Strony

czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 11

Specjalnie dla 'on my own' :) wczoraj nie dałam rady... miłej lektury! 
KOMENTUJCIE!!

_______________________________________________________

- On kłamie – przerywa nam głos, który jest mi bardziej znajomy, niż powinien. Widzę jak oczy Harry’ego i Niall’a rozszerzają się. Odwracam się i widzę na kogo się gapią. Zaciskam szczękę kiedy Zayn podchodzi do nas.
- Patrzcie kto się zjawił! – Harry śmieje się zza mnie. Zwracam się do niego z zakłopotanym wzrokiem – Zazwyczaj spędza czas w swoim pokoju lub z jakąś laską, rzadko widujemy do na imprezach – oczywiście. Właśnie dlatego Zayn dołącza do grupy.
- Niall cię okłamuje. On potrafi śpiewać – Zayn klepie niebieskookiego w plecy, na co chłopak udaje, że mu to schlebia.
- O mój boże! Zayn właśnie powiedział mi komplement. – Niall trzepie swoim rzęsami. Nie mogę nic poradzić, jak roześmiać się. Zayn uśmiecha się głupkowato, chwyta krzesło i dołącza do nas.
- Może zaśpiewał byś nam jakąś dobrą piosenkę? – sugeruje. Niall przytakuje i zaczyna brzdąkać jakąś melodię. Rozpoznaję Ed’a Sheeran’a. Sara piszczy i klaszcze w ręce, jest jak idealna cheerliderka. Widzę, że jej reakcja powoduje przypływ odwagi dla Niall’a, a jego uśmiech rozszerza się.
Spoglądam na Zayn’a wpatrzonego w blondyna. Czuję się dziwnie niekomfortowo; zachowywał się, jakby nie zabrał mi książki, że mnie nie widział, tak jakbyśmy byli przypadkowymi znajomymi.
- Zayn, co sprawiło, że postanowiłeś wynurzyć się dziś ze swojej ciemnej jaskini, co? – pyta go Harry. Opuszczamy romantyczny moment Sary i Niall’a i skupiam uwagę na mulacie. Nie czuję już do niego tej złości, przynajmniej odkąd odzyskałam swoją książkę.
Przybliża się, tak, że dotyka mnie swoim kolanem. Czuję, jak moje zmysły rozpalają się i ciało nabiera większej temperatury. Osuwam się delikatnie, przez co na jego twarzy pojawia się cień uśmieszku.
- Pomyślałem, że mała zmiana okaże się być zabawna – wzrusza ramionami, spogląda na mój podręcznik a potem na mnie – Przyniosłaś książkę do chemii? – moja złość powraca, jak jego szyderczy uśmieszek. Zwężam wzrok, a ona zachęca mnie do odpowiedzi.
- Tak, nie zdążyłam się pouczyć, bo jakiś kretyn pomyślał, że będzie zabawnie, jak zabierze m ją – mówię spokojnie.
- Ktoś zabrał ci książkę? – Harry śmieje się. Patrzę na niego i dołączam.
- Tak, ktoś – wybucham. Gdyby tylko wiedział, że ten chłopak siedzi obok z krzywym wyrazem twarzy.
- Wow, musiał to być prawdziwy mężczyzna, skoro chciał twoją książkę – Harry przestaje i skanuje wzrokiem podręcznik. Rzucam zwycięskim spojrzeniem do Zayn’a, który ma zaciśniętą w złości szczękę. Byłam w stanie dokładnie ujrzeć jego napięte mięśnie szczęki i szyi.
- Siema chłopaki! – dosięga nas brytyjski akcent. Chłopak ma jasne, brązowe włosy wystylizowane na faux hawk* , bardzo jasno niebieskie oczy, prawie jak Sary. Podchodzi do naszej grupki.


- Louis! – Harry wstaje i się z nim wita. Uśmiecha się i proponuje mu dosiąść się. 
- Niall znów śpiewa? – Louis  patrzy na niego.
- Tak, Zayn go poprosił – mówię.
- A ty jesteś..? – chłopak uśmiecha się w sposób, na których chichoczę – Jesteś prześliczna – ma żartobliwy głosik.
- Dzięki. – śmieję się – Jestem Julia – podaję mu dłoń – Możesz mnie nazywać Jula.
- Louis – potrząsa moją dłonią – Powiedz Jula, masz chłopaka? 
- Czy ty przypadkiem nie masz dziewczyny? – Zayn wcina się. Dziwię się na jego niegrzeczny ton. Wszyscy obracamy się w jego stronę, Niall przestaje grać. Następuje grobowa cisza i wszyscy gapimy się na Zayn’a. – Więc? – Louis uśmiecha się i wybucha delikatnym śmiechem.
- Stary, tylko żartuję – broni się – Ale tak, mam dziewczynę. Nazywa się Elenour, powinnaś ją kiedyś poznać Julio. 
- Z wielką przyjemnością. Jestem pewna, że Sara też by chciała… kiedy nie ma przy niej Niall’a – śmieję się z tego, że Sara nie zauważyła wybuchu Zayn’a na Louis’a. Była cały czas skupiona na Niall’u i jego gitarze.
- Jula, to twoja pierwsza impreza tutaj?
- Nie, druga – poprawiam go. Jego niebieskie oczy zauważają książkę na moich kolanach, a ja piorunuję Zayn’a wzrokiem. Niestety on tego nie zauważa, bo paraliżuje Louis’a karmelowymi tęczówkami.
- I przyniosłaś książkę od chemii? – unosi brew w zdziwieniu i  powstrzymuje swój śmiech.
- Jakiś facet jej ją zabrał – mówi Harry. Louis wybucha niepohamowanym śmiechem.
- Ktoś zabrał twoją książkę od CHEMII? – Louis przechodzi napad śmiechu, a ja do niego dołączam. To było głupkowate, jeśli nie znało się tej historii.
- W porządku, wszyscy uśmialiśmy się. Może się czegoś napijemy? – Zayn mówi głośno. Harry zgadza się.
- Powinniśmy być już pijani! – wykrzykuje wstając i ruszając do kuchni. Po chwili wraca z czerwonymi kubeczkami dla nas wszystkich. Proponuje mi jeden, ale odmawiam mu.
- Mam słabą głowę, pamiętasz? – śmieję się. Składa usta w literę ‘o’, oddala kubek ode mnie – Louis, od jak dawna jesteś członkiem bractwa? – zwracam na niego uwagę. Czuję palący wzrok Zayn’a na mojej twarzy, ale staram się to ignorować.
- Zaczyna się mój trzeci rok, kończę szkołę w przyszłym! – składa toast unosząc kubek do góry, wypijając jego zawartość. Wszyscy ci chłopcy są tacy radośni, nawet Zayn… okazjonalnie… rzadko..
- Gratulacje. Co studiujesz?
- Biznes – odpowiada z dumnym uśmiechem. Powstrzymuję swój śmiech, aby go nie obrazić. Gapię się na Louis’a, nigdy nie powiedziałabym, że zostanie biznesmenem. Nie wyobrażałam go sobie go siedzącego przy ogromnym biurku w garniturze, czekającego na poważnych inwestorów. Teraz ma na sobie spodnie i niebieski T-shirt. Nie wyglądał na to, żeby w ogule starał się jakoś specjalnie ubrać.
- Lou, ile razy mamy ci powtarzać, abyś się z tym tak nie afiszował? – Harry śmieje się, na co brunet piorunuje go wzrokiem.
- Poważnie kroczysz w świat biznesu? – nadal powstrzymuję śmiech. Przytakuje i zaczyna wyjaśniać.
- Podobają mi się aspekty biznesu. Uwielbiam tę naukę, lubię rozmawiać z innymi, negocjować. Nie mogę być chłopcem z bractwa już na zawsze. Zaufaj mi, gdybyś zobaczyła mnie w akcji, od razu zauważyłabyś, że jestem stworzony, aby zostać biznesmenem – mruga oczami i bierze łyk napoju.
- Gdzie Elenour? – pyta Zayn. Wydaje mi się, że każde koleje wypowiadane przez niego słowa psują atmosferę.
- Odwiedza swoich rodziców w Aurorze – odpowiada bez zawahania – Zayn możemy porozmawiać? – odkłada swój napój i opuszcza balkon. Mulat posyła mi szybkie spojrzenie, którego nie potrafię odczytać, wstaje i podąża na kumplem.
- Będzie z nimi dobrze? – pytam zmartwiona. Zayn miał temperament, albo bardziej nie mógł sobie poradzić ze złością. Wolałabym być dziś pijana , wtedy zapomniałabym, że go spotkałam oraz jego słowa. Lub w najgorszym przypadku miałabym zamazaną pamięć.
- Dadzą sobie radę. Wierz lub nie, ale Zayn to dobry chłopak. Oczywiście, jest trochę wybuchowy – Harry ma na myśli to co stało się kilka minut wcześniej – On i Louis są całkiem sobie bliscy, chociaż w sumie to wszyscy jesteśmy bliscy Lou – wyznaje.
- Jest jak ojciec? Po za Charls’em.
- Coś takiego, chociaż bardziej jak zabawny wujek. Liam Payne, jeden z chłopaków z bractwa wziął tę rolę. Obserwuje nas zawsze i sprawdza, czy nie wpadamy w kłopoty – uśmiecha się.
- Znam Liam’a – mówię – Chodzi ze mną na chemię.
- Czy to on zabrał ci książkę? – powstrzymuje śmiech, i wyczuwam nutkę nadziei w jego oczach. Czuję się źle rujnując tą nadzieję, nie mogłam pozwolić, aby widzieli Liam’a w ten sposób.
- Na szczęście nie – odpowiadam, na co Harry krzywi się – Ale to on mnie tu zaprosił.
- Cieszę się, że to zrobił – patrzy na mnie ostrożnie. Jego zielone oczy skanują mnie i nie wiem co robić, więc przygryzam wargę i szybko podnoszę się ze swojego miejsca.
- Myślę, że powinnam już iść i zabrać Sarę do domu. Mam jutro bardzo dużo do zrobienia – wyjaśniam, żeby Harry tego źle nie odebrał. Nie chcę też tu być, gdy Zayn i Louis wrócą. Chłopak podnosi się, zaczepia Niall’a który odkłada gitarę i pomaga wstać dąsającej się Sarze.
- Musimy już iść?
- Tak – mówię ostro rzucając w nią ostrzegawczym spojrzeniem. Przymruża oczy i ciężko wzdycha przytrzymując się ramienia Niall’a. Patrzę na Harry’ego, którym czarująco się do mnie uśmiecha.
- Odprowadzę was – zaczyna wyprowadzać nas z domu, podążam za nim. Jestem mu wdzięczna, że nas odprowadza, bo Sara żegna się z Niall’em, tak długo, że wydaje mi się że minęły wieki. Wsiadam na miejsce kierowcy i otwieram okno, abym mogła zamienić kilka słów z chłopakiem.
- Dzięki, że wpadłaś znów na imprezę.
- Dzięki, że miałam okazję – odpowiadam z cichym chichotem.
- Powinniśmy gdzieś razem wyjść? – Harry proponuje.
- Jasne – zgadzam się, nie pytając, czy miał na myśli zwykłe przyjacielskie wyście, czy może raczej randkę – Czasem.
- Czasem wkrótce – dodaje z uśmiechem.
- Czasem wkrótce – powtarzam. Drzwi pasażera otwierają się i Sara gramoli się na siedzenie obok mnie z uśmiechem, kiedy macha Niall’owi na pożegnanie.
- Do zobaczenia Jula – macha mi i zamyka drzwi. Zdaję sobie wtedy sprawę, że razem z Niall’em nigdy tak oficjalnie się nie poznaliśmy. Tamtej nocy przedstawiłam się tylko Harry’emu, ale jestem pewna, że Sara zdradziła mu moje imię.
- Pa – macham mu i odwracam się do loczkowatego.
- Dobranoc Jula – uśmiecha się odchodząc.
- Branoc Harry – szepczę. Odwracam się do pół śpiącej Sary siedzącej obok mnie. Uśmiecham się i odpalam silnik, wracamy do akademika.
- Było zabawnie – bełkocze.
- Tak.. nie było źle – przyznaję. Zaczęło się trochę szorstko, ale postawa Harry’ego odwróciła atmosferę o trzysta sześćdziesiąt stopni.
- Harry cię lubi – jej niebieskie oczy są szeroko otwarte i gapią się na mnie – A ty go lubisz?
- Ja.. ja nie wiem. Mogłabym – mówię wzruszając ramionami starając się nie myśleć za dużo o całej tej sytuacji z Zayn’em – Jest miły – Miły, jak Matt…
- Tak.. całkiem, jak Niall – mówi powoli. Uśmiecham się jak dojeżdżamy do kampusu.
- Dasz radę sama o własnych siłach wrócić do pokoju? - pytam wysiadając z samochodu, nie zapominając o podręczniku z chemii.  Udaje jej się wyślizgnąć z auta i potakuje.
- Nie jestem pijana… tylko zmęczona – mówi śpiącym głosikiem i ziewa podążając za mną z powrotem do pokoju. Otwieram drzwi i zapalam światło, kiedy ona ściąga swoje buty ze stóp i upada na łóżko. Uśmiecha się, kiedy przykrywam ją kołderką.
- Tak bardzo się o mnie troszczysz – bełkocze.
- Zawsze będę – śmieję się wyłączając światło. Szybko przebieram się w coś do wygodnego i kładę się we ciepłym łóżku. W końcu moje ciało relaksuje się próbując wyrzucić dzisiejsze wydarzenia z myśli. Nie udaje się.
Zayn był kawałkiem, który do niczego nie pasował. W noc, kiedy rozmawialiśmy pomyślałabyś, że był zwykłym chłopakiem z pogmatwaną przeszłością, ale chciał stać się kimś lepszym i znaleźć kogoś wartego jego uczuć, że potrzebował otoczyć się przyjaciółmi. Przez te kilka ostatnich dni poprawił i diametralnie zmienił moje odczucia.
Wydał się być typowym chłopakiem z bractwa; takiego szukającego dziewczyny dla zabawy. Następnie, dzisiejszej nocy przychodzi i wypytuje mnie o Matt’a, i staje się zły kiedy mu to wytykam. Bez wątpienia był to humorzasty facet z problemami… chłopak, który tak łatwo zaszedł mi pod skórę. Co zamierzałam z nim zrobić? Inaczej, jak zamierzałam przetrwać zajęcia psychologii w jego nieustannej obecności?


Przeczytałeś/aś to zostaw komentarz!



FRYZURKA : Faux Hawk :)









wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 10


Wracam do akademika zaraz po wypiciu kawy. W środku znajduję Sarę wpatrzoną w ekran swojego telefonu, która chichocze do samej siebie. Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy to Niall.
- Liam powiedział mi o imprezie bractwa dziś wieczorem.. – mówię zwyczajnie ściągając z siebie sweter i wieszam go na oparciu krzesła.

- Myślisz, żeby się wybrać? – oczy dziewczyny rozszerzają się w szoku, kiedy odwraca je z małego ekraniku. To przykuło jej uwagę.
- A ty nie? – pytam zaskoczona. Jeśli ktokolwiek miał iść to jako pierwszego chętnego oczekiwałam właśnie Sary.
 - Nie, to znaczy, tak idę, Niall zaprosił mnie wczoraj… nie mówiłam ci, ponieważ.. nie sądziłam, że będziesz chciała pójść – mówi.
- Nie chcę… ale jeden z chłopaków z bractwa ma moją książkę do chemii – mówię starając się nie ukazywać mojego zażenowania. To był trochę głupi powód, żeby chcieć iść na imprezę.
- Twoją książkę od chemii? – powtarza powoli łącząc brwi razem. Przytakuję, a ona wybucha śmiechem – Jakim cudem chłopak z bractwa posiada twoją książkę? – śmieje się jeszcze bardziej podtrzymując się za boki.
- To długa historia. Opowiem ci jutro. Baw się dobrze z Niall’em – uśmiecham się ciepło.
- Czekaj, ty naprawdę idziesz? – pyta, chyba nie załapała jak ważne są dla mnie moje oceny. Nie,  doskonale to wiedziała, ale nie mogła uwierzyć, że pójdę po książkę na imprezę.
- Może – zgadzam się.

Ściska mnie i wychodzi z akademika. Siadam na podłodze i rozważam dostępne opcje. Zdawałam sobie sprawę, że chciałby, abym przyszła do niego, by odebrać moją rzecz. Tylko dlatego ją zabrał. Słowa Liam’a wciąż krążą w mojej głowie; jeśli podaruję mu to, czego chce to odpuści. Chce znać moje imię, chce, abym przyszła po książkę. Fakt jest jeden; potrzebuję jej do zdania tej klasy.
Podnoszę się i nie zawracam sobie głowy przebieraniem, oprócz narzucenia na plecy sweterka. Nie zamierzam tam zostawać. Powiem mu to co chce wiedzieć, moje imię. Tak, to jest to. Nie będę mu jeść z ręki, nie spowoduje bałaganu we mnie, ani w mojej pracy domowej.
Wiedząc, że mam trochę czasu do zabicia, przeglądam swój profil na portalach społecznościowych, dopóki się nie ściemnia.

Chwytam kluczyki i wskakuję do samochodu. Już od jakiegoś czasu jest dosyć ciemno i jestem pewna, że imprez już się rozpoczęła. Z łatwością znajduję drogę do domu bractwa.
Jest już masa ludzi. Zaparkowane wzdłuż drogi samochody ciągną się kilometrami. Porządkując swoje myśli zatrzymuję się i chwilę siedzę w ciepłym samochodzie. Ostatecznie wysiadam z wysoko podniesioną głową. Przechodzę obok grupy ludzi i wchodzę do środka. Rozglądam się nie wiedząc do końca od czego zacząć.

- Jula! – dosięga mnie przenikliwy głos. Obracam się i dostrzegam niemal czołgającą się do mnie Sarę. Ma na sobie ładny fioletowy top, a jej włosy są pokręcone. Nie pamiętam, żeby przebierała się jeszcze w akademiku. Niestety nie pamiętam zbyt wiele z ostatnich dni przez irytujące zachowanie Zayn’a wypełniające moje myśli – Nie wierzę, że tu jesteś – Sara śmieje się kiedy wchodzimy do domu pełnego pijanych ludzi.
- Ja również – bełkoczę.
- Po książkę? – śmieje się. Musi być pijana, lub już niewiele brakuje.
- Mam dużo zadania – bronię się.
- Lepiej dla ciebie, jak pójdziesz poszukać tego dzieciaka. Idę do Niall’a – chwytam ją szybko za ramię.
- Sara ile wypiłaś?
- Może kilka.. – zaczyna chichotać.
- Znajdę cię kiedy odzyskam książkę, zabiorę cie z powrotem do domu.
- Niall się mną zaopiekuje – dąsa się.
- Wiem, że tak, ale… chyba nie chcesz zrobić nic głupiego, racja? – mam nadzieję, że jest jeszcze o zdrowych zmysłach. Na szczęście tak. Krzywi się i przytakuje.
- Znajdź mnie, jak już skończysz – uśmiecha się i znika w tłumie ludzi. Przemierzam dom i zauważam go siedzącego na kanapie z jakąś dziewczyną. Czuję budującą się we mnie wściekłość, kiedy zbliżam się do nich.
- Masz moją książkę? – zauważam, że mój głos jest o wiele głośniejszy, niż zamierzałam. Kilkoro nastolatków gapi się w naszą stronę. Odwraca głowę od zdzirastej brunetki siedzącej koło niego, która uśmiecha się głupkowato.
- Nie takim tonek wita się osoby, których się nie zna – zgrzytam zębami i mam zamiar mu odpyskować, ale słowa Liam’a rozbrzmiewające w mojej głowie powstrzymują mnie. Daj mu to, czego chce.
- Cześć Zayn – uśmiecham się najszerzej jak potrafię - Czuję, że podoba mu się mój sarkazm – Czy masz może gdzieś moją książkę?
- Mam, brakuje mi tylko pasującego do niej imienia – unosi brew. Przygryzam wargę i kładę dłonie na biodrach. Mierzę wzrokiem gapiącą się na nas brunetkę. Odwraca się przymrużając oczy – Więc? – pyta. Ciężko wzdycham i potrząsam głową;
- Julia
- To niezbyt poprawne przywitanie – Zayn uśmiecha się do mnie. Mam ochotę uderzyć go, za ten jego jakże zabawny sposób bycia, ale powstrzymuję się i wymuszam uśmiech.
- Posłuchaj, mam zadanie do odrobienia, przyszłam tu po książkę. Więc, proszę..
- Nawet cię nie znam – wstaje ze swojego miejsca na co poziom budującej się we mnie frustracji raptownie wzrasta. Oddalam się od niego. Jest wyższy niż pamiętam, patrzę na tatuaże wystające spod koszuli. Gościu, tylko chcę z powrotem książkę, wypluj swą dumę i zakończ to. Wędruję wzrokiem na jego twarz z przyklejonym uśmiechem pełnym rozbawienia, który mam ochotę z niej zedrzeć.

