Strony

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 29

Soudtrack:

* Start a Riot - Jetta
* Wildest Moments - Jessie Ware
* Dust to Dust - The Civil Wars


Ostatecznie udaje mi się jakoś usnąć, nie mam pojęcia kiedy odpłynęłam w krainę Morfeusza, ale jestem pewna, że tak się stało, bo rano budzi mnie Sara delikatnie stukając w moje ramię. Buczę niezadowolona przewracając się na drugi bok, spałam tylko kilka godzin. Moje oczy są całkiem wysuszone od wczorajszego płaczu - te kilka łez pomogło trochę ukoić wewnętrzny ból, całkiem jakby każdą pojedynczą kropelkę wypełniała frustracja, którą czułam przez Zayn'a od kilku ostatnich tygodni. Wszystko odeszło z kilkoma słonymi łzami.

Obie ubieramy się, wybieramy pastelowe kolory - ja decyduję się na delikatny dziecinno niebieski, a Sara na jasno żółty. W kościele za bardzo nie uważam, rzadko to robię, najczęściej zachwycam się pięknymi witrażami w oknach budowli.

Skanuję każdy pojedynczy element - to takie dziwne, każdy z nich ma swój własny kształt, ale razem tworzą coś niezwykłego. Myślę o Zayn'ie.. o tym, że gdzieś głęboko z pewnością nie jest taki zły, jak mu się wydaje. Myślę, że każdy zagubiony element jego trudnej osobowości kiedyś znajdzie swoje miejsce i ukaże prawdziwego jego - całkiem jak witraż.

Przenikające do wnętrza kolory nadają mu piękności oraz nuty grozy. Tu jest tak wyciszająco, wypowiada się tylko jedna osoba, nie ma niespodziewanych zwrotów akcji... Nie ma tu tego, co wypełnia moje życie odkąd go poznałam.

Cieszę się, że Sara nie zostaje, by z kimś porozmawiać. Jedziemy do naszego zwykłego miejsca na śniadanie i zasiadamy przy oknach. Zamawiam dla siebie cappuccino, a blondynka decyduje się na sok. Zerkam na komórkę, nadal nie otrzymałam żadnej wiadomości od Louis'a. Zaczynam być niespokojna, mam nadzieję, że Zayn nie skrzywdził go w żaden sposób - nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, w której mógłby skrzywdzić Lou.

- Więc... wyjaśnij mi to, proszę - jej głos jest cichy, ale nalegający. Odchrząkuję odkładając telefon na bok, dokładnie się zastanawiam jak zacząć i co powiedzieć.

- Wiesz... Pamiętasz, jak wygląda sytuacja z Zayn'em... rozwiązywanie problemów..? - przytakuje - Ostatniego wieczoru na imprezie kompletnie pijany przesiadywał z dwoma dziewczynami, powiedział mi kilka przykrych słów... Louis poprosił mnie, abym wyszła, poradził sobie z jego zachowaniem.

- Był z innymi laskami? - domaga się, wygląda na bardziej wzburzoną, niż ja wczoraj.

- Tak... Nie wiem, czy do czegokolwiek doszło.. nie powinnam się smucić, nie spotykamy się - potrząsam głową mówiąc bardziej do siebie, niż do niej.

- O nie Jula! On nie powinien przebywać z innymi dziewczynami, kiedy dzień wcześniej całował cię i trzymał za rękę! - Sara podnosi głos zwracając na nas uwagę innych. Rzucam w nią ostrzegawczym spojrzeniem, dziewczyna bierze uspokajający oddech - Uważam, że...  - milknie, kiedy brakuje jej powietrza. Wydycha powietrze sfrustrowana, kiedy przeczesuje palcami swoje blond włosy.

Wygląda na zdenerwowaną, wiem że jest - ja również, stoję w trudnej pozycji. Nie był ani moim chłopakiem, ani nikim, technicznie to żadna zdrada. Mimo tego tak się poczułam - zdradzona, gdybyśmy byli w związku zabolało by o wiele mocniej. Zdaję sobie sprawę, że oficjalnie niczego nie tworzymy, najboleśniejszym nie był fakt, że przesiadywał z innymi dziewczynami, tylko to co powiedział o Macie.

