czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 72

Enjoy:

- Witaj Julio, moje imię to Stacy – niechętnie ściskam jej dłoń z wymuszonym uśmiechem. Blake kontynuuje, to co już zaczął – przedstawia nas sobie. Wygląda na bardzo zadowolonego z naszego spotkania.
- Stacy to jest Julia.. dziewczyna Zayn’a – spoglądam na chłopaka starając się zrozumieć jego intencje. Ostatnią część swojej wypowiedzi zaakcentował w dziwny sposób – jakby fakt naszego związku był czymś katastrofalnym.
- Dziewczyna Zayn’a? – powtarza powoli unosząc jedną z jej idealnie wyregulowanych brwi. Przytakuję jej zabierając dłoń. Między nami buduje się sztywna atmosfera.
- Tak, znasz go? – pytam ciekawie nie oczekując usłyszenia odpowiedzi. Szczerze mówiąc, nie mam ochoty wysłuchiwać kolejnych historyjek na jego temat od obcych ludzi.
- To jakieś nieporozumienie – dziewczyna zaczyna się śmiać spoglądając na Blake’a – Czy ona o niczym nie wie? – pyta go wyraźnie zaciekawiona i zaskoczona. Ich spojrzenia spotykają się.
- Nie wiem o czym? – pytam przerywając ten dziwny moment. Wzrok Stacy przechodzi na mnie – jej tęczówki błyszczą z rozbawienia. Blake uśmiecha się do nas głupkowato, po czym odchodzi.
- Skoczę po szampana, coś mi podpowiada, że dawka musującego alkoholu będzie niezbędna – śmieje się zostawiając naszą dwójkę w salonie. Wszyscy zaczęli się nam ciekawie przyglądać.
- Znasz więc Zayn’a? – pytam. Dziewczyna zaciska usta trzęsąc pozytywnie głową. Zapada głucha cisza, nie wiem jak dalej potoczyć tę niezręczną rozmowę.
- Proszę, to dla was – Blake częstuje nas dwoma kieliszkami buzującej cieczy. Przyjmuję go z niechęcią, jednak nie biorę ani jednego łyka, po prostu trzymam naczynie przy sobie – Powiedziałaś już jej? – ale co? Co takiego ona zamierza mi powiedzieć?
- Uważasz, że powinnam? Nie sądzę, że on by tego chciał.. Skoro sam tego jeszcze nie zrobił, pasuje milczeć – Stacy odpowiada mu, totalnie ignorując moją obecność. Przez moje zmysły przepływa fala zmartwienia – kolejna tajemnica, coś, o czym Zayn mi nie powiedział. Zaczynam samodzielnie poszukiwać względnych możliwości.
Czy Stacy była jego kolejną panienką do łóżka? Czy raczej nieznajomą, którą zranił? Może to coś zupełnie innego.. Za dużo możliwości, strasznych faktów.. Sekrety Zayn’a zawsze mnie zaskakują, nie da się ich przewidzieć.
- Są w związku, nie powinni mieć przed sobą tajemnic – Blake uśmiecha się do niej.
Oczy Blake’a błyskają tkliwie, gdy dziewczyna obojętnie wzrusza ramionami. Chyba ma rację, za wszelką cenę starałam się nie grzebać w jego sprawach, a przynajmniej trzymać się od nich z dala. Unikam tego, jak ognia, ale sama siebie zawodzę.
- Dłuższa, czy krótsza wersja? – pyta mnie nagle. Otwieram usta, by odpowiedzieć, jednak nie wychodzi ze mnie żaden dźwięk. Nie wiem, czy w ogóle chcę słuchać jakiejkolwiek historii – zwłaszcza, że Blake tu stoi i wyraźnie zamierza nam dotrzymywać towarzystwa jeszcze przez jakiś czas.
- Długa – chłopak odpowiada za mnie, po czym wskazuje na puste fotele nakazując nam tam usiąść. Obie siadamy obok siebie, dziewczyna jednak wcześniej zaciąga sukienkę w nieco w dół, by nie odsłonić się na oczach innych.
- Przerażasz mnie Blake.. O co chodzi? – śmieję się lekko. Staram się nie ukazać, że mam pewne obawy, co do historii, którą zaraz niestety usłyszę. Blake zerka na nią zachęcając do mówienia. Ona wzdycha przekładając włosy na jedno z ramion, przy czym zdobywa kilka spojrzeń chłopaków w tym pomieszczeniu.
- Blake i ja spotykaliśmy się kiedyś, to było dosyć poważne – dziewczyna uśmiecha się do niego. Co to ma być? Powstrzymuję atak śmiechu, jednak na mojej twarzy pojawia się głupkowaty uśmiech. Co za napięte budowanie akcji.
- Okay – przyjmuję do wiadomości – To znaczy.. To naprawdę świetnie? – nie wiem, jak mam na to zareagować, a swoim pytaniem zdobywam nieprzyjemne spojrzenie Stacy. Mój uśmiech od razu niknie.
- To nie koniec – naskakuje na mnie złośliwie. Wzdrygam się na jej surowy ton – Oboje byliśmy bardzo ze sobą szczęśliwi. Byliśmy doskonałą parą, dopóki nie poznałam Zayn’a – zaciska usta wypowiadając jego imię. Przytakuję pokazując, że nadal jej słucham.
- Dopóki nie poznałaś Zayn’a… Co się wydarzyło? – nie mam pojęcia czemu ciągle pytam. Wiem, że jej odpowiedź wcale mi się nie spodoba, ale ponosi mną moja ciekawska natura, nie jestem w stanie tego powstrzymać. Staram się opanować, ale wszechświat wydaje się być dziś przeciw mnie.
- On um.. zniszczył mnie zarówno psychicznie, jak i fizycznie – wzrusza ramionami – Uwiódł mnie. Słuchaj, musisz zrozumieć, że on pogrywa. Te jego płynne gadki, wygląd gorącego, niegrzecznego chłopca. On doskonale wie, jak ukoić i zdobyć dziewczynę jednym spojrzeniem, jednym zwykłym dotykiem – uśmiecha się ze złośliwością tańczącą w jej tęczówkach.
Na te słowa mój żołądek zawiązuje się w ciasny supeł. Smuci mnie sposób, w jaki się o nim wypowiada. Jednak jedna myśl rozgorycza mnie jeszcze bardziej, naiwnie myślałam, że byłam jego jedyną…
- Byłam wierna Blake’owi, ale.. Zayn przekonał mnie do siebie tą swoją tajemniczością..  Chyba nie ma nic lepszego, niż wysoki, przystojny brunet, bad boy z bagażem tajemnic – uśmiecha się, jakby tu z nami gdzieś był. Zaciskam dłonie na kieliszku rozładowując budujące się we mnie napięcie, aby nie postąpić pochopnie.
- Sądziłam, że kolegujecie się z Zayn’em – celuję swym twierdzeniem do Blake’a. Nie chcę jej już więcej słuchać, jednak moja natura umiera, żąda więcej i więcej, obawiając się tym samym prawdy. Nic jej nie zaspokaja.
- Znamy się z bractwa, ale Zayn był o mnie wyraźnie zazdrosny moim szczęściem w związku. Zawsze twierdził, że chodzę z głową w chmurach, straszył, że kiedyś to się zmieni. Wkrótce znalazł temu radę, udało mu się – odpowiada obserwując mnie.
- Więc..
- Zayn zabawił się mną, obiecywał, że zajmie się mną dużo lepiej, niż Blake, że będzie mnie bardziej uszczęśliwiał. Twierdził, że będzie mnie dobrze traktował, że z nim będę się czuć o wiele bardziej wartościowa. Karmił mnie tymi kłamstwami, dzień w dzień. Z każdym kolejnym, każdym słodkim słówkiem pogrywał ze mną coraz bardziej i bardziej – przyglądam się jej wąsko otworzonymi oczami, moja szczęka otwiera się z wrażenia.
- Był bardzo przekonujący, całował mnie i twierdził, że jestem tą, której pragnie. Sprawił, że czułam się tą jedyną, że tylko ja się dla niego liczę, że się mną zaopiekuje na zawsze – spuszcza wzrok na swoje dłonie. Czuję nieprzyjemny ścisk na wysokości klatki piersiowej – wszystko o czym ona mówi dokładnie opisuje moją relację z Zayn’em.
Zawsze sprawia, że czuję się jedyna w jego świecie. Zawsze odnoszę wrażenie, że pomoże i uchroni mnie przed wszelkim złem, przed każdym, kto będzie chciał mnie zranić. Nie jestem jednak jego zabawką, to pewne.
- Dobrał się do mnie. Przespaliśmy się, potem zerwałam z Blake’em – na samą myśl o zdradzie robi mi się niedobrze, nawet jeśli chodziło o Blake, nie mogę znieść takiej sytuacji. Doskonale wiem jak czuje się zdradzona osoba, ten ból i poniżenie są nie do zniesienia.
- Następnego dnia zaczął się przechwalać swoim czynem wydzierając w moim sercu na oczach innych ogromną dziurę poniżenia. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę z tego co się stało, jak mnie wykorzystał.
Spoglądam na wpatrzonego w ziemię Blake’a – w jego oczach maluje się wyraźny ból, na samą myśl o tym co się stało czuje się zażenowany. Widziałam już kiedyś ten wzrok, podobny wyraz twarzy obserwowałam za każdym razem, gdy na spoglądałam w lustro. Piorunuję Stacy spojrzeniem, to ona go zdradziła... z pomocą Zayn’a.
- On się zmienił – przekonuję. On już taki więcej nie jest, nigdy nie widziałam jego złej twarzy, nie miałam styczności z Zayn’em, którego mi przed chwilą opisała. Dziewczyna parska śmiechem spoglądając ukradkiem na mój nadgarstek – wtedy zauważa serce namalowane ręką Zayn’a tuż przed wyjściem.
- Rysunki na nadgarstku? – uśmiecha się z wyższością. W moim organizmie narasta nieprzyjemne uczucie, a na jej twarzy maluje się litość – Robił to.. Tyle, że mnie malował kwiat, ponieważ byłam całym pięknem świata, którego potrzebował – mówi cytując, przy czym wykonuje charakterystyczny ruch palcami w powietrzu.
Spuszczam wzrok na małe serduszko, kiedy ona mówi dalej. Nie.. To przecież kłamstwo.. On nie mógł rysować na jej nadgarstku, wcale jej tego nie mówił, nie mogło tak być… Moje dłonie zaczynają trząść się z obawy na prawdę.
- Byłam dla niego wyzwaniem, a w swoich działaniach miał swój cel. Zajęło mu to około miesiąca, tyle i czar prysł – śmieje się do siebie – Wprowadził swój plan w moje życie, znalazł drogę do mojego serca, aby ostatecznie je złamać. Wiesz co było w tym wszystkim najgorsze? Miałam co do niego wątpliwości. Przecież chłopak taki, jak on w życiu nie zainteresowałby się dziewczyną, jaką jestem ja – marszczy brwi odtwarzając w pamięci ten czas.
Jej ostatnie zdanie to jakaś bzdura. Gdybym ich teraz zobaczyła wchodzących razem, ramię w ramię, nie miałam bym żadnych pytań co do ich autentyczności. Była przepiękną dziewczyną, prawdopodobnie pojęcie takie jak ‘brzydka’, było jej zupełnie obce. Jestem pewna, że jest świadoma swej zjawiskowej urody.
- Odłożyłam swoje wątpliwości na bok, on wynagradzał mi je niesamowitymi randkami, które sam organizował. Byłam idiotką. Wierzyłam mu za każdym razem, gdy obiecywał, że mną nie pogrywa. Swoimi podłymi ruchami wprowadza w dziewczynie współczucie, tworzy wokół siebie otoczkę ideału. Każda postrzega go, jako złego chłopca w niezłych tarapatach ze złotym sercem.. Rzeczywistość jest inna, ten chłopak to jakiś kompletny bałagan, w klatce piersiowej widnieje lodowa skała, brak w nim ludzkich emocji.
Gapię się na dziewczynę nie wiedząc co mam o tym myśleć. Blake siedzi z poważnym wyrazem twarzy. Stacy wydaje się być smutna, pogrążona we wstydzie minionej krzywdy. Zayn mną nie pogrywa, nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłoby być inaczej, proponował mi przecież przeprowadzkę do jego mieszkania.
Przyglądam się rysunkowi widniejącemu na moim nadgarstku. Kiedy myślę o tych innych dziewczynach, którym również fundował takie znaczące symbole.. czuję ból, smutek.. Mówił jej, że jest całym pięknym świata, którego potrzebował. Chciałabym zaprzeczyć własnemu przeczuciu.. Boję się, że Stacy opowiedziała mi prawdę.
- Mam nadzieję, że się mu postawisz, dojrzejesz do jego zabaw – mówi marszcząc brwi – Wierz mi lub nie, ale nie chciałam ci tego wszystkiego mówić. Jednak kiedy przyszedł do mnie Blake i wyznał, że coś się miedzy wami dzieje.. Czułam, że muszę cię ostrzec – wyjaśnia.
- Taa, dzięki.. – rzucam podnosząc się z miejsca – Przepraszam – odchodzę od nich w przeciwnym kierunku. Nie wiem co mam myśleć, nie jestem ani zła, ani zraniona, tylko zaskoczona. Wzdycham ciężko pocierając głowę w zakłopotaniu. Jednak wszelkie negatywne emocje odpływają, gdy mój wzrok rejestruje Harry’ego.
Jego włosy są zaczesane do tyłu, chłopak ma na sobie ciemną koszulę zapinaną pod kołnierzyk, krawat, garniturowe spodnie i marynarkę. Przyglądam się mu. Chłopak śmieje się rozmawiając ze znajomym. Następnie zauważam, że pod ramię trzyma go pewna dziewczyna. Nie wiedząc czemu na jej widok czuję ukłucie na sercu.
Erica.
Wygląda nieskazitelnie. Piękna złota sukienka podkreśla jej idealnie wymodelowane ciało. Jej włosy zostały związane u boku w długiego kłosa, na twarzy widniej idealny makijaż. Uśmiecha się do chłopaka rzędem bieluśkich zębów.
Spuszczam wzrok wypijając szampana. Do ręki biorę jeszcze jeden kieliszek i podchodzę do tej dwójki. Jej wzrok najpierw spada na mnie, na jej ustach maluje się złośliwy, aczkolwiek szeroki uśmiech.
- Julia – dziewczyna wita mnie. Nie uznaję jej obecności, od razu spoglądam na zielonookiego bruneta, który beznamiętnie się mi przygląda.
- Musimy porozmawiać – mówię do niego przyciszonym głosem. Harry spogląda na Ericę, widzę wyraźne poirytowanie i niechęć w jego oczach.
- Nie wydaje mi się to być dobrym pomysłem, mam parę – odpowiada równie cicho. Nie obchodzi mnie Erica, naprawdę mam to gdzieś, że przyszli tu razem. Muszę z nim porozmawiać, potrzebuję wyjaśnić tę nieciekawą sytuację między nami, potrzebuję jego pomocy.
- Proszę Cię – błagam go niemalże szeptem patrząc na niego desperacko.
Wieści od Stacy nadal krążą w mojej głowie, muszę je w jakiś sposób przetworzyć, dlatego Harry jest mi teraz niezbędny. Najpierw jednak postaram się naprawić naszą przyjaźń.
- Idź, ja poszukam Zayn’a – dziewczyna uśmiecha się do mnie. Mierzę ją spojrzeniem, gdy jej błyszcząca osobowość znika w tłumie. Przyglądam się jej plecom, nie mogę być o to wiecznie zła, nie pakuję się w sprawy Zayn’a, ufam mu, nawet jeśli spędza z nią czas... Obracam się do Harry’ego. Chłopak ma nieciekawy wyraz twarzy.
- Harry, ja...
- Już ci to chyba powiedziałem. Nie możemy być przyjaciółmi – kręci głową zrezygnowany. Jego uparty ton mną wzdryga. Ostre słowa przeszywają moje serce na wylot, nie pozostawiając nadziei na nas.
- Tęsknię za tobą – zaczynam cicho – Brakuje mi naszych rozmów, spotkań. Chcę cię mieć z powrotem w moim świecie, bądźmy przyjaciółmi – wyjaśniam. Chłopak nie odpowiada, tylko przechodzi ocierając się o mnie – Dlaczego mnie nienawidzisz? – dopytuję się obracając się do niego. Chłopak nadal stoi do mnie tyłem, jednak nie porusza się – nie odchodzi.
- Czym wzbudziłam twoją nienawiść do mnie? – pytam podchodząc do niego. Stoję niecały metr od niego. Chłopak zaciska dłonie w pięści obracając się do mnie z wolna.
- Nie nienawidzę cię – odpowiada spokojnym tonem. Jego klatka ciężko opada i unosi się, chłopak kontroluje swój unormowany oddech.
- Zachowujesz się, jakby jednak było inaczej – dodaję.
- Muszę się tak zachowywać Julia. Jeśli odpuszczę... Skończy się na tym, że posunę się do czegoś co rozwścieczy Zayn’a – twierdzi. Mój żołądek zaciska się na jego słowa. Coś co wkurzyłoby Zayn’a? Prawdopodobnie zacząłby okazywać, jak bardzo mu na mnie zależy.
- Harry – kręcę głową odmawiając usłyszenia takiej odpowiedzi – Ja i Zayn jesteśmy na dobrych stosunkach, możemy się więc przyjaźnić. On nie będzie miał nic przeciwko – nalegam.
- Julia – protestuje.
- Potrzebuję kompana do rozmowy, teraz. Jesteś jedynym, z którym chcę aktualnie rozmawiać – mówię z nadzieją w głosie. Przełamuję go tym zdaniem, jego ramiona opadają w poddańczym geście.
- Okay – przytakuje.
- Nie tutaj – kręcę głową – Wyjdźmy na zewnątrz – wskazuję na balkon. Chłopak podąża za mną niechętnie, znajduję ciche miejsce i zatrzymuję się tam. Żadne z nas nie odzywa się ani słowem, przysłuchujemy się tylko innym rozmawiającym imprezowiczom.
- Co się stało? – pyta szorstko przerywając niezręczną ciszę. Nie patrzy na mnie jednak dopóki ze mną rozmawia, jestem zadowolona.
- Spotkałam Stacy – Harry słyszy wyraźny ból w moim głosie, jego spojrzenie w końcu spotyka się z moim. Marszczy brwi i odwraca wzrok.
- Powiedziała ci o wszystkim? – pyta lekceważąco opierając się o balustradę. Marszczę brwi – o czym on myśli? Powoli przytakuję – Dlaczego chcesz o tym z kimś rozmawiać? – jego ton jest jednocześnie ostry i delikatny.
- Znasz całą historię? – pytam ostrożnie. Harry przytakuje nadal na mnie nie patrząc – To prawda, co mówiła? Wykorzystał ją.. użył dla własnej rozrywki, tylko po to, by zdenerwować Blake’a? Dotrzeć i uderzyć w jego czuły punkt? – Harry milknie, moje pytanie rozmywa się w gęstym powietrzu.
Chłopak wzdycha ciężko przeczesując włosy dłonią, na jego twarzy maluje się bolesny grymas. Otwiera usta, by coś powiedzieć, jednak szybko je zamyka. Czekam, czekam cierpliwie na jego zdanie.
- Jula, takie pytania kieruj do Zayn’a – odpowiada – Nie chcę się mieszać w sprawy pomiędzy wami – wyjaśnia. On nie chce, ale wolałabym usłyszeć inną odpowiedź.
Chcę, żeby był tego częścią, po prostu muszę z nim porozmawiać, wolę, aby znów był w moim życiu. Nie wiem dlaczego, po prostu tak jest.
- Ja.. Nie wiem co mam o tym myśleć – wyznaję głupkowato – Wiem, że on mną nie pogrywa, ale..
- Ale co? Skoro to wiesz, to dlaczego to ma jakiekolwiek znaczenie? – naskakuje na mnie. Nie spoglądam na niego, ale czuję bijące od niego zdenerwowanie i złość – Naprawdę Jula! – buczy wściekle – Dlaczego to cię obchodzi, skoro wiesz, że tobą nie pogrywa? – pyta.
Na te słowa coś we mnie pęka, czuję narastającą złość. Dlaczego to mnie obchodzi? To zawsze będzie dla mnie ważne.
- Nawet nie wiem kim on jest! – naskakuję na Harry’ego. Mierzę go spojrzeniem, na co jego wzrok łagodnieje – tylko pozornie – Próbowałam już Harry – wzdycham – Próbowałam do niego dotrzeć, ale wybudował tak wiele ścian, tyle murów wokół siebie.. W jego osobowości istnieje tyle czarnych kart, a mnie nie wolno ich odkryć – wyjaśniam szeptem – Ja.. Jaka osoba tak postępuje? Jak ja mogłam o tym nie wiedzieć?
Wiem, że Zayn jest kobieciarzem, poprawka – był. Zanim mnie poznał, był innym człowiekiem, nie sądziłam, że problem był, aż tak duży. Nie wyobrażam sobie postępować w taki sposób. Kto jest zdolny niszczyć czyjąś relację dla własnej zabawy? Komu zależy na odbieraniu szczęścia innych?
Prawda jest taka, że to nie tylko jego wina. Stacy była na tyle głupia i nieodpowiedzialna, że pozwoliła mu na to. Z łatwością wskoczył pomiędzy nią i Blake’a, ale.. chyba każda dziewczyna by mu na to pozwoliła. Zayn jest w tym świetny, wie co i jak robić. Jeśli mu zależy, kiedy jest miły.. każdy pozwoliłby mu wejść do swojego życia, serca.
Swoimi podłymi ruchami wprowadza w dziewczynie współczucie, tworzy wokół siebie otoczkę ideału. Każda postrzega go, jako złego chłopca w niezłych tarapatach ze złotym sercem.. Rzeczywistość jest inna, ten chłopak to jakiś kompletny bałagan, w klatce piersiowej widnieje skała lodowa, brak w nim ludzkich emocji. Zayn już taki nie jest, to jego stara wersja, musi tak być.. Przecież on już tak się nie zachowuje, po prostu jestem tego pewna.