- Hej, jestem Julia – podaję mu dłoń. Spuszcza wzrok na nią z uśmieszkiem i odchodzi. Frustrująca złość rośnie na ten gest. Przekręcam się na pięcie i podążam za nim. Wchodzi po schodach do swojej sypialni. Patrzę na ludzi, którzy nie zwracają na nas uwagi, szybko wspinam się po stopniach i wskakuję do pokoju.
Pomieszczenie przywraca pozytywne wspomnienia. Zapach jego perfum wypełnia moje zmysły. Rozglądam się po pokoju, nic się w nim nie zmieniło. Na biurku leży kilka rysunków, ale większość jest porozrzucana dookoła. Obraca się do mnie z książką w dłoni. Podchodzę i próbują ją mu zabrać, ale odciąga ją ode mnie.
- Czego ode mnie chcesz? – domagam się odpowiedzi. Zakładam ręce, tak, że nie jestem w stanie go uderzyć. Nie to, że zamierzałam to zrobić, ale mogłam – Nikomu nie powiem o tym, o czym rozmawialiśmy, jeśli się martwisz – zapewniam.
- Nie przejmuję się tym – śmieje się – Wiem, że durzysz się w tych czyściutkich i grzecznych chłopcach, takich jakim był Matt? – pyta. Jestem zdumiona jego pytaniem.
- Pytasz poważnie? Zabrałeś mi książkę, żebym tu przyszła, aby porozmawiać z tobą o Macie? – śmieję się z tej głupoty. Jego oczy wypełnia chłód. Pcha we mnie  książką.
- Tylko zadałem pytanie Julio – otwiera drzwi i gapi się na mnie. Jego humor zmienił się diametralnie i nie jestem pewna co robić. Czy to była część jego głupiej gry? Mocniej przyciskam książkę do siebie.
- Dzięki – bełkoczę wychodząc z pokoju i schodzę na dół. Kiedy wchodzę w tłum nastolatków, słyszę trzask drzwi.
- Hej, udało ci się! – odwracam się do Liam’a, który podchodzi do mnie z czerwonym kubeczkiem w ręku. Zauważa, że trzymam swój podręcznik, a jego uśmiech poszerza się.
- Więc pokonałaś jego grę? – unosi brew. Spoglądam na klatkę schodową i zauważam schodzącego na dół Zayn’a. Odwracam się i potrząsam głową.
- Odnoszę wrażenie, że się dopiero zaczyna – wyznaję cicho. Nie sądzę, że Liam to usłyszał.
- Masz książkę! Świetnie! Chcesz się napić? – oferuje. Za dużo się uśmiecha i jestem pewna, że jest pijany.
- Nie, dzięki – potrząsam głową – Widziałeś moją przyjaciółkę Sarę? Jest tu z Niall’em – wyjaśniam. Liam potrząsa przecząco głową.
- Niestety nie. Przepraszam.
- W porządku. Znajdę ją – delikatnie klepię go w ramię i odchodzę. Skanuję pokoje, ale nadal nie mogę jej znaleźć. W końcu zauważam ją na balkonie z Niall’em, który trzyma gitarę.
- Jula, jesteś tu – odwracam się do uśmiechającego Harry’ego. Ma na głowie beanie, z pod której wystają jego loczki, ciemną koszulę i spodnie. Uśmiecham się na jego zwykły look, a on wita mnie delikatnym uściskiem.
- Tak, przyszłam tu po Sarę… troszkę się upiła – wyjaśniam patrząc na nią. Właśnie śmieje się do Niall’a szarpiącego struny gitary.
- Jesteś świetną przyjaciółką – chłopak uśmiecha się do mnie.
- Dzięki, przepraszam, ale nie mogę zostać… muszę się trochę pouczyć – pokazuję mu moją książkę, na co on odpowiada śmiechem.
- Przyniosłaś naukę na imprezę?
- Coś takiego.. – śmieję się z nim.
- Powinnaś zostać trochę dłużej.. wiesz, Sara się świetnie bawi – wskazuję na dziewczynę – Bardzo bym chciał, abyś została – dodaje nieśmiało. Patrzę na niego, a moje policzki czerwienią się.
- Okej, kilka minut - zgadzam się. Uśmiech Harry’ego rozjaśnia się i prowadzi mnie w stronę Sary i Niall’a.
- Hej! – Sara tryska radością. Razem z Niall’em wyglądają uroczo. Jej blond  włosy są nieco jaśniejsze, niż chłopaka. Oczy dziewczyny są delikatnie niebieskie, a czasem wyglądają na szare, kiedy te Niall’a mają barwę głębokiego błękitu. Będą kiedyś mieć piękne blond włose bobaski o niebieskich oczkach. Harry proponuje, abym usiadła, a on opada na krzesło tuż obok.
- Dziwne cię tu spotkać – Niall uśmiecha się do mnie – Ale się cieszę – dodaje szybko. Odwzajemniam gest.
- Dzięki, nie panowałam zostawać, ale… nie mogłam zabrać tak szybko Sary – dziewczyna rzuca we mnie wdzięcznym spojrzeniem. Odwraca się z powrotem do blondyna i przygryza wargę.
- Wiedziałaś, że on potrafi grać na gitarze? – pyta, podziwiając swojego wybranka. Niall nieśmiało patrzy na mnie i Harry’ego.
- Nie miałam pojęcia, jak długo?
- To tylko hobby – wzrusza ramionami – Nawet nie potrafię śpiewać, ale cholernie warto mieć taki talent – śmieje się. Jego śmiech jest zaraźliwy i po chwili wszyscy dołączamy.
Nasz śmiech zostaje szybko przerwany szorstkimi słowami a nutą rozbawienia.



*Przeczytałeś/aś to zostaw komentarz*


_______________________________________________________________

Hej :) Jak się podobał rozdział? Jak myślicie co jeszcze wymyśli Zayn? 
Proszę o komentarze!!
Za niedługo będzie nowy szablon :))
DOBIJECIE DO 15 KOMENTARZY? JAK SIE WAM UDA, TO JUTRO DODAM NN <3
 Do następnego xx

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 9


Poranek przemija jak zwykle. Wstaję, ubieram się w ładną bluzkę i spodnie. Wychodzę na zewnątrz zaciągając się świeżym powietrzem, dochodzi 7.40. Zajęcia z psychologii zaczynają się o 8.00. Mimo tego, że budynek jest bardzo blisko akademików, wychodzę wcześniej. Lubię mieć zapas czasu, tak na wszelki wypadek, jakby się coś miało wydarzyć. Mam też chwilę, aby podziwiać piękno kampusu Boulder.
Krocząc przed siebie obserwuję zmiany, jakie zaszły w barwie liści. Sierpień się kończy, a ja już nie mogę doczekać się października. Nie tylko dlatego, że w tym miesiącu są urodziny Sary, ale też to, że pojawiają się wszystkie kolory jesieni. Zawsze wydaje mi się to dziwne, jak wszystko dokoła staje się tak piękne podczas jesieni, kiedy umiera…
Wchodzę do klasy dziesięć minut przed rozpoczęciem zajęć. W środku znajduje się około czterdziestu ławek, dokładnie ustawionych w rzędach. Siadam naprzeciwko najbliższych drzwi. Jest już czterech uczniów, ale sala wypełnia się z każdą kolejną minutą.
Pan Collins przygotowuje się. Skrobie coś na tablicy przewracając kartki w książce. Pan Collins – nauczyciel psychologii miał jasno-brązowe włosy i miłe jasne oczy. Był w średnim wieku, wyglądał na trzydzieści pięć lat. Był zabawny i klasa lubiła jego zajęcia.
Lekcja zaczyna się zwyczajnie. Mam na myśli, to że rozmawiamy o zaburzeniach psychicznych i czytamy o nich. Mój artykuł był niezwykle interesujący. Opowiadał o małej dziewczynce z południowej Karoliny z ostrymi zaburzeniami stresowymi, a rodzice próbowali jej pomóc wysyłając na terapię. Głos pana Collins’a odciąga mnie od lektury.
- Spóźniłeś się. Wchodź i zajmij jakieś miejsce – nauczyciel rozkazuje. Podnoszę wzrok z nad gazety, jestem w szoku. To chłopak z imprezy. Chłopak któremu pokazałam swoje serce i duszę, ten który nie znał mojego imienia, i którego nigdy więcej nie miałam ujrzeć. Ten chłopak wypełniał moje codzienne myśli.
Każdy się na niego gapi. Przechodzi obok uczniów, których oczy podążają za nim. Zajmując miejsce tuż obok, nie patrzy na mnie. Wyczuwam, delikatny zapach jego perfum o którym tak długo marzyłam, moje ciało zaczyna mrowić.
Ma na sobie czarną koszulkę wyciętą w serek, dzięki czemu widać tatuaż na torsie oraz czarne spodnie. Patrzę na niego wyczekując jakiegoś słowa, uśmiechu, żeby na mnie zerknął w zrozumieniu. Zamiast tego, odwraca się do blondynki za nim w czarującym uśmiechem i świecącymi oczkami.
- Hej. Opuściłem kilka pierwszych zajęć, może spotkamy się po lekcjach i pomożesz mi nadrobić? – słyszę jego piękny akcent. Czuję, jak zaciskam szczękę, kiedy ona uśmiecha się i przytakuje. Odwraca się nie zwracając na mnie uwagi. Zamierza mnie ignorować? Udawać, że nigdy wcześniej mnie nie spotkał? Racja, to jest co sobie obiecaliśmy tamtej nocy… ale chciałabym od niego jakiegoś gestu ukazującego, że mnie chociaż rozpoznał.
Pan Collins zaczyna dyskutować na temat jakiś artykułów które przeczytał, a ja pilnuję się, aby się na niego nie gapić. Wzdycham i patrzę wprost przed siebie. Czuję się nie komfortowo, kiedy siedzi zaraz koło mnie, nigdy nie patrząc.
Kiedy dzwoni dzwonek, spoglądam na niego. Chłopak wstaje z miejsca znów nie zwracając na mnie uwagi. Trzymam na nim wzrok, zabierając książki, wstaję i przechodzę obok niego. Jego wzrok spotkał mój, ale szybko odwrócił go w inną stronę. Słyszę, jak bełkocze coś pod nosem, kiedy obraca się i idzie w przeciwnym kierunku. Szokuje mnie, zmuszam się nie patrzeć na niego, jak się wycofuje.
Wracając do pokoju potrząsam głową próbując wyrzucić go z moich myśli. Krocząc pomiędzy drzewami zadaje sobie w głowie pytanie; Dlaczego był na mojej lekcji psychologii? Nie miałam pojęcia, że jest tym zainteresowany. Ignorował mnie? Zdaję sobie sprawę, że zgodziliśmy się na wzajemną ignorancję, ale on udawał, że mnie nie widzi. Wzdycham w frustracji i idę do akademików.
Kiedy wchodzę do środka, Sary jeszcze nie ma. Boże, może w końcu poszła na zajęcia. Siadam przy biurku nad książką z chemii. Nie mogę się skupić przez bombardujące moją głowę myśli o nim.  Cały zeszły weekend przypominałam sobie detale z naszej rozmowy, ale nie coś takiego. Nie mogłam się go pozbyć i to mnie powoli zaczynało wkurzać.
Ignorancja z jego strony doprowadzała mnie do szału. Nie powinnam być zła, przecież przestrzegał zasad, ale mógł chociaż się uśmiechnąć, zerknąć. Nie, zamiast tego zachowywał się jakbym była niewidzialna. Stop. Nic się przez to nie nauczę. Szybko włączam laptopa i sprawdzam Facebook’a. Widzę kilka postów rodziców i  dawnych znajomych z liceum w Loveland, nic interesującego.
W jakiś sposób udaje mi się do końca dnia uspokoić myśli. Jednak mimo wszystko nie jestem w stanie opanować czającej się złości. Wiem, że nie powinnam, ale jestem wściekła. Nie zamierzałam przypominać mu o naszej rozmowie, ale mógłby chociaż się przedstawić, moglibyśmy się zaprzyjaźnić… Nieważne. Takim zachowaniem ukazał swoją niedojrzałość. Tylko się pocałowaliśmy… marzyłam o tak niesamowitym pocałunku.
Stop. Przestań o tym myśleć. Nie rób głupot, twój chłopak cię zdradził, a uważałaś go za miłego faceta. Dlaczego łatwiej umówić się z palantem, niż z doczekać się prawdziwej randki? Dlaczego rozważam randkę z kimś takim, jak on?

Następnego dnia poważnie zastanawiam się, czy iść na psychologię, czy nie, ale zbieram się w sobie i idę. Zajmuję swoje stałe miejsce. Zaciskam szczękę, kiedy widzę jak wchodzi do klasy z tą blondynką. Siadają tuż koło mnie, a on szepcze jej do ucha, co sprawia, że ona chichocze jak bobas. Przymrużam oczy i dziękuję Bogu, kiedy w klasie zjawia się Pan Colllins. Ma dla nas jakiś film. Skupiam całą swoją uwagę na osobie z zaburzeniami z przygotowanego materiału.
Jednak, przed zakończeniem dokumentu nie mogę się powstrzymać i zerknąć na niego. Szybko się odwracam i zauważam, że się na mnie gapił. Zaskakuje mnie, ale speszony szybko odwraca wzrok w inną stroną. Ha, więc mnie rozpoznał! Nie byłam niewidzialna. Jaka szkoda, już stracił szansę na bycie miłym i zaprzyjaźnienie się. Kiedy dzwoni dzwonek, oczekuję od niego przeprosin, lub małego ‘cześć’, ale zamiast tego odwraca się i wychodzi z sali.
Okej? On nie był przyjazny. Może to o tej stronie siebie mówił… o stronie, której nie polubiłabym, typowej dla chłopaka z bractwa. Przez kolejne dni postępuje zupełnie identycznie do poprzednich –  zarówno w wyborze miejsca oraz sposobie zachowania. Cudownie. Jedyne co mogę zrobić to tańczyć i próbować wyładować nagromadzoną wobec niego złość. Nareszcie nadchodzi piątek i jestem bardzo wdzięczna.
Kończąc lekcje psychologii wracam do pokoju po książkę z chemii. AP chemia była moim głównym przedmiotem w tym semestrze, a ja rozpraszałam się nie mogąc skupić się na nauce. Zdecydowałam wyjść do kawiarenki. Mogę oczyścić myśli w nowym miejscu. Przyciągam książkę do piersi i wchodzę do ciepłego pomieszczenia.
Wdycham cudowny zapach ziaren kawy i zachwycam się cichą muzyką. W środku jest sporo ludzi czytających książki popijając przy tym kawę. Już czuję pobudzenie mojego mózgu od aromatu czekolady i kawy. Podchodzę do jednego z basistów i zamawiam cappuccino. Płacę piątkę i zapewniam, że może zatrzymać resztę.
- Jula? – obracam się na brytyjski akcent dochodzący zza moich placów i rozpoznaję Liam’a. Jego jasno-brązowe włosy są nieco krótsze, ale od razu rzucają mi się jego jasne oczy i uśmiech.
- Cześć - odwzajemniam gest.
- Co tutaj porabiasz? – pyta.
- Muszę się trochę pouczyć… jakoś nie mogę się skupić w akademiku – mówię pokazując na książkę.
- Oh.. wiesz, uwielbiam tę kawiarnię, jesteś tu pierwszy raz?
- Tak. Zauważyłam ją, a wyglądała na przyjemną.
- W zasadzie to ja też się tu uczę – skrobie się w ramię. Ma na sobie zwykłą jasno niebieską koszulę i spodnie khaki – Chciałabyś się przyłączyć? – proponuje. Spoglądam na stolik przy którym siedział i zgadzam się; nauka z przyjacielem wydała mi się być dobrym pomysłem. Podążam za nim i kładę książkę z chemii na drewnianej powierzchni – Robisz zadanie z chemii, co? – śmieje się, na co się przyłączam.
- To niesamowicie zabawne zadanie z chemii – żartuję otwierając podręcznik – Jesteś z Anglii? – razem z Liam’em poznaliśmy się na zajęciach z AP chemii, ale nie rozmawialiśmy dużo na inne tematy, oprócz zajęć. Niewiele więc o nim wiedziałam.
- Tak, przeprowadziłem się by studiować.
- Czy ta szkoła ma jakiś specjalny program dla tych zza oceanu? – pytam lekko, na co on rzuca mi zakłopotane spojrzenie. Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to niemiło – Wydaje mi się, że całe bractwo wypełnione jest ludźmi z akcentem – wyjaśniam.
- Tak, racja. Mają dobry program dla tych z poza kraju – mówi – Ale to przypadek, że wszyscy jesteśmy członkami tego samego bractwa. Fakt faktem Charles jest liderem – bierze łyk kawy a ja spoglądam na kelnerkę, która podaje mi moją. Dziękuje jej stawiając kubek przed sobą i biorę głęboki oddech.
- Naprawdę nie wyglądasz na chłopaka z bractwa – wskazuję. Nie chcę go obrazić, zwyczajnie nie wydaje się być TYM typem faceta. Wzrusza ramionami,
- To sposób na poznawanie nowych ludzi, dogadywanie się z nimi. Bardzo interesuję się szkołą, więc bardziej skupiam się na ocenach.
- Bardzo dużo imprezujecie – wytykam.
- No tak, wiesz… żyj póki jesteś młody*, nie? – unosi brwi. Patrzę na puste krzesło obok niego.
- Uczysz się z kimś jeszcze?
- Nie, pewien chłopak przyszedł tu ze mną po kawę… poszedł poflirtować z basistką – wskazuje na przestrzeń za mną. Obracam się i od razu zauważam jego ciemne włosy i tatuaże. Jestem wyraźnie zirytowana, że potrafię go rozpoznać po plecach. Jednak szybko odwracam się do Liam’a z zaciśniętą szczęką – Spotkałaś go? – Liam śmieje się z mojego wyrazu twarzy.
- Można tak powiedzieć – powoli rozluźniam zacisk – Chodzi na zajęcia z psychologii.
- Psychologii? – chłopak powstrzymuje śmiech i kaszle – Myślałem bardziej o tym, że na niego wpadłaś i uprawialiście seks na imprezie – wyznaje z szerokim uśmiechem – Psychologia, serio? Nigdy bym nie powiedział, że to go interesuje – po jego zachowaniu wyczytuję, że jest o wiele bardziej niż zdziwiony z odkrytej informacji.
- Ja tak samo – śmieję się.
- Dlaczego wyglądasz na niezadowoloną na jego widok?
- On jest moim utrapieniem, bardzo chamski i niezwykle egoistyczny – wymieniam na co Liam potakuje.
- On ma dobre serce, jest świetnym kumplem, ale nie chłopakiem, z którym można zacząć się umawiać – gdyby Liam tylko wiedział, jak wiele o nim wiem…
- Tak.. domyślam się – śmieję się otwierając podręcznik do chemii. Liam robi to samo, tylko, że ma przed sobą angielski. Skanuję wzrokiem wszystkie pytania i zaczynam skrobać coś w zeszycie.
- Liam, ja lecę – słyszę jego niski, jedwabisty, brytyjski akcent tuż za sobą. Napinam się, ale skupiam wzrok na czytanym tekście.
- Jasne, spotkamy się w domu – Liam przytakuję, spoglądam na niego kątem oka, kiedy Liam dzieli z nim szybki uścisk. On odwraca się do mnie, jego karmelowe oczy spotykają moje. Spoglądam w dół, on odchrząkuje. Wzdycham i przygryzając język patrzę na niego, uśmiecha się głupawo.
- Nigdy nie myślałem, że będziemy mieć tą przyjemność się poznać.. Każdy z przyjaciół Liam’a jest moim – mówi – Zayn – podaje mi dłoń.
Znam jego imię. Po tygodniach śnienia o nim, myślałam, że będę bardziej z tego zadowolona. Jednak jestem nadal smutna na jego wcześniejsze zachowanie. Udawał, że nie istnieję.
Postanawiam nie podawać mu ręki. Nie to, że byłam nie miła, po prostu nie chciałam go dotykać. Okej, byłam nie miła, ale zasługuje na chłodniejszą postawę z mojej strony. Uśmiecham się i wracam wzrokiem do książki. Nastaje wtedy niezręczny moment.
- Pójdę po więcej kawy – odzywa się Liam, wyraźnie nie chce być teraz w naszym towarzystwie, przeprasza nas i wstaje od stolika. Błagam go wzrokiem, aby ze mną został, ale on patrzy w ziemię. Opuszcza niezręczną sytuację, którą stworzyłam nie odzywając się do Zayn’a. Zrobiłabym to, gdyby nie był taki dumny.
- Wiesz, że zwykle uprzejmie należy komuś odpowiedzieć. Myślałem, że dziewczyna z małego miasta będzie to wiedzieć – unosi brew patrząc na mnie. Zgrzytam zębami i uśmiecham się do niego.
- Skąd wiesz, że pochodzę z małego miasta? – pytam. Rzucam mu sprośny wzrok, kiedy otwiera usta chcąc coś odpowiedzieć. Zamyka je i wygląda na speszonego, lecz szybko poprawia się i odwzajemnia gest.
- Potrafię odczytać to z ludzkich twarzy.
- Ja również – ostrzegam go wzrokiem, jakbym groziła nie naciskaj, albo nie ominie cię mała kłótnia.
- Powiedz mi tylko swoje imię – nakazuje. Śmieję się z tego i patrzę z powrotem na książkę. Miał już klika szans na poznanie mojego imienia w tym tygodniu. Słyszę jak burczy i po chwili moje książka zostaje mi odebrana. Patrzę na niego kiedy z lekkością trzyma ją w powietrzu.
- Oddaj mi ją – wstaję i jestem wdzięczna, że nikogo nie ma w tym rogu, aby mógł gapić się na naszą scenę.
- Powiedz mi, jak ci na imię – jego czy wypełniają się złością, wydaje mi się, że próbuje mi zagrozić, ale ja tego nie kupuję.
- Nie – mówię głośno. Nie podoba mu się moja odpowiedź. Obraca się na pięcie i wychodzi z moją książką – Hej, to moje! – krzyczę za nim. Zayn zatrzymuje się i patrzy w stronę Liam’a.. który wraca ze swoim napojem. Obserwuje mnie i jego, aż w końcu zatrzymuje wzrok na kawie. Prawie śmieję się na jego wyraz twarzy, wygląda jak smutny piesek, pewnie dlatego, że zdał sobie sprawę, że przyszedł za wcześnie.
- Do zobaczenia stary – Zayn klepie przyjacielsko Liam’a w plecy, zaraz po tym jak zmierzył mnie wzrokiem. Wtedy kontynuuje i oddala się, wychodząc z kawiarni z moją książką. Wzdycham we wściekłości,  siadam i zaciskam włosy w pięściach.
- Powinienem pytać…? – Liam siada z głupawym uśmieszkiem i podejrzliwym wzrokiem na twarzy. Potrząsam głową.
- Czy to jego typowe zachowanie? Nękanie dziewczyn? – gestykuluję wskazując na drzwi, którymi sekundę temu wyszedł.
- Tylko wtedy, gdy na jakąś leci. Powinnaś dać mu to czego chciał – wzrusza ramionami – Im wcześniej, tym lepiej. Zostawi cię w końcu w spokoju – unoszę brew w zdziwieniu, nie spodziewałam się tego. Był to chłopak, który zwykł dostawać zawsze to, czego chciał, a teraz oczekiwał poznać moje imię.
- Naprawdę myślisz, że jak ulegnę to się podda?
- Najprawdopodobniej tak. Mam na myśli; ‘chcesz to czego nie możesz mieć’. Dobra kwestia, naprawdę bardzo dobra – Robi tak z każdą dziewczyną, z którą się droczy – Liam uśmiecha się – Jesteś jedyną, która powinna się tym martwić. Większość z dziewczyn mocno się stara o jego uwagę.
- Gdybym tylko była zainteresowana – przymrużam oczy – Wziął moją książkę, więc… nie mam nic do nauki – zdycham głęboko – Chciałabym kiedyś pouczyć się znowu, może bez jego pięciu groszy -  śmieję się. Liam przytakuje.
- Pewnie. Dasz mi swój numer? – pyta.
- Jasne – wpisuję swój numer w jego telefonie i wysyłam szybką wiadomość do siebie, aby zapisać sobie jego – Dzięki za krótką sesję nauki – śmieję się zabierając swoje kluczyki – Może następnym razem nikt nam nie przeszkodzi.
- Do zobaczenia Jula – macha kiedy wychodzę za na zewnątrz. Wsiadam do samochodu. Świetnie, teraz nie miałam podręcznika do chemii. Zayn spróbował zawalić moje studia już po tygodniu. Wysiadam i wracam do kawiarni. Podchodzę do Liam’a skupionego na książce.
- Przepraszam, że znów przeszkadzam – patrzy na mnie zaskoczony.
- Jest w porządku. Co mogę dla ciebie zrobić?
- Ma moją książkę, a bardzo jej potrzebuję na ten weekend – wyjaśniam. Liam śmieje się.
- Prawdopodobnie gdzieś wyszedł, i Bóg wie, gdzie może być – przygryza dolną wargę zastanawiając się – Dziś zorganizowaliśmy imprezę.. pewnie tam będzie, jeśli chcesz go złapać.
Zaciskam szczękę. Nie chciałam iść na kolejną imprezę. Dobrze się ostatnio bawiłam, ale patrzcie jak sprawa się obróciła.
Chłopak, który obsesyjnie flirtował z dziewczynami w klasie i ignorował mnie. Była to jedyna szansa na odebranie mu mojej rzeczy. Nie będzie miał mojej książki do chemii na zajęciach z psychologii, to wiedziałam na pewno.
- Dobrze. Do zobaczenia wieczorem – mówię z najbardziej entuzjastycznym tonem na jaki mnie stać i wychodzę z kawiarni. Jakimś sposobem znów wybieram się na zabawę… tylko po to, by się z nim spotkać.


*Przeczytałeś/aś to zostaw komentarz*
_________________________________________

* w oryginale było 'live while we're young', czyli jak wiecie tytuł piosenki, do końca nie wiedziałam, czy to tłumaczyć, żeby był taki klimacik, haha :D


Dodaję wcześniej. Przepraszam, że nie są tak często jakbyście chcieli, ale mam trochę zajęć w tygodniu, a w weekendy też mam odpocząć..
Jak się podobał? W KOŃCU MAMY ZAYN'A!!! Jak myślicie co będzie na kolejnej imprezie Julii? :)

Do następnego xx


wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 8



Następnego dnia czuję niewyobrażalnie bolesne zakwasy. Nie mogę postawić kroku bez potwornego bólu rozchodzącego się po moich nogach. Wszystko przez to, że tańczyłam wczoraj przez kilka godzin pierwszy raz od miesięcy. Sara już wstała, jest gotowa do kościoła, ma na sobie sukienkę. Powoli kroczę w stronę łóżka wychodząc z łazienki.

- Wyglądasz na obolałą – śmieje się marszcząc nos. Rzucam jej ostrzegawcze spojrzenie, po czym sama zaczynam się śmiać – Idziesz dziś do kościoła? – uśmiecha się do mnie z nadzieją. Kiedy to robi, nie mam serca jej odmówić. Przymrużając oczy przytakuję zanim piszczy z radości.

- Nie mam się w co ubrać.. – zaznaczam.

- To nic. Proszę – podaje mi jasno fioletową sukienkę do kolan. Czuję się zakłopotana.

- Sar, wiesz, że nie mamy tego samego rozmiaru, ty jesteś CO NAJMNIEJ o rozmiar chudsza – Sara była cheerliderką w liceum. To takie typowe – popularna blondynka, do tego cheerliderka. Była niska i szczupła, ja bardziej umięśniona.

- Wiedziałam, że pójdziemy do kościoła, więc kupiłam ci kilka sukienek – wyznaje.

- Sara! – niedowierzam, patrząc na nią ze złością. Nie lubię, kiedy kupuje mi rzeczy. To sprawia, że czuję się, jak pasożyt lub jakby była akcją charytatywna dla mnie. Zawsze miała więcej pieniędzy i kupowała mi różne prezenty, za które odwdzięczałam się opieką nad nią. 

Śmieje się i kręci głową,

- Nie sprzeczaj się! Załóż ją, bo się spóźnimy! – nalega z poważnym tonem. Wzdycham i nie kłócąc się szybko wciągam na siebie sukienkę. Zawozi nas do kościoła, a msza okazuję się być ciekawa.

Jest śpiew i kazanie pastora. Później rozmawiamy z grupką rodziców siedzących za nami. Sara jest dla wszystkich zbyt przyjazna, rozmawia o studiach, o tym jak przeprowadziłyśmy się z Loveland. Wychodzi na jaw, że jedna z par również wyprowadziła się stamtąd kilka lat temu i opowiadają wszystko.

Przysłuchuję się rozmowie dodając kilka słów, takich jak;

‘O jak miło’, albo ‘Ja też’, ewentualnie ‘To brzmi niezwykle!’ – Nie wgłębiam się. Ciężko było mi się skupić, marzyłam o gorącej kąpieli, by rozluźnić te uporczywe zakwasy. W końcu, po czasie, który wydał mi się być wiecznością, Sara kończy rozmowę i wsiadamy do samochodu.

- Nie było tak źle! – uśmiecha się do mnie. Zapinam pasy, przejeżdżam dłonią po włosach ignorując bóle w nogach.

- Tak myślę – zgadzam się włączając radio. W drodze do akademika, Sara zatrzymuje się w restauracji na śniadanie. Uwielbiam spędzać z nią czas, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi jedzenie. Kombinacja dziewczyny i jedzenia, to najlepsze połączenie o jakie mogę prosić.

Nalegam by zapłacić za posiłki, odkąd wiem, że kupuje mi ubrania. Na szczęście wzięłam ze sobą trochę pieniędzy.

- Zamierzasz uczęszczać na zajęcia w tym tygodniu? – pytam ją. Sara opuszczała trochę wykładów. Ułatwiał jej fakt posiadania rodziców, którzy nie wyrzucą jej za to na bruk. 

- Powiedziałam, że będę, jeśli pójdziesz ze mną na imprezę – mówi śpiewnym głosem. Śmieję się przypominając sobie jej obietnice, którymi obrzucała mnie w desperacji, jak prosiła, żebym z nią poszła. Dziękuję jej za to.

- To dobrze, powinnaś była to zrobić wcześniej – karcę ją.

- Jasne mamo – wystawia mi język, rzucam w nią osłonką z rurki. Śmieje się i łapie papier. Wracamy do akademika około pierwszej, resztę czasu spędzam na nauce AP chemii*. Ona jest znów zajęta komputerem, przysięgam razem są nierozłączni.

* * *

Poniedziałek był nudny, kończę moje pierwsze zajęcia – psychologia jest łatwa. Do końca nie wiedziałam co chcę robić w życiu, ale ta lekcja była bezstresowa i interesująca. W dzisiejszym dniu miałam tylko trzy wykłady: psychologię, literaturę i AP chemię. Dzięki Bogu, zaliczyłam cały materiał z matematyki w szkole średniej. Wracam do akademika, by zabrać książki na kolejną lekcję.

Ostatnio coraz lepiej szło mi nie myślenie o tej nocy. Upominałam siebie i zaraz wyrzucałam z umysłu, widok jego karmelowych oczu lub kiedy przypominałam sobie pocałunek. Starałam się też ignorować krążące w głowie historie, które mi opowiadał – były częścią nocy, która się nie wydarzyła. Nocy, której czasami chciałabym, aby się nie wydarzyła, żeby nigdy nie utknęła w mojej pamięci. 

- Jula! – słyszę czyjś głos, wychwytuję brytyjski akcent. Zaskoczona obracam się i zauważam biegnącego w moją stronę Harry’ego. Zatrzymuję się, i sekundy później stoi już koło mnie z szerokim uśmiechem uwydatniającym dołeczki w policzkach. Cieszę się, że tu jest. Ma na sobie ciepłą kurtkę pasującą do spodni. Nic zbyt ekstrawaganckiego.

- Harry? Co ty tu robisz? – wskazuję na kampus i akademiki. To przepiękne miejsce.

Znajduje się tu wiele ceglanych budynków, trawniki, kwiaty oraz drzewa, posiadające jeszcze liście. Ich szata powoli zaczyna zmieniać barwę na pomarańczową i czerwoną.

Dziwne było widzieć tu Harry’ego, myślałam, że mieszkał w bractwie. 

- Właściwie to cię szukałem – wyznaje z uśmiechem – Zostawiłaś to w moim samochodzie – trzyma w ręce mój portfel na co mam ochotę uderzyć się w czoło – co za głupota. 

- Dziękuję ci bardzo – śmieję się biorąc od niego moją zgubę – Nie wierzę, że nie zauważyłam, że mi go brakuje – potrząsam głową, Harry wsuwa ręce do kieszeni – Masz tu teraz zajęcia?

- Nie, właśnie skończyłem jedną – spogląda tam, skąd właśnie przyszedł.

- Oh.. Chcesz wejść? Jestem pewna, że Sara tam jest i chciałaby się znów z tobą zobaczyć – śmieję się. Nie byłam pewna, czy jej serce zostało zdobyte przez Niall’a, ale Harry był czarujący i nie miała by nic przeciwko jego wizytom. Chłopak wzrusza ramionami.

- Dlaczego nie? – powtarza z ciepłym uśmiechem malującym się na jego twarzy. Prowadzę go do pokoju i otwieram drzwi. Pomieszczenie wydaje się nieco przestronniejsze, niż zwykle. Zauważam to, bo Sara w końcu sprzątnęła swoją połowę i jestem jej za to bardzo wdzięczna. Nie chciałam, żeby Harry pomyślał, że jesteśmy bałaganiarami.

Odkładam swoje rzeczy w kuchni i wchodzę do sypialni. Sara leży na swoim łóżku ze słuchawkami w uszach – totalnie nie zainteresowana światem. Patrzę na Harry’ego, który właśnie przekracza próg drzwi. Popycham lekko Sarę, która od razu zauważa gościa. Jej oczy rozszerzają się w zaskoczeniu, na co szybko wyciąga słuchawki z obu uszu.

- Harry? – podnosi się i uśmiech do niego – Co ty tu robisz?

- Wpadłem się przywitać – wzrusza ramionami. Sara promienieje z radości, spogląda na mnie i mruga oczkiem. Przyprowadziłam go tu dla niej, nie dla siebie. Harry patrzy na mnie i chichocze, czuję jak moje policzki czerwienią się ze wstydu.

- Oddawałem jej tylko portfel – potwierdza.

- Zostawiłam go w jego samochodzie, kiedy odwiózł mnie w sobotę rano.. Nie wierzę, że przeżyłam cały week’end bez niego! – przygryzam wargę, czuję się strasznie głupio, że nie zauważyłam jego zniknięcia.

- Prawda, ona nienawidzi nosić ze sobą portfela – obserwuję ją i zauważam, że nadal jest w pidżamie. Mierzę ją wzrokiem jak matka na swoje dziecko, które wpadło donosząc do domu. Rumieni się i patrzy w inną stronę, przejeżdżając nerwowo ręką po włosach.

- Sara! – nakazuję z uśmiechem na twarzy.

- Dobra! Zaspałam na rachunkowość, ale PRZYRZEKAM, pójdę na literaturę – unosi dłonie, by udowodnić, że nie krzyżuje palców. Przymrużam oczy rzucając w nią serwetką – Ej! – chichocze.

- Więc, Harry, chcesz coś do jedzenia? – oferuję kierując się do kuchni. Sara siedzi na ladzie, a on potrząsa przecząco głową.

- Muszę lecieć, mam trochę spraw do załatwienia – wyjaśnia – Miło było was znów spotkać – ukazuje czarujący uśmiech i wychodzi.

- Na razie Harry! – Sara macha mu, a on zamyka drzwi. Otwieram jedną z szafek, kiedy drzwi zatrzaskują się, a Sara zaczyna rzucać we mnie pytaniami – Dlaczego on ty był, ale tak NAPRAWDĘ? – chwytam płatki z szafki próbując zignorować jej podejrzliwy ton.

- Naprawdę zapomniałam portfela – śmieję się zwracając się do niej – Jesteś nim zainteresowana? – odkładam płatki na ladzie zaraz obok miski.

- Nie ma mowy, jest twój! – śmieje się podjadając smakołyk. Krztuszę się dopiero co włożonymi płatkami do ust. Szybko je zakrywam i kaszlę, klepiąc się w klatkę. Jak już udało mi się przełknąć, wpatruję się w nią z szokiem wypisanym na twarzy.

- Co? – śmieje się.

- Widzę, jak na niego patrzysz, i jak on na ciebie – uśmiecha się – Poza tym, myślę, że naprawdę lubię Niall’a – wyznaje z rumieńcem na twarzy, wkłada rękę do miski pełnej płatków unikając mojego spojrzenia.

- Czy ty się rumienisz? – śmieję się rzucając w nią kilkoma płatkami.

- Przestań – wrzeszczy – Robisz bałagan! – obie śmiejemy się z jej wyznania. To Sara była tą bałaganiarą, rozrzucała wszędzie swoje rzeczy, a ktoś musiał za nią je pozbierać.

- O właśnie, dzięki za posprzątanie pokoju – rozglądam się po pomieszczeniu, ubrania zniknęły z podłogi a szafki lśnią.

- Przynajmniej tak mogłam ci się odwdzięczyć – unosi ramiona i upuszcza je z chichotem. Wpatruję się w płatki. Czy Harry lubił mnie w ten sposób? A jeśli tak, to czy ja to odwzajemniałam? Jedyne co wciąż widzę to karmelowe oczy.. pocałunek, który rozpala moją skórę, wywołuje ciepło w moim brzuchu i ugięcie kolan w słabości..







Przez resztę tygodnia niewiele się dzieje. Poznałam nowego znajomego na AP chemii - Liam’a. Jestem prawie pewna, że jest członkiem bractwa – ma akcent. Jak to jest, przez dwa tygodnie nie wpadłam na nikogo z poza kraju, a po jednej imprezie wyskakują z lewa i prawa?

W końcu nadchodzi weekend, a Sara wychodzi z Niall’em na randkę. Kiedy wpadła z powrotem do pokoju, wyglądała, jakby wróciła z wycieczki do nieba. Podskakiwała, uśmiechała się do wszystkich i wszystkiego. Tryskała każdym detalem z ich spotkania.

- Zabrał mnie na film, a po kolacji oglądaliśmy gwiazdy na niebie – marzy, wpatrując się w sufit z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie mogę nic zrobić na moją zazdrość. Kiedy ja uczyłam się i walczyłam ze sobą, aby zapomnieć o tej nocy, ona właśnie rozpoczęła romans z niezwykle przyjacielskim Irlandczykiem. 

- Dobrze się bawiłaś?

- Najlepsza randka w życiu – zapewnia mnie z uśmiechem.

- Cieszę się – śmieję. Weekend szybko przemija, w sobotę tańczyłam, ale nie czułam już więcej zakwasów, czy bólu. W niedzielę razem z Sarą wyruszyłyśmy do kościoła. Rozmawiałyśmy z kolejną, nową parą – Sara wypytywała o wszystko. Ta dziewczyna mogła znaleźć przyjaciół dosłownie WSZĘDZIE, gdzie poszła.

Znów poniedziałek.. Ten tydzień powinien był być zwyczajny i nudny, ale wiecie, mówią, że wszystko dzieje się kiedy tego najmniej oczekujesz. I to jest to co się stało… coś nieoczekiwanego. Coś co wywołało totalny postój w moim życiu.


*Przeczytałeś/aś to zostaw komentarz*

____________________________________________________________
*AP chemia - Advanced Placement Chemistry; test oferowany przez pewne uniwersytety w ramach programu: Advanced Placement Program w USA. Daje możliwość pokazania swoich umiejętności.






Uff.. udało się, poprawiłam :D Jak się podoba? Uuu znów kochany Harry się zjawił :3 Myślicie, że coś z tego będzie? 

Jula, o kim ty tak myślisz...?

Do następnego!

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 7


Razem z Sarą wracamy z powrotem do akademika o zachodzie słońca, czas wskazuje 6:42. To potwierdza fakt, że mogła ganiać po sklepach przez sześć godzin.  Niosę w rękach garście toreb, kiedy ona wraca do samochodu po kolejne. Siadam na krześle obok łóżka, przymykam oczy i relaksuję się. Czuję się wyczerpana bieganiem po galerii z Sarą. Rozkoszuję się tymczasową ciszą wykładając się na oparciu całkiem wygodnego krzesła.
Sara zakupiła kilka nowych zestawów, ogrom ubrań. Wydaje mi się, że będziemy musiały uporządkować garderobę, żeby je tam zmieścić. Ta dziewczyna naprawdę mogła non stop robić zakupy, dokładnie odwzorowywała ‘biegaj, aż padniesz’, niestety jedyną bliską upadku byłam ja. Spoglądam na swoje torby, kupiłam kilka nowych sweterków, szalików, ciepłe ubrania, gdyż zbliżała się zima.
Był koniec sierpnia, ale panowała ponura jesienna aura, wyczuwało się bliską zimę. Colorado stało się potwornie zimnym  miejscem, miewało humorki. Jednego dnia jest stopa (nie sprawdzam ile to na metry, haha) śniegu, a następnego fala gorąca. Nazwałabym to humorkami Colorado. Najpierw gorąco, potem zimno, całkiem jak dojrzewająca nastolatka.
- Nareszcie! – Sara przerywa moją chwilę relaksu upuszczając torby na podłogę i wskakuje na łóżko – Jak to dobrze jest się położyć.
- Szalałaś, jakby cię co najmniej ktoś gonił – śmieję się. Był punkt naszej wyprawy, w którym siedziałam przy stoliku na piętrze z jedzeniem posilając się czymś pożywnym. Spędziłam tam przynajmniej godzinę, kiedy Sara robiła rundki wokół centrum handlowego.
- Nie myśl, że nie wiedziałam jak rozmawiałaś tam z jakimś chłopakiem – siada wskazując we mnie palcem. Wzruszam zwyczajnie ramionami, to nic wielkiego, miło wyglądający chłopak zagadał do mnie – Co z tobą Jula? – pyta podejrzliwie. Spotykam jej ostrożne, niebieskie oczy i uśmiecham się,
- Po prostu.. Jestem w końcu szczęśliwa będąc tutaj, mieć swoje życie z powrotem.
- Co wydarzyło się na tej imprezie? O czym rozmawiałaś z Harry’m? Widzę, że od tamtej pory jesteś dużo szczęśliwsza – mierzy mnie wzrokiem na co zaczynam się śmiać.
- Nic, wczorajsza noc pozwoliła mi zrozumieć, że powinnam zacząć znów żyć – powtarzam  jego słowa.

- Masz piękny uśmiech – rumienię się wbijając wzrok w podłogę – Przykro mi, że ten chłopak zranił twoje serce.
- Jest w porządku… Zgaduję, że rozmowa o tym uświadomiła mi, że powinnam ruszyć dalej.
- Nikt tak piękny, jak ty nie powinien być tak smutny. Powinnaś prowadzić życie pełne przygód, zdobywać co tylko zapragniesz – mówi z uśmieszkiem. Nie byłam pewna, czy mówi takie rzeczy, z powodu później godziny, czy  dlatego, że był ze mną zwyczajnie szczery.
- Powinnam powoli zacząć żyć – zgadzam się cicho.


Jego komplementy krążyły po mojej głowie. Obraz z naszej rozmowy rysuje się w moim umyśle. Pocałunek już na zawsze pozostanie zapamiętany przez moje usta, jego dotyk pozostawił ślady na mojej skórze. Wiedziałam, że nie będę w stanie zapomnieć o nim, ani o tej nocy nieważne jak mocno próbowałam. Zakładam część włosów za ucho i przypominam sobie o komplementach , na które moje serce przyspieszało, a moją twarz pokrywał gorący rumieniec. Na samo wspomnienie o nich dzieje się tak samo. Były one subtelne, nie mogłam o nich zapomnieć.
- Jula? – głoś Sary sprowadza mnie do rzeczywistości, chrząkam i szybko podnoszę się do pionu – W porządku? – uśmiecha się jasno.
- W jak najlepszym.. Myślę, że pojadę do studia i potańczę – tłumaczę, kiedy przebieram się w szorty i koszulkę. Zabieram swoją torbę na siłownię z dodatkowymi ubraniami i macham na pożegnanie wychodząc z pokoju.
- Bądź ostrożna – kpi śpiewnym głosem. Zapewniam ją, że będę i kieruję się do samochodu; jest to zwykły Jeep Liberty z roku 2008, nie jakiś nowy model, ale go lubiłam. Wrzucam rzeczy do samochodu, wsiadam i jestem na miejscu w 15 minut od kampusu. Włączam radio i słucham głosu dziewczyny śpiewającej jakąś popową piosenkę.
Z łatwością odnajduję studio. Byłam tam kilka razy przed rozpoczęciem roku tylko po to, by sprawdzić odległość i panującą tam atmosferę. Nie robiłam tam jednak jeszcze nic, podziwiałam tylko innych tańczących i nawiązałam kontakt z recepcjonistką Tracy, która stała się moją dobrą koleżanką podczas tych kilku wizyt. Wysiadam z samochodu i wchodzę do środka.
- Hej! Długo cię nie widziałam! – Tracy uśmiech się do mnie. Jej jasno-brązowe włosy związane są w ciasnego koka. Jej wzrok błyszczy jasno, piegi pokrywają twarz, była kilka lat starsza ode mnie, niedawno ukończyła studia na Uniwersytecie Colorado.
- Cześć Tracy – uśmiecham się podążając w stronę lady – Czy jest jakaś wolna salka? – jej czy rozszerzają się w zaskoczeniu.
- Zamierzasz .. tańczyć?
- Tak – śmieję się lekko nie wierząc w to co robię.
- Wow.. może mogłabym czasem popatrzeć? – sugeruje wpisując coś na klawiaturze. Przygryzam wargę, nikt nigdy nie widział jak tańczę. Szybko sięgam do kieszeni torby i wyciągam z niego kartę debetową. Znacznie łatwiej było wpłacić trochę pieniędzy na siłownię, niż przynosić cały portfel ze sobą.
- Może – śmieję się kiedy podaje mi kluczyk, wymieniam go z kartą. Chwyta ją, pisze coś na jej wierzchu i podaje z powrotem dołączając nową. Napisała:
Akademia Tańca Boulder
- Co to? – wskazuję na nową kartę.
- Pomyślałam, że będziesz tu częściej wpadać.. to karta członkowska. Masz rabat na sale i inne.
- Ile jestem ci winna? – patrzę na nią dziękując.
- Nic – mruga i wraca do pracy.
- Jesteś dobrą koleżanką – uśmiecham się i odchodzę. Znajduję swoją salkę na górze po prawej stronie. Otwierając drzwi zauważam niewielkie pomieszczenie. Nie zbyt małe, ale wystarczające, by mogło z niej skorzystać dwoje tancerzy. Odkładam torbę i zamykam się. Na linii ściany wiszą lustra, jedna z nich posiada okno, które otwieram. Słońce zniknęło, a zastąpił je księżyc, którego blask padał wzdłuż ulic. Znajduję radio w kącie i podłączam swojego iPod’a. Związuję włosy w kucyka i biorę głęboki oddech.
Dźwięk pianina rozbrzmiewa w pomieszczeniu. Zaczynam się rozciągać, wykonuję kilka wykopów i skoków. Zanim zdaję sobie sprawę, że tańczę, każdy mój mięsień porusza się z radością. Czuję się bardzo dobrze, moje ciało przypomina sobie wszystko, tak jakbym nigdy nie zaprzestała tańcu. Choć jestem pewna, że jutro będę czuć ból.
Tańcząc, mój umysł powraca do tamtej nocy. Do tego, jak byłam przez niego przyciągana. Sposób, w jaki na mnie parzył. Jego karmelowe oczy spotykały się z moimi za każdym razem, gdy na mnie zerkał. Sposób, w jaki czułam jego usta, słaby smak wódki, upojny zapach jego perfum, który sprawiał, że chciałam się do niego przytulić… do chłopaka bez imienia. Idealny, tajemniczy chłopak.. którego nie mogłam się pozbyć ze swoich myśli.
Tańczę szybciej, aby pozbyć się frustracji. Nie powinnam o nim myśleć. To była zasada – miał pozostać nieznajomym, nie poznać go, nie myśleć o nim, nie martwić się tym, że rozpowie innym moje sekrety.. Nadal nie mogę wyrzucić jego opowieści ze swojej głowy. Ten chłopak pragnął osoby, która go pokocha, ponieważ dorastał nie ufając nikomu, poza rodziną.
Czuję spływający pot po moim ciele, kiedy zerkam w lustro. Moje ciało jest zrelaksowane, a dusza wolna. Głośno wzdycham i podchodzę do torby, wyciągam z niej ręcznik i wycieram twarz. Moje play lista nadal przewija kolejne piosenki z idealnie pasującymi słowami. Podchodzę do okna i patrzę na parking. Jest pusty pomijając mój samochód i dwa inne. Z pewnością właścicielem jednego z nich jest Tacy. Wrzucam ręcznik do torby i chwytam resztę rzeczy.
Endorfiny przemierzają całe moje ciało i nie mogę nic poradzić na to, że się mimowolnie uśmiecham. Czuję się najszczęśliwszą sobą od dłuższego czasu. Schodzę na dół i zauważam Tacy rozmawiającą z jakimś starszym mężczyzną. Ma ciemne, siwe włosy, wygląda na późne lata czterdzieste. Ma brodę i szczupłe ciało, nie masywne jak u gracza piłki nożnej, tylko jak u tancerza. Tarcy zwraca się do mnie
- Hej Jula – macha.
- Dzięki za salkę – uśmiecham się oddając klucz.
- Jestem Andrew Matthews – mężczyzna przedstawia się podając mi dłoń. Uśmiecham się i podaję mu swoją, ma jasne, brązowe oczy. Wygląda na miłego człowieka, ojca.
- Witam, nazywam się Julia Augustine – poznaję go.
- Jesteś niesamowitą tancerką – uśmiecha się i puszcza rękę. Rumienię się i wkładam włosy w kucyka.
- Widział mnie pan? – pamiętam, że sala miała szybkę w drzwiach, ale nie sądziłam, że ktokolwiek będzie mnie oglądał. Nie pamiętam, żebym kogoś zauważyła, byłam za bardzo pochłonięta tańcem.
- Tak, masz talent. Jestem właścicielem tego studia i byłbym bardzo zainteresowany zatrudnieniem cię, jako nauczycielki – uśmiecha się do mnie. Odpowiadam na to tym samym, ale szybko potrząsam głową na jego ofertę.
- Nie jestem nauczycielem, bardziej samotnym tancerką… tańczę, aby wyzbyć się złych emocji – wyjaśniam.
- To zawstydzające – wykrzywił usta  - Zastanów się nad tym, propozycja pozostaje nadal aktualna – potakuje.
- Dziękuję bardzo – uśmiecham się – Wrócę z powrotem do kampusu..
Miło było poznać panie Matthews – ściskam jego dłoń na pożegnanie – Na razie Tracy – macham do niej.
- Do zobaczenia! – odmachuje mi. Doceniam zimne powietrze otulające mnie, kiedy wychodzę z budynku. Chłód natychmiast niweluje pot z mojego ciała. Rozkoszuję się nocnym wietrzykiem idąc do samochodu. Wsiadam do niego wrzucając torbę na fotel pasażera i wracam do domu. Otwieram okno i włączam cicho muzykę.
Wkraczam do akademika, kiedy Sara nadal korzysta ze swojego komputera. Jest zamyślona, zauważam głupkowaty uśmieszek przyklejony do jej twarzy. Zamykam głośno drzwi i wtedy zauważa, że jestem z powrotem. Zamyka laptopa i spogląda na mnie.
- Dobrze się tańczyło?
- Świetnie. Dostałam ofertę pracy.
- Tańczenia? – unosi brwi w zaskoczeniu. Przytakuję, a ona wesoło klaszcze w dłonie – Poważnie! Gdzie? Ile ci płacą?
- Nie wzięłam tej pracy, oferowano mi ją w Akademii Tańca Boulder. Wydaje mi się, że właściciel studia pan Matthews widział, jak wyrzucałam z siebie emocje podczas tańca – śmieję się odkładając torbę.
- Jula powinnaś była ją wziąć! – wykrzykuje ze szczerym uśmiechem. Potrząsam głową i rozpuszczam swobodnie włosy.
- Sar, nie wiem zbyt wiele o tańcu. To bardziej improwizacja – wytykam. Ona przytakuje w zrozumieniu – Dlaczego jesteś taka głupkowata?
- Co masz na myśli? – pyta niewinnie,  nie spotykając mojego wzroku. Zauważam wkradający się uśmiech na jej twarzy.
- Jasne jeśli nie chcesz mi powiedzieć to pójdę wziąć prysznic.. – kpię z niej kierując się w stronę łazienki.
- Okej, powiem ci! – krzyczy z radością. Odwracam się do niej i opieram o futrynę drzwi łazienkowych. Zakładam ręce wyczekując odpowiedzi – Niall dodał mnie do znajomych na Facebook’u i pisaliśmy ze sobą cały dzień – jej uśmiech wywołuje mój.
- A więc to Niall?
- Kto wie? – wzrusza ramionami z jasnym uśmiechem. Śmieję się potrząsając głową.
- Pogadamy to tym, jak wyjdę spod prysznica – ostrzegam ją zamykając za sobą drzwi. Puszczam gorącą wodę - moje obolałe już plecy i nogi czują ulgę. Jutro będzie okropnie, bo wiem, że Sara zaciągnie mnie do kościoła.
Niespodzianka, Sara była całkiem religijna zważając na jej szaloną naturę. Była ona całkiem skomplikowaną osobą, ale i tak bardzo ją za to kochałam. Mogła być szalona, zabawna, lekkomyślna, ale zachowała swoje morale, granice i tradycje, takie jak uczęszczanie do kościoła co niedzielę. Myję swoje włosy przez dłuższy czas stojąc pod prysznicem.
Nie chcę opuszczać tego blasku i ciepła, ale zmuszam się do wyjścia spod prysznica zanim zaczynam czuć zimno. Obwiązuję się ręcznikiem i wychodzę z łazienki zabierając spodenki i koszulkę do spania. Sara znów siedzi przed monitorem, nie wątpię, że rozmawia z Niall’em.
Zaraz po tym jak się przebrałam zakładam ręcznik na włosy i siadam przy biurku. Słyszę chichot Sary i obracam się do niej na krześle. Chwytam długopis i rzucam w jej plecy.
- Powiedz mi – mówię z uśmiechem. Przymruża oczy, pisze coś szybko na klawiaturze, zanim zamyka laptopa zwracając się do mnie.
- Tylko rozmawialiśmy – wzrusza ramionami. Unoszę brwi i rzucam w nią kolejnym długopisem. Ona śmieje się i odchyla głowę do tyłu – Okej, okej.. flirtowaliśmy..
- Szczegóły! – nakazuję.
- Więc.. poznawaliśmy się. Jego rodzina mieszka w Irlandii, moja tutaj. Podstawy – wzrusza ramionami – Przyznał, że dobrze się bawił piątkowej nocy – uśmiecha się do siebie.
- Hmm.. Czy ty Saro Matrin lubisz Niall’a jakkolwiek ma na nazwisko, jak twojego prawnego i ślubnego męża? – pytam ją udając, że trzymam mikrofon skierowany w jej stronę. Odrzuca moją rękę z chichotem i wskakuje na łóżko.
- Ten tydzień był naprawdę udany. Dla obu nas – patrzy na mnie a potem na sufit. Wyciągam włosy z ręcznika i wspinam się na swoje łóżko, moje ciało było wykończone od tańca pierwszy raz od miesięcy.
- Był – zgadam się cicho.
- Ja znalazłam faceta, a ty swoje życie – piszczy cichutko. Uśmiecham się, ale nie odpowiadam włączając alarm w telefonie – Dobranoc Jula.
- Branoc Sara – bełkoczę podążając w krainę Morfeusza. Moją głowę wypełniają sny z tej idealnej nocy…


*Przeczytałeś/aś to zostaw komentarz*


___________________________________
Heeeej :) Jak się podoba rozdział? Jula zaczęła w końcu tańczyć! Jak myślicie co będzie dalej?

Wiem, może te początkowe rozdziały nie są zniewalające ciekawe, ale obiecuję, że za niedługo wkroczmy w świat niejakiego Zayn'a Malika :D 

KOMENTUJCIE PROSZĘ, będę mega wdzięczna!

Do następnego xx