyta ignorując niewygodne dla niej pytanie. Chwytam jej rękę i podciągam rękaw do góry.
Nie jest tak źle, jak było. Wszystko powoli sie goi, do przyszłego tygodnia powinny zniknąć. Spoglądam jej w oczy i widzę, że ukrywa w sobie cały ten ból i strach. Pokazuje odwagę i siłę.
- Tak, najpierw szukałem czegoś odpowiedniego, potem zająłem się meblowaniem, następnie uzupełniłem lodówkę - odpowiadam wypuszczając jej dłoń. Dziewczyna natychmiast opuszcza rękawy w dół.
- Nie mogłeś odpowiedzieć na tysiące wiadomości, które ci wysyłałam? - pyta mnie ostro. Przeczesuję włosy ręką, wzdychając.
- Byłem naprawdę rozkojarzony - staram się bronić przed jej zarzutami nie urażając przy tym jej uczuć - wybuchając złością utwierdzę ją w przekonaniu, że nie powinna się do mnie wprowadzać. Wiem, ze to słaba wymówka, ale co mam jej niby powiedzieć?
- Zayn, ja również. Myślisz, że jak się czułam, gdy nie mogłam skontaktować się z osobą, na której mi strasznie zależy? - po jej twarzy rozlewa się ból, nie mam nic na swoją obronę - Chcesz żebym się do Ciebie wprowadziła, a tymczasem ignorujesz mnie przez cztery dni... Nie spałam przez cztery noce, nie byłam w stanie zmrużyć oka... - wydycha cichutko oblizując usta.
Zaciskam szczękę. Mogłem odebrać chociaż jeden telefon, ale byłem zbyt zajęty tym cholernym mieszkaniem. Mój czas wypełniły również gorączkowe próby znalezienia Derek'a. Derek.. Ten sukinsyn po prostu zniknął - wyjechał z miasta. Znalazłem kilku jego wspaniałych kumpli, kilka uderzeń pięścią, parę kopniaków, gróźb i otrzymałem upragnioną informacje o jego miejscu zamieszkania.
Jednak go tam kurwa nie było. Nie namierzyłem go, na jego zajęciach, ani nigdzie na kampusie - przeszukałem każdą dziurę, przez cztery dni nie pojawił się nawet we własnym mieszkaniu. Szukałem go cały tydzień, byłem gotów mu przylać, gotowało się we mnie na samą myśl o mojej pięści odbijającej się o twarz tego dupka.
- Nie jestem jedną z tych dziewczyn, które wręcz przyklejają sie do swoich chłopaków... Ale potrzebowałam cie i... - jej głos łamie sie w pół zdania, dziewczyna nadal trzyma w sobie cały strach, to ją zabija od środka. Przytulam ją natychmiast do swojego torsu, składam delikatny pocałunek na jej czole. Julia zaczyna trząść się i płakać wprost w moje ramię.
Juliet POV
- Nie jestem jedną z tych dziewczyn, które wręcz przyklejają sie do swoich chłopaków... Ale potrzebowałam cie i... - chłopak przerywa mi wtulając moje drobne ciało w swój tors. Gorące łzy zaczynają spływać po moich policzkach, chłopak uspokaja mnie pocałunkiem w czoło.
Otacza mnie swoimi ramionami pozwalając mi wyzbyć sie negatywnych emocji, strachu i obawy przed złem. Był tu by mnie chronić. Przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie składa buziaka na policzku.
- Co powiesz, na to żebyś została tu ze mną na noc... Mi przy tobie też śpi się lepiej- mruczy. Zgadzam się skinieniem głowy owijając go swoimi rękami wtulając się w jego ciało, niczym kilkuletnie dziecko do swej rodzicielki.
- Muszę zabrać jakieś ubrania na przebranie.
- Nie byłoby tego problemu, gdybyś zgodziła się tutaj zamieszkać - odpowiada cicho. Uśmiecham się na tą uwagę kręcąc głowa.
- Dobra próba... Nie wprowadzę się - szepczę zaciskając powieki nie pozwalając łzom spłynąć w dół. Cały strach pomału znika.
- Dlatego że się kłócimy? - pyta mnie luźnym tonem. Z przymkniętymi powiekami wtulam się w niego jeszcze mocniej. Ostatnio uniknęliśmy kłótni, ale jak moglibyśmy? Tyle się wydarzyło... Czuję, że czeka nas jakieś spięcie - najprawdopodobniej o pana Collins'a.
Chcę mu powiedzieć o tej całej kawie z nim i ciekawskich pytaniach z jego strony o moje życie i siniaki. Chociaż rozpocznę tym tylko kolejną wojnę z Zayn'em. Jeśli mu powiem, jestem pewna, że następną rzeczą będzie ujrzenie pana Collins'a ze spuchniętym okiem, a sam Zayn zostanie aresztowany, lub nawet wyrzucony z uczelni.
Stoimy w ciszy, po środku jego mieszkania. Chłopak wtula mnie w siebie, więc pierwszy raz od tych czterech nieszczęsnych dni czuję się bezpieczna.
- Wszystko będzie w porządku Julio, nic ci się więcej nie stanie... Jestem przy tobie - szepcze wprost w moje ucho.
Kochani! Co ten Zayn szaleje? MIESZKANIE? Robi sie poważnie 😱
Jeszcze jedna wiadomość! Znalazła sie przemiła osóbka - kim19yolo, która zaproponowała mi bycie moją korektą i sprawdzanie rozdziałów. Jestem pewna, że One Night zyska dzieki temu na jakości i zakochacie sie w nim jeszcze bardziej. Tutaj podsyłam wam linka do jej wattpad'a : KIM
Ps.; Kto ze mną i ma ferie? 😂😂❤️
Jakąś :) rozdzial swietny
OdpowiedzUsuńJa mam ferie * ;)
UsuńCudeńko*.* ja mam jeszcze ten tydzień:)
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział. I z niecierpliwością oczekuję następnych.!.
OdpowiedzUsuńŚwietny <3 ja już po feriach ;/
OdpowiedzUsuńMi się kończą :/ superr *,*
OdpowiedzUsuń