Czy ja jestem w stu procentach pewna? Nawet go nie znam, nie w sposób, jaki bym chciała. Powinnam mu ufać, ale.. Jak mogę ufać chłopakowi, który nawet nie ufa samemu sobie? Matt mnie zrujnował, nie jestem w stanie nikomu w pełni zaufać. Zawsze gdzieś w głębi siebie pamiętam, że on był tą jedyną osobą, której mogłam bezgranicznie ufać, powiedzieć wszystko, a on to wszystko zdeptał.
- Dlatego, że tak właśnie postąpił – Harry wzrusza ramionami, jakby to było nic ważnego. Spuszczam wzrok w ziemię, dlatego, że tak właśnie postąpił. Dokładnie tak samo się czuję gdy wszystko przede mną ukrywa. Nie, nie. Nie wrócę do tych chorobliwych myśli, jego sprawy pozostaną takie do końca.
- Powiesz mi co o tym sądzisz? – błagam go cicho. Desperacko pragnę usłyszeć jego wersji, jego przemyśleń, muszę usłyszeć tę historię nie tylko z ust Stacy. Mam ogromną nadzieję, że to nie prawda, ale coś mi podpowiada, że to jest inaczej. Harry nie odpowiada, jego szczęka jest zaciśnięta, wzrok pada prosto przed siebie – Rysował kwiaty na jej nadgarstku? – pytam szeptem.
- Ja… - chłopak spogląda na mój nadgarstek, a raczej na namalowane na nim serce. Mierzę go spojrzeniem, staram się wykrzesać z niego jakąś odpowiedź. Jednak jego zielone tęczówki są we mnie wlepione, chłopak poszukuje w głowie odpowiedzi, którą mnie nie zrani.
- Harry. Proszę cię – używam najdelikatniejszego głosu, na jaki mnie stać. Zanim jednak rozbrzmiewa dźwięk upragnionej odpowiedzi, na sali słychać dźwięk uderzanych o siebie szklanych kieliszków. Oboje obracamy się do Elizabeth, która idealnie prezentuje się w swojej sukni, ma wysoko uniesioną głowę, uśmiecha się do wpatrzonych w nią gości. Z perłowym uśmiechem w jednym ręku trzyma kieliszek od szampana, a drugim srebrny widelec.
- Obiad gotowy – jej głos jest słodki i delikatny – Proszę dołączcie do mnie przy stołach na tyłach posesji – uśmiecha się znikając w środku.
Na tyłach? Gdzie to? Czyżby mieli kolejny plac? Nie wiem dlaczego mnie to aż tak dziwi, ten dom to niekończący się labirynt.
Wszyscy goście pomału znikają z balkonu podążając za Elizabeth. Ja i Harry zostajemy sami. Oblewają mnie emocje, do których za żadne skarby nie chcę się przyznać. Mimo, że zostaliśmy sami jestem spokojna.
- Powinienem iść znaleźć Ericę – mówi. Nie będąc do końca świadoma, co robię, łapię za jego rękę i nie puszczam. Jego ciało napina się. Oblewa mnie poczucie winy, ale jednocześnie rozkoszny spokój.
- Proszę cię – błagam. Jego ramiona opadają, chłopak obraca się w moją stronę, wzrok opada na nasze złączone dłonie. Ściskam jego dłoń jeszcze mocniej, staram się wycisnąć z niego upragnioną odpowiedź. Jego spojrzenie w końcu spotyka się z moim, wpatruję się w jego oczy. Przez moje ciało przebiega dziwny dreszcz, ale staram się go ignorować.
- Julio… - wypowiada moje imię z niezwykłą delikatnością. Jego chrypliwy ton powoduje wzlot milionów motyli w brzuchu.
- Proszę, muszę wiedzieć, chcę je poznać – Jestem cholernie ciekawa, a nie mogę o to zapytać Zayn’a. Mogę jednak zapytać Harry’ego, ponieważ od niego otrzymam szczerą odpowiedź. On nie żyje w chorobliwym przekonaniu ukrywania przede mną wszystkich spraw. Gdyby nie fakt, że wszystkie dotyczyły Zayn’a, prawdopodobnie z przyjemnością by na nie odpowiadał.
- To nie moja sprawa – mówi wymijająco, jego wzrok napotyka mój, chłopak szuka zrozumienia. Nie rozumiem, ale nie pozwolę mu tego we mnie zobaczyć.
- Nie twoja sprawa? Właśnie, że nie masz racji – odpowiadam szorstkim szeptem. Harry stawia krok w moją stronę, jego dłoń zacieśnia się wokół mojej, po moim ciele rozlewa się dziwne ciepło. To uczucie w niczym nie przypomina tego, gdy dotyka mnie Zayn. Teraz czuję wolność, delikatność.
- Chociaż raz chciałabym usłyszeć prawdę – mówię tak cicho, że nie jestem pewna, czy mnie usłyszał. Spoglądam na niego, chłopak przygląda się mi. Jego zielone tęczówki lustrują moją twarz z desperacją, jednak nie taką samą, w jakiej byłam ja. Chłopak próbuje znaleźć we mnie nadzieję, coś co pozwoli mu mnie pomóc.
Jakaś cząstka mnie pragnie, aby mu się to udało. Chciałabym, aby uwolnił mnie od tych wszystkich sekretów. Ta sama część mnie podpowiada mi, że powinnam była z nim zostać na tej podwójnej randce.
Atmosfera między nami staje się gęsta, Harry podchodzi do mnie, mój oddech przyspiesza. Jedna z jego dłoni ociera się o moje ramię, chłopak spogląda ze współczuciem na moje usta.
- Jula, ja-
- Julia – ostry głos przywołuje mnie do rzeczywistości. Mój wzrok opada na podłogę, już dłużej nie spoglądam w zielone tęczówki chłopaka. Nie chcę patrzeć w stronę źródła tego krzyku, nie zniosę jego wściekłego spojrzenia.
- Pójdę poszukać Erici – Harry ogłasza głośno wypuszczając moją dłoń i odchodzi. Cały spokój opuszcza mnie w mgnieniu oka.
- Lepiej dla ciebie – słyszę ostry ton Zayn’a. Stoję na pustym balkonie, zimny wiatr owiewa moje ciało, po raz pierwszy dzisiejszego wieczora zaczyna mi on przeszkadzać. Słyszę jego ciężki kroki kilka metrów za mną. Bucha od niego ciepło, mój oddech przyspiesza, zaczynam się trząść od męczących mnie myśli.
Zapytaj go. Nie, lepiej tego nie rób. Powiedz mu o czym się dowiedziałaś. Nie mieszaj się w to, coś złego się wydarzyło, ukrywa to przed tobą, ale ma do tego prawo. Chowa swoje tajemnice. Może tak postąpić. Jesteś zmieszana – nie powinnaś.
Skomlę sfrustrowana. Nie jestem w stanie znieść szalejących we mnie myśli. W końcu spoglądam w oczy Zayn’owi. Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak nie jest tak zły, jak się tego spodziewałam. W jego tęczówkach dostrzegam pewne napięcie, chłopak jest sztywny.
- Co się stało? – pyta.
- Nic takiego – kręcę przecząco głową. Biorę głęboki oddech, lepiej dla mnie, gdy uda mi się odepchnąć te myśli gdzieś daleko. Tak wiele się wydarzyło... Najpierw Stacy, potem ta dziwna sytuacja z Harry’m... Pozwoliłam mu na bliższy kontakt, nie powinnam była do tego dopuścić.
- Chodźmy na ten obiad – wymawiam przez zaciśnięte zęby. Chłopak mierzy mnie podejrzliwym spojrzeniem, jednak nie odzywa się ani słowem. Ciągnie mnie za rękę wprost do domu.



Jaki długi! Przepraszam za zwłokę, ale właśnie poczułam letniego lenia hahaha Pogoda za oknem tego nie ułatwia, ale pewnie nie tylko mi to przeszkadza.. Jak wakacje?
Myślicie, że Julia wytrzyma w swoim postanowieniu? A może ciekawa natura wybuchnie ze zdwojoną siłą? Czekam na wasze komentarze!


środa, 15 lipca 2015

Rozdział 71

Dom Elizabeth i Jonah wygląda zupełnie inaczej, niż zazwyczaj – został udekorowany w najpiękniejszy sposób, jakim miałam okazję go ujrzeć. Wzdłuż głównego wejścia, po sam salon ciągną się sznury jasnych, błyszczących światełek. Fotele zostały odsunięte na bok, aby nie oddzielać tego pomieszczenia od otwartej kuchni.
Przez wielkie okna można ujrzeć gości bawiących się na balkonie – śmieją się, rozmawiają, miło spędzają czas przy rozgrzewającym świetle lamp. Odnoszę wrażenie, jakbym wkroczyła w inny świat, pełen eleganckich ludzi biznesu bawiących się na wykwintnym bankiecie. Wszyscy mężczyźni są ubrani podobnie do Zayn’a ,a kobiety do mnie. Wzdłuż pokaźniej wielkości stołu porozstawiano znakomicie wyglądające przekąski. Znaleźć je również można na nieco mniejszych, okrągłych stolikach w rogach pomieszczenia.
Jestem zaskoczona ilością osób, jakie jest w stanie pomieścić ten dom. Wiem, że nie powinnam, jest to przecież ogromny budynek, ale jeszcze nigdy nie widziała tylu eleganckich osób w jednym miejscu, pod jednym dachem. Jestem oszołomiona ich wyglądem, każdy w jakiś indywidualny sposób się do siebie różni. W salonie pozostało jeszcze sporo wolnego miejsca, dlatego też sądzę, że kolacja odbędzie się gdzieś indziej.
Nagle uświadamiam sobie, że wszyscy goście przyglądają się mnie i Zayn’owi. Ich spojrzenia są wlepione w nas, jakbyśmy mieli co najmniej zieloną skórę i przylecieli do środka w metalowym statku kosmicznym. Szepczą coś pomiędzy sobą. Ciepła dłoń Zayn’a nadal znajduje się na moich plecach, chłopak zachęca mnie, abym poszła nieco dalej.
- Rozmawiają o mnie, nie martw się – szepcze mi do ucha. Rozumiem co ma na myśli – wszyscy są niemało zaskoczeni faktem, iż Zayn postanowił się pojawić na tak wykwintnym wieczorze, w garniturze i dziewczyną przy boku. Sądzę jednak, że nie powinno ich to aż tak dziwić – Zayn może robić w większości to, na co ma ochotę.
- Zayn? – oboje zatrzymujemy się słysząc ciepłe głosy Elizabeth i Jonah. Jego ciocia podchodzi do nas z zaskoczeniem i trwogą wymalowaną na jej młodej twarzy. Prezentuje się nieziemsko w wąskiej, opinającej jej ciało czarnej sukience kończącej się na wysokości kostek. Jej ciemne włosy opadają kaskadami wzdłuż policzków w pięknych lokach. Jonah ma na sobie koszulę z kołnierzykiem, eleganckie, garniturowe spodnie i marynarkę. Jego jasne, sterczące włosy zostały profesjonalnie wystylizowane i idealnie wpasowują się w charakter wieczoru.
- Elizabeth, Jonah – chłopak wita ich uroczyście, bez najmniejszego uśmiech na ustach. Przyglądam się mu zaskoczona jego profesjonalnym zachowaniem. Po chwili uśmiecham się zwracając się do jego krewnych.
- Dom zapiera dech w piersiach – mówię przyglądając się światełkom oświetlającym gości, którzy wreszcie zajęli się sobą.
- Dziękuję ci Julio, cieszymy się, że jesteście tu oboje – kobieta zachwyca się przyglądając się naszej dwójce jasnymi oczami.
- Dobrze ci w garniturze – Jonah komplementuje wygląd Zayn’a. Chłopak jest wdzięczny za aprobatę wuja, spogląda na mnie z miłym uśmiechem.
- Ty też nie wyglądasz najgorzej – mulat droczy się z nim. Czuję ulgę widząc, że z Zayn’a nie umknęły wszelkie emocje.
- Bawcie się dobrze, szalejcie na patio, tańczyć możecie właśnie tam. Częstujcie się przygotowanym jedzeniem, ah Zayn – jeszcze zanim wyjdziesz, chcielibyśmy abyś poznał kilku znajdujących się tutaj absolwentów – pospiesza go ciotka. Chłopak zgadza się skinieniem głowy, nie wygląda na zadowolonego. Oboje odchodzą trzymając się za rękę, chwilę później znikają w niekończącym się tłumie.
- To jest niesamowite – uśmiecham się ponownie rozglądając się po domu.
- To tylko zwykły wieczór – Zayn wzrusza ramionami mając zdystansowany stosunek do tego całego wydarzenia. Wślizguję ramię po jego plecach , chłopak przytula mnie do siebie.
- To będzie znakomity wieczór – zapewniam go. Chłopak znika na sekundę, po czym wraca z dwoma kieliszkami pełnymi szampana i podaje mi jeden z nich.
- Zayn? Przyszedłeś! – nasze spojrzenia przenoszą się na nadchodzących Liam’a i Danielle. Dziewczyna ma na sobie piękną, czerwoną suknię bez ramiączek, która nadaje jej wrażenie modelki pozującej do katalogów ślubnych. Liam wygląda niemalże identycznie, jak reszta zebranych tu mężczyzn, jednak zamiast klasycznego krawatu, wokół jego szyi zawiązana została mucha.
- Julia – Danielle uśmiecha się do mnie jasno.
- Cześć – odwzajemniam gest – Cieszę się, że tu jesteście, nikogo innego nie znam – śmieję się. Wątpię, że Zayn zechciałby mnie przedstawić swoim znajomym z bractwa. Liam uśmiecha się do nas przyciągając swoją dziewczynę do siebie.
- My również! Zayn pojawił się tu po raz pierwszy – chłopak zaczepia mulata, który utrzymuje poważny wyraz twarzy nie ukazując żadnej kłębiącej się w nim emocji.
- Ile tu jest osób? – śmieję się przytulając się mocniej do Zayn’a. Mam nadzieję, że wkrótce ścignie tę kamienną twarz i okaże mi choć trochę czułości.
- Takie uroczystości organizowane są raz na kilka miesięcy, każda na inną okazję – Liam wzrusza ramionami – Aczkolwiek to pierwszy raz, gdy została zorganizowana tutaj – wyjaśnia mi. Zayn nawet nie zwraca uwagi na to co mówi przyjaciel.
- Oh – uśmiechem się biorąc łyka szampana. Zayn wykonuje to samo.
- Liam wspominał coś w dużej, grupowej randce – tęczówki Danielle rosną w nadziei na wielkie wyjście. Zayn krztusi się na słowa ‘grupowa randka’, łapie się za klatkę piersiową starając się przełknąć niechciany płyn. Spoglądam na dziewczynę, która wygląda na zmartwioną.
- Taa, um.. Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy – wyjaśniam jej, na co dziewczyna od razu jaśnieje. Zayn rzuca we mnie spojrzeniem rodzaju ‘Co do cholery?’, jednak ja nadal zwracam się do dwójki znajomych.
- Myśleliśmy nad wyjazdem nad jezioro, czy coś w tym rodzaju – dziewczyna proponuje uradowana. Odwzajemniam się najszczerszym uśmiechem na jaki mnie stać. Ramię Zayn’a otacza mnie wokół talii, jego dłoń spoczywa na moim biodrze przyciągając mnie do siebie.
- O czym ona do cholery mówi? – szepcze mi do ucha tak dyskretnie, aby nie mogli nas usłyszeć.
- Wyjaśnię ci to później – zapewniam go szybko.
- Aczkolwiek naszym pomysłem była również wędrówka po górach – Liam uśmiecha się. Marszczę brwi, nie wyobrażam sobie Zayn’a szczęśliwie wędrującego po pagórkach. Nie uważam, że sobie nie poradzi, po prostu nie wygląda na typ podróżnika i miłośnika natury. Wyłączam się, gdy Liam i Danielle zaczynają nas obsypywać kolejnymi świetnymi pomysłami dotyczącymi wspólnego wyjazdu.
Moje spojrzenie ponownie wędruje na zaproszonych tutaj gości, moje myśli powracają do przepięknych dekoracji. Nigdy wcześniej nie spostrzegłam, że bractwo zawiera tak wielu członków – co prawda, jakaś części gości to absolwenci, jest ich ogromna liczba. Spoglądam na drzwi i zauważam wchodzącego do środka Charles’a. Na widok jego z dziewczyną u boku opada mi szczęka.
- Jula? – słyszę głos Liam’a, jednak nie jestem w stanie oderwać wzroku od Charles’a i dziewczyny wchodzących do salonu.
- Julia? – głos Zayn’a przywraca mnie do rzeczywistości. Spotykam jego zatroskany wzrok i uśmiecham się szeroko.
- Przepraszam – śmieję się – Co powiecie na dokładkę szampana? – pytam. Zayn zgadza się – Zaraz wracam – uśmiecham się do nich i odchodzę znikając w tłumie. Z łatwością odnajduję drogę do Charles’a, który wita mnie uśmiechem. Garnitur leży na nim wprost niesamowicie – jestem zażenowana, że zauważyłam to już za pierwszym spojrzeniem.
- Julia – chłopak jak zwykle ma flirciarski wyraz twarzy – Jak się miewasz? – pyta bawiąc się krawatem uwieszonym na szyi. Nie rozmawialiśmy od kiedy przypadkiem się spotkaliśmy, chłopak zaprosił mnie na lunch, podczas, którego przyłożył Derek’owi.
- Świetnie, ja.. um.. Czy ja właśnie widziałam, jak wchodzisz tu z..
- Hej Jula – obracam się do niej. Jej jasno brązowe włosy są upięte, a biała suknia odsłaniająca jedno z ramion prezentuje się na niej doskonale. Staje tuż obok chłopaka z jasnym uśmiechem skierowanym na mnie. Dzieli ich kilka centymetrów. Przyglądam się niej w zaskoczeniu, jednak natychmiast otrząsam się z niego.
- Lindsay – witam ją nadal zdumiona tą sytuacją. Spoglądam na chłopaka, który odchrząkuje zdając sobie sprawę z mojego zakłopotania – Nie miałam pojęcia, że się tu dziś zjawisz – mam nadzieję, że ją tym nie urażę.
- Charles mnie zaprosił – dziewczyna uśmiecha się do niego – Pomyślał, że miło było by, gdybyśmy spędziły czas razem, po za zajęciami z Literatury – wyjaśnia.
- Skąd wy się w ogóle znacie? – pytam.
- Spotkaliśmy się w Starbuck’się – śmieje się – Rozmawiał przez telefon ze swoją kuzynką, czy kimś o tobie, a ja poskładałam sobie to wszystko i zapytałam skąd cię zna. Potem jakoś zaczęliśmy rozmawiać – wzrusza ramionami. Charles uśmiecha się do mnie, a więc zaprosił ją tu jako swoją parę, czy raczej..
- To przyjacielska sprawa – odpowiada, jakby czytała mi w myślach – Miałam nadzieję spotkać tu Harry’ego – dodaje cicho. Charles udaje, że niczego nie słyszał, z kolei ja jestem więcej, niż pewna, że było inaczej.
Harry się tutaj pojawi, czuję się z tego powodu nieco podekscytowana, ale też nieco zdenerwowana. Nie mogę się doczekać, aż w końcu będziemy mogli porozmawiać, wcześniej nie miałam na to czasu, byłam zbyt skupiona na Zayn’ie. Może teraz uda nam się normalnie porozmawiać? Znajdujemy się w po środku ogromnego tłumu, być może nie dojdzie do nieporozumień.
- Oh tak, jestem pewna, że przyjdzie – mówię bardziej dla siebie, mam nadzieję, że tak będzie.
- Świetnie – uśmiecha się cofając się, po czym zerka na Charles’a. Chłopak od razu unosi spojrzenie z powrotem na nas.
- Julio, chciałbym móc zostać i pogawędzić, ale.. – chłopak mówi mi bez przekonania w głosie.
- Julio – jego głos jest niski, ochrypły i sprawia, że mój żołądek wykonuje fikołka w tył. Dłoń Zayn’a łapie mnie za plecy, chłopak pojawia się tuż koło mnie. Mulat niemalże wypala spojrzeniem dziury w głowie Charles’a, nawet nie zauważa stojącej obok Lindsay.
- Zayn, pamiętasz Lindsay, prawda? – odwracam jego uwagę z Charles’a. Jego spojrzenie mięknie, chłopak spuszcza je na dziewczynę – Przyszła tu, jako para Charles’a – wyraźnie akcentuję słowo ‘para’. Zayn ma jakąś obsesję na temat tego chłopaka, ale czemu miałabym go za to winić. Charles sam się przyznał, że uważa mnie za bardzo atrakcyjną.
- Hej – chłopak zwraca się do niej. Lindsay uśmiecha się do niego niepewnie szarpiąc delikatnie ramię Charles’a.
- Charles, powinniśmy wyjść na zewnątrz się przewietrzyć – uśmiecha się do niego. Spoglądam na dziewczynę, na co ona rzuca we mnie spojrzeniem oznaczającym ‘nie ma za co’.
- Masz rację – chłopak uśmiecha się do niej – Julio, Zayn – żegna nas. Mulat nie odzywa się więcej, więc oboje odchodzą.
- Okay, co jest z tobą nie tak? Dlaczego się tak dziwacznie zachowujesz? – dopytuję go cicho – Rozumiem, że Charles nie jest twoim ulubionym towarzyszem, ale odkąd tu weszliśmy zachowujesz się jakbyśmy wstąpili do piekła, to nie jesteś ty – dodaję.
- Czy nie zauważyłaś, jak wszyscy się na ciebie gapili, gdy tu weszliśmy? – chłopak buczy równie cicho wprost w moją małżowinę uszną. Pozwalam mu się objąć, jego wargi ocierają się o płatek ucha wysyłając po całym moim ciele przyjemnie dreszcze.
- Patrzyli się na nas – poprawiam go. Czy to dlatego się tak zachowuje? Zdenerwował go fakt, że wszyscy szeptali o nas?
- Wszyscy mężczyźni się wpatrywali, nadal to robią zupełnie ignorując soje pary – wyjaśnia cicho. Przewracam oczami.
- Nie popadaj w paranoję – oddalam się mierząc go wzrokiem. Chłopak kręci przecząco głową wskazując na chłopaków stojących pod oknami. Spoglądam w tamtą stronę, by się upewnić, o czym mówi Zayn. Ich spojrzenia wlepione są w naszą dwójkę, lecz nagle odwracają swoją uwagę i zaczynają prowadzić rozmowę. Zachowują się, jakby nigdy nic się nie stało. Obracam się do Zayn’a łapiąc go za szyję i łączę nasze usta w agresywnym pocałunku.
Jego wargi z początku są sztywne, chłopak jest zaskoczony moją reakcją. Jednak po krótkiej chwili wtapia je w moje, nadaje nam żwawsze tempo, przyciąga mnie do siebie. Wykorzystując sytuację wślizguję język do jego ust, a on to akceptuje. To najbardziej czuła chwila, jaką dzieliliśmy przez ostatni tydzień.
Jego dłonie spoczywają na dole moich pleców, moje palce wplatają się w jego kruczoczarne włosy. Mimo uczucia rozkoszy uważam, aby nie zniszczyć jego fryzury. Uśmiecham się oddalając się od niego.
- Co to było? – uśmiecha się cwaniacko, jego ramiona nadal trzymają mnie przy torsie.
- Teraz już nie musisz się martwić tymi gapiami, już wiedzą, że jestem twoja – odwzajemniam gest. Wkrótce jego uśmiech szerzy się uwydatniając jego białe zęby, chłopak składa na moich ustach delikatny pocałunek.
- Jesteś moja – jego wargi po raz ostatni ocierają się o moje usta. Spoglądam na niego spod rzęs, chłopak patrzy na mnie z błyskiem w oku, nutką zaborczości i opiekuńczości.
- Tylko twoja – przytakuję. Jego dłoń łapie mnie w nadgarstku, oboje zerkamy na idealnie narysowane serce. Po chwili spoglądam na ludzi znajdujących się na balkonie, uśmiecham się do mulata – Zatańczysz ze mną? – wskazuję na roztańczone ciała zza okna. Chłopak nie odpowiada, ale też nie walczy, gdy powoli zaczynam nas prowadzić na parkiet.
Powietrze na zewnątrz jest mroźne, dzięki temu mogę śmiało wtulać się w rozgrzany tors mojego chłopaka. Wkraczamy w taneczną strefę, większość znajdujących się tam osób wydaje się być zajęta sobą. Zatrzymuję się niemalże na środku parkietu, przekładam dłoń Zayn’a na moją talię. Opieram głowę o jego klatkę piersiową, oboje zaczynamy poruszać się w rytm muzyki.
- Dużo bardziej wolę sposób w jaki tańczysz na imprezach bractwa, niż teraz – szepcze wprost do mojego ucha. Uśmiecham się uderzając go lekko, na co chłopak  zaczyna chichotać. Cieszę się, że jego nastrój się poprawił i dobrze się bawimy. Co jakiś czas chłopak całuje mnie, przyciąga za każdym razem gdy owiewa nas zimny i nieprzyjemny podmuch wiatru powodując moje ciarki.
Jego dłonie niespodziewanie pojawiają się w moich włosach, chłopak jest ostrożny, aby nie zniszczyć misternej fryzury wykonanej przez Sarę. Jego delikatne palce osuwają się niżej, po barkach, plecach, wszędzie czuję iskierki, ciepło. Nie jestem pewna, jak długo tańczyliśmy. Nasz romantyczny moment przerywa Jonah wołając Zayn’a do siebie.
- Zayn, chciałbym, abyś poznał kilku absolwentów – mówi do niego. Zayn oddala się ode mnie, jego dłonie nadal spoczywają wokół mojej talii – jednak już nie spoczywamy w bliskości. Stawia krok ode mnie, jednak zatrzymuje się na chwilę.
- Kochanie? – stado motyli unosi się do góry w moim żołądku na dźwięk tego czułego słówka.
- Idź poznać tych ważnych absolwentów, znajdę sobie jakąś rozrywkę – zapewniam go z ciepłym uśmiechem.
- Jesteś pewna? – pyta z troską.
- Tak, znajdź mnie, jak już będziesz wolny – uśmiecham się. Zayn przytakuje, spogląda na mnie niechętny do odejścia, jednak wkrótce oddala się podążając za wujkiem.
Rozglądam się po balkonie, przyglądam się każdej osobie, poszukuję znajomych mi twarzy. Mówiąc całkiem szczerze, to chyba najbardziej cywilizowana i normalna impreza bractwa, na jakiej przyszło mi się bawić. Wkrótce sukcesywnie odnajduję stojącego pod ścianą Louis’a. To było prostsze, niż sądziłam.
- Lou! – uśmiecham się, na co chłopak nieco podskakuje. Nie spodziewał się mnie, zaczyna rozglądać się za osobą, która wezwała jego imię. Przepycham się przez tłum gości, chłopak jaśnieje zauważając mnie.
- Jula – szeroki uśmiech promienieje na jego twarzy.
- Wielmożny Panie,  czyż nie wygląda Pan zjawiskowo? – pytam go z uśmiechem używając elokwentnego tonu, po czym ujmuję w dłoń krawędź jego marynarki. Chłopak śmieje się dotykając materiału mojej sukni.
- Dziękuję drogiej Panience, Pani również wygląda niesamowicie – odpowiada podobnym tonem do mnie. Wybucham śmiechem przewracając oczami. Rozglądam się zauważając, że chłopak stał tu zupełnie sam.
- Gdzie podziewa się Eleanor? – zwracam się do niego, na co chłopak kręci głową. Marszczę brwi zaskoczona, mam nadzieję, że nie wydarzyło się nic poważnego.
- Ona um.. Nie chciała tutaj przychodzić – spoglądam na niego. Dlaczego nie miała ochoty? – Sama rozumiesz.. Wreszcie zrozumiałem dlaczego szukała wymówek za każdym razem, gdy zapraszałem ją tutaj – wzdycha.
Nagle ogarnia mnie rzeczywistość. Ojciec Zayn’a był bratem Elizabeth, a tato Eleanor ożenił się z jego matką. Wątpię, że jego ciotka chowa o to urazę.. Zastanawiam się, czy wie o tym, czego dopuścił się jej brat, co Zayn musiał znosić w dzieciństwie.. Jestem pewna, że tak, nie było możliwości ukrycia takiego faktu.
- Przykro mi – marszczę brwi – Dotrzymam ci towarzystwa – mówię mi opierając się o balustradę. Metalowe rurki są przyjemnie chłodne.
- Nie przyszłaś tu z Zayn’em? – chłopak rozgląda się w poszukiwaniu mulata.
- Właśnie wita się z jakimiś ważnymi absolwentami – przewracam zabawnie oczami. Louis śmieje się przybliżając się do mnie.
- Z ogromną przyjemnością dotrzymam ci towarzystwa Jula – uśmiecha się – Wyglądasz nieziemsko w tej sukni. Zayn był grzecznym chłopcem? Trzymał rączki przy sobie? – unosi brew z dziecięcym uśmiechem przyklejonym do twarzy – Czy muszę sobie porozmawiać z moim drogim przyjacielem? – mruga.
Wybucham śmiechem  i trącam go łokciem kręcąc głową nieco zawstydzona. Jeżeli ‘rozmową’ nazywał kilka sierpowych, myślę, że porywa się z motyką na księżyc. Przypominam sobie dzień, w którym Louis pomógł mi znaleźć i okiełznać Zayn’a kilka tygodni temu. Bronił go przed tym kolesiem, uderzył go, przez to jego ręka potwornie go bolała. Staram się jednak nie śmiać, mimo wszystko nie chcę go niczym urazić.
- Nie powinieneś się martwić o Zayn’a trzymającego ręce z dala ode mnie – Louis unosi brwi pytająco. Jestem gotowa na żarty od strony Louis’a.
- Powinieneś się martwić o mnie – jego wzrok wyraża zakłopotanie – Zayn wygląda dziś bardzo gorąco – Louis wybucha niepohamowanym śmiechem zbierając wścibskie spojrzenia gapiów. Mało się tym jednak przejmuję, dołączam do przyjaciela.
- Cholera Jula, nie sądziłem, że z ciebie taka śmiała dziewczyna – kręci się mrugając do mnie porozumiewawczo.
- Poczekaj, aż go zobaczysz, założę się, że ty również nie będziesz się mógł powstrzymać – dodaję ze śmiechem, przez co chłopak chichocze jeszcze głośniej. Uwielbiam jego śmiech, to zawsze podnosi mnie na duchu.
- Być może zabiorę go dziś do siebie na noc – droczy się.
- Najpierw będziesz musiał pokonać mnie Tomlinson – udaję, że mu grożę, na co po policzkach chłopaka spływają łzy śmiechu. Udaję urażoną jego śmiechem. Chłopak łapie się pod boki.
- Czemu się tak śmiejecie? – słyszę obok nas Lindsay. Po chwili dziewczyna pojawia się z Charles’em przy boku. Ja nie mam mu nic przeciwko, myślę, że Zayn nie zdąży mnie zobaczyć w jego towarzystwie.
- Jula mi grozi – chłopak wydusza z siebie pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu. Mierzę go wzrokiem, na co chłopak jaśnieje.
- Rozmawialiśmy o tym, jak przystojnie wygląda dziś Zayn – wyjaśniam.
- Wiecie, oboje wyglądacie niesamowicie, jak para modeli – dziewczyna śmieje się.
Śmieję się z jej komplementu kręcąc głową – Zayn zdałby egzamin na modela, ale ja? Dostrzegam w sobie ogrom niedoskonałości, nie byłam tak szczupła, jak Sara, czy Lindsay. Nie miałam też kobiecych kształtów, jak większość tutejszych dziewczyn – mam umięśnione ciało. Czasem przeszkadzał mi kształt mojego nosa, czy wielkość ust. Dużo by tu wymieniać.
- Dzięki – zwyczajnie przyjmuje komplement – Ty również wyglądasz uroczo – odwzajemniam się.
- Gdybym tylko wyglądała w połowie tak dobrze, jak ty – uśmiecha się. Nie prawda, jestem pewna, że Lindsay wygląda równie świetnie, jak ja. Wszystkie kobiety na tej sali wyglądają przepięknie.
- Gdybyś wspomniała, że zostałaś zaproszona, zaprosiłabym cię do nas i przygotowałybyśmy się razem z Sarą – odpowiadam ze wzruszeniem ramion, Gdybym tylko wiedziała wcześniej, nie to że jestem na nią o to zła, czy coś, po prostu wolałabym wiedzieć.
- W zasadzie to wyjście wyskoczyło mi tak w ostatniej chwili, a dokładniej dwie godziny przed rozpoczęciem – marszczy brwi. Jak na niewiele ponad godzinę do przygotowania, dziewczyna wygląda wystrzałowo – Para Charles’a w ostatniej chwili zrezygnowała – wzrusza ramionami. Zastanawiam się co to za dziewczyna.
- Następnym razem zabieram cię do siebie i Sara nam we wszystkim pomoże – nalegam.
- Czy ja właśnie słyszałam tutaj moje imię? – blondynka wślizguje się pomiędzy nas, jej szmaragdowa suknia promienieje w świetle – wygląda, jak anioł zesłany nam z niebios. Niall podąża zaraz za nią, oboje mają uśmiechy na twarzach, ich palce u rąk złączone razem. Cieszę się, że są tu razem, szczęśliwi i pełni życia. Miło widzieć, że Sara znów jest szczęśliwa zważając ostatni  kiepski tydzień, który na szczęście mamy już za sobą.
- Sara! – wyskakuje radośnie. Dziewczyna podbiega do mnie, łączymy się w ciasnym uścisku. Po chwili oddala się przyglądając się mi uważnie – chyba ocenia swoją pracę. Po tym jak wyszłam, musiała podkręcić nieco swój wygląd – we włosach widnieje kryształowa spinka, a na szyi błyszczy wieńczący całość naszyjnik – Przepiękny naszyjnik – uśmiecham się lustrując błyskotkę.
- Dziękuję – chichocze – Kupiłam go podczas ostatnich zakupów, ale go chyba nie pamiętasz – śmieje się. Nigdy nie zwracam wielkiej wagi do tego, co ona kupuje. Z resztą za każdym razem jest tego tak wiele, że trudno by to zapamiętać.
- Niall! – Louis cieszy się towarzystwem przyjaciela, rzuca się na niego, niczym małpa. Nagle słyszymy ich wysokie głosiki.
-  Mój Boże Lou! Tak dawno cię nie widziałem! Zrobiłeś coś nowego z włosami? – Niall mruga swymi oczami prezentując wachlarz rzęs.
- Tak, masz rację Niall! Czy to nowe buty? – Louis odpowiada damskim głosem.
- Przestańcie się z nas nabijać – Sara upomina ich z uśmiechem na twarzy. Obaj śmieją się, ale nie kontynuują już swojej zabawy.
- Lindsay, zaskoczyłaś mnie swoim przyjściem, ale cieszę się móc cię tu spotkać – blondynka wita ją. Przez moment lustruje ją wzrokiem. Prawdopodobnie ocenia założoną kreację i dobór dodatków.
- Mnie również – odpowiada.
- Gdzie jest Zayn? – Sara rozgląda się po balkonie zmartwiona.
- Musiał przywitać się z grupą absolwentów – wyjaśniam jej szybko. Sarę oblewa ulga, że nie bawię się sama z powodu naszej kolejnej kłótni. Przez dobrą chwilę gawędzimy w piątkę na różne tematy, Lindsay opuszcza nas i idzie poszukać Charles’a. Ostatecznie Sara i Niall uciekają na parkiet, zostawiając mnie i Lou znów samych.
- Lou, jest tutaj Harry? – pytam go dyskretnie.
- Sądzę, że wpadnie – mówi – Nadal z nim nie rozmawiałaś?
- Nie miałam zbyt wiele czasu – wyjaśniam – Nie wydaje mi się, że skacze z  radości na nasze spotkanie – mówię. Chłopak wzdycha ciężko.
- Tak, ostatnio był bardzo.. zajęty sobą – dobiera kolejne słowa bardzo ostrożnie.
- Jesteś pewien, że tu przyjdzie? – dopytuję. Zaczynam mieć coraz większe wątpliwości, robi się coraz później.
- Tak, zazwyczaj pojawia się na takich wydarzeniach – zapewnia mnie. Chłopak pociera pocieszająco moje plecy – Nie smuć się Jula. To fantastyczny wieczór! Przekonałaś Zayn’a do wystrojenia się, przyjścia tutaj, sama wyglądasz wystrzałowo! – uśmiecha się. Dzięki tym słowom smutek nieco przemija.
- Wiesz, chyba pójdę go poszukać – wzruszam ramionami – Zanim ty go dopadniesz – droczę się. Louis wystawia mi język, kiedy ja wracam z powrotem do środka. Zatrzymuję się przy jednym ze stolików spoglądając na rozstawione na nim przekąski.
Nagle wyczuwam czyjś dotyk, ktoś wypowiada moje imię. Nie jestem w stanie zidentyfikować kim jest ta osoba, w ogóle nie poznaję tego głosu. Obracam się ociężale spotykając przed sobą Blake’a. Chłopak uśmiecha się do mnie. Jego włosy są postawione na żelu, jego fryzura to klasyczny faux hawk, po za tym ma na sobie to co inni mężczyźni na tym przyjęciu – koszulę z kołnierzykiem, marynarkę i garniturowe spodnie.
- Cześć – uśmiecham się do niego. Zdaję sobie sprawę, że Zayn ma z nim jakiś problem, ale nie widzę powodu, dla którego nie miałabym się z nim grzecznie przywitać. Chłopak uśmiecha się jeszcze szerzej, przez co czuję się bardziej zakłopotana. Nigdy wiele nie rozmawialiśmy. Obracam się do stojącej obok niego wysokiej dziewczyny.
Ma długie, płomienisto czerwone włosy, porcelanową skórę, niebieskie oczy i figurę w kształcie klepsydry. Ma na sobie krótką, czerwoną sukienkę. Jest jedną z niewielu kobiet tutaj, które zdecydowały się na krótką kreację.
- Julio, chciałbym, abyś poznało moją parę – przyglądam się raz niemu, a raz czerwonowłosej. Przez krótki moment nikt się nie odzywa, Blake wpatruję się w dziewczynę, która jakby wie, co ma teraz zrobić. Wyciąga swą chudą dłoń w moją stronę z jasnym uśmiechem.

- Witaj Julio, jestem Stacy.



Kto pamięta Stacy? (Wszystko o niej w rozdziale 24) Jakieś sugestie? Jak nie to pomogę xD Wierzę w Was!! Proszę o więcej komentarzy, uwielbiam je czytać!

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 70

Uwinęłam się hahah
Enjoy: 

Następnego poranka roluję się na łóżku sięgając po telefon. Do tej pory Zayn się do mnie nie odezwał. Sama również do niego nie pisałam, ani nie dzwoniłam. Jak już powiedziałam – potrzebowałam chwili na przemyślenie tego wszystkiego. Decyzja zapadła – koniec z grzebaniem w sprawach Zayn’a, koniec z chorobliwą ciekawością. Cała ta moja obsesja powoli stawała się niezdrowa.
Matt miał jednak rację w jednej sprawie, bardzo zależy mi na Zayn’ie myślę, że ostatecznie chłopak się przede mną otworzy. Miejmy tylko nadzieję, że stanie się to zanim powróci moja stara, ciekawska wersja mnie. Nie wiem na jak długo uda mi się ją upchnąć w cień, aby nie mieszała się w codzienność. Minął dopiero dzień od mojej magicznej przemiany, a już zdążyłam się poczuć dziwnie. Zmuszam się, aby przestać rozmyślać nad Zayn’em. Jeśli tego nie zrobię – ciekawość i żądza poznania całej prawdy powróci.
Przygotowując się na zajęcia, wiem, że Zayn też tam będzie. Przecież wcale się nie pokłóciliśmy – może tylko trochę, jednak z między nami okay. Ogarniają mnie paranoiczne myśli. Wkładam na siebie ciemną, burgundową bluzkę z długim rękawem, ciemne spodnie i botki. Zaraz prze wyjściem ściągam z wieszaka szarą kurtkę, zabieram wszystkie potrzebne rzeczy i wychodzę z pokoju zostawiając w nim wciąż śpiącą Sarę.
Na kampusie panuje ciemność, na całym niebie kręcą się nieprzyjemne chmury. Między drzewami, na wolnej przestrzeni szaleje zimny wiatr powodując ciarki na moim ciele. Szybkim krokiem zbliżam się do sali, zrobię wszystko, by tylko jak najszybciej wydostać się z tego zimna.
Wchodząc do środka zauważam, że Zayn siedzi już przy swoim biurku. Widać po jego zmęczonej twarzy, że nie do końca się wyspał, jednak mimo to wygląda bardzo przystojnie. Siadam na krześle obok niego i uśmiecham się.
- Hej – na moje śmiałe powitanie oczy chłopaka jaśnieją. Widzę, że dręczyła go ta sama myśl – niewiedza, w jakim punkcie zamarliśmy, gdzie się podzialiśmy. Może ta chwila spokoju dała nam jakieś pozytywne rozwiązania.
- Cześć – jego humor od razu się poprawia, a ja nawet wiem dlaczego. Pewnie oczekiwał, że nadal będę na niego zła, smutna o to co się stało ostatnio w jego mieszkaniu.
Nie przyznam mu się do podjętej decyzji – o tym, że przestaję grzebać w jego sprawach. Postaram się mu to jakoś pokazać, przekazać dyskretnie, ale gestami. Słyszałam, że czyny przemawiają do ludzi dużo szybciej, niż słowa. Może nie zawsze wobec Zayn’a, jednak warto próbować. Czasem jego słowa grały ważniejszą rolę, niż czyny.
Kolejni uczniowie pokazują się w klasie, wszyscy są dziwnie milczący. Przyczyną tego może być niezbyt ciekawa pogoda – deszczowa i smętna aura wysysa energię ze wszystkich, nawet najbardziej pozytywnych osób.
- Jak się masz?- pytam go cicho spoglądając na jego twarz kątem oka. Chłopak wzrusza tylko ramionami.
- Świetnie – przytakuje. Zastanawiam się, czy jego zmęczony wyraz twarzy pochodzi od myślenia nad nami, czy po prostu tylko mi się tak wydaje – A ty? – nasza rozmowa zaczyna się robić sztuczna i dziwna, taka naciągana. Zayn spodziewał się ataku milionów pytań i napiętej atmosfery.
- Dobrze, Sara i ja wybrałyśmy się wczoraj na zakupy – oznajmiam spokojnie. Sądzę, że mówienie mu o kupnie nowej sukienki nie koniecznie go zainteresuje. Po chwili ciszy przerywanej przez szuranie wchodzących uczniów, chłopak w końcu się odzywa.
- Julio posłuchaj-
- Dzień dobry klaso! – Pan Collins wita nas głośno wchodząc do klasy. Odniosłam wrażenie, że Zayn chciał mi wyjaśnić tę całą sprawę z soboty – ewentualnie okłamać. W każdym bądź razie, jestem wdzięczna nauczycielowi, że przerwał mu akurat w tym momencie. W chwili, gdy Zayn mówi mi prawdę, bądź kłamie nie jestem w stanie zatrzymać cisnących się na mój język pytań.
Wzrok wykładowcy zatrzymuje się na mnie i Zayn’ie przez dłuższą chwilę, co wzbudza we mnie złe przeczucie. Następnie zwraca się do tablicy z kredą w dłoni i zaczyna kreślić na niej temat dzisiejszego wykładu.
- Dzisiaj poruszymy temat natarczywych związków – wzrok Zayn’a automatycznie przechodzi na pana Collins’a, a ja cała się spinam. Nauczyciel patrzy wprost na naszą dwójkę, a ja wiem czym spowodowany jest ten wzrok. To przez siniaki, rany zadane przez Derek’a. Nie prawda, myślę irracjonalnie, przecież nie poruszałby takiego tematu ze względu na domniemanemu powiązaniu z dwójką studentów – mną i Zayn’ie. To szalone.
Jednak wraz z kontynuacją tematu, moja paranoiczna teoria na ten temat wydaje się być już mniej szalona. Pan Collins wręcza nam artykuły dotyczące dziewczyn będących w związkach, które są zbyt przerażone, by wyznać prawdę o ich agresywnych chłopakach. One boją się wyznać, że są przez nich bite, krzywdzone, boją się stracić ‘miłość życia’.
Następnie wygłasza nam wywód o tym, jak przemoc nie zawsze dotyczy krzywdy fizycznej, napastnicy posuwają się do ataków psychicznych. Dodaje, że dziewczyna często ma nadzieję zmienić chłopaka, który sam zarzeka się osobistej przemiany na lepsze.
Przytacza nawet pewną historię o dziewczynie chowającej rany, siniaki na rękach tłumaczącej się, że to wszystko pochodzi od nieszczęśliwego upadku. Moje policzki natychmiast oblewa krwista czerwień. Ja to zrobiłam, powiedziałam, że to nic takiego, zwykły upadek, przez który nabiłam sobie tyle sińców. Tak naprawdę pochodziły one z rąk Derek’a.
Opowiadając, cały czas przygląda się mnie i Zayn’owi. Widzę, że chłopak to zauważył, jego ciało jest napięte. Zaciskam szczękę modląc się, aby zajęcia skończyły się szybciej, niż mulat straci cierpliwość. Całe szczęście, że te ‘dowody’, w postaci siniaków dawno zniknęły i odeszły w zapomnienie.
Kiedy lekcja się ostatecznie kończy, szybko zbieram swoje rzeczy. Pragnę wydostać się z salki, która nagle stała się ciasna i duszna. Rzucam zawistnym spojrzeniem w stronę pana Collins’a, który stoi wpatrzony w swoje kartki. Zayn podąża za mną powolnym krokiem – nawet bardzo powolnym. Wiem, że chce nawrzucać nauczycielowi, ale tego nie robi. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna.
- Dlaczego on do cholery cały czas na nas spoglądał? – dopytuje się idąc za mną do akademika. Nie oskarża mnie o to, jest po prostu zły, tak jak ja. Zaciskam usta w wąską linię.
- Widział siniaki zadane przez Derek’a – wyjaśniam mu cicho zaciągając w dół rękawy koszulki.
- Widział siniaki? – powtarza, gdy dochodzimy do akademika. Obracam się w jego stronę. Na twarzy chłopaka maluje się złość, doszła do niego rzeczywistość – Cholera, pewnie myśli, że ja ci to zrobiłem, prawda? – chłopak pyta.
- Uspokój się… jest okay, to tylko rozkład wykładów – staram się go uspokoić kładąc dłonie na jego torsie. Przygląda się mi; jego wzrok czeka na więcej, na moją złość, wyrzuty dotyczące dokumentu, który ostatnio znalazłam. Do tej pory Zayn mnie nie zranił – przynajmniej nie fizycznie i nie mam powodu do zmartwień. Nie tworzymy żadnego natarczywego związku, daleko nam do takiego.
- Do cholery, Julio! On uważa, że ja cię pobiłem! – twarzy chłopaka oblewa odraza na samą myśl o czymś takim. Odczuwam ostry ból na sercu – on przenigdy nie położyłby ręki na kobiecie, nie po tym, co przeszedł, i czego był świadkiem w dzieciństwie.
- On jest.. zaniepokojony – kręcę głową.
- Ponieważ chce się dostać do twoich majtek! – krzyczy. Mierzę go spojrzeniem kręcąc głową.
- Nie. To tylko rozkład wykładów. To psychologia, natarczywe relacje są częścią poruszaną przez psychologię – kłócę się – To była tylko zwykła lekcja, akurat o takiej, a nie innej tematyce, przestańmy wchodzić w szczegóły – Czas skończyć z zadawaniem niepotrzebnych pytań.
^^^
- Jak ty i Zayn? – Lindsay uśmiecha się do mnie. Spoglądam na nią zdając sobie sprawę, że wszyscy swobodnie sobie rozmawiają, kiedy pani Parks czyta sobie w spokoju książkę. Wzdycham ciężko, Zayn w końcu się uspokoił.
Kilkakrotnie powtórzyłam mu, że to tylko ogólnie nałożony plan wykładów, zapewnie martwił się o moje samopoczucie. Jednak to nie pomogło mi w uspokojeniu Zayn’a, zaczął mi mówić, jak to pan Collins chce się do mnie dobrać.
Fakt, faktem – udało nam się uniknąć kłótni. Nie mam pojęcia jak, ale ważny jest efekt. Po jakiejś godzinie sprzeczki, poprowadzonej, jak cywilizowani ludzie odprowadził mnie pod salę do Literatury.
- Między nami świetnie – mówię jej – Skończyłam z chorobliwą ciekawością – wzruszam ramionami.
- Ciekawość zabiła kota* - dziewczyna odpowiada mi z lekkim śmiechem.
- Dobra wiadomość jest taka, że skończyłam z tym, zanim coś mnie zabiło – śmieję się trącając dziewczynę w ramię – Wiesz… Powinnyśmy się gdzieś razem spotkać, ostatnio odnoszę wrażenie, że prawie wcale się nie widujemy – twierdzę ze smutkiem.
Zdaję sobie sprawę, że w większości to moje wina – moje życie kręci się wokół Zayn’a i nie pozostaje mi zbyt wiele czasu na inne przyjemności. Natarczywy związek – to taki, w którym jedna osoba zmusza drugą do podporządkowania swojego życia do jej. W razie złego wydarzenia pomiędzy tą dwójką, jednej z nich wydaje się, że świat się zatrzymał, i wszystko straciło sens. Przygryzam wargę starając się wyrzucić tę definicję Pana Collins’a z głowy.
- Miło mi to słyszeć – uśmiecha się. Unoszę brew zaciekawiona podtekstem usłyszanym w jej głosie.
- A to czemu? – śmieję się nie pokazując swojego zdenerwowania.
- Mój brat Joshua przyjeżdża w odwiedziny w następnym tygodniu. Przylatuje tu i zostaje na tydzień, zaraz potem wyjeżdża na święto Dziękczynienia – zapomniałam o nadchodzącej uroczystości. Święto Dziękczynienia już za niecałe dwa tygodnie. Przygryzam wargę zamartwiając się.
Naprawdę chciałabym, aby Zayn poznał moich rodziców. On ma jednak inne zdanie; założę się, że ma z tym coś wspólnego jego przeszłość. Moja mama jest go ogromnie ciekawa, sama ukrywałam fakt o jego istnieniu, tylko dlatego, że on robił to wobec mnie.
Moja matka nie wie o nim nic, poza imieniem, miejscem urodzenia – w zasadzie to tak, jak ja. Biorę głęboki oddech przypominając sobie, że jego zawiłości z przeszłości nie mają najmniejszego dla nas znaczenia. Mimo wszystko będziemy szczęśliwą parą i to wszystko nie ma na nas żadnego wpływu.
Właśnie, że nie prawda. To zawsze będzie miało dla mnie znaczenie – taka już jestem. Pocieram się po szyi, już nigdy się tego nie wyzbędę. Nie potrafię pozbyć się wrodzonej ciekawości dla dobra związku mojego i Zayn’a. Odkąd przestałam go wypytywać, sprawy między nami zaczęły się w końcu układać, jednak… Nie kłóciliśmy się, ale też nie całowaliśmy.. Nic się między nami już nie dzieje.
- Jula? – spoglądam na Lindsay zdając sobie sprawę, że odleciałam.
- Z wielką przyjemnością poznam twojego brata.
- Fantastycznie! – uśmiecha się – On jest przemiłym człowiekiem, wiem, że chciałby zobaczyć, że mam przyjaciół – śmieje się.
- Czy on uważa, że ich nie masz? – to przypomina mi moją matkę, która myślała, że zadaję się tylko i wyłącznie z Sarą.
- Tak, może trochę – przewraca oczami – Zawsze mi powtarza, że jestem zbyt nieśmiała, za bardzo skupiam się na ocenach i siatkówce – wyjaśnia – Nie widzę w tym nic złego – marszczy brwi.
- Jeśli kiedykolwiek będzie się ci to jeszcze wypominał, zgłoś się do mnie. Zadzwonię to Zayn’a, który skopie mu tyłek – uśmiecham się do niej, na co dziewczyna odwzajemnia gest. Obie wybuchamy śmiechem zdając sobie sprawę, że mulat nie miał by z tym wielkiego problemu. Już długi czas w nic nie przyłożył – myślę, że to dobry znak.
^^^

Reszta tygodnia mija mi w identyczny sposób. Zayn’a strasznie ponosi, wiem, że jest na skraju wytrzymałości z powodu wykładu pana Collins’a oraz mnie – dziewczyny, która nagle przestała wtykać nos w jego sprawy. Prawdopodobnie martwi się jak cholera widząc mnie taką cichą i potulną.
Jednakże wychodzi na to, że moja cisza działa odwrotnie, niż się tego spodziewałam. Wydaje mi się, że on uważa, że jestem na niego wściekła. Całowaliśmy się kilka razy po zakończonych zajęciach – tak na pożegnanie, jednak nie doszło do intymniejszych chwil.
Widzę, że nowa wersja mnie go dziwię, a może nawet martwię. Ciężko było mi się przestawić i skończyć z pytaniami, kiedy on jest w złym humorze, albo gdy niespodziewanie otrzymuje telefon, czy wiadomość, a jego aura natychmiast zmienia się w negatywną. Wydawało mi się, że tego właśnie chciał – abym trzymała się z dala od jego spraw. Nadal pragnę się tego dowiedzieć, pozwolić mojej ciekawości ponieść się, ale nie mogę. Tak będzie po prostu lepiej.
Chcę, aby między nami było już tylko lepiej, i lepiej. Skoro to wymagało tego, aby on ukrywał przede mną kilka ‘nieistotnych’ spraw, zgadzam się. Mam nadzieję, że mój plan zadziała – przynajmniej raz spostrzeże, że podporządkowuję się jego słowom.
W końcu nadchodzi piątek. Razem z Sarą od dobrych trzech godzin szykujemy się do wyjścia. W zasadzie to tylko Sara, ja siedziałam na krześle rozmawiając z nią. Cały ten czas jednocześnie gnał do przodu i ciągnął się ociężale – z Zayn’em było prawie normalnie.. Zero sprzeczek, dziwacznych tajemnic, wpadliśmy w wir codzienności.
Ten wir wcale nam nie pasował – ledwie się do siebie odzywaliśmy. Jestem prawie pewna, że on nadal oczekuje potoku pytań dotyczących tego zakazu. Czekam, aż się na mnie zdenerwuje – ale nie dopuszczę do takiego scenariusza.
- Jula! Zayn przybędzie tu za parę godzin! Zabieraj swój tyłek do łazienki! – piszczy na mnie. Śmieję się z niej i słucham jej rozkazu. Dziewczyna sadza mnie na fotelu w łazience i pospiesznie zaczyna kręcić mi włosy. Rozmawiamy na temat naszych wizji dotyczących nadchodzącego wieczoru – domyślamy się jacy będą ci wszyscy absolwenci.
Po jakiejś godzinie Sara kończy robić mi makijaż oraz włosy. Uśmiecha się do mnie dumnie, kiedy ja spoglądam na swoje odbicie w zaskoczeniu. Jak zawsze odwaliła kawał doskonałej roboty. Oczy wymalowane mam cieniem używanym do ‘smokey eye’, na powiece widnieje cienka, czarna kreska, maskara idealnie uwydatnia moje rzęsy. Całość wykończona została delikatną, różową szminką. Z kolei włosy opadają kaskadami wzdłuż jednego ramienia tworząc delikatne fale, z drugiej strony zostały one podpięte.
- Przebierzmy się – uśmiecha się podając mi do ręki suknię, która natychmiast wciągam na siebie opatulając własne ciało. Walczę z zapięciem jej, ale w końcu udaje mi się zaciągnąć maszynkę do samej góry. Sara spogląda na mnie z dumą, obraca się w stronę lustra podziwiając swój idealny makijaż i doskonale ułożone włosy.
Przemierzam jej drobną posturę wzrokiem, nieźle się spisała. Zakryła swe niewielkie niedoskonałości makijażem, sprawiła, że moje niesforne włosy wyglądają nieziemsko, suknia pasuje do mnie, jak ulał. Cieszę się, że ją dla mnie kupiła. Spoglądam na komórkę odczytując wiadomość od Zayn’a z informacją, że przyjedzie za kilka minut.
- Wyjdę do Zayn’a na zewnątrz – mówię zabierając torebkę, po czym mijam się z Sarą.
- Co? Dlaczego? – pyta ze zmarszczonym czołem. Wzruszam ramionami.
- Po prostu… denerwuję się, nie chcę tu na niego czekać – wyjaśniam. Od rana motylki w żołądku nie dają mi już spokoju. Pamiętam, że pytałam go, czy na pewno wychodzimy – w razie, gdyby się jednak rozmyślił.
Aktualnie odnoszę wrażenie, jakbyśmy stąpali po cienkim lodzie. Jest prawie dobrze, ponieważ Zayn nie do końca wie, jak poradzić sobie z nową mną. Mam nadzieję, że ta przemiana pomoże nam obojgu podczas dzisiejszego wieczoru i powrócimy do tego, jak było kiedyś – oby bez kłótni.
- W porządku – odpowiada śpiewnym głosem – Do zobaczenia później moja piękna – mruga do mnie, na co zaczynam się śmiać. Wychodzę z akademika na zimne powietrze. Wzdycham ciężko, dlaczego zapomniałam o kurtce.
Zastanawiam się nad powrotem do akademika, by ją wziąć, jednak zauważam dojeżdżającego na parking Zayn’a. Podchodzę te kilka metrów. Gdy jestem już wystarczająco blisko auta, Zayn wysiada na zewnątrz eksponując swój elegancki ubiór. Chłopak ma na sobie białą koszulę z kołnierzykiem, czarną marynarkę i pasujące czarne spodnie.
- Właśnie miałem po ciebie wyjść – wyjaśnia pospiesznie. Przyglądam się mu, gdy obchodzi samochód podchodząc do mnie. Uśmiecham się kręcąc głową.
- W porządku, sama chciałam do ciebie wyjść – wzruszam ramionami. Mój wzrok ponownie go lustruje oceniając jego strój – Nie ubrałeś się, jak należy – uśmiecham się.
- Przecież mam koszulę z kołnierzykiem i eleganckie spodnie – kłóci się. Przyglądam się kręcąc przecząco głową, chłopak otwiera przede mną drzwi pasażera rzucając czarującym uśmiechem.
- A co z krawatem? – nie odpowiada wyczekując, aż wsiądę do środka – To impreza pod krawatem Zayn – wzdycham, a chłopak nadal milczy – Jesteś niemożliwy – kręcę głową chyba po raz dziesiąty tego wieczora wsiadając do samochodu.
Nie jestem tak zła, jak powinnam. On jest taki uparty. W zasadzie to nawet cieszę się z tego, cały ten tydzień był jakiś dziwny, cichy – żadne z nas nie chciało się nawzajem zasmucić. Pierwszy raz od jakiegoś czasu się o coś spieramy – pomijając tego o pana Collins’a. Zaczynam wsiadać do środka, kiedy on chwyta mnie za łokieć tym samym zatrzymując w miejscu.
- Kochanie – obracam się do niego, na jego twarzy widnieje przepiękny uśmiech. Chłopak grzebie w kieszeni i wyciąga z niej czarny krawat. Mierzę go wzrokiem, na co on zaczyna chichotać zadowolony z siebie.
- Jesteś okropny – śmieję się nie będąc już w stanie dłużej mierzyć go spojrzeniem. Odpycham go od siebie, na co on ponownie mnie przyciąga. Chichocze, jego dłoń zmierza w dół po moim ramieniu, od jego dotyku natychmiast czuję rozgrzewające mnie ciepło.
- Wyglądasz przepięknie – schyla się całując mnie czuje w usta. Jego pocałunek jest niezwykle delikatny. Wdycham niesamowity zapach jego perfum zaplatając dłonie na jego szyi. To najintymniejszy moment jaki dzieliliśmy od ostatniej kłótni. Po krótkiej chwili chłopak oddala się spuszczając wzrok na swój krawat.
- Założysz go za mnie? – nie patrzy na mnie podając mi krawat do dłoni. Przytakuję z uśmiechem zabierając go od niego. Zakładam go wokół jego kołnierzyka na szyi, z łatwością wiążę i prostuję delikatny materiał. Chcę, aby wyglądał idealnie. Poprawiam również całą marynarkę wygładzając powstałe już zmarszczki na ramieniu. Moje dłonie spoczywają na jego torsie patrząc mu prosto w oczy. Chłopak przygląda mi się ciepło.
- Elizabeth i Jonah dostaną chyba zawału. Nigdy nie noszę krawatów – odpowiada szeptem. Nie odpowiadam – składam na jego ustach pocałunek wdzięczna, że przystosował się do reguły i charakteru imprezy. Po chwili oboje wsiadamy do samochodu.
Chłopak zapala silnik przekręcając kluczyk w stacyjce. Całą drogę milczymy – cisza nie jest już taka przytłaczająca, jak przez ostatni tydzień.
Nie sądziłam, że moje ciekawskie były głównym tematem do rozmów, aczkolwiek wygląda na to, że się myliłam. Bawiąc się materiałem sukienki powstrzymuję się od zadania ich. W końcu dojeżdżamy pod dom Jonah i Elizabeth.
Na szerokim podjeździe zaparkowane już są samochody, jasne światła prowadzą do wejścia domu. Wraz z zatrzymaniem się auta, w moim żołądku zawiązuje się supeł zdenerwowania.
- Jesteś pewien, że chcesz tam iść? – spoglądam na niego, po czym mój wzrok wraca na potężny dom. Budynek emituje ciepłym światłem, do środka powoli wchodzą strojnie ubrane dziewczyny i mężczyźni ubrani podobnie do Zayn’a. Czuję, jak mój żołądem wykręca się, nie mam pojęcia dlaczego czuję się, aż tak zestresowana.
Myślę, że to przez kłębiącą się we mnie myśl, o tym, że jestem ‘pierwszą’ Zayn’a. On jeszcze nigdy nie zjawił się na takim wydarzeniu, nawet sam, co dopiero z dziewczyną. Czuję ogromną presję, wiem, że pasuje mi pokazać się od jak najlepszej strony.
- Nie mów mi, że masz wątpliwości – śmieje się kładąc swoją dłoń na moich plecach w zachęcającym geście. Jego duża i ciepła dłoń wysyła przyjemnie iskierki przez całe moje ciało – To ty powinnaś być moją zachętą, tylko i wyłącznie dzięki tobie uda mi się przetrwać to gówno – mówi niskim tonem.
Biorę głęboki oddech obracając się z uśmiechem do chłopaka. Wymuszam w sobie najbardziej odważny uśmiech, na jaki mnie stać, po czym wypuszczam powietrze w celu uspokojenia się. Jestem jego zachętą, a on będzie moją.
- Nie jestem – kręcę głową. Zayn spogląda na mnie uważnie podciągając się na fotelu.
- Julio.. czy aby wszystko w porządku? – pyta mnie cicho. Moje brwi łączą się w zaskoczeniu. Jego głos i wyraz twarzy są zbyt zmartwione i ostrożne – patrzy na mnie, jakbym miała stąd zaraz zniknąć.
- W jak najlepszym – przytakuję powoli – Czemu pytasz? – na to pytanie dyskomfort między nami wydaje się być jeszcze większy. Wygląda na to, że to nie była tylko moja wyobraźnia – on też zauważył, że nastał między nami dziwny czas.
- Po prostu.. Byłaś taka cicha przez ten tydzień – wzrusza ramionami – Nawet nie byłem pewien, czy chcesz tu dziś ze mną przyjść – wyjaśnia, a kąciki jego ust opadają momentalnie w dół. Byłam cicho, gdyż nie wiedziałam o czym rozmawiać. Wygląda na to, że nasze rozmowy głównie opierały się na mojej ciekawości.
- Wszystko świetnie – zapewniam go z jasnym uśmiechem – To będzie fantastyczny wieczór – chłopak uśmiech się biorąc do ręki moją dłoń. Kiedy składa na nim buziaka, moje serce natychmiast przyspiesza. Nagle Zayn wyciąga czarny długopis.
- Chcę cię tym upewnić, że naprawdę doceniam, że tu dziś ze mną jesteś, i że mi na tobie zależy – szepcze tak cicho, że nie jestem pewna, czy go dobrze usłyszałam – To będzie idealny wieczór… - wydycha rysując na moim nadgarstku małe serduszko – Zwłaszcza mając ciebie przy mnie.
Kącik jego ust unosi się, chłopak puszcza mój nadgarstek, pochyla się w moją stronę, nie uciekam, jego dotyk jest kojący, delikatniejszy, niż zwykle. Jednak w jego pocałunku wyczuwam niepokojące mnie wahanie.
To będzie idealny wieczór.. Oboje tego pragniemy, czeka nas niesamowity czas razem. Ideały jednak  raczej nie istnieją.


* Jest to przysłowie używane, aby ostrzec przed niebezpieczeństwem swoich czynów, czasem lekkomyślnych działań, nikomu niepotrzebnych badań i eksperymentów.


Ciekawe kolejnych rozdziałów? Ja też! Dziękuję za komentarze i liczę na Wasze opinie!
Lydia Land of Grafic