- Jula, on musi się w końcu zebrać do kupy, natychmiast - mówi poważnie.


Chociaż Sara bardzo chciała, abym umawiała się z chłopakami, stała się bardziej opiekuńcza wobec mnie w tej kwestii. Trochę żałuję, że jej o tym powiedziałam, bo zabrzmiało trochę jak zdrada, a nie byliśmy parą. Kładę dłoń jedną na drugą i opieram się całym ciałem o stół.

Zastanawiam się czy przyznać się jej, że Zayn zniszczył pojedynczą warstewkę zaufania, którą u mnie zdobył oraz to jak wykrzyczał wszystkim zdradę Matt'a. Chyba lepiej będzie, gdy pozostawię to dla siebie - zbyt ciężko będzie mi jej to wytłumaczyć. Ona przecież nie wie o pierwszej nocy, kiedy podzieliliśmy się między sobą sekretami, nie ma pojęcia, że ktoś inny również wie o podstępku Matt'a.

- Również... poczułam się, jak jakaś zabawka, że byłam zakładem, który wygrał... Tego dnia u jego wujka zapewnił mnie, że tak nie jest i nigdy nie było, ale... wczoraj wyznał, że ma dość pogrywania ze mną - bełkoczę, na co Sara buczy sfrustrowana.

- Przyrzekam ci, jeśli on nie ruszy swojego tyłka, aby cię przeprosić, skrzywdzę go! - dziewczyna jest śmiertelnie poważna, ale nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem. Wyobrażenie sobie Sary bijącej Zayn'a było zbyt wielkim wyczynem. W porównaniu do Zayn'a uchodziłam za niską, Sara była miniaturowego wzrostu, ich bójka przypominałaby nieco atak niewinnego szczeniaka na lwa. To trochę nie fair - Nie śmiej się Jula! On się tak bawi! - syczy.

Przestaję i przyznaję jej rację. On musi zacząć się normalnie zachowywać, to dla mnie zbyt wiele - Wiem, miarka się już przebrała.

Jego postawa, słowa, wszystko - powoli staję się już tym bardziej zirytowana, niż zraniona.

- Myślę, że pójdę później potańczyć... muszę wyzbyć się tych nerwów.

- Świetnie, tak powinnaś zrobić. Może pójdę z tobą? - uśmiecha się do mnie biorąc łyk soku pomarańczowego. W zaskoczeniu na jej propozycję unoszę wysoko brew.

- Naprawdę? - dziewczyna potakuje - Hey, dlaczego nie zapisałaś się do drużyny cheerliderek w tym roku? - przypominam sobie, że chciałam ją o to już dawno zapytać. Wzrusza ramionami przygryzając wargę.

- Nie byłam przecież taka dobra, z resztą ten sport na studiach zajął by mi o wiele więcej czasu i poświęcenia. Gdybym kontynuowała bycie cheerilderką, nie mogłabym spędzać wieczorów ani z tobą, ani z Niall'em - To ma sens. Resztę śniadania spędzamy na miłej rozmowie.


Wracamy do akademika, Sara parkuje samochód blisko naszego budynku. Znów sprawdzam komórkę, miałam nadzieję zobaczyć jakąkolwiek wiadomość od Louis'a, dochodziło południe, a on nadal się nie odzywał. Zaczynam się bardzo denerwować. Możliwe, że w drodze do Akademii Tańca zaglądnę tam. Wędrując za Sarą do pokoju, gapię się w ekran małego urządzenia, zastanawiam się co począć.

Nagle blondynka gwałtownie się zatrzymuje i ściska mnie za ramię. Odwracam się do niej z zakłopotaniem, jej oczy są wielkości pięciozłotówek. Wskazuje głową w kierunku, który patrzy. Zwracam się tam, moja twarz wybiera dokładnie taki sam wyraz, jak jej. Zayn siedzi przed naszym domem akademickim niecierpliwie stukając jedną nogą w ziemię.

- Co on tu robi? - Sara mnie pyta.

- Chciałabym to wiedzieć - odpowiadam jej prawie szeptem. Kiedy podchodzimy bliżej, Zayn nas dostrzega i od razu wystrzeliwuje do góry wstając z ławki. Gapi się. Chłopak ma na sobie czarny T-shirt, ciemne spodnie, chyba nas oczekiwał. Wygląda na wykończonego, pewnie tak jak ja.

- Chcesz stąd iść? - Sara pyta mnie tak cicho, że mulat nie zdołał nas usłyszeć. Nerwowo przeczesuję włosy palcami, powoli przytakuje jej w odpowiedzi.

- Nie - Pragnę usłyszeć co się stało. Musi się wytłumaczyć, nawet jeśli na to nie zasługuje - Poradzę sobie... - dokańczam zdanie, kiedy dochodzimy do budynku.

- Daję ci 30 minut, po tym czasie wrócę tu po ciebie - mamrocze mi do ucha rzucając ciepłym uśmiechem do Zayn'a, wchodzi do środka. Chłopak spogląda w jej stronę, po czym odwraca się do mnie. Gapię się na niego, nie będę pierwszą, która się teraz odezwie. To on musiał przełamać pierwsze lody, musiał przeprosić, wytłumaczyć się.

Po kilku minutach sterczenia na zewnątrz, zauważam, że słońce znika za horyzontem, pojawia się delikatny wietrzyk, a on nadal nie odzywa się, ani słówkiem. Wymieniamy się tylko spojrzeniami, unikając patrzenia przez dłuższy czas prosto w oczy.

Wzdycham, jeśli nie zamierza wykonać żadnego ruchu, ja nie będę tu na niego czekać. On nie ma prawa mnie najpierw ranić, a potem stać i pozwalać, abym na niego czekała. Przechodzę obok niego, kieruję się do budynku. Czuję, jak chwyta mnie za ramię delikatnie zatrzymując.

- Julio poczekaj - jego głos jest zmęczony. Prawdopodobnie ma kaca - to jego błąd i wina, nie uśmiecha mi się marnować tego pięknego jesiennego dnia dla niego.

- Czego? - odwracam się do niego sycząc ostro. Uwalnia mnie z uścisku i przeczesuje swoje włosy.

- Przepraszam, okej? - mówi. To już drugie przeprosiny za ogrom rzeczy, którymi mnie skrzywdził i wcale nie jest mi go szkoda, wręcz przeciwnie - irytują mnie.

- Idź sobie, nie mam ci nic do powiedzenia - bełkoczę, miałam dosyć jego gier, przyrzeczeń, przeprosin. To dla mnie zbyt wiele, moje życie nie powinno wyglądać w ten sposób.

- Byłem naprawdę pijany - tłumaczy szybko błagalnym tonem. Spinam się zaciskając dłonie w pięści.

- To żadna wymówka Zayn! Nie możesz tłumaczyć wszystkich złych czynów tym, że byłeś pijany! Wykroczyłeś wczoraj poza linię - upominam go ze złością. Te wymówki za każdym razem działają na mnie tak samo - są jak dolanie oliwi do ognia, złość z wczoraj opanowuje mnie z podwójną siłą.

- Wiem, że to żadna wymówka.. ale nie masz pojęcia co się ze mną dzieje, kiedy jestem pijany - wyjaśnia. Wszystko co on mówi jest po prostu niedorzeczne.

- Chyba jednak wiem - syczę - Widziałam wczoraj - zakładam ręce, widzę jak jego twarz opływa wstyd.

- Ja.. nie upijam się. Rzadko to robię. Zwykłem pić cały czas przed rozpoczęciem tego roku, przy każdej możliwej okazji do momentu, w którym wszystkie czynności zlewały się w jedno, tak było zanim...

 - Zanim? - pytam - Zanim co Zayn? - Chłopak nie odpowiada - Jeżeli nie zamierzasz mówić, wychodzę, nie widzę w tym żadnego sensu - Stawiam krok w stronę akademika.

- Zanim pojawiłaś się ty - zbija mnie tym z tropu. Zanim pojawiłam się ja?

- Ja? - jestem w wyraźnym szoku. Nie mogłam wyczuć, czy mówi to, żebym mu znów wybaczyła, czy jednak to prawda.

- Pomyślałem, że jeśli poprawię trochę swoje zachowanie ty.. zostaniesz na nieco dłużej - niemalże szepcze ze wzrokiem wbitym w ziemię z zażenowaniem.

- Myślałam, że jestem grą, sądziłam, że cię nie obchodzę - wypowiadając te słowa znów czuję ukłucie w serce. Nastaje cisza wypełniona dźwiękami podmuchu wiatru, który unosi lekko moje loki.

- Powiedziałem to tylko dlatego, że byłem zły.. już ci przecież obiecałem, że nigdy nie byłaś grą i wiesz, co do ciebie czuję - bełkocze.

- W zasadzie to nie - mam łzy w oczach - Nie mam pojęcie co do mnie czujesz! Nigdy nie potrafię odczytać twoich intencji! Najpierw mówisz jedno, a robisz drugie! Następnie robisz jedno i mówisz drugie! Nigdy nic się ze sobą nie pokrywa - Działają na mnie emocje, ciężko oddycham, moje oczy są mokre.

- Ja.. - nadal na mnie nie patrzy, jego wzrok wlepiony jest w ziemię. Próbuje znaleźć odpowiedź, ale nie uda mu się.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że zaplanowałeś tą randkę? - pytam. Jego wzrok podnosi się w szoku.

- Nie..

- Nawet nie zaczynaj! - przerywam mu ze złością. Jestem też zaskoczona, że on nie jest wściekły na mnie, dziwię się, że jeszcze nie wybuchnął - Dlaczego mi nie powiedziałeś? - mój ton jest dominujący.

- Nie zrobiłem tego... - zatrzymuje się w połowie i potrząsa głową - Kto tak powiedział?

- To nie ważne! Wiem, że ty ją zaplanowałeś! Miałeś przygotowany piknik, czego nadal do końca nie rozumiem! Jakim cudem miałeś wszystko w środku, a nadal musieliśmy się tam włamać? - Nalegam, by odpowiedział gestykulując bez sensu rękami.

- Zostawiłem tam wszystko trochę wcześniej... - bełkocze cicho. Potrząsam głową, złość zmienia się w frustrację.

- Dlaczego nie przyznałeś się mi, że zaplanowałeś tę randkę? Dlaczego pozwoliłeś mi ją zepsuć, kiedy kazałam ci zawieźć mnie do domu? Dlaczego ty ją zrujnowałeś zachowując się, jak dupek? Dlaczego-

- Kurwa Julia! - syczy. Czekam, że w końcu wypełni go złość, chłopak potrząsa głową - Zadajesz zbyt wiele pytań - uspokaja się.

- Dlaczego się do tego nie przyznałeś? - stawiam na to pytanie.

- Ponieważ ja nie robię takich rzeczy - Spogląda na mnie, jego karmelowe tęczówki błyszczą - Nigdy wcześniej dla nikogo nic takiego nie przygotowałem.

- Jak zaplanowanie randki? - unoszę brew; powiedział mi, że był już wcześniej w związku, co takiego robili, jeśli nie chodzili na randki? Chyba nie chcę tego wiedzieć...

- Nie robiłem nic dla nikogo, poza swoją rodziną - jego głos wypełnia frustracja.

- Dlaczego się wczoraj upiłeś? Dlaczego nie chciałeś mnie na tej imprezie? - zadaję kolejne pytania, na co on zaciska oczy - wiem, że go tym gnębię.

- Nigdy nie powiedziałem, że cię tam nie chciałem - odpowiada spokojnie.

- Nie odpowiedziałeś nic kiedy Charles mnie zaprosił - kładę obie dłonie na biodrach, kiedy on łapie kilka oddechów. Zauważam, że tym próbuje się uspokoić i poukładać swoje myśli.

- Próbuję się z tobą nie kłócić.

- Więc nie kłóć się - otwiera oczy i zaciska szczękę rzucając we mnie spojrzeniem, które mówi łatwiej powiedzieć, niż zrobić.

- Nie odezwałem się wtedy ani słowem, bo nie chciałem, żebyś poczuła się że musisz tam iść, tylko po to by się ze mną zobaczyć - nawet nie wiem jak bym się zachował gdybyś się tam pojawiła - Dlatego, że nie mieliśmy pojęcia czym jesteśmy. Byliśmy parą - niestety nie, ale też nie byliśmy tylko przyjaciółmi - Doskonale wiem, że nie lubisz imprez. Wokół wszędzie pełno chłopaków... po prostu nie chciałem, żebyś przychodziła.

 - Ponieważ byliby tam inni? - śmieję się z jego odpowiedzi, czuję, że on kłamie, nie chciał mnie tam z powodu obecności innych dziewczyn - A przypadkiem nie dlatego, że miałeś szansę na łatwy seks z jakąś dziwką?

Wiem, że nie był mój, nie byliśmy w relacji, ale nadal miałam głupią nadzieję, że próbuje zostać tylko ze mną. Myślałam, że to próba wierności i starań ruszenia przed siebie.

- Nie, po prostu... za dużo wypiłem i... kurwa - znowu przeklina. Staram się kontrolować swoje emocje i wyrównać oddech, kiedy on szuka sensownej odpowiedzi - Julio ty nie zauważasz, jak inni faceci na ciebie patrzą! Nie mają jednak odwagi powiedzieć przy tobie nic sprośnego, ponieważ zachowujesz swoją przestrzeń osobistą - taką warstwę pewności siebie, która szczerze odstrasza tych, którzy próbują się dobrać do twoich majtek! - wrzeszczy.

Przez chwilę nastaje kolejna cisza, myślę, co mu na to odpowiedzieć. Wydaje mi się, że to dobrze - odpycham od siebie napaleńców jednym spojrzeniem. Biorę lekki oddech - Ciebie nie odstraszyłam.

- Mnie nie łatwo się pozbyć - uśmiecha się, cieszę się, że udało mi się choć trochę ocieplić atmosferę - Mi również nie udało się ciebie odstraszyć - wytyka.

- Mnie również nie jest łatwo się pozbyć - uśmiecham się, chociaż nadal wypełnia mnie frustracja - Dobra, to mamy za sobą - chcę przejść do następnego punktu naszej rozmowy - Dlaczego siedziałeś z tymi laskami?

- Ja... usiadłem tam po wypiciu o kilka drinków za dużo i one się wprosiły... tęskniłem za tobą, więc wypełniłem wewnętrzną pustkę ich obecnością - wyjaśnia. Beze mnie czuje pustkę... tak samo jak ja, kiedy nie ma go nigdzie w pobliżu. Może to kwestia tego, że on mnie wypełnia?

- Dlaczego w ogóle piłeś? - pytam łącząc brwi pełna ciekawości, kiedy przypominam sobie jego zachowanie wczorajszego wieczoru. Mam nadzieję, że już nigdy więcej go takiego nie zobaczę.

- Znów pokłóciliśmy się z Blake'm.

Znów Blake. Co z tym chłopakiem jest nie tak? Nie był moim ulubionym znajomym, ale wydawał mi się być łagodny. Biorę głęboki oddech na jego kolejną wymówkę, jakaś cząstka mnie chce na niego nawrzeszczeć, że mam po dziurki w nosie jego problemów i dramatów. Inna zaś każe się uspokoić, poddać i wysłuchać.

- Kto zaczął? - Zayn nie odpowiada - To twoje decyzje do tego prowadzą Zayn, nikogo innego nie można teraz winić, tylko ciebie! Ty wczoraj się tak zachowywałeś! Nawet nie powinnam dawać szansy na wytłumaczenie - mój ton jest bolesny i zdesperowany.

- Ja... przepraszam Jula, przyszedłem tu, żeby cię przeprosić. Louis powiedział mi, że do ciebie zadzwoni i zapewni, że wszystko ze mną w porządku, ale zmusiłem go, aby tego nie robił i pozwolił przyjechać osobiście.

To dlatego Louis do mnie nie dzwonił... Chciałabym go móc wcześniej ostrzec, aby się tu nie pokazywał, żebym mogła się przygotować do tej rozmowy - jeszcze nigdy nie byłam na kogoś tak wściekła, zazwyczaj udawało mi się zachować spokój i opanowanie.

- Skąd wiesz, w którym budynku jest mój pokój?

- Niall - czuję się głupio zadając mu to pytanie, oczywiście, że zapytał Niall'a. Wzdycham i siadam na ławce. Po chwili ciszy Zayn siada koło mnie. Wiem o czym chcę z nim porozmawiać, ale nie mam na to najmniejszej ochoty, odpowiedział mi już wcześniej na to pytanie, ale zwyczajnie mu nie ufam.

- Czy jestem grą? - pytam pomału. Nie odpowiada - Czy jestem jakimś zakładem, który chcesz wygrać? - nalegam dużo głośniej. Jego karmelowe oczy są we mnie wpatrzone, widzę w nich szczerość i opiekuńczość, co trochę mnie dziwi. Oczekiwałam, że znajdę w nich złość, lub zmęczenie.

- Powiedziałem tak, bo chciałem, abyś wyszła. Kiedy się upijam, zostaję skazany na własne myśli, a one... są złe... - wyznaje kładąc obie dłonie na kolanach - Zaczynam przypominać sobie, to o czym staram się za wszelką cenę zapomnieć.. - O jego ojcu, nawet nie musi mi tego mówić, doskonale o tym wiem - Sytuacje, o których nie chcę myśleć błądzą w moich myślach. Na przykład to, jak bardzo podobają ci się grzeczni chłopcy.

- Nigdy tego nie powiedziałam - przeczę cicho.

- Ale tak się zachowujesz - Tak robię? Czy on kiedykolwiek widział mnie wśród innych chłopaków, po za jego przyjaciółmi? Moja złość powraca.

- Skąd możesz to wiedzieć, nawet z nikim nie rozmawiam - syczę. Nie odpowiada tylko potrząsa głową. Jest cicho, a ja spokojnie zadaję kolejne pytanie - Dlaczego przypomniałeś o Macie? - panuje cisza, nie patrzę na niego, gapię się na własne dłonie.

Nie jest niezręcznie, ani smutno, ani nie panuje między nami złość, jest raczej dziwnie.

- Przepraszam cię za to.. ja ... nie myślę racjonalnie, kiedy jestem pijany.. myśli stają się zbyt dręczące i paplam wszystko co ślina przyniesie mi na język, żeby wyzbyć się złości - wyjaśnia. Dziwne - wszyscy piją, aby zapomnieć, ale właśnie wtedy najczęściej wszystko sobie przypominają.

- Złamałeś moje zaufanie tylko tym jednym zdaniem.

- Wiem, kurwa, wiem,  że schrzaniłem bardziej, niż możesz to znieść-

- Bardziej, niż mogę znieść? - śmieję się z wściekłością, miał rację. Podnoszę się z miejsca i gapię się na niego nie dowierzając. Chłopak robi to samo i rozgląda się dokoła, na szczęście nie przechadza się tędy wielu studentów, którzy mogliby poobserwować naszą scenę. Oblizując swoje idealne usta zaczyna mówić.

- Julia, wiem, że przywykłaś do swojego idea- naskakuję na niego ze złością zanim zdąża dokończyć to cholerne słowo..

- Nie waż się tego mówić! - krzyczę na niego. Cała złość, którą w sobie dusiłam właśnie wybucha na samo wspomnienie o tym wyrazie.

Miałam dosyć zakłopotania, zagubienia, czucia się, jak marionetka i tego, że nigdy nie wiem co się wokół mnie dzieje. Nie mogłam słuchać tego, jak określa mnie mianem; perfekcyjna. Nic związanego ze mną nie było idealne, było nudne. Zaciskam szczękę i wykonuje krok w jego stronę.

- Upokorzyłeś mnie zeszłej nocy Zayn! - mój głos przecieka złością - Nie możesz się upijać, i mieć drogę wolną do robienia i mówienia cokolwiek ci się podoba! - krzyczę - Nie tak to działa, nie w ten sposób traktuje się inną osobę!

Zaskakuję sama siebie tym wybuchem. Jeszcze nigdy nie byłam na nikogo taka wściekła. Jest wiele rzeczy, których nigdy nie robiłam i nie czułam, zanim poznałam Zayn'a.

- Wiem,  wiem.. - próbuje mnie uspokoić - Wiem, że złamałem jedyny, niewielki kawalątek zaufania, który do mnie miałaś, wiem, że wczoraj wykroczyłam poza wszystkie limity.. chciałem tylko, abyś wyszła, nie mogłem pozwolić na to, żebyś widziała mnie w takim stanie. Powiedziałem to czym mogłem cię wyrzucić - jego słowa są szczere, ale nadal buzuje we mnie wściekłość.

- W jakim świecie przypomnienie o zdradzie Matt'a i wyznanie, że jestem zakładem sprawi, żebym wyszła? Powinnam była oblać cię tym twoim drinkiem! - pyskuję.

Mój głos jest ostry i zraniony, jeszcze długo wypełnia otaczającą nas atmosferę. Chciałabym zmienić bieg wczorajszych wydarzeń, mieć w ręku jakiś napój i oblać go. Wątpię jednak żebym to zrobiła. Ostatnia noc była dla mnie pełna niespodziewanego, przez co cały czas czułam się sparaliżowana.

Zaciskam szczękę gapiąc się na niego, czuję jak moje serce i umysł walczą ze sobą - wybaczyć mu, czy zostawić i odejść, tak jak zawsze robi to Zayn? Czuję wilgoć na powiekach od wybuchających we mnie emocji - walczę, aby łzy nie spłynęły po moich policzkach.

- W niczym mi nie pomagasz - chłopak przerywa w końcu dręczącą mnie ciszę.

- Ja?! - Gdyby tylko wiedział. On był powodem kłopotów na zajęciach, nieprzespanych nocy i tego, że nie mogłam już myśleć racjonalnie, nie mówiąc o podejmowaniu słusznych decyzji.

- Rozkojarzasz mnie, tak ciężko cię odczytać - na te słowa z moich ust wydobywa się śmiech, którego nie mogłam powstrzymać.

- Ja rozkojarzam ciebie? Mnie ciężko odczytać? Zayn, to ty jesteś jak cholerny labirynt! - widzę po jego oczach, że rośnie w nim złość, ale nic się nie odzywa - Non stop mówisz i wykonujesz wykluczające się ze sobą rzeczy, nigdy nie wiem, jaki będzie twój następny krok. Moje życie nie powinno się wokół ciebie obracać - pod koniec wrzeszczenia mój ton jest dużo bardziej cichy i spokojny.

Moje życie nie powinno łączyć się z jego, i nienawidzę, że jest odwrotnie. Nienawidzę tego, że nie potrafię myśleć o niczym innym tylko o nim, że zalazł mi pod skórę, i ma nade mną pełną kontrolę. To coś nienaturalnego, nie tego chciałam.

- Celem tej rozmowy są moje przeprosiny i to, że mi przykro - zmienia temat z grymasem na twarzy - Zdobędę twoje zaufanie z powrotem - Jak? Moje serce nadal krwawi przez jego łamanie, testowanie i naciskanie do granic wytrzymałości.

- Nie możesz przyjść i rzucić 'przepraszam' oraz oczekiwać, że wszystko będzie w porządku po tym co powiedziałeś. Nie jestem typem dziewczyny, która będzie ślepa na raniące mnie sytuacje, nie zignoruję ich.

- Wiem... - wydycha - Cokolwiek robimy... robiliśmy w piątek.. chcę żeby to wróciło - wyznaje cicho. Potrząsam głową i wzdycham głośno siadając na ławce z głową w dłoniach.

- Nie możemy tego sobie robić - stawiać krok w przód i milion w tył.. w piątek weszliśmy w całkiem nowe miejsce, a w sobotę.. - mam zaciśnięte powieki i biorę kilka głębokich oddechów.

- Wiem - syczy przerywając mi w pół zdania. Czuję, jak siada koło mnie, odwracam się w jego stronę i otwieram oczy - Daj mi szansę, żeby ci to udowodnić.. - chłopak potrząsa głową. Udowodnić? Udowodnić, że nie jestem zakładem, że mogę mu znów zaufać, że ujawnienie sekretu o Macie wyszło z jego ust nieumyślnie?

- Przepraszam, ja nigdy tego nie robię... - pragnę zaśmiać się mu w twarz. On nigdy nie przeprasza? Oczywiście, że nie, nie wygląda na takiego - ale to wcale nie było wobec mnie w porządku.

- Uważasz, że zaakceptuję twoje przeprosiny, bo ty nigdy tego nie przepraszasz? - łączę brwi w grymasie.

- Nie, nie.. ja.. nienawidzę tego robić, bo... - bierze głęboki oddech i szybko wypuszcza zaczerpnięte powietrze. Spodziewam się prostej odpowiedzi w jego stylu; nie przeprasza, bo nienawidzi być w błędzie, bo jest zaborczy, uparty i że nie powinno być mu przykro. Zamiast tego mówi coś przez co jest mi go szkoda.

- Ponieważ to jest to co zawsze robił mój ojciec - moje serce niemalże zatrzymuje swoją pracę. Nie odzywam się - nie mam odwagi, oddycham spokojnie, kiedy on gapi się w na swoje zaciśnięte dłonie.

- Zawsze to od niego słyszałem.. jak bardzo było mu przykro, przepraszał za ranienie mojej mamy.. za dotykanie jej.. za kłótnie, za bycie pijanym, za wycieczki do szpitala, za rany, siniaki... Zawsze przepraszał.. - Zayn nie może dokończyć tego zdania, jego głos załamuje się, kiedy jego tęczówki przybierają ciemniejszą barwę.

Przeciw zdrowemu rozsądkowi przybliżam się do niego, kładę dłoń na jego nodze i głowę na ramieniu. Gapię się na jego dłonie, knykcie pobielały z zacisku. Ciało mulata powoli rozluźnia się, jednak ręce pozostają w tej samej pozycji. Chwytam je i od razu spięcie ulatnia się.

Powiedział mi - zaufał mi na tyle, by opowiedzieć o swojej przeszłości, dzięki temu uspokajam się. Wiem, że w jakiś sposób on mi ufa.

Siedzimy tak przez dłuższą chwilę, ciepłe słońce ogrzewa nas swoimi promieniami, a chłodny wiaterek pozwala dostosować odpowiednią temperaturę. Gałęzie drzew uginają się pod jego siłą, złote i bordowe barwy liści upiększają okolicę. Jest idealnie, zważając, że chwilę wcześniej kłóciliśmy się i wrzeszczeliśmy na siebie.

Widzę, jak to wszystko uspokaja nas oboje, odpycha chwile z wczoraj - oczyszcza nasze umysły. W mojej głowie nadal pozostawał mętlik, nie miałam pojęcia co zrobić z Zayn'em. Dać mu kolejną szansę? Zdawałam sobie sprawę że nie potrafię być daleko od niego, ale też nie mogę zapomnieć o tym co mi zrobił.

Siedzimy w idealnej ciszy trzymając się za ręce, moja głowa spoczywa na jego ramieniu, mogę swobodnie wdychać zapach jego perfum - nigdy nie będę miała ich dość. To była... prawdziwa definicja perfekcji - jedynym problemem było to, że nie miałam pojęcia, jak długo ona potrwa.




Notka od autorki: proszę, nie zapomnijcie głosować :) aww... mam nadzieję, że ona znów mu zaufa.. i, że jemu uda się zdobyć jej zaufanie!

_________________________________

KOCHACIE MNIE?

uff.. to najdłuższy jaki do tej pory tłumaczyłam... ale mam go za sobą!!

Pogodzili się, jak słodko. Jak długo to jednak potrwa, co Zayn?? Szkoda wam go? Mi troszeczkę, ale zachował się jak dupek :c

Dziękuję za te cudowne komentarze, jesteście najlepsze!

MOŻE BIJEMY REKORD W DODAWANIU KOMENTARZY? 30 i wzwyż! Wierzę i liczę na was!!


Do następnego ( jakoś postaram się w połowie tygodnia)  xx
















10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział czekam na nn:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boziu..cudny ^^
    Yeey...pogodzili sie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział :) Zayan przeskrobał sobie ale mam nadzieję że Jula da mu szansę. Czekam na nowy rozdział : * Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zayn, ty dupku..

    OdpowiedzUsuń
  5. To po prostu jest takie boskie!! Kocham to opowiadanie <3
    ps. mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową która jest przy dodawaniu komentarzy z anonima?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuje za tłumaczenie. Kocham Cię i uwielbiam. Jestem na wakacjach i muszę Ci powiedzieć, ze Twoje opowiadania doskonale czyta sie przy szumie morza. Milego tłumaczenia kochana:* oto mój kolejny "krótki" komentarz... :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :-D

    OdpowiedzUsuń