sobota, 17 maja 2014

Rozdział 7


Razem z Sarą wracamy z powrotem do akademika o zachodzie słońca, czas wskazuje 6:42. To potwierdza fakt, że mogła ganiać po sklepach przez sześć godzin.  Niosę w rękach garście toreb, kiedy ona wraca do samochodu po kolejne. Siadam na krześle obok łóżka, przymykam oczy i relaksuję się. Czuję się wyczerpana bieganiem po galerii z Sarą. Rozkoszuję się tymczasową ciszą wykładając się na oparciu całkiem wygodnego krzesła.
Sara zakupiła kilka nowych zestawów, ogrom ubrań. Wydaje mi się, że będziemy musiały uporządkować garderobę, żeby je tam zmieścić. Ta dziewczyna naprawdę mogła non stop robić zakupy, dokładnie odwzorowywała ‘biegaj, aż padniesz’, niestety jedyną bliską upadku byłam ja. Spoglądam na swoje torby, kupiłam kilka nowych sweterków, szalików, ciepłe ubrania, gdyż zbliżała się zima.
Był koniec sierpnia, ale panowała ponura jesienna aura, wyczuwało się bliską zimę. Colorado stało się potwornie zimnym  miejscem, miewało humorki. Jednego dnia jest stopa (nie sprawdzam ile to na metry, haha) śniegu, a następnego fala gorąca. Nazwałabym to humorkami Colorado. Najpierw gorąco, potem zimno, całkiem jak dojrzewająca nastolatka.
- Nareszcie! – Sara przerywa moją chwilę relaksu upuszczając torby na podłogę i wskakuje na łóżko – Jak to dobrze jest się położyć.
- Szalałaś, jakby cię co najmniej ktoś gonił – śmieję się. Był punkt naszej wyprawy, w którym siedziałam przy stoliku na piętrze z jedzeniem posilając się czymś pożywnym. Spędziłam tam przynajmniej godzinę, kiedy Sara robiła rundki wokół centrum handlowego.
- Nie myśl, że nie wiedziałam jak rozmawiałaś tam z jakimś chłopakiem – siada wskazując we mnie palcem. Wzruszam zwyczajnie ramionami, to nic wielkiego, miło wyglądający chłopak zagadał do mnie – Co z tobą Jula? – pyta podejrzliwie. Spotykam jej ostrożne, niebieskie oczy i uśmiecham się,
- Po prostu.. Jestem w końcu szczęśliwa będąc tutaj, mieć swoje życie z powrotem.
- Co wydarzyło się na tej imprezie? O czym rozmawiałaś z Harry’m? Widzę, że od tamtej pory jesteś dużo szczęśliwsza – mierzy mnie wzrokiem na co zaczynam się śmiać.
- Nic, wczorajsza noc pozwoliła mi zrozumieć, że powinnam zacząć znów żyć – powtarzam  jego słowa.

- Masz piękny uśmiech – rumienię się wbijając wzrok w podłogę – Przykro mi, że ten chłopak zranił twoje serce.
- Jest w porządku… Zgaduję, że rozmowa o tym uświadomiła mi, że powinnam ruszyć dalej.
- Nikt tak piękny, jak ty nie powinien być tak smutny. Powinnaś prowadzić życie pełne przygód, zdobywać co tylko zapragniesz – mówi z uśmieszkiem. Nie byłam pewna, czy mówi takie rzeczy, z powodu później godziny, czy  dlatego, że był ze mną zwyczajnie szczery.
- Powinnam powoli zacząć żyć – zgadzam się cicho.


Jego komplementy krążyły po mojej głowie. Obraz z naszej rozmowy rysuje się w moim umyśle. Pocałunek już na zawsze pozostanie zapamiętany przez moje usta, jego dotyk pozostawił ślady na mojej skórze. Wiedziałam, że nie będę w stanie zapomnieć o nim, ani o tej nocy nieważne jak mocno próbowałam. Zakładam część włosów za ucho i przypominam sobie o komplementach , na które moje serce przyspieszało, a moją twarz pokrywał gorący rumieniec. Na samo wspomnienie o nich dzieje się tak samo. Były one subtelne, nie mogłam o nich zapomnieć.
- Jula? – głoś Sary sprowadza mnie do rzeczywistości, chrząkam i szybko podnoszę się do pionu – W porządku? – uśmiecha się jasno.
- W jak najlepszym.. Myślę, że pojadę do studia i potańczę – tłumaczę, kiedy przebieram się w szorty i koszulkę. Zabieram swoją torbę na siłownię z dodatkowymi ubraniami i macham na pożegnanie wychodząc z pokoju.
- Bądź ostrożna – kpi śpiewnym głosem. Zapewniam ją, że będę i kieruję się do samochodu; jest to zwykły Jeep Liberty z roku 2008, nie jakiś nowy model, ale go lubiłam. Wrzucam rzeczy do samochodu, wsiadam i jestem na miejscu w 15 minut od kampusu. Włączam radio i słucham głosu dziewczyny śpiewającej jakąś popową piosenkę.
Z łatwością odnajduję studio. Byłam tam kilka razy przed rozpoczęciem roku tylko po to, by sprawdzić odległość i panującą tam atmosferę. Nie robiłam tam jednak jeszcze nic, podziwiałam tylko innych tańczących i nawiązałam kontakt z recepcjonistką Tracy, która stała się moją dobrą koleżanką podczas tych kilku wizyt. Wysiadam z samochodu i wchodzę do środka.
- Hej! Długo cię nie widziałam! – Tracy uśmiech się do mnie. Jej jasno-brązowe włosy związane są w ciasnego koka. Jej wzrok błyszczy jasno, piegi pokrywają twarz, była kilka lat starsza ode mnie, niedawno ukończyła studia na Uniwersytecie Colorado.
- Cześć Tracy – uśmiecham się podążając w stronę lady – Czy jest jakaś wolna salka? – jej czy rozszerzają się w zaskoczeniu.
- Zamierzasz .. tańczyć?
- Tak – śmieję się lekko nie wierząc w to co robię.
- Wow.. może mogłabym czasem popatrzeć? – sugeruje wpisując coś na klawiaturze. Przygryzam wargę, nikt nigdy nie widział jak tańczę. Szybko sięgam do kieszeni torby i wyciągam z niego kartę debetową. Znacznie łatwiej było wpłacić trochę pieniędzy na siłownię, niż przynosić cały portfel ze sobą.
- Może – śmieję się kiedy podaje mi kluczyk, wymieniam go z kartą. Chwyta ją, pisze coś na jej wierzchu i podaje z powrotem dołączając nową. Napisała:
Akademia Tańca Boulder
- Co to? – wskazuję na nową kartę.
- Pomyślałam, że będziesz tu częściej wpadać.. to karta członkowska. Masz rabat na sale i inne.
- Ile jestem ci winna? – patrzę na nią dziękując.
- Nic – mruga i wraca do pracy.
- Jesteś dobrą koleżanką – uśmiecham się i odchodzę. Znajduję swoją salkę na górze po prawej stronie. Otwierając drzwi zauważam niewielkie pomieszczenie. Nie zbyt małe, ale wystarczające, by mogło z niej skorzystać dwoje tancerzy. Odkładam torbę i zamykam się. Na linii ściany wiszą lustra, jedna z nich posiada okno, które otwieram. Słońce zniknęło, a zastąpił je księżyc, którego blask padał wzdłuż ulic. Znajduję radio w kącie i podłączam swojego iPod’a. Związuję włosy w kucyka i biorę głęboki oddech.
Dźwięk pianina rozbrzmiewa w pomieszczeniu. Zaczynam się rozciągać, wykonuję kilka wykopów i skoków. Zanim zdaję sobie sprawę, że tańczę, każdy mój mięsień porusza się z radością. Czuję się bardzo dobrze, moje ciało przypomina sobie wszystko, tak jakbym nigdy nie zaprzestała tańcu. Choć jestem pewna, że jutro będę czuć ból.
Tańcząc, mój umysł powraca do tamtej nocy. Do tego, jak byłam przez niego przyciągana. Sposób, w jaki na mnie parzył. Jego karmelowe oczy spotykały się z moimi za każdym razem, gdy na mnie zerkał. Sposób, w jaki czułam jego usta, słaby smak wódki, upojny zapach jego perfum, który sprawiał, że chciałam się do niego przytulić… do chłopaka bez imienia. Idealny, tajemniczy chłopak.. którego nie mogłam się pozbyć ze swoich myśli.
Tańczę szybciej, aby pozbyć się frustracji. Nie powinnam o nim myśleć. To była zasada – miał pozostać nieznajomym, nie poznać go, nie myśleć o nim, nie martwić się tym, że rozpowie innym moje sekrety.. Nadal nie mogę wyrzucić jego opowieści ze swojej głowy. Ten chłopak pragnął osoby, która go pokocha, ponieważ dorastał nie ufając nikomu, poza rodziną.
Czuję spływający pot po moim ciele, kiedy zerkam w lustro. Moje ciało jest zrelaksowane, a dusza wolna. Głośno wzdycham i podchodzę do torby, wyciągam z niej ręcznik i wycieram twarz. Moje play lista nadal przewija kolejne piosenki z idealnie pasującymi słowami. Podchodzę do okna i patrzę na parking. Jest pusty pomijając mój samochód i dwa inne. Z pewnością właścicielem jednego z nich jest Tacy. Wrzucam ręcznik do torby i chwytam resztę rzeczy.
Endorfiny przemierzają całe moje ciało i nie mogę nic poradzić na to, że się mimowolnie uśmiecham. Czuję się najszczęśliwszą sobą od dłuższego czasu. Schodzę na dół i zauważam Tacy rozmawiającą z jakimś starszym mężczyzną. Ma ciemne, siwe włosy, wygląda na późne lata czterdzieste. Ma brodę i szczupłe ciało, nie masywne jak u gracza piłki nożnej, tylko jak u tancerza. Tarcy zwraca się do mnie
- Hej Jula – macha.
- Dzięki za salkę – uśmiecham się oddając klucz.
- Jestem Andrew Matthews – mężczyzna przedstawia się podając mi dłoń. Uśmiecham się i podaję mu swoją, ma jasne, brązowe oczy. Wygląda na miłego człowieka, ojca.
- Witam, nazywam się Julia Augustine – poznaję go.
- Jesteś niesamowitą tancerką – uśmiecha się i puszcza rękę. Rumienię się i wkładam włosy w kucyka.
- Widział mnie pan? – pamiętam, że sala miała szybkę w drzwiach, ale nie sądziłam, że ktokolwiek będzie mnie oglądał. Nie pamiętam, żebym kogoś zauważyła, byłam za bardzo pochłonięta tańcem.
- Tak, masz talent. Jestem właścicielem tego studia i byłbym bardzo zainteresowany zatrudnieniem cię, jako nauczycielki – uśmiecha się do mnie. Odpowiadam na to tym samym, ale szybko potrząsam głową na jego ofertę.
- Nie jestem nauczycielem, bardziej samotnym tancerką… tańczę, aby wyzbyć się złych emocji – wyjaśniam.
- To zawstydzające – wykrzywił usta  - Zastanów się nad tym, propozycja pozostaje nadal aktualna – potakuje.
- Dziękuję bardzo – uśmiecham się – Wrócę z powrotem do kampusu..
Miło było poznać panie Matthews – ściskam jego dłoń na pożegnanie – Na razie Tracy – macham do niej.
- Do zobaczenia! – odmachuje mi. Doceniam zimne powietrze otulające mnie, kiedy wychodzę z budynku. Chłód natychmiast niweluje pot z mojego ciała. Rozkoszuję się nocnym wietrzykiem idąc do samochodu. Wsiadam do niego wrzucając torbę na fotel pasażera i wracam do domu. Otwieram okno i włączam cicho muzykę.
Wkraczam do akademika, kiedy Sara nadal korzysta ze swojego komputera. Jest zamyślona, zauważam głupkowaty uśmieszek przyklejony do jej twarzy. Zamykam głośno drzwi i wtedy zauważa, że jestem z powrotem. Zamyka laptopa i spogląda na mnie.
- Dobrze się tańczyło?
- Świetnie. Dostałam ofertę pracy.
- Tańczenia? – unosi brwi w zaskoczeniu. Przytakuję, a ona wesoło klaszcze w dłonie – Poważnie! Gdzie? Ile ci płacą?
- Nie wzięłam tej pracy, oferowano mi ją w Akademii Tańca Boulder. Wydaje mi się, że właściciel studia pan Matthews widział, jak wyrzucałam z siebie emocje podczas tańca – śmieję się odkładając torbę.
- Jula powinnaś była ją wziąć! – wykrzykuje ze szczerym uśmiechem. Potrząsam głową i rozpuszczam swobodnie włosy.
- Sar, nie wiem zbyt wiele o tańcu. To bardziej improwizacja – wytykam. Ona przytakuje w zrozumieniu – Dlaczego jesteś taka głupkowata?
- Co masz na myśli? – pyta niewinnie,  nie spotykając mojego wzroku. Zauważam wkradający się uśmiech na jej twarzy.
- Jasne jeśli nie chcesz mi powiedzieć to pójdę wziąć prysznic.. – kpię z niej kierując się w stronę łazienki.
- Okej, powiem ci! – krzyczy z radością. Odwracam się do niej i opieram o futrynę drzwi łazienkowych. Zakładam ręce wyczekując odpowiedzi – Niall dodał mnie do znajomych na Facebook’u i pisaliśmy ze sobą cały dzień – jej uśmiech wywołuje mój.
- A więc to Niall?
- Kto wie? – wzrusza ramionami z jasnym uśmiechem. Śmieję się potrząsając głową.
- Pogadamy to tym, jak wyjdę spod prysznica – ostrzegam ją zamykając za sobą drzwi. Puszczam gorącą wodę - moje obolałe już plecy i nogi czują ulgę. Jutro będzie okropnie, bo wiem, że Sara zaciągnie mnie do kościoła.
Niespodzianka, Sara była całkiem religijna zważając na jej szaloną naturę. Była ona całkiem skomplikowaną osobą, ale i tak bardzo ją za to kochałam. Mogła być szalona, zabawna, lekkomyślna, ale zachowała swoje morale, granice i tradycje, takie jak uczęszczanie do kościoła co niedzielę. Myję swoje włosy przez dłuższy czas stojąc pod prysznicem.
Nie chcę opuszczać tego blasku i ciepła, ale zmuszam się do wyjścia spod prysznica zanim zaczynam czuć zimno. Obwiązuję się ręcznikiem i wychodzę z łazienki zabierając spodenki i koszulkę do spania. Sara znów siedzi przed monitorem, nie wątpię, że rozmawia z Niall’em.
Zaraz po tym jak się przebrałam zakładam ręcznik na włosy i siadam przy biurku. Słyszę chichot Sary i obracam się do niej na krześle. Chwytam długopis i rzucam w jej plecy.
- Powiedz mi – mówię z uśmiechem. Przymruża oczy, pisze coś szybko na klawiaturze, zanim zamyka laptopa zwracając się do mnie.
- Tylko rozmawialiśmy – wzrusza ramionami. Unoszę brwi i rzucam w nią kolejnym długopisem. Ona śmieje się i odchyla głowę do tyłu – Okej, okej.. flirtowaliśmy..
- Szczegóły! – nakazuję.
- Więc.. poznawaliśmy się. Jego rodzina mieszka w Irlandii, moja tutaj. Podstawy – wzrusza ramionami – Przyznał, że dobrze się bawił piątkowej nocy – uśmiecha się do siebie.
- Hmm.. Czy ty Saro Matrin lubisz Niall’a jakkolwiek ma na nazwisko, jak twojego prawnego i ślubnego męża? – pytam ją udając, że trzymam mikrofon skierowany w jej stronę. Odrzuca moją rękę z chichotem i wskakuje na łóżko.
- Ten tydzień był naprawdę udany. Dla obu nas – patrzy na mnie a potem na sufit. Wyciągam włosy z ręcznika i wspinam się na swoje łóżko, moje ciało było wykończone od tańca pierwszy raz od miesięcy.
- Był – zgadam się cicho.
- Ja znalazłam faceta, a ty swoje życie – piszczy cichutko. Uśmiecham się, ale nie odpowiadam włączając alarm w telefonie – Dobranoc Jula.
- Branoc Sara – bełkoczę podążając w krainę Morfeusza. Moją głowę wypełniają sny z tej idealnej nocy…


*Przeczytałeś/aś to zostaw komentarz*


___________________________________
Heeeej :) Jak się podoba rozdział? Jula zaczęła w końcu tańczyć! Jak myślicie co będzie dalej?

Wiem, może te początkowe rozdziały nie są zniewalające ciekawe, ale obiecuję, że za niedługo wkroczmy w świat niejakiego Zayn'a Malika :D 

KOMENTUJCIE PROSZĘ, będę mega wdzięczna!

Do następnego xx

10 komentarzy:

  1. Pierwszykomentarzniemaczasunaspacje =D żart ;) rozdział wspaniały :* nie mogę się doczekać ,,świata niejakiego Zayn'a Malika" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hhahahah, kochana <3 juuuż niedługo będzie! Dajesz mi ogromną motywację, dziękuję
      :D

      Usuń
  2. Jeśli chcesz aby twoje opowiadanie zostało przyjęte do Spisu Opowieści przeczytaj regulamin jeszcze raz i złóż zgłoszenie ponownie.
    Dziękuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. już nie mogę się doczekać kolejnego, ten jest świetny, kocham <3
    ciekawe czy przyjmie prace... a co z Zaynem?? tyle pytań... ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę się doczekać nexta! Cudowne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde kiedy znowu pojawi się tajemniczy nieznajomy którego główna bohaterka nie zna :)
    xx Andzia

    OdpowiedzUsuń
  6. Super,genialne <3
    Czekam na kolejny rozdział!
    Zapraszam - http://harrystylesfanfictionzuzia